Frymografia: Ja, egzorcysta

Frymografia: Ja, egzorcysta

Frymografia: Ja, egzorcysta
Źródło zdjęć: © © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Bogdan Frymorgen
10.10.2014 13:37, aktualizacja: 26.07.2022 19:47

Nie chciałem lecieć do Chorwacji. Przez lata udawałem, że nie istnieje. Znajomi mówili - jedź, to piękny kraj. Cudowne morze, słońce i murowana pogoda. Dla mnie Bałkany były wyrostkiem robaczkowym Europy. Już raz pękł, a jego zatruta krew zalała nie tylko piękne, chorwackie góry. Zanim zakrzepła, utopiła Bośnię i Serbię. Nie miałem skojarzeń z wakacjami. Wojna w Jugosławii pochłonęła ćwierć miliona ludzkich istnień. Wywołał ją potwór nacjonalizmu, który za życia Tito udawał, że śpi. Ten dramat o antycznych proporcjach rozegrał się w XX wieku, u stóp Europy, w samym środku mojego życia. Stał się dla mnie bolesną cezurą. Dlatego przez lata nie chciałem jechać do Chorwacji.

Gdy Jugosławia zaczęła pękać w szwach, pracowałem w BBC. Właśnie urodził się mój pierwszy syn. W domu kwiliło młode życie, a w pracy otaczała mnie jugo-śmierć. Bałkany były wulkanem. Nikt nie wierzył, że erupcja może nastąpić tak szybko. Przecież jeździliśmy nad piękne, chorwackie morze, Sarajewo było gospodarzem zimowych igrzysk, a Czarnogóra zawsze wabiła turystów z całej Europy. Wystarczyło jednak kilka szaleńczych przemówień, a potem kilka rzuconych rozkazów, by z brzucha ziemi wydobył się ryk. Lawa nienawiści zalała tę ziemię od Zagrzebia po Belgrad. Padł pierwszy strzał. Później już nikt ich nie liczył. Po starym porządku, jak w Pompejach, został tylko skulony ślad.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Szkoda, że nie urodziłem się później. Nie pamiętałbym wówczas młodych chłopców w mundurach i tych starszych, z trudem niosących kałachy. Mogłem też urodzić się wcześniej. Wówczas traktowałbym wojnę w Jugosławii inaczej. Może byłaby dla mnie zaledwie epizodem, który wydarzył się pół wieku po upadku Berlina? Czymś mniejszym, mniej bolesnym?

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Z odrętwieniem patrzyłem na studyjne monitory. Wlewały się do nich przerażające obrazy z chorwackich, bośniackich i serbskich stacji telewizyjnych. Prześcigały się w ukazywaniu okrucieństw, jakby brały udział w makabrycznym konkursie. Pamiętam rowy wypełnione pulsującymi ciałami, rozstrzelanych ludzi na własnych podwórkach i cywili zmasakrowanych w kolejce po chleb. Ktoś na wiolonczeli grał Bacha na zgliszczach Sarajewa, ktoś inny walczył o życie w Srebrenicy. Surowe obrazy wyciskały swe piętno. Przyjmowałem je bez znieczulenia - taka była robota, taki był obowiązek. Po kilku latach bratobójczych walk, bałkańskiego potwora poskromiły amerykańskie bombowce. Zbyt późno nadszedł pokój, który nigdy nim nie będzie - myślałem. Ludzie nie siedli przecież przy okrągłym stole, zrobili to, co podyktował im Wielki Brat. Po co więc miałem jechać na Bałkany?

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Minęło okrągłe dwadzieścia lat. Tej wiosny poczułem, że w końcu nadszedł właściwy czas. Lato spędziłem na łodzi, kołysząc się miedzy chorwackimi wyspami. Pogoda nie dopisała, ale nawet tego nie zauważyłem. Ściskając aparat w dłoni, zapisywałem w kadrze rytm tej podroży. Bez wcześniejszego programu, bez przemyśleń, które zazwyczaj towarzyszą mojej fotografii. Z podniesionym obiektywem do twarzy strzelałem, strzelałem, strzelałem.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Nie szukałem na siłę bolesnych śladów wojny. Gdybym chciał, znalazłbym je bez trudu - wypalone pióropusze serbskich osad, do dziś straszą niecały kilometr od brzegu Adriatyku. Każda mieścina ma też pomnik ojca współczesnej Chorwacji, Franjo Tudmana. Dla Chorwatów to bohater; dla świata - jeden wielu zapalników bałkańskiej pożogi. Na ścianach domów widać podobizny generała Gotoviny. Skazany przez trybunał w Hadze za zbrodnie przeciwko ludzkości, zwolniony został dwa lata temu. Sąd wyższej instancji uznał, że jest niewinny. Jego życiorys jest dla Chorwatów ołtarzem.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Jakie są te zdjęcia? Wyczekane, odrobinę niechciane. Na pewno ważne. Stały się egzorcyzmem dokonanym nad pamięcią. Dowodem, że istnieje coś, co nie istniało. Ma niebo i ziemię. Jest i piękne i niewinne. Chorwacja jest bezapelacyjnie piękna. Bez względu na szerokość geograficzną, to ludzie są najmniej atrakcyjną częścią krajobrazu. Wygumowali najnowszą historię Bałkanów. Zastygły tak w pozornej zgodzie, a ich granice czekają, aż ktoś znowu je przesunie. Oby tak się nie stało. Narodziły się wprawdzie nowe pokolenia Serbów, Chorwatów i Bośniaków, ale mieszkają w domu bez gruntownego remontu. Zmieniono w nim tylko zamki i założono na okna kraty. To prowizorka, która w każdej chwili może runąć.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Zdjęcia niech będą, jakie są. Tym razem więcej zapamiętałem niż sfotografowałem. Możne za kilka lat doszukam się kodu, który podświadomie przemyciłem w tych kadrach. A może pozostaną tylko pocztówkami z wycieczki, której nie chciałem. Nie żałuję jednak tego czasu. Spędziłem go na łodzi z przyjaciółmi. Woda oczyszcza, a ja rzadko schodziłem na ląd, jak Odyseusz błąkając się w odległych wspomnieniach.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Z Chorwacji mieliśmy jechać do Krakowa. Umówieni byliśmy ze znajomymi w nadmorskim Pakostane. Padał deszcz, spóźniali się. Okazało się, że chorwacka policja zblokowała drogę prowadzącą do jednej z opuszczonych, serbskich osad. Woda wypłukała niewypały z okresu wojny. Dawni sąsiedzi Chorwatów do dziś nie mogą odwiedzać swoich domów, ale gdy niebo płacze, śmiercionośne żelastwo wychodzi uparcie z ziemi. Siedzi tam pod skórą, jak nienawiść u ludzi. Wiem, że to niesprawiedliwe, że nie powinienem tak myśleć. Minęło przecież tyle lat. Bałkany z pewnością chcą dziś być inne. Tylko czy ludzie im na to pozwolą?

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)