Jak zarabiać na zdjęciach? Opowieści fotografów o ich pierwszych zleceniach

Jak zarabiać na zdjęciach? Opowieści fotografów o ich pierwszych zleceniach

Zarabianie na zdjęciach to ciężki kawałek chleba
Zarabianie na zdjęciach to ciężki kawałek chleba
Źródło zdjęć: © © Centre Pompidou Metz
Piotr Kała
13.03.2014 15:35, aktualizacja: 26.07.2022 20:01

Ślub, portret znajomego, praktyka w gazecie, zdjęcia dla lokalnego portalu. Zapytaliśmy kilku fotografów: znanych, z doświadczeniem oraz młodych, ale już z sukcesami, jak wspominają swoje pierwsze kroki w fotografii komercyjnej.

Fotografowanie dla prasy

Lokalna gazeta czy portal internetowy to jedne z wielu miejsc, w których stawia się pierwsze kroki w fotografii komercyjnej. Tak zaczynał na przykład Maciej Jeziorek, urodzony w 1973 roku współzałożyciel i członek Napo Images.

Obraz
© © Diestl / Flickr CC

Maciej Jeziorek:

Pierwsze pieniądze na fotografii zarobiłem podczas pracy w "Życiu Warszawy". Dostałem się tam, bo poszedłem jako praktykant z Zespołu Szkół Fototechnicznych na Spokojnej. Byli na tyle fair, że płacili mi za publikacje. O ile pamiętam, 40 zł za jedną. Pierwszy temat, który dla nich zrealizowałem, dotyczył "bazarku pod Pałacem Kultury". Potem szybko pojawiły się następne (w dzienniku dostaje się po kilka tematów dziennie). Trudno mi powiedzieć coś konkretnego o kolejnych. Praca w dzienniku to kocioł, szybko zapominasz o tym, co było wczoraj…

Podobnie swoje pierwsze zlecenie wspomina Tomasz Szeremeta, który niedawno na łamach Fotoblogii opowiadał o ukończonym właśnie ambitnym planie wykonywania portretu codziennie innej osobie.

Tomasz Szeremeta:

Moje pierwsze płatne zlecenie było nietypowe, ale idealnie wpisywało się w mój ówczesny obszar zainteresowań. W 2009 roku koleżanka dziennikarka poleciła mnie w redakcji lokalnego tygodnika i tym sposobem otrzymałem roczne zamówienie na zdjęcia i teksty do tego wydawnictwa.Tego zlecenia nie dostałem jednak tylko dzięki poleceniu i znajomościom. To był efekt mojego ogromnego zaangażowania w fotografowanie. Robiłem zdjęcia często i z ogromnym zamiłowaniem, a te, które uważałem za najlepsze, publikowałem na swoim fotoblogu.

Obraz
© © Piotr Idem

Podobne doświadczenia ma fotograf młodego pokolenia Piotr Idem, który otrzymał Grand Prix Puot Expo 2013 za zdjęcia dokumentujące życie jego rodzinnej miejscowości, Sobowidza. Jego przygoda z fotografią komercyjną zaczęła się od lokalnego portalu.

Piotr Idem:

Moim pierwszym zleceniem było sfotografowanie koncertu australijskiego zespołu the Sunpilots dla lokalnego portalu internetowego Pruszcz.com. Naczelny potrzebował zdjęć i poprzez znajomych dowiedział się, że ja fotografuję. Było to dokładnie 27 listopada 2010 roku. Mogłem robić zdjęcia przez cały koncert, bo odbywał się w małym klubie i nikt inny nie fotografował. Pracuje się dużo lepiej, gdy wokół nie ma innych fotografujących, którym można wejść w kadr. Jeden trzaskający aparat to mniejsze zamieszanie również dla muzyków i publiczności. Nawet teraz, gdy oglądam zdjęcia z tego koncertu, uważam, że nie są tragiczne.

Marcin Dobas, który specjalizuje się w fotografii podróżniczej, aby zacząć zarabiać na zdjęciach przywiezionych z podróży, najpierw musiał sam opłacić sobie wyprawę.

Marcin Dobas:

U mnie zaczęło się od wyjazdu za własne pieniądze na Spitsbergen w 2007 roku, gdzie codziennie pracowałem z aparatem i robiłem zdjęcia starając się przywieźć jak najlepszy materiał. Pracowałem tam tak, jakbym rzeczywiście miał zlecenie fotograficzne. Wkrótce po powrocie okazało się, że wykonane tam fotografie bardzo szybko zaczęły na siebie pracować. Po konkursie European Wildlife Photographer of the Year, w którym jedna z fotografii wykonanych na tym wyjeździe została nagrodzona, odezwało się do mnie wydawnictwo z Niemiec i podpisaliśmy licencję na kilka lat. na panoramiczne pocztówki sprzedawane w krajach niemieckojęzycznych.

Dobry portret zawsze w cenie

Dwukrotny laureat World Press Photo Kacper Kowalski, opowiada, że pierwsze zlecenie samo do niego przyszło. A było to jeszcze w liceum.

Kacper Kowalski:

Moje pierwsze zdjęcia zawodowe to zdjęcia portretowe. Byłem wtedy jeszcze w liceum. Ktoś znajomy poprosił o zdjęcia, bo wiedział, że umiem je robić i że interesuję się fotografią od dziecka. To były trochę inne czasy. Wówczas nie każdy umiał fotografować, nie każdy miał odpowiednisprzęt i, co najważniejsze, wiązała się z tym tajemnica warsztatowa: magia analogowej ciemni. Praca sama do mnie przyszła, ale wtedy jeszcze nie chciałem zajmować się fotografią zawodowo. Chciałem być architektem albo biologiem, tak mi się przynajmniej wydawało.

Od portretów zaczęła również Magdalena Błachuta, która kilka miesięcy temu została doceniona przez jury Wielkiego Konkursu Fotograficznego National Geographic

Obraz
© © PK

Magdalena Błachuta:

...to były studenckie czasy i podjęłam się zlecenia z potrzeby materialnej, choć nie bez przyjemności tworzenia. Pamiętam, że to był ogromny stres, nie z powodu samego fotografowania, ale z powodu poważnych rozmów z dyrektorem szkoły, dla której robiłam zdjęcia. Były to portrety jakiś wybitnych uczniów w prywatnej szkole. Zastosowałam wypasione oświetlenie marki "słońce wpadające przez okno", do tego sesja odbyła się na profesjonalnych tłach spod znaku "posklejane kartony". Ale zdjęcia powstały.

Jakub Szymczuk, urodzony w 1985 fotoreporter „Gościa Niedzielnego”, który opowiadał nam niedawno o fotografowaniu na kijowskim Majdanie, mówi, że jego pierwszym zleceniem był chrzest. Zaraz potem zaczął współpracę z mediami elektronicznymi.

Jakub Szymczuk:

Pierwsze zlecenie dostałem około 11 lat temu. Jeśli dobrze pamiętam, był to chrzest dziecka znajomego. Z poważniejszych zleceń mogę wymienić współpracę z kilkoma portalami internetowymi, między innymi ze stroną Polskiego Radia, które wtedy tworzyło dział nowych mediów. Zlecenia te polegały na uwiecznianiu polityków i wydarzeń okołopolitycznych. Dostałem przepustkę do sejmu i zacząłem stawiać pierwsze kroki w zawodzie fotoreportera. Tam nauczyłem się przede wszystkim pracy nad jednym tematem z innymi fotoreporterami, co w takiej newsowej pracy fotoreportera jest bardzo ważne.

Śluby to podstawa

Fotografowanie ślubów to jedna z najpopularniejszych pierwszych fuch. Do takiego pierwszego zlecenia przyznają się Adrian Wykrota, młody fotograf z Poznania, nasz bloger, który pisze o dokumencie fotograficznym i historii fotografii, oraz Konstancja Nowina-Konopka, która za swoje zdjęcia o chłopcach z zabrzańskiej dzielnicy Biskupice zdobyła nagrodę na Lens Culture Student Photography Award 2013. Tak samo zaczynał Tomasz Woźny, laureat m.in. Grand Press Photo i BZ WBK Press Foto.

Tomasz Woźny:

Pierwszym moim płatnym zleceniem był ślub, na którym zastąpiłem znajomego fotografa. Było to na początku mojej "kariery" jako fotografa, gdy jeszcze myślałem, że będę niczym drugi James Nachtwey, strzelając fotki na wszystkich frontach świata. Podszedłem, muszę to po latach przyznać, do tej pierwszej płatnej roboty z pewną nonszalancją. Robiłem już od jakiegoś czasu bezpłatnie zdjęcia dla jednego z wrocławskich portali studenckich, przejechałem się na kilka zadym w Polsce i Europie i byłem pewien, że ktoś taki jak ja wciągnie zwykły ślub jednym obiektywem, a wypluje drugim. Innymi słowy, myślałem, że to będzie dla mnie pestka.

Oczywiście, myliłem się. Pamiętam, że lato było wtedy bardzo upalne, samo południe, z nieba lał się żar. Koszmarne południowe słońce mimo mej rozpaczliwej walki przepalało suknię panny młodej, rzucając przy tym obrzydliwe cienie na twarze bohaterów moich zdjęć. Samo wesele uzmysłowiło mi z kolei, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć, jeżeli chodzi o obsługę lampy błyskowej. W międzyczasie zresztą wyczerpały mi się zasoby karty pamięci i musiałem lecieć do domu na drugi koniec miasta, zgrywać fotki i wracać. Mało tego, towarzystwo, któremu robiłem zdjęcia, było zupełnie nie z mojej bajki, panowie sobie szybko popili i zaczęli się podśmiewać z paparazzi. Dziś jestem już na to odporny, ale wtedy mocno oddziaływało na ambicję. Ostatecznie obrobione zdjęcia zgrałem na płytę i pojechałem do klienta, który odpalił je na TV... Tragedia. Zdjęcia na niskobudżetowym telewizorze wyglądały koszmarnie, a ja w totalnej ciszy obserwowałem wyraz rozczarowania na twarzach klientów. Później odpalili je na normalnym monitorze i stwierdzili, że jednak im się podobają. Ba, nawet zadzwonili, żeby przeprosić za pierwszą reakcję.

Adrian Wykrota:

Moje pierwsze zarobione pieniądze to przewrotnie poważne i odpowiedzialne jak na początki zajęcie: fotografia ślubna. Na początku dość długo zajmowałem się fotografią uliczną oraz portretem (miałem nawet na koncie wystawę autorską oraz wygrane w kilku mniejszych konkursach), ale nie zarabiałem na fotografii [poza sprzedażą dwóch odbitek - i tu mnie ma urząd skarbowy (śmiech)].

Obraz
© © Katsunojiri / Flickr CC

Konstancja Nowina-Konopka:

Od mojego pierwszego zlecenia za pieniądze zaczęła się prawdziwa przygoda z fotografią. Miałam wtedy lustrzankę. Nie była to pełna klatka, tylko crop z wbudowaną lampą błyskową. Koleżanka z pracy brała ślub. Pewnego dnia poprosiła mnie, żebym zrobiła jej zdjęcia ślubne. Odmówiłam, ale ona wyjątkowo się wtedy uparła. Twierdziła, że tylko na moich zdjęciach dobrze wychodzi i że profesjonalny fotograf zrobił jej gorsze zdjęcia niż ja. I tak wierciła mi dziurę w brzuchu przez kilka dni. W końcu pewnego dnia oświadczyła: zapłacę ci jak profesjonalnemu fotografowi. Uśmiechnęłam się i wystukałam w Google'u "ile zarabia fotograf ślubny". Powiedziałam: Oookeeej! Bez stresu, jako pół gość, pół fotograf, opłacony w dodatku, zrobiłam całkiem fajny materiał, i to bez pomocy Photoshopa (bo nie znałam Photoshopa). Koleżanka do dziś jest bardzo zadowolona z tych zdjęć, ja trochę mniej. Jestem jej niezmiernie wdzięczna za tę wiarę w moje możliwości. Nie biorę już od niej kasy, bo jestem jej dłużniczką…

Jak zacząć zarabiać? Wskazówki fotografów

Choć od początków w zawodzie Maćka Jeziorka upłynęło już trochę czasu i sytuacja na rynku mediów się zmieniła (nie ma już np. "Życia Warszawy"), Maciej podpowiada, jak można rozpocząć współpracę z prasą.

Maciej Jeziorek:

Na pewno olbrzymim plusem było to, że dział foto w "Życiu Warszawy" był klasykiem: codzienny podział tematów, spotkanie w redakcji ze starszymi kolegami po fachu, ciemnia, archiwum odbitek... Dzięki temu, a w szczególności dzięki kontaktom ze starszymi kolegami bardzo szybko przeszedłem intensywne warsztatowe szkolenie. Kadr, technika, poszukiwanie tematów, praca w ciemni, przeglądanie archiwów i zdjęć moich poprzedników - to wszystko bardzo dużo mnie nauczyło i zaraziło fotografią reporterską...

Dziś, kiedy nie ma już właściwie działów foto w redakcjach, a fotografowie rzadko się spotykają, bo każdy wysyła zdjęcia z miasta lub z domu, na pewno ważne jest pukanie do różnych drzwi. Są jeszcze agencje (PAP, Forum) i redakcje... Na pewno musisz mieć jakieś portfolio, jeśli planujesz się do nich zgłosić.

Ważne jest to, że w redakcjach czy agencjach prasowych zazwyczaj nikt nie oczekuje od młodego fotografa reportaży, cykli zdjęć,. Liczą się "pojedyncze strzały", taka jest praca w newsie. Wydaje mi się więc, że portfolio z mocnych klatek będzie lepsze od kilku "konceptualnych " serii (one mogą być deserem, ale nie daniem głównym).Oczywiście mówię o początkach, bo po kilku latach pracy fotoreporterskiej brak w portfolio cykli to raczej wstyd!

Opowiada też o częstym błędzie początkujących fotografów, którzy zaniżają stawki, byle złapać zlecenie.

Maciej Jeziorek:

Zazwyczaj początkującemu w zawodzie fotografowi wydaje się, że jeśli zdobędzie zlecenie dzięki mocno zaniżonej cenie, to będzie później szansa na odrobienie tej ceny przy następnych zleceniach. Z doświadczenia wiem, że raczej nie ma takiej szansy. Raz ustalona z klientem kwota nie będzie negocjowana w górę, często nawet nie będzie następnych zleceń. A pierwsze wykonaliśmy i na nim nie zarobiliśmy!Pamiętajmy, że fotograf profesjonalny to taki, który utrzymuje się z fotografowania, a nie z dopłacania do interesu.

Jakub Szymczuk radzi, że trzeba się udzielać, być widocznym w sieci i fotografować, bo prędzej czy później przyniesie to rezultaty.

Jakub Szymczuk:

Ja zacząłem od prowadzenia bloga i fotografowania hobbistycznie wszelakich wydarzeń miejskich: od marszów po parady. Opatrywałem te galerie własnym komentarzem, co sprawiało, że wyróżniały się wśród innych. Swego czasu na darmowej platformie blogowej Fotolog.pl mój blog był w czołówce popularności. Poza tym wszędzie wrzucałem linki do swoich zdjęć: od bardzo znanego wtedy forum Frondy po lokalne fora "Gazety Wyborczej". W końcu zauważyła mnie pewna osoba i poleciła pierwszemu zleceniodawcy. Potem poszło już z górki. Po 3 latach dostałem pracę w "Gościu Niedzielnym" i od niego na poważnie zaczęła się moja przygoda z fotoreporterką. W "Gościu" pracuję do dziś…

Obraz
© © Tomasz Szeremeta

Tomasz Szeremeta uważa zaś, że szczęściu trzeba pomagać.

Tomasz Szeremeta:

Myślę, że mój blog, który z zaangażowaniem prowadziłem, odwiedzany głównie przez przyjaciół i znajomych, stał się moim portfolio i wizytówką. Czymś łatwym do pokazania w dowolnym miejscu, łatwym do obejrzenia i szybkiej oceny. Publikowałem tam między innymi zdjęcia z różnych wydarzeń, portrety i street photo. Czyli w zasadzie dokładnie to, co publikuje się w prasie.

Takie sytuacje, że ktoś cię poleci lub dostrzeże, się zdarzają, ale nie ma co zbytnio na nie liczyć. Lepiej wziąć sprawy we własne ręce i samodzielnie szukać zleceń, wychodząc do potencjalnych zleceniodawców z konkretną ofertą. Niewielkim wysiłkiem i praktycznie bez kosztów można zainteresować wydawców zwykłym mailem z załączonymi zdjęciami.

Adrian Wykrota sądzi, że zamiast za wszelką cenę zabiegać o pierwsze zlecenia, lepiej szukać swojej drogi i zdobywać doświadczenie.

Adrian Wykrota:

Szczerze powiedziawszy, teraz nikomu nie poleciłbym fotografowania ślubu na początku profesjonalnej drogi (choć moi pierwsi klienci byli zadowoleni). Proponuję metodę małych kroków, które doprowadzą nas do celu. Warsztaty fotograficzne, praktyka i asystowanie to bardzo dobry pomysł. Doświadczenie daje swobodę wypowiedzi twórczej.

Tomasz Woźny zwraca uwagę na fotografów, którzy mając artystyczne ambicje, traktują zlecenia komercyjne jak zło konieczne.

Tomasz Woźny:

Wielu początkujących fotografów wyobraża sobie, że są ponad przyziemne śluby, chrzciny, imprezy firmowe itp. Nic bardziej mylnego. To właśnie takie zlecenia - gdy ktoś za nie płaci i oczekuje - weryfikują nasze umiejętności, odporność na stres i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Dlatego warto się do nich solidnie przygotować i za każdym razem podchodzić do nich jak do eliminacji w World Press Photo.

Kacper Kowalski dodaje, że bez przekonania, zaangażowania i wiary w sukces nic nie zdziałamy.

Kacper Kowalski:

Szukając miejsca dla siebie, bez względu na dziedzinę, trzeba podążać za głosem pasji. A potem mieć odwagę się tym zająć na 100%. Wtedy praca przestaje być tylko pracą. Daje napęd i siłę do przebijania się przez mury. Ja dla latania i fotografowania porzuciłem zawód architekta po 4 lata pracy za deską i nie mam zamiaru za nią wracać.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)