Małe koncerty czy duże festiwale - gdzie czeka nas więcej możliwości na ciekawe zdjęcia? [poradnik]

Małe koncerty czy duże festiwale - gdzie czeka nas więcej możliwości na ciekawe zdjęcia? [poradnik]

Małe koncerty czy duże festiwale - gdzie czeka nas więcej możliwości na ciekawe zdjęcia? [poradnik]
Źródło zdjęć: © © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl
Joanna Frota Kurkowska
07.05.2014 11:14, aktualizacja: 26.07.2022 19:57

Fotografią koncertową zajmuję się zawodowo od siedmiu lat. Przeszłam chyba przez wszystkie stadia typowe dla fotografa koncertowego: od fascynacji koncertami stadionowymi po zamiłowanie do muzycznej fotoreporterki. Dziś ten pierwszy etap uważam za bardzo ograniczający i mało atrakcyjny dla początkującego fotografa. Dlaczego?

Obraz

Są to moje własne spostrzeżenia, często uogólnienia (bo od każdego z tych punktów może być jakiś wyjątek) i wnioski, jakie nasuwają się po wieloletnim zainteresowaniu fotografią muzyczną i koncertową. A ponieważ zbliża się sezon na festiwale wszelkiej maści i wizyty w klubach będą się przeplatały z obecnością na dużych imprezach, warto pomyśleć, jaką drogę obrać, aby jak najlepiej podszkolić swój warsztat i zdobyć najlepsze kadry. Zdjęcia ilustrujące artykuł pochodzą z imprez i klubów, na które nie była potrzebna akredytacja. Niektóre z nich zapisały się w mojej pamięci na dłużej niż fotograficzne relacje z Openera czy Off Festivalu.

Takie same kadry u wszystkich

Wyobraźcie sobie taką sytuację: festiwalowa scena, w fosie około 30-40 osób, zespół pozwolił na robienie zdjęć tylko z jednej strony. Ścisk i frustracja. Dodajmy do tego, że formacja jest oddalona od fotografów o paręnaście ładnych metrów, a artyści nie kwapią się, aby schodzić do fanów i przybijać z nimi piątki. Bardzo, ale to bardzo trudno wtedy o niepowtarzalne zdjęcia.

BNNT podczas spontanicznego występu na jednej z katowickich ulic.
BNNT podczas spontanicznego występu na jednej z katowickich ulic.© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Licencje, umowy, zakazy

Marzycie o umieszczeniu w swoim portfolio zdjęć Metalliki, Pearl Jamu czy innej legendarnej kapeli? Zazwyczaj jest to niemożliwe. W ostatnich latach bardzo popularne stały się umowy z organizatorami, na mocy których zrobione przez nas zdjęcia mogą zostać wykorzystane w jednej konkretnej publikacji. W takich umowach zwykle znajduje się zapis o zakazie publikowania wykonanych przez nas zdjęć na prywatnych blogach czy w portfolio. Czasy, w których to fotografowie dyktowali warunki (ze względu na to, że było ich mało), minęły bezpowrotnie wraz z rozpowszechnieniem się fotografii cyfrowej i wzrostem zainteresowania fotografią koncertową. Po imprezie agencje bardzo często sprawdzają, czy fotografowie dotrzymują umów.

Gdyński dworzec i koncert formacji 1926
Gdyński dworzec i koncert formacji 1926© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Bez AAA nie ma kreatywności

I tak, i nie. Ale kiedy pokazują portfolio takich tuzów fotografii koncertowej, jak Elmakias czy North, wtedy wychodzą największe perły. Po trzech numerach ochrona wyprowadza fotoreporterów z fosy, a ci często dostają zakaz robienia zdjęcia poza jej obrębem. Trudno też o jakąkolwiek formę kreatywności, jeżeli wykonawca oddalony jest od nas o 50 m. Z najbardziej pożądaną przez fotografów plakietką, czyli Access All Areas (ang. dostęp do wszystkich stref), można się swobodnie przemieszczać po całym obiekcie i przygotować rewelacyjny materiał: od zespołu grającego w karty po fajerwerki wystrzeliwane w czasie koncertu. Szkoda, że taką możliwość mają tylko nieliczni.

Borowski/Miegoń w Gdańsku
Borowski/Miegoń w Gdańsku© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Dlaczego więc warto zainteresować się mniejszymi scenami? Powody są trzy.

Krzysztof Wroński, perkusista takich formacji jak Kiev Office czy 1926 improwizuje w jednym z trójmiejskich klubów
Krzysztof Wroński, perkusista takich formacji jak Kiev Office czy 1926 improwizuje w jednym z trójmiejskich klubów© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Są źródłem ciekawych ujęć

Miejskie festiwale pokroju gdańskiego Streetwaves, plenerowe imprezy pod chmurką czy imprezy organizowane przez pasjonatów to niewyczerpane źródło interesujących, przykuwających uwagę fotografii. Na festiwalu bardzo trudno o wieloplanowe kadry z ciekawym tłem. W małych klubach, w których jest ciasno, niełatwo złapać samego artystę, ale dzięki temu zrobione tam fotografie bywają naprawdę ciekawe i potrafią zapaść w pamięć. Malutki klubik, w którym publikę od wykonawcy dzieli 50 cm, to zupełnie inne warunki niż rozłożysta scena festiwalowa. To całkiem inny klimat, kontakt z publicznością jest bardzo częsty, dzięki czemu nasze zdjęcia nabierają kolorytu. Nie ma nic gorszego niż "suche" fotografie wykonawców i wokalista obfotografowany z każdej strony. Co ciekawe, technikę "ciasnego" kadru stosują oficjalni fotografowie dużych klubów, m.in. Piotr Połoczański, fotograf gdańskiego klubu Parlament, który zdjęcia z fosy ogranicza do minimum. Reszta to właśnie obserwowanie publiczności, wieloplanowe kadry i wszelakie interakcje. Takie obrazy ogląda się z przyjemnością.

Napszykłat w Gdańsku
Napszykłat w Gdańsku© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Nie ma problemów ze zdobyciem akredytacji

OK, praktycznie zawsze jest jakiś problem, ale na wiele mniejszych koncertów i do mniejszych klubów można śmiało wnieść aparat. Brak akredytacji i całej otoczki związanej z tym, że jesteś "profesjonalistą", wbrew pozorom bardzo ułatwia zadanie, bo nie czujesz ciężaru zlecenia i oddechu szefa na karku. Nie ograniczają cię ramy czasowe, a kiedy fotoreporterzy kończą swoją pracę i znikają po 2-3 kawałkach, ty możesz rejestrować dalszą cześć koncertu. Jednak pamiętaj, żeby nie przeszkadzać zespołowi ani oglądającym. To oni są na tym wydarzeniu najważniejsi.

Slim Cessna's Auto Club w warszawskim Powiększeniu
Slim Cessna's Auto Club w warszawskim Powiększeniu© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Gorsze warunki do pracy

Tak, to plus. Dlaczego? Powód jest bardzo prosty: jeżeli poradzisz sobie z warunkami w małym klubie (brak świateł, fosy i ogólny chaos), uwierz mi, będziesz gotowy na wszystko i nic cię nie zaskoczy. Potem będzie już tylko łatwiej.

Zdjęcie zespołu The Shipyard podczas festiwalu Streetwaves
Zdjęcie zespołu The Shipyard podczas festiwalu Streetwaves© © Joanna 'frota' Kurkowska // blackboxphoto.pl

Mam nadzieję, że ten tekst uświadomi Wam pewne rzeczy i zmotywuje do konkretnych fotograficznych działań. Tym bardziej że szał na koncerty w całej Polsce nie ustaje. I nie zanosi się na to, aby miało się to zmienić. Warto pomyśleć, czy próba dostania się na duże festiwalowe sceny ma sens, skoro tyle ciekawych wyzwań czeka na nas praktycznie obok, na małych plenerowych imprezach czy w miejscowych klubach.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)