RAWy – oddawać, czy nie? Jasne, że nie!

RAWy – oddawać, czy nie? Jasne, że nie!

© Paweł Baldwin
© Paweł Baldwin
Paweł Baldwin
24.06.2016 07:59, aktualizacja: 26.07.2022 18:59

Temat odradza się na portalach regularnie, tak samo, jak kwestie szczepień przeciw grypie i jeżdżenia w dzień na światłach. I niby napisano już o tym wszystko, a każdy zaczynający fotografować zawodowo powinien choć raz natrafić na tekst lub dyskusję dotyczącą zagadnienia. Ale sprawa coraz to odżywa – mnie właśnie też dosięgła.

Nie osobiście, a pośrednio – za sprawą kolegi, fotografa niby początkującego, ale z branżą mającego sporo do czynienia już od dawna. Zadzwonił do mnie z problemem jak w tytule:

  • Klient prosi mnie o przekazanie nie tylko JPEGów, ale też RAWów. I co ja mam zrobić?
  • Nie chcesz oddać surowizny?
  • No, nie chcę.
  • To pokaż klientowi paragraf umowy, w którym napisane jest, że masz oddać tylko JPEGi.
  • Eee…

Tu zrozumiałem, że w umowie nie ma takiego punktu, ale się upewniam:

  • Masz tam taki punkt?
  • Eee…

Tu zrozumiałem, że nie ma nie tylko paragrafu, ale też w ogóle jakiejkolwiek spisanej umowy.

I to jest właśnie najczęstszy powód, dla którego klienci, przy lub po odebraniu gotowego zlecenia, proszą o RAWy. Proszą, bo umowy nie ma albo niewystarczająco precyzyjnie określono w niej formę, w jakiej mają być oddane zdjęcia.

Tak więc obowiązkowy punkt pierwszy: Umowa. Ale nie należy z nią przeginać w żadną stronę. Nie powinna być to wyłącznie umowa ustna, bo za łatwo się z niej wykręcić. „Nie zrozumiałem”, „nie dosłyszałem”, „inaczej to sobie wyobrażałem”, „nie powiedział pan tego wyraźnie”… itd. itp. Z mojego doświadczenia wynika, że nie powinna być też zbyt pełna i skomplikowana. Jasne, zdarzają się Poważne Zlecenia i Równie Poważne Firmy, do których bez takiej umowy nie ma co startować. Ale często wystarcza kilka punktów, w których opisane są zadania, obowiązki i prawa fotografa i zleceniodawcy. Nawet bez formy umowy. Świetnie, jeśli mamy to na papierze, jeszcze lepiej z podpisem i pieczęcią zlecającego. Ale przeważnie wystarczają e-maile – grunt, żeby była to forma pisemna, bo to już trzyma klienta w ryzach.

No i wśród owych punktów powinien się znaleźć taki na przykład: „wykonane zdjęcia zostaną przekazane w formie plików JPEG o rozdzielczości 24 mln pikseli”. I jeśli klient po fakcie poprosi o RAWy, to wiemy, co robić.

© Paweł Baldwin
© Paweł Baldwin

Dobra, ale klient przecież może zażyczyć sobie RAWów już w trakcie dogadywania zlecenia. I co wtedy? Oddawać je, czy nie? Nie, w żadnym razie nie ODDAWAĆ ich. Należy je SPRZEDAĆ.

Bo RAWy to taki sam produkt fotograficzny jak JPEG. Oczywiście można z niego wydobyć więcej niż z JPEGa. Ale z TIFFa też uzyskuje się więcej, a nikt nie ma oporów przed dawaniem klientom TIFFów. A skoro klient chce kupić więcej niż same JPEGi, czyli ma specjalne wymagania, to niech płaci! Ja zupełnie nie mam oporów przed wykorzystywaniem takich zachcianek klientów. Ba, jeśli dobrze zapłacą, to mogę im sprzedać nawet aparat, którym robiłem zdjęcia.

Zupełnie nie rozumiem oporów fotografów hołubiących RAWy. Pierwsza kwestia podnoszona przez nich, to chęć obrony RAWów przed nieprawidłową obróbką. „Oddam RAWy ze ślubu, to weźmie je na warsztat jakiś wujek Józek i skopie tak, że wstyd!”. Prawda, może tak się zdarzyć. Ale gdy wujek dorwie się do JPEGów, to zdjęciom nie stanie się krzywda? Skądże, JPEGi też przecież można zepsuć tak, że ich rodzony fotograf nie pozna. No, najwyżej po logo.

Kwestia druga, to rzekome pozbawianie się dowodów autorstwa zdjęć. Tu jednak sprawa jest jeszcze prostsza. Nie, nie mam na myśli znaków wodnych w jakiejkolwiek formie (widzialnej lub niewidzialnej), czy też zapisywania danych fotografa w Exifie. Choć oczywiście to drugie uważam za rzecz konieczną. RAWy możemy oddać w taki sposób, by oryginały zdjęć pozostały w naszych rękach. Wystarczy zachować sobie NEFy, PEFy, czy inne CR2, a klientowi przekazać surowiznę po skonwertowaniu jej do DNG. Klient ma RAWy, tak jak sobie życzył, a my nadal posiadamy zdjęcia w najbardziej pierwotnej, świadczącej o autorstwie, formie. Wilk syty i owca cała. A na koniec możemy klientowi zaproponować kupno plików xmp.

To oczywiście są moje własne przemyślenia i moje podejście do tematu, choć wiem, że nie jestem w nim odosobniony. Każde z was może postępować z własnym kodeksem ochrony RAWów i nic innym fotografom do tego. Grunt, żeby mieć świadomość istnienia rozwiązań, które być może kiedyś, w jakiejś konkretnej, sytuacji wykorzystamy.

A następny felieton będzie traktował o pewnym wujku Józku i fotografie, który z własnej, nieprzymuszonej woli, oddał za darmo RAWa.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)