Historia kontrowersyjnej fotografii Thomasa Hoepkera, która stała się symbolem 9/11

Dzień przed pamiętnym 11 września 2001 roku w Nowym Jorku spotkali się najlepsi fotografowie świata z agencji Magnum. Niektórzy z nich dzień później byli w samym centrum zdarzeń, ale to właśnie fotografia Thomasa Hoepkera, wykonana z dala od strefy zero, stała się symbolem. W 19. rocznicę zamachów terrorystycznych na World Trade Center w Nowym Jorku przypominamy historię powstania fotografii, która przeszła do historii.
Thomas Hoepker, fotograf prestiżowej agencji Magnum, wykonał ten pamiętny obraz 11 września 2001 roku, tuż po tym, jak dwa samoloty wbiły się w budynki World Trade Center, zabijając łącznie prawie 3000 osób. Fotografia przedstawia nowojorczyków siedzących i odpoczywających na słońcu nad brzegiem East River. Zdjęcie wzbudziło na świecie wiele kontrowersji. Pojawiły się pytania – czy tak właśnie widzimy Amerykanów? Czy to ponadczasowy obraz, ukazujący podejście współczesnego społeczeństwa?
Po wykonaniu tego zdjęcia sam autor miał moralne rozterki, związane z jego publikacją. Ta natomiast została wstrzymana aż o 5 lat. W 2006 roku, w piątą rocznicę wydarzenia, zdjęcie zostało opublikowane w albumie. Fala krytyki zalała fotografa oraz przedstawioną sytuację. Czy słusznie? Czy to zdjęcie rzeczywiście przedstawia portret Amerykanów? Dlaczego fotograf nie robił zdjęć w strefie zero, tylko z dala od miejsca zamachu? Jaka jest historia jej powstania?
Raz w życiu legitymacja prasowa była naprawdę potrzeba
Dzień przed tym tragicznym wydarzeniem do Nowego Jorku przyjechali wszyscy fotografowie agencji Magnum, do której należy także Thomas Hoepker. Twórcy regularnie spotykali się w swojej siedzibie. Oprócz tego, Hoepker po prostu mieszkał na nowojorskim Manhattanie. To było jego miasto.
Chwilę po tragicznym ataku, Hoepker próbował skontaktować się z pozostałymi fotografami agencji Magnum, ale bezskutecznie, ponieważ linie telefoniczne padły. Mimo to każdy z nich, także autor pamiętnego zdjęcia, próbował dostać się do strefy zero, czyli miejsca ataku.
Zobacz również: Fotoblogia.pl - największy blog o fotografii w Polsce
— Postanowiłem skorzystać z metra - niestety nie działało. Wsiadłem do mojego samochodu, ale korek był ogromny. Ludzie opuszczali miasto, zapychając wszystkie mosty. Pojechałem zatem przez Queens i Brooklyn i zatrzymałem się pod drugiej stronie East River. Jeździłem od miejsca do miejsca, fotografując. Przy małej restauracji zauważyłem grupę ludzi siedzących spokojnie przy rzece, w słoneczku. Wysiadłem z samochodu, chwilę popatrzyłem na nich, oni na mnie i wykonałem 3 zdjęcia, nie myśląc specjalnie nad tym, czy będą to wyjątkowe klatki. Do strefy zero nie dotarłem — policja zagrodziła tam dostęp, a ja nie miałem legitymacji prasowej. To był ten jedyny moment w moim życiu, kiedy rzeczywiście taki dokument byłby przydatny.
Thomas Hoepker
Zdjęcie klasy B
2001 rok to były czasy, kiedy fotografa cyfrowa dopiero raczkowała. Fotoreporterzy korzystali z aparatów tradycyjnych i klisz. Zdjęć nie można było podejrzeć tuż po ich wykonaniu, a Facebook na którym publikujemy zdjęcia i robimy relacje na żywo, powstał dopiero ok. 2,5 roku później. To były inne czasy. Naturalnym wydaje się zatem, że następnego dnia rano Hoepker udał się do biura agencji Magnum, aby zobaczyć prace kolegów i pokazać swoje.
— Byłem pod wielkim wrażeniem ich niesamowitych zdjęć. Szybko postanowiliśmy, że trzeba wydać z nimi album. Pracowałem kiedyś jako dyrektor artystyczny dla magazynu "Stern", zatem zająłem się przygotowaniem tego wydawnictwa. Zebrałem skany od fotografów i zabrałem je do domu. Przeglądając je na spokojnie, podzieliłem zdjęcia. Te najlepsze trafiały do pudełka "A”, a gorsze do pudełka "B”. Mam jeszcze pudełko "C”, czyli kosz na śmieci. Moje zdjęcie od razu powędrowało do pudełka "B”, gdzie nie zaglądałem przez lata. Odrzuciłem je. Książka w ciągu tygodnia powędrowała w ręce wydawcy i szybko ukazała się na rynku. Do publikacji wybrałem wtedy między innymi nieco podobne zdjęcie Alexa Webba, ukazujące matkę z małym dzieckiem siedzących po drugiej stronie rzeki.
Thomas Hoepker
"Młodzi ludzie na zdjęciu pana Hoepkera nie są koniecznie znieczuleni. Są po prostu Amerykanami"
To historyczne zdjęcie Thomasa Hoepkera zostało odkryte dopiero po 3 latach od wykonania. W 2006 roku powędrowało na okładkę nowej książki twórcy oraz na wystawę w rodzinnym Monachium razem z 200 innymi pracami. I zaczęło się… Fotografia szybko wywołała kontrowersję zarówno wśród krytyków, jak i zwykłych odbiorców, także w raczkującym wtedy Internecie. Wtedy też, Frank Rich, ówczesny eseista gazety "The New York Times" , napisał słowa zacytowane w śródtytule powyżej. Wiele osób interpretuje jego słowa jako symbol pewnego rodzaju przemijania. Ci ludzie doświadczyli według niego tej tragedii, ale żyją dalej.
Do prasy, jak i samego fotografa, zgłosiły się również osoby, które sfotografował. Z krytyką swojej postawy nie zgodził się Walter Sipser — chłopak w okularach przeciwsłonecznych po prawej stronie na zdjęciu. Mężczyzna mówił, że on i jego dziewczyna siedzieli na murku i byli w szoku.
Nie wierzyli w to, co właśnie się stało. Siedząca obok kobiet zwróciła uwagę, że sama jest fotografką, ale tego dnia nie zrobiła ani jednego zdjęcia. I wcale się tam nie opalała. Oprócz tego oboje zwrócili uwagę, że Hoepker wykonał i opublikował to zdjęcie bez ich zgody, stawiając ich w złym świetle. Sam fotograf odpierał te ataki mówiąc, że ludzie znajdowali się w strefie publicznej.
W takich sytuacjach nigdy nie pytam o pozwolenie na wykonanie zdjęcia. Kiedy zaczniesz rozmowę z ludźmi, możesz całkowicie się zdekoncentrować, zmienić sytuację czy stan swoich rozmówców. Zostajesz wtedy bez zdjęcia. Jeśli ludzie nie dają wyraźnie do zrozumienia, że nie życzą sobie, aby ich fotografowano, to z reguły robię to i nie zadaję pytań.
Thomas Hoepker
Marcin Watemborski zapytał ekspertów z polskiego świata fotografii czy to zdjęcie rzeczywiście zasługuje na miano tak historycznego i kontrowersyjnego.
Tymon Markowski

Nie uważam, żeby ten obraz pokazywał Amerykanów jako ignorantów. Ten obraz zdaje się mówić generalnie o wszystkich ludziach, a raczej o psychologii naszego zachowania. Nie wszyscy potrafią odnaleźć się w momencie tragedii, więc jeżeli nie wiesz jaką postawę przyjąć, robisz dalej to, co robiłeś. Wyczytałem, że głos zabrała jedna z osób, która rozpoznała się na zdjęciu. Oświadczenie nie mogło być bardziej przewidywalne — ciężko było na forum publicznym przeciwstawić się modelowi patrioty przejętego własną ojczyzną.
Dlaczego to zdjęcie nie ukazało się wcześniej? Być może naród potrzebował wtedy, jak nigdy wcześniej, świadectwa swoje siły i niezłomności, także na zdjęciach. Sam autor uznał za niestosowne pokazywanie tego kontrowersyjnego kadru. Ale w mojej opinii kontrowersyjnego nie z powodu tego, co przedstawiał, ale z powodu tego, jaką dyskusję mógł w tym czasie wywołać. Choć nawet po latach nie dało się tego uniknąć.
Fotografia jest dyskusyjna, ponieważ łączy w sobie dwie zupełnie odmienne sytuacje, które się przenikają. Bez czarnego dymu w tle jest to malownicza chwila pełna relaksu, głównie za sprawą słońca. Natomiast płonąca wieża sfotografowana z dystansu (bez ludzi na pierwszym planie) jest obrazem smutnej tragedii. Nałożenie tych dwóch warstw sprawia, że zaczynamy mieć problemy z zaszufladkowaniem tego zdjęcia. Nie traktowałbym tego ujęcia jako podsumowania dla Ameryki i jej mieszkańców. To po prostu doskonale uwieczniony moment skłaniający do dyskusji. Jeden z wielu.
Tomasz Kulbowski

Nie chcę oceniać decyzji autora o przechowaniu zdjęcia w szufladzie przez 5 lat — to indywidualna sprawa i na pewno stał za tym jakiś namysł. Oczywiście jest w tym zdjęciu pewna dwuznaczność, ale jest ona jednym z elementów siły oddziaływania tego obrazu.
Z dzisiejszego punktu widzenia nie czytam go jako portretu jednego narodu, ale raczej całego świata. Dla mnie jest ważnym symbolem nie tylko wydarzenia z 2001 roku, ale szerszego zjawiska. Z bezpiecznego dystansu obserwujemy jak świat płonie, historia dzieje się na naszych oczach i na naszym podwórku. Nie sądzę, aby było to nowe zjawisko, ani też unikalne dla Stanów Zjednoczonych.
Bart Różalski

Kiedy oglądamy zdjęcia z tragicznego dnia 11 września 2001 roku, zawsze oglądamy coś strasznego – tragedię, rozpacz, płacz, przerażenie, a także wściekłość.
Jak tylko zobaczyłem pierwszy raz opublikowane zdjęcie Hoepkera 9/11 w 2006 roku, byłem zaskoczony. Tyle smutnych zdjęć przejrzanych w prasie i internecie a tu nagle coś takiego. Zbyt duży kontrast.
Zdałem sobie sprawę, że Hoepker pokazał coś nowego, czego żaden fotograf nie odważyłby pokazać – spokojne piknikowe życie młodych ludzi, gdy po drugiej stronie rzeki Hudson trwa walka o życie. Ich wyrazy twarzy, luzackie życie pokazują obojętność wobec tych faktów – byłem pewien, że zlinczują Hoepkera za to zdjęcie. No ale znając jego dorobek fotograficzny, sfotografował to co widział, w dodatku to zdjęcie ma wręcz atomowy ładunek emocjonalny.
Taka fotografia daje dużo do myślenia – kim są ci ludzie, dlaczego tam siedzą i śmieją się, na co czekają, czemu nie biegną po pomoc itp. Czy to takie typowo amerykańskie zachowanie? Gdy w listopadzie 2006 roku wylądowałem w Nowym Jorku, po całodniowym obejrzeniu ruin WTC pomyślałem: "Hoepker dobrze zrobił publikując dużo później to zdjęcie".
Beata Kitowska

Uważam ,że zdjęcie bardzo dobrze dokumentuje tragedię z 11 września. Lubię zdjęcia zrobione "obok" centrum wydarzeń. Można w ten sposób pokazać ludzkie emocje, skrajnie inne niż te ludzi w centrum wydarzeń.
Hoepker twierdzi, że nie wpuszczono go w okolice WTC, więc zrobił zdjęcie z innej perspektywy. To jest właśnie dobra fotografia — zrobiona w odpowiednim miejscu i czasie. Często będąc w centrum wydarzeń poddajemy się emocjom tłumu — robimy to samom co człowiek stojący obok. Tu widać ludzi siedzących z dala od Manhattanu. Czy ignorują to, co się dzieje za ich plecami? Czy rozmawiają o tym, co się dzieje? Czy to bezradność? Pamiętam swoje niedowierzanie w to, co pokazywały wszystkie telewizje świata.
Myślę, że każdy powinien odebrać przekaz emocjonalny tego zdjęcia osobiście. Decyzję o wstrzymaniu publikacji uważam za trafną. Po tragedii było tyle mocnych zdjęć, że to zginęłoby w natłoku innych obrazków. Pokazane teraz wzbudza więcej emocji. Czy jest to portret amerykańskiej ignorancji? Nie sądzę.
To prawdziwy symbol tragedii, ale i ogromna nauka dla fotografujących
O słuszności odwlekania publikacji fotografii Thomasa Hoepkera powiedziano i napisano już, nawet powyżej, naprawdę wiele. Z perspektywy osób fotografujących możemy się tu jednak naprawdę sporo nauczyć. Przede wszystkim pokory autora, który w tak trudnej dla swoich rodaków sytuacji, postanowił poczekać i nie wkładać kija w mrowisko kosztem budowania własnej popularności.
Po drugie, historia powstania fotografii pokazuje, że dobre zdjęcia nie zawsze muszą powstawać w samym centrum wydarzeń. Kadry pełne emocji są dookoła nas, niemal wszędzie, trzeba tylko umiejętnie po nie sięgać, szukać ich z właściwym nastawieniem umysłu i otwartymi oczami. Hoepker zachował się tu jak rasowy fotograf — nie poddał się, ale fotografował tam, gdzie mógł. I zrobił to po mistrzowsku.
Autorzy: Krzysztof Basel i Marcin Watemborski
Ten artykuł ma 50 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze