Siedemnastu policjantów na jednego. Fotoreporter opowiada o swoim zatrzymaniu

Siedemnastu policjantów na jednego. Fotoreporter opowiada o swoim zatrzymaniu

Stadion Ruchu Chorzów
Stadion Ruchu Chorzów
Źródło zdjęć: © © PAP/ Andrzej Grygiel
Krzysztof Basel
21.09.2017 11:59, aktualizacja: 26.07.2022 18:20

Tydzień temu pisaliśmy o sprawie Grzegorza Celejewskiego - fotoreportera "Gazety Wyborczej" zatrzymanego na 25 godzin przez policję przed meczem piłki nożnej, w którym Ruch Chorzów grał przeciwko GKS Tychy. Fotograf został potraktowany bardzo surowo - w ciągu jednego dnia zajął się nim sąd, który jednak uniewinnił Celejewskiego od stawianych mu zarzutów. Teraz fotograf opisuje całą sytuację i opowiada, jak to wyglądało naprawdę.

Tydzień po zajściu na stadionie Ruchu Chorzów wiemy już dokładnie, co się wtedy wydarzyło. Informacje, o których pisaliśmy tuż po zajściu, były niepełne. Tak opisuje sytuację sam Grzegorz Celejewski:

– Pojechałem do klubu odebrać akredytację, potem wjechałem na parking przed stadionem. Gdy spakowałem aparaty do torby, podszedł do mnie jeden z ochroniarzy. Do wejścia na stadion było jakieś sto metrów. Ochroniarz poprosił, żebym mu pokazał, co mam w torbie. Odpowiedziałem, że nie ma problemu, tylko gdzie mam to zrobić. „Tutaj, na ziemi” – usłyszałem.

Fotograf miał zwrócić uwagę ochroniarzowi, że ma w torbie bardzo drogi sprzęt (aparat, obiektywy, laptopa i inne) i potrzebuje stolika, na który będzie mógł go bezpiecznie wyłożyć lub żeby razem podeszli do bramki, gdzie będą lepsze warunki kontroli. W artykule na portalu wyborcza.pl, fotoreporter opowiada, co było dalej. Pracownicy ochrony mieli powiedzieć mu, że jeśli nie pokaże tu i teraz zawartości swojej torby to nie wpuszczą go na stadion. Jak widać, fotograf tego nie zrobił. Sam Celejewski miał też próbować kontaktować się z rzecznikiem prasowym chorzowskiego klubu, jednak ten nie odpowiadał. Chwilę później przyszli kolejni ochroniarze, a także przyjechała Policja.

Fotoreporter został wylegitymowany przez funkcjonariuszy, a następnie skuty i zawieziony na komisariat

Tam dowiedział się, że złamał przepisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, nie zastosował się do poleceń ochrony w czasie meczu podwyższonego ryzyka. Finalnie żądano od Celejewskiego 2 tys. zł grzywny i wydania zakazu uczestnictwa w imprezach masowych na dwa lata.

Nic do zarzucenia sobie nie ma Krzysztof Hermanowicz, który odpowiada za bezpieczeństwo na stadionie Ruchu Chorzów. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą", wyraził on ubolewanie z powodu zatrzymania Grzegorza Celejewskiego, jednak przyznał też, że ochroniarze pracowali bez zastrzeżeń.

  • Całe zajście jest nagrane na kamerach monitoringu. Nie mogę nic zarzucić pracownikowi firmy ochroniarskiej. Wykonywał swoje obowiązki. Nigdy nie było na niego żadnych skarg.

Fotoreporter trafił przed sąd w trybie ekspresowym, jak agresywny pseudokibic

W czasie szybkiej rozprawy, sędzia odrzucił zarzuty, przyznając, że fotograf miał prawo poprosić o cywilizowane warunki do okazania wartościowego sprzętu. Celejewski został uniewinniony. Szczegółowy opis losów fotografa znajdziecie na na stronie "Gazety Wyborczej".

Co ważne podkreślenia, Grzegorz Celejewski jest od wielu lat stałym gościem chorzowskiego klubu. Fotografował nie jeden ich mecz, wiele osób go tam zna. Przez ochronę oraz później Policję został potraktowany niemal jak potencjalny terrorysta.

Swoje stanowisko w tej sprawie wydała Rada Press Clubu Polska:

W czwartek 14.09 na klubowym parkingu przy stadionie Ruchu Chorzów został zatrzymany przez policję fotoreporter katowickiego oddziału „Gazety Wyborczej” Grzegorz Celejewski. Bezpośrednim powodem tego kroku była prośba fotoreportera skierowana do pracowników ochrony o dokonanie kontroli jego torby ze sprzętem w odpowiednich do tego warunkach (przy stanowisku kontroli, a nie na ziemi na parkingu).W tej sytuacji już samo zatrzymanie, osadzenie na noc w izbie zatrzymań i postawienie przed sądem w trybie przyspieszonym fotoreportera katowickiego oddziału „Gazety Wyborczej” to niezrozumiała nadgorliwość policji. Natomiast żądanie dla niego kary grzywny w wysokości 2000 zł i zakazu uczestnictwa w imprezach masowych na dwa lata jest prawdziwym kuriozum.Grzegorz Celejewski posiadał wydaną przez klub akredytację na mecz oraz przepustkę na klubowy parking. Jego pełne dane osobowe były znane zarówno klubowi, jak i policji, na żądanie której pokazał dokumenty. Przez cały czas zachowywał się spokojnie, deklarował gotowość poddania się rutynowej kontroli zawartości bagażu, prosił tylko, by z uwagi na wartość sprzętu kontrola ta odbyła się w odpowiednich warunkach. Na stadion przyjechał godzinę przed meczem, by wykonywać swoją pracę. Nie widzimy żadnych racjonalnych przesłanek do potraktowania go na równi z chuliganem, który usiłuje wywołać awanturę.Podobnego zdania był sąd, który w piątek, 15.09 uniewinnił Grzegorza Celejewskiego od stawianych mu zarzutów.

Celejewski szczegółowo opisał ten pamiętny dzień i doszukuje się też winnych

Fotograf dobrze zapamiętał ten dzień i od razu spisał jego przebieg. Przez 25 godzin miał kontakt z aż 17 policjantami. Został zabrany do radiowozu i zawieziony na komisariat, spędził noc za kratami i został zabrany do sądu, który bardzo szybko go uniewinnił. Dlaczego jego sprawa przybrała taki przebieg? Czynników jest z pewnością wiele. Sam fotoreporter twierdzi natomiast, że mogła to być forma zemsty.

"Być może, by odpłacić za nagłośnienie przez "Gazetę Wyborczą" i inne śląskie media akcji chorzowskiej policji, podczas której funkcjonariusze udawali fotoreporterów, zatrzymując kibiców".
Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)