Fotograf na froncie. Był gotowy na śmierć, aparat uratował mu życie

Fotograf na froncie. Był gotowy na śmierć, aparat uratował mu życie

Gabriele Micalizzi
Gabriele Micalizzi
Źródło zdjęć: © Źródło: Cesura Lab / [Facebook](https://www.facebook.com/CESURALAB355513433004/)
Monika Homan
25.02.2019 11:44, aktualizacja: 26.07.2022 15:56

"Byłem gotowy na śmierć" - mówi Gabriele Micalizzi, włoski fotoreporter dokumentujący wojnę na bliskim wschodzie. Kiedy wycelowany w niego granat wybuchł półtora metra od niego, życie uratował mu przystawiony do oka aparat fotograficzny.

Gabriele Micalizzi jest włoskim fotoreporterem i współzałożycielem kolektywu Cesura. Praca na wojennych frontach nie jest mu obca. Dokumentował starcia od Gazy po Libię i od Egiptu po Syrię.

Był gotowy na śmierć

To właśnie w Syrii szczęście mu nie dopisało. To tam został ciężko ranny podczas dokumentowania starć pomiędzy wspieranymi przez Stany Zjednoczone Syryjskimi Siłami Demokratycznymi, a grupą bojowników Państwa Islamskiego w wiosce Baghuz.

Granat wycelowany był bezpośrednio w fotoreportera

Tuż po tym, jak Gabriele sfotografował flagę ISIS na dachu jednego z budynków, wystrzelony przez bojowników ISIS granat przeciwpancerny napędzany rakietą eksplodował w odległości półtora metra od fotografa. Jak sam twierdzi, miał wiele szczęścia, bo napastnicy nie ranili go przypadkowo. Celowali w niego z całą premedytacją, wiedzieli, że jest dziennikarzem z zachodu, byli żądni jego krwi.

Brzmi jak ironia, ale sięgnąłem do kieszeni po papierosa. Moja ręka była zniekształcona, miałem dwa połamane palce. Tragikomiczna sytuacja - nie mogłem nawet wyciągnąć papierosa.

Kiedy leżał na ziemi, tuż po eksplozji, był przekonany, że to już koniec. Poranione ręce, uszkodzone oko i słuch, twarz cała we krwi. Nie czuł bólu, najbardziej bał się utraty krwi. Był przekonany, że nie przeżyje.

Il racconto di Gabriele Micalizzi, ferito in Siria

Życie uratował mu aparat

Skoro był pewien, że spotka się ze śmiercią, to jak doszło do tego, że fotograf przeżył i dlaczego twierdzi, że aparat uratował mu życie? Gabriele jest doświadczonym dziennikarzem, nie pojawia się w zagrożonych strefach bez hełmu i kamizelki kuloodpornej. Gdyby nie fakt, że przed niczym nie osłoniętą twarzą miał aparat - Leikę SL prawdopodobnie zginąłby na miejscu. Teraz żałuje, że nie miał ochronnych okularów - jego wzrok jest poważnie uszkodzony i czeka go długa rekonwalescencja, a przecież ten zmysł jest najważniejszy w pracy fotografa. Zdjęcia zniszczonego sprzętu umieścił na portalu Reedit.

Zniszczone podczas wybuchu aparaty Leica
Zniszczone podczas wybuchu aparaty Leica© Źródło: [Reedit](https://www.reddit.com/r/Leica/comments/at5ew0/the_leica_q_and_sl_that_saved_the_life_of_the/)

Kluczowa była szybka i sprawna pomoc

Życie zawdzięcza również sprawnemu łańcuchowi pomocy, jaką otrzymał. Dwóch kurdyjskich chłopców przeniosło go do pancernego samochodu, którym przewieziono go w bezpieczne miejsce. Gabriele był przytomny do momentu, w którym dostał środki medyczne.

Fotograf CNN, który był z Micalizzim podczas wybuchu, Gabriel Chaim, powiedział, że włoski fotoreporter został przewieziony do szpitala polowego, później do bazy Omar Oilfield, a następnie do szpitala w Bagdadzie, gdzie odzyskał przytomność. Obecnie przebywa we włoskim szpitalu, gdzie dochodzi do siebie po przebytych zabiegach i operacjach.

Jego przyjaciel nie miał tyle szczęścia

Cztery lata wcześniej jego przyjaciel Andrei Rocchelli w podobnej sytuacji, zginął na froncie podczas bitwy o Donieck, w ukraińskim Donbasie.

  • Między nami była zdrowa konkurencja, a Andy na Ukrainie zrobił świetne zdjęcia. Jego śmierć rozdarła mi serce. Był prawdziwym przyjacielem - mówi Gabriele. Na palcu nosił pierścień, z wygrawerowaną datą śmierci Andrieja i sentencją "Nigdy się nie poddawaj". Kiedy lekarze operowali jego prawą rękę musieli go przeciąć, ale pozwolili mu go zachować. - Powiedzmy, że ten talizman zadziałał. Mam wrażenie, że Andy jest zawsze ze mną - mówi fotograf.

"Nigdy się nie poddawaj"

Gabriele podkreśla, że pomimo tego wydarzenia nie przestanie dokumentować wojny, ponieważ nie pracuje on dla gazet, ale dla historii. Najpierw jednak musi wyzdrowieć. Obecnie widzi dobrze, ale powinien uważać, żeby nie udaremnić wysiłków lekarzy, jakie włożyli w ratowanie jego wzroku.

  • Naprawdę chcę fotografować, jestem pracoholikiem i już dzwonię ze szpitala do tysiąca ludzi, aby wrócić do pracy. Taki jestem. Na froncie będę z powrotem, może już nie rzucając się na wszystko, co się stanie. Spróbuję być bardziej rozważny, ale na pewno się nie poddam. "Nigdy się nie poddawaj".
Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)