Rozmawiamy z Jeremy Lockiem - najbardziej znanym fotografem wojskowym świata

Rozmawiamy z Jeremy Lockiem - najbardziej znanym fotografem wojskowym świata

Podczas przerwy we wspólnych ćwiczeniach armii amerykańskiej i Combined Joint Task Force- Horn of Africa w Dżibuti, żołnierz tańczy break dance © Jeremy Lock
Podczas przerwy we wspólnych ćwiczeniach armii amerykańskiej i Combined Joint Task Force- Horn of Africa w Dżibuti, żołnierz tańczy break dance © Jeremy Lock
Olga Drenda
29.05.2013 10:30, aktualizacja: 26.07.2022 20:15

Jeremy Lock, starszy sierżant U.S. Air Force, w armii służy od 21 lat. Siedmiokrotnie zdobył tytuł Military Photographer of the Year, publikował w "National Geographic", "Time" czy "New York Timesie". Pracował na sześciu kontynentach, w ponad 40 państwach. W specjalnej rozmowie z Fotoblogią opowiada o swoich doświadczeniach i o tym, czym jego praca różni się od zadań cywilnego reportera wojennego.

Jeremy Lock, starszy sierżant U.S. Air Force, w armii służy od 21 lat. Siedmiokrotnie zdobył tytuł Military Photographer of the Year, publikował w "National Geographic", "Time" czy "New York Timesie". Pracował na sześciu kontynentach, w ponad 40 państwach. W specjalnej rozmowie z Fotoblogią opowiada o swoich doświadczeniach i o tym, czym jego praca różni się od zadań cywilnego reportera wojennego.

Małe tornado przechodzi przez obóz armii francuskiej podczas ćwiczeń w Dżibuti © Jeremy Lock
Małe tornado przechodzi przez obóz armii francuskiej podczas ćwiczeń w Dżibuti © Jeremy Lock

Jak zostaje się fotografem wojskowym? Trzeba przebyć specjalne szkolenie czy wystarczy udowodnić, że ma się umiejętności?

Trzeba zgłosić swoją aplikację – kiedy akurat nie ma wakatu, można czekać, aż pojawi się wolne miejsce, ale może to trochę potrwać. Nie trzeba odbywać wcześniej specjalnych kursów, wojsko zapewnia szkolenie. Po podstawowym przysposobieniu wojskowym trafia się na ok. 6 tygodni do szkoły (w moim przypadku była to Defense Information School w Ft. Meade w stanie Maryland).

Helikopter U.S. Navy HH-60 Seahawk w okolicach Port-au-Prince podczas operacji Unified Response na Haiti © Jeremy Lock
Helikopter U.S. Navy HH-60 Seahawk w okolicach Port-au-Prince podczas operacji Unified Response na Haiti © Jeremy Lock

Moja droga wyglądała jeszcze inaczej: początkowo starałem się o inne stanowisko. Służę w wojsku już od 21 lat. Chciałem być elektroradiologiem, ale przydzielono mnie do zakładu przetwarzania obrazu U.S. Air Force – wywoływałem zdjęcia satelitarne i lotnicze. Spędziłem tam jakieś siedem lat. W końcu zmęczyła mnie praca w ciemni, chciałem zajmować się fotografią w terenie, więc zacząłem się uczyć. Miałem to szczęście, że trafiłem na świetnych mentorów. Pamiętam swoje pierwsze warsztaty - DoD Worldwide Military Photography Workshop – podczas których zobaczyłem prace jednego z fotografów pracujących dla marynarki wojennej. Wtedy zakochałem się na dobre i wiedziałem już, że to właśnie jest moja praca marzeń.

Czyli zainteresował się Pan fotografią już po wstąpieniu do wojska?

Tak, wojsko było pierwsze. Wcześniej nie interesowałem się zbytnio fotografią. Praca fotografa była zrządzeniem losu – okazało się, że było to najlepsze, co mogło mnie spotkać w życiu.

© Jeremy Lock
© Jeremy Lock

Służy Pan w lotnictwie, ale fotografuje Pan również na lądzie i pod wodą. Jaki sprzęt zazwyczaj Panu towarzyszy?

Nie jestem specem od techniki i uważam, że im mniej się nosi ze sobą, tym lepiej. Furę zdjęć godnych Pulitzera zrobiono "małpką"! Używam sprzętu Nikona, bo taki jest w wyposażeniu armii, ale przyznaję, że bardzo mi odpowiada – miałem go ze sobą w naprawdę fatalnych warunkach i nigdy mnie nie zawiódł. Mój aparat nie ma ze mną łatwego życia, ale wiem, że mogę na nim zawsze polegać.

Żołnierze obserwują teren, Mosul, Irak © Jeremy Lock
Żołnierze obserwują teren, Mosul, Irak © Jeremy Lock

Zazwyczaj noszę ze sobą dwa aparaty: jeden z obiektywem długoogniskowym, drugi z szerokokątnym. W kieszeni noszę jeszcze dodatkowy obiektyw 50 mm. Wszystko w małym plecaku - moja zasada to nosić ze sobą tak mało, jak się da. Zawsze mam przy sobie sprzęt do nagrywania dźwięku (Zoom H4N), zapasowe baterie i karty pamięci. Poza tym mały statyw i to wszystko.

© Jeremy Lock
© Jeremy Lock

W strefie działań bojowych sprawy wyglądają trochę inaczej. Noszę kamizelkę kuloodporną i kamizelę strzelecką – to w niej mam obiektywy, karty i sprzęt pierwszej pomocy. Noszę też ze sobą broń – jedynie pistolet 9mm, który może przydać się w niebezpieczeństwie, ale nie może przeszkadzać w fotografowaniu. To jest w końcu moje główne zadanie. Szczęśliwie nie znalazłem się nigdy w sytuacji, w której musiałbym strzelać.

Jakie zadania fotograficzne otrzymuje Pan zazwyczaj?

© Jeremy Lock
© Jeremy Lock

Moim podstawowym zadaniem jest dokumentacja historyczna. Muszę być oczami i uszami całego sztabu. Większość moich zdjęć powstaje poza strefą działań bojowych i tak naprawdę przypomina standardowy fotoreportaż. Do tego dochodzi sporo siedzenia w biurze nad edycją zdjęć, doborem zdjęć do archiwum, standardowe ćwiczenia wojskowe i z pomocy humanitarnej.

Jak Pan sądzi: w czym Pana praca różni się najbardziej od zadań cywilnego fotoreportera? Czy ma Pan więcej swobody czy ograniczeń?

Różnice nie są moim zdaniem aż tak duże. I wojskowi, i cywilni fotografowie muszą wyznaczać sobie wysokie standardy i dbać o to, aby przekazywać fakty. Nie czuję się zbyt ograniczony. Jakieś 80% moich zdjęć to tematy zlecone, a 20% - te, które wybieram sam i lubię najbardziej, ale nawet z wyznaczonym tematem można zrobić coś ciekawego. Nawet zdjęcia grupowe mogą być rewelacyjne. Nie zadzieram nosa i staram się po prostu dobrze wykonywać swoje zadania.

© Jeremy Lock
© Jeremy Lock

Cywilni fotografowie w prasie dostają czasem tematy typu “zwierzak miesiąca”, w moim przypadku takim tematem byłoby fotografowanie ceremonii zmiany dowództwa. Uroczystość trwa godzinę i muszę być tam cały czas, choć na potrzeby archiwum wybiera się tylko jedno, maksymalnie dwa zdjęcia. Staram się wykorzystać pozostały czas dla siebie, rozglądam się, szukam ciekawych ujęć. Dlatego z uroczystości przynoszę zdjęcia typowo dokumentalne i jeszcze coś ekstra.

Ćwiczenia w Dżibuti © Jeremy Lock
Ćwiczenia w Dżibuti © Jeremy Lock

Za to fotografowanie w strefie wojennej to ciągły sprawdzian. Jestem z Air Force i kiedy idę w teren z oddziałem marines, muszę udowadniać, że nie trzeba mnie niańczyć. Oprócz fotografowania mam czasem inne zadania: pierwszą pomoc, prowadzenie samochodu. Jeśli się sprawdzam, żołnierze doceniają to, co robię.

Co jest najtrudniejsze w Pańskiej pracy?

Planowanie reportażu, wymyślenie pomysłu i nawiązanie kontaktów z ludźmi na miejscu. Dobra historia wymaga pracy. Ostatnio fotografowałem weterynarza U.S. Air Force, pułkownika Douglasa Rileya, który pracuje obecnie w Mongolii. Przygotowanie zajęło mi rok. Poznaliśmy się w Timorze Wschodnim, gdzie dostałem jednodniowe zlecenie. Bardzo zależało mi na tym, żeby zrobić o nim większą historię. Reportaż niesamowicie się rozrósł – z historii o weterynarzu U.S. Air Force zmienił się przy okazji w opowieść o tym, jak szybko rozwija się gospodarka Mongolii, o życiu pasterzy, o tym, jak dostarczają mleko i mięso mieszkańcom miast. To była historia, o jakiej marzyłem.

Pasterze w Mongolii przed tradycyjnym domem (jurtą) © Jeremy Lock
Pasterze w Mongolii przed tradycyjnym domem (jurtą) © Jeremy Lock

Które ze swoich zdjęć ceni Pan najbardziej?

Nie zrobiłem jeszcze swojego najlepszego zdjęcia. Wciąż na nie czekam. Lubię te, które pokazują, że nauczyłem się czegoś nowego o fotografii.

© Jeremy Lock
© Jeremy Lock

Podczas tylu lat służby w wojsku widział Pan na pewno wiele dramatycznych wydarzeń. Czy te doświadczenia zmieniły Pana, sposób, w jaki patrzy Pan na świat?

Chciałbym myśleć, że nie, ale wiem, że to nieprawda. Widziałem zbyt wiele scen śmierci i zniszczenia. Miałem jednak też szczęście zetknąć się z ludźmi z różnych miejsc na świecie, dzięki czemu czuję się bogatszy – żyję nie tylko własnym życiem, ale również życiem ludzi, których fotografuję.

Dzieci bawią się w wojnę na przedmieściu Ułan Bator © Jeremy Lock
Dzieci bawią się w wojnę na przedmieściu Ułan Bator © Jeremy Lock

Tej jesieni przechodzę na emeryturę. To trudna decyzja, bo kocham wojsko, ale nadszedł już na mnie czas. Wojna to straszna rzecz, a służba w armii nauczyła mnie jeszcze większego szacunku dla wszystkich tych dzielnych ludzi, którzy bronią naszego bezpieczeństwa. Jestem zaszczycony, mogąc dokumentować to, co robią.

Co doradziłby Pan komuś, kto rozważa karierę fotografa wojskowego?

Zrób to! Podróżujesz po świecie, zdobywasz mnóstwo doświadczeń, a w dodatku dostajesz za to pieniądze!

Myśliwiec F-22 Raptor leci za cysterną KC-135 © Jeremy Lock
Myśliwiec F-22 Raptor leci za cysterną KC-135 © Jeremy Lock
Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)