MacBook Pro 13" z ekranem Retina, czyli rzut okiem fotografa na 2560 × 1600 px [test]

MacBook Pro 13" z ekranem Retina, czyli rzut okiem fotografa na 2560 × 1600 px [test]

© MB
© MB
Redakcja Fotoblogia.pl
27.12.2012 08:10, aktualizacja: 26.07.2022 20:22

Najnowszy MacBook Pro 13" z ekranem Retina to jeden z najciekawszych notebooków na rynku. Jest świetnie wykonany, lekki, wydajny, ale przede wszystkim ma rewolucyjną matrycę o rozdzielczości aż 2560 × 1600 pikseli. Czy to dobry komputer dla fotografa z grubym portfelem? Postanowił to sprawdzić nasz nowy gościnny autor Miłosz Bolechowski - fotograf prowadzący blog www.fabryka-pikseli.com.

Wstęp i pierwsze wrażenia

Niemal rok temu podjąłem decyzję, że będę miał tylko jeden komputer. Z jednej strony wiązało się to z pewnymi wyrzeczeniami i zmianą przyzwyczajeń, z drugiej - nie trzeba martwić się o to, gdzie znajdują się szukane dane (zawsze były na tym drugim komputerze), nie trzeba myśleć o synchronizacji i wspieraniu się rozwiązaniami firm trzecich. Zdążyłem się więc już odzwyczaić od posiadania laptopa. Kiedy więc – dzięki splotowi wydarzeń, w który i tak byście nie uwierzyli – pojawił się u mnie 13-calowy MacBook Pro z ekranem Retina, było to dla mnie podwójnie przyjemne doświadczenie. Ale zacznę od początku.

[solr id="komorkomania-pl-34534" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://komorkomania.pl/11780,macbook-pro-15-test-czesc-1"][/solr][block src="solr" position="inside"]2476[/block]

Po odebraniu przesyłki od kuriera byłem zwyczajnie niepocieszony aktualną porą roku. Jak nietrudno się domyślić, zawartość paczki zdążyła porządnie zmarznąć w ciągu całej nocy spędzonej w raczej nieprzyjemnych warunkach. Chcąc nie chcąc, musiałem więc dać jej odpocząć i rozgrzać się, podczas gdy – naturalnie – część mnie chciała jak najszybciej wyciągnąć komputer z kartonu i włączyć go, żeby na własne oczy zobaczyć ten niemal legendarny już ekran. Trenując silną wolę, wróciłem jednak do swoich zadań i otworzyłem go dopiero kilka godzin później.

© MB
© MB

Warto było czekać, zapewniam. Kilka lat temu, gdy jeszcze używałem iBooka G3, sprowadzałem znajomemu ze Szwecji 12-calowego PowerBooka G4, który mnie wówczas zauroczył. W tamtych czasach stosunek mocy tego komputera do jego wielkości robił wrażenie na każdym, bez wyjątku. Do tego dochodził jeszcze jego wygląd: jakość wykonania, kształty, proporcje. Pamiętam, że patrzyłem na niego oniemiały. Nie wyobrażałem sobie wówczas, że w kwestii komputerów przenośnych można pójść dalej. Potem pojawiły się MacBooki Pro, które nie oferowały następcy dwunastki, mimo że zachowały formę poprzednika.

Niedługo potem w ofercie znalazł się 13-calowy, plastikowy MacBook, ale – wiedzieliśmy to wszyscy – to nie było to. Gdy pod koniec 2008 roku Apple zaprezentował aluminiowego MacBooka (który kilka miesięcy później został przemianowany na MacBooka Pro), wiele mówiło się o tym, że to on może być godnym następcą uwielbianego przez wielu PowerBooka. Tak się jednak nie stało. Model ten stał się ogromnie popularny (ze względu na cenę i uniwersalność), ale nie szła za nim sława wcześniejszej dwunastki.

Podobnie sytuacja wyglądała z MacBookiem Air, którego wygląd i rozmiar robiły oszałamiające wrażenie, ale który w początkowej fazie był komputerem – wybaczcie określenie – niepełnosprawnym. Mały, bardzo wolny dysk, niedużo pamięci RAM i wysoka cena skutecznie odstraszały tłumy, jakie miały się po niego ustawiać w kolejce. Z czasem model ten ewoluował i obecnie zarówno 13-, jak i 11-calowe wersje to znakomite komputery, którymi zachwycałem się w ubiegłym roku. Piszę o tym wszystkim dlatego, że po wyjęciu najnowszego MacBooka Pro z ekranem Retina z pudełka przypomniałem sobie właśnie wspomnianego PowerBooka G4. Zrobił on na mnie dokładnie takie samo wrażenie jak tamten maluch kilka lat wcześniej.

[solr id="komorkomania-pl-124755" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://komorkomania.pl/11736,macbook-pro-15-test-czesc-2"][/solr][block src="solr" position="inside"]2477[/block]

Wygląd, obudowa, jakość wykonania

Wykonanie i ekran

MacBook Pro 13" z Retiną okazał się lżejszy, niż przypuszczałem. Dobrze znam wagę poprzedniego modelu, ponieważ na co dzień używa go moja Żona. Nowy model jest od niego lżejszy aż o ponad 400 gramów (waży 1,62 kg). Tak naprawdę dopiero teraz, gdy to napisałem, zdałem sobie sprawę z tego faktu. 1,62 kg. Rozwój technologii prawdopodobnie nigdy nie przestanie mnie zdumiewać. Jeśli jednak te 400 gramów nie robi wrażenia, użyję innego porównania. Drogi Czytelniku, czy trzymałeś kiedyś w ręce 13-calowego MacBooka Air? Idę o zakład, że jego waga zrobiła na Tobie wrażenie. Nowy MacBook Pro waży tylko 276 gramów więcej. Innymi słowy, MacBook Pro z ekranem Retina jest lekki.

Jeszcze większe wrażenie zrobił na mnie jego wygląd. W porównaniu z 15-calową wersją wydaje się bardziej proporcjonalny, bardziej zwarty i dzięki temu jeszcze sztywniejszy. Do jakości wykonania nie można mieć żadnych zastrzeżeń i przyzna to każdy, nawet osoby, które – delikatnie mówiąc – nie przepadają za produktami marki Apple. Sprawdziłem. Jest też cieńszy od poprzednika – znacznie. Żeby pokazać, jak bardzo, postawiłem je obok siebie i zrobiłem zdjęcie.

Jeśli więc masz poprzedni model, spójrz na niego z boku i wyobraź sobie, że Retina sięga do mniej więcej połowy wysokości portów. Wystarczy tylko położyć dłonie na klawiaturze, żeby wywnioskować, że pisanie na o tyle niższym komputerze będzie znacznie wygodniejsze.

Po otwarciu miałem także okazję porównać, jak bardzo poprawiono błyszczącą powłokę ekranu (postawiłem obok poprzedni model).

Owszem, różnica jest zauważalna, ale przyznaję, że spodziewałem się większej poprawy. Postawienie obok MacBooka Pro z matową matrycą wyraźnie pokazuje, o ile nowa powłoka wciąż jest bliższa błyszczącej z poprzedniego modelu niż matowej.

Gdy obracałem go w dłoniach, przyglądając się wszystkim szczegółom, dotarło do mnie, że zdążył mnie do siebie przekonać, jeszcze zanim go włączyłem. Bardzo szybko nadrobiłem więc tę zaległość. Przycisk na klawiaturze, charakterystyczny gong, szare tło i logo marki Apple. Tak wyraźne, jakby było fizyczną częścią tego ekranu. Jakby można było je z niego zdrapać. Chwilę potem pojawia się tło Biurka, górny pasek i Dock. Wszystko jak malowane.

[solr id="fotoblogia-pl-43031" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/3035,teraz-podepniesz-do-iphonea-obiektywy-nikona-i-canona" _mphoto="iphone-slr-mount-d39f-25-2c52d36.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2478[/block]

Włączam po kolei systemowe aplikacje, podziwiając to, jak gładkie są krawędzie znaków, jak płynne są przejścia między kolorami. Jest to szczególnie widoczne w przyciskach do minimalizowania/zamykania okna w Finderze, o ile nie zmieni się domyślnego wyglądu na grafitowy w preferencjach systemu (co w moim przypadku jest jedną z pierwszych czynności po uruchomieniu nowego komputera). Efekt wow związany z tym ekranem jest jeszcze większy niż w przypadku iPhone'a czy iPada.

Ekran

Niestety, choć matryca tego komputera ma natywną rozdzielczość 2560 × 1600 pikseli (jeśli te cyferki nic Ci nie mówią, to dodam, że taką samą rozdzielczość miał 30-calowy Apple Cinema Display i że jest to o 11% więcej, niż ma obecnie sprzedawany 27-calowy Apple Thunderbolt Display), to obszar roboczy nie zmienił się w stosunku do poprzedniego modelu.

Jest to spowodowane tym, że niejako każdy piksel starego modelu jest teraz reprezentowany przez cztery piksele. Z jednej strony to zrozumiała decyzja, z drugiej - wierzyłem (jeszcze przed pojawieniem się 15-calowego MacBooka Pro z Retiną), że gdy Retina trafi do MacBooków, wielkość obszaru roboczego zostanie podniesiona o jeden poziom, tj. domyślną rozdzielczością piętnastki będzie 1680 × 1050 pikseli (tak jak było w modelach na zamówienie), a trzynastki 1440 × 900 pikseli (jak w MacBooku Air).

Tak się jednak nie stało – z jakichś przyczyn (które najpewniej były związane z kosztem produkcji takiej matrycy) w procesie decyzyjnym wielkość obszaru roboczego nie była priorytetem. Nie jest to jednak duża strata, ponieważ system pozwala na zmianę wyświetlanej rozdzielczości. Domyślnie do wyboru jest 1024 × 768 pikseli (które może się przydać albo osobom starszym, albo podczas prezentacji z wykorzystaniem projektora), 1440 × 900 pikseli, a nawet 1680 × 1050 pikseli (to oznacza, że na ekranie mieści się tyle samo ile na 20-calowym Apple Cinema Display).

[solr id="komorkomania-pl-124508" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://komorkomania.pl/13524,apple-macbook-air-11-test-malucha-ktory-zadziwia-czesc-1"][/solr][block src="solr" position="inside"]2479[/block]

Gdy zmieniłem domyślną wartość po raz pierwszy, byłem bardzo zaskoczony, jak niewielka jest różnica w jakości wyświetlanych informacji względem obszaru 1280 × 800 pikseli. Gdy czytałem o tym wcześniej, wiele osób narzekało, że to już nie to, że to wygląda na tyle gorzej od Retiny, że jest to raczej opcja do awaryjnego wykorzystania. Moim zdaniem, owszem, różnica jest zauważalna, krawędzie znaków już nie są tak gładkie, ale nadal w porównaniu z normalnym ekranem różnica jest kolosalna. Zarówno 1440 × 900, jak i 1680 × 1050 pikseli są znacznie bliższe Retiny niż tego, do czego przywykliśmy, patrząc przez lata na ekrany o znacznie niższej gęstości pikseli.

Na poniższym zrzucie widać nie tylko możliwe opcje, ale także błąd w polskiej wersji językowej systemu:

Zanim nowy MacBook Pro do mnie trafił, podejrzewałem, że to właśnie przy rozdzielczości 1440 × 900 pikseli będzie mi najwygodniej pracować. Okazało się jednak, że przy 1680 × 1050 pikseli wszystkie elementy nadal są czytelne, więc to właśnie na tym ustawieniu spędziłem najwięcej czasu z tym komputerem. Z ciekawości ustawiłem też niedostępną z poziomu systemu, natywną rozdzielczość – tak wygląda 2560 × 1600 pikseli, choć fakt, że mieści się to na 13-calowym ekranie, musicie już sobie sami wyobrazić:

Dodam, że nie jest to widok Mission Control – te okna są po prostu poukładane obok siebie.

Wielu recenzentów (bardzo nie pasuje mi słowo „recenzja” do opisu komputera, ale gdy widzę, jak niewiele informacji o używaniu komputera w praktyce zawierają w nich autorzy takich „recenzji”, może to i lepiej, że nie pojawia się w nich słowo „test”) zaznaczało jednak, że zmiana rozdzielczości na wyższą wpływa negatywnie na płynność animacji i tym samym komfort obsługi komputera. Nawet sam system o tym ostrzega. Jest to jednak kolejna informacja, którą muszę zdementować albo chociaż złagodzić.

Owszem, różnica w płynności animacji (uruchamianie LaunchPada czy przejścia pomiędzy pełnoekranowymi aplikacjami) jest zauważalna, ale niewielka. I zauważalna nie przez wszystkich (również sprawdziłem). Nie zamierzam zamieścić tutaj wartości z wbudowanego w oczy licznika klatek na sekundę, a jedynie zaznaczyć, że to, co przez innych nazywane jest szarpaniem, lagowaniem, a nawet czymś „nieużywalnym”, w rzeczywistości wcale takie nie jest. Nawet jeśli nie jest to płynność z iMaca, to spokojnie mógłbym z tym żyć. Nawet mając w pamięci, ile ten komputer kosztuje. Bo jeśli to niewielkie spowolnienie jest kosztem matrycy o takiej jakości, to chętnie bym go poniósł.

[solr id="komorkomania-pl-124509" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://komorkomania.pl/13483,apple-macbook-air-11-test-malucha-ktory-zadziwia-czesc-2"][/solr][block src="solr" position="inside"]2480[/block]

Co więcej, nawet podłączenie zewnętrznego monitora nie sprawia większego problemu – Lightroom uruchomiony na dwóch ekranach pozwala wygodnie pracować na tym komputerze. Być może właśnie dlatego moje odczucia są odmienne od tych, które pewnie znajdziecie w innych recenzjach tego komputera. Przez te kilka dni, w których go miałem, oceniałem, jak sprawdza się w pracy, a nie naciskałem bez przerwy F3 i F4 na klawiaturze, żeby sprawdzać płynność animacji.

Wydajność

Najwyższy czas na informacje dotyczące wydajności tej maszyny. Ponieważ od ostatnich testów, jakie publikowałem na fabryka-pikseli.com, sporo się zmieniło (nowy system, zaktualizowany HandBrake i Lightroom), wyniki znacznie różniły się od wcześniejszych (nawet jeśli używa się tych samych wersji aplikacji). Na potrzeby porównania ponownie przetestowałem więc swojego mini (Macmini5,2) i Żony MacBooka Pro (Macbookpro8,1) – oba modele z ubiegłego roku – używając tych samych ustawień i aplikacji na wszystkich trzech komputerach.

Choć niezmiennie uważam, że benchmarki niewiele mówią o rzeczywistej wydajności komputera, to po wcześniejszych testach dostałem co najmniej kilkanaście maili o treści, którą mogę streścić mniej więcej tak: „Skoro już masz ten komputer na biurku, to co Ci szkodzi uruchomić jeden czy drugi benchmark?”. Rzeczywiście, nic mi nie szkodzi, więc uruchomiłem:

Cinebench:

Xbench:Disk Speed Test:

Dysk jest tak samo szybki jak najnowsze konstrukcje Samsunga czy OCZ.

Konwersja wideo

Zacznę od konwersji materiału 1080p i 720p do formatu iPhone'a i iPada za pomocą aplikacji HandBrake (między wersją 0.9.5, z jakiej korzystałem przy wcześniejszych testach, a aktualną 0.9.8 są spore różnice w presetach, więc radzę nie porównywać poniższych wyników z wcześniejszymi testami):

Następnie za pomocą aplikacji Permute dokonałem konwersji trwającego równe półtorej godziny filmu zapisanego w pliku .mkv 720p do formatu Apple TV3 (żeby móc go umieścić w bibliotece iTunes):

Import/eksport fotografii

Różnice w czasach są też widoczne między obiema wersjami aplikacji, a zestaw zdjęć jest, oczywiście, ten sam:

W obu przypadkach widać jednak podobne różnice między komputerami, więc łatwo wywnioskować z nich ich rzeczywistą wydajność.

Pomijam nawet fakt, że ten MacBook Pro, w podstawowej wersji, jest porównywalny do najmocniejszego mini z ubiegłego roku, bo po części było to do przewidzenia, a po części dlatego, że jest to zrozumiałe (biorąc pod uwagę, że MacBook otrzymał już procesor z serii Ivy Bridge). Pomijam ten fakt także z innego powodu – to nie wydajność tego komputera okazała się zaskoczeniem, ale jego ...głośność.

Większość z nas (zwłaszcza użytkownicy laptopów czy Maców mini) wie doskonale, kiedy komputer robi coś zasobożernego – praca wentylatorów nie pozostawia żadnych wątpliwości. W przypadku mojego mini wygląda to tak, że wystarczy 30 sekund 100% obciążenia procesora, żeby wentylator rozkręcił się na tyle, by być słyszalnym (ok. 3000 obrotów na minutę). Po kolejnych dwóch minutach, gdy prędkość osiąga 5000 obrotów na minutę, mini słyszalny jest nawet w pomieszczeniu obok. Z ubiegłorocznym (i wcześniejszymi) MacBookiem pro jest zresztą podobnie. MacBook Pro z Retiną to jednak zupełnie inna historia. Gdy po raz pierwszy uruchomiłem testy z Lightrooma, komputer leżał obok mnie, na sofie (nie do końca przyjazne środowisko dla komputera pracującego na maksimum swoich możliwości). Mimo to przy takim obciążeniu:

Tak wyglądał wykres prędkości obrotów wentylatorów (wykres prezentuje prawy, ale ich prędkości są zbliżone, przy czym lewy zawsze kręci się nieco wolniej):

Nie ma w tym jeszcze niczego nadzwyczajnego – po pewnym okresie ciągłego obciążenia wentylatory przyspieszały – w tym przypadku do ~3800 obrotów. Zaskakujące jest natomiast to, że aby usłyszeć te 3800 obrotów, trzeba znajdować się w cichym pomieszczeniu i niemal przyłożyć ucho do komputera.

Postanowiłem dokładniej się temu przyjrzeć. Postawiłem komputer na szklanym blacie stolika, pozwoliłem mu wystygnąć i wykonałem testy ponownie. Tak wyglądała godzina pracy procesora:

A tak wentylatora:

Nie przekroczył 2200 obrotów (!), co jest prędkością spoczynkową tych wentylatorów; nie są w stanie kręcić się wolnej. Pewnie nie muszę dodawać, że dzięki temu przez cały czas pozostawał on niesłyszalny. Jest to dla mnie tak ogromne zaskoczenie, że mam ochotę stawiać wykrzyknik po każdym zdaniu. Postanowiłem go przycisnąć – uruchomiłem aplikację CPU Test i zadałem test: 4 instancje (tyle jest rdzeni, wliczając wirtualne), 100 powtórzeń, test big. Pierwsza godzina wyglądała tak:

Przez pierwsze 20% wentylatory pozostawały w stanie spoczynku, a następnie stopniowo przyspieszały, do wciąż niesłyszalnych ~3200 obrotów. Tak obciążonego przetrzymałem go jeszcze półtorej godziny. W tym czasie prawie nic się nie zmieniło:

2,5 godziny pracy przy 100% wykorzystaniu procesora, a MacBooka nadal nie słychać.

Postanowiłem zaszaleć i uruchomiłem 16 instancji tego samego testu (przez co procesor musi sobie je kolejkować, ponieważ nie jest w stanie obsłużyć ich jednocześnie). Doszedł w ten sposób do ledwie słyszalnych 4000 obrotów, po czym obniżył tę wartość do ~3500 obrotów i działał tak przez kolejną godzinę. Stwierdziłem jednak, że to nadal za mało, więc przy działającym teście CPU Test uruchomiłem Handbrake, załadowałem 4 GB plik wideo 1080p i włączyłem konwersję do iPada. Jednocześnie uruchomiłem testowy katalog Lightrooma, z którego eksportowałem 4 partie po 32 nieskompresowane TIFF-y – zobaczcie, jakie to jest obciążenie dla komputera: Load Avg: 29.13? Spróbujcie obciążyć tak swój system:

Mój mini czy MacBook Pro pewnie by lewitowały nad biurkiem albo roztopiły się zupełnie. MacBook Pro z Retiną, owszem, odczuł dodatkowe obciążenie – przyspieszył prędkość wentylatora do ~4000 obrotów na minutę i utrzymywał ją na tym poziomie przez następne pół godziny:

Poddałem się.

Choć sam nie testowałem 15-calowej wersji MacBooka Pro z Retiną, wiem, że jej właściciele mogą tylko pomarzyć o takim zachowaniu.

Nijak nie byłem w stanie z kolei sprawdzić temperatur – wszystkie dostępne wówczas aplikacje (włącznie z iStat 2) nie obsługiwały czujników w Retinie, zakładając, że takie się w nim znajdują. Mimo to, mimo tych wszystkich testów ani przez moment nie był on gorący. Nagrzewał się, zwłaszcza spód, ale z pewnością nie tak jak poprzedni model.

[solr id="komorkomania-pl-132036" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://komorkomania.pl/5196,snapseed-jedyna-aplikacja-fotograficzna-jakiej-potrzebuje"][/solr][block src="solr" position="inside"]2481[/block]

Gdy zakończyłem testy, odłączyłem go od ładowarki i korzystałem z niego normalnie: zaimportowałem kilka zdjęć z aparatu, napisałem część tego tekstu, przejrzałem RSS, odpisałem na kilkanaście maili. Bateria wytrzymała prawie 7 godzin.

Żałuję, że nie mogłem testować go dłużej, żeby dowiedzieć się, jak sprawdziłby się w warsztacie fotografa (poza tym, że rzadziej trzeba by było przybliżać zdjęcie, żeby upewnić się, czy jest odpowiednio ostre).

Konkluzja

13-calowy MacBook Pro z ekranem Retina to bardzo interesujący komputer – nie tylko jako produkt, ale także jako element oferty Apple. Wygląda on bowiem na urządzenie kierowane do osób gotowych na pewne kompromisy. W aktualnej ofercie Apple'a można bowiem znaleźć komputer:

  • lżejszy i bardziej mobilny (MacBook Air),
  • szybszy (czterordzeniowy i mogący mieć 16 GB pamięci RAM MacBook Pro Retina 15),
  • tańszy (niewycofany 13-calowy MacBook Pro ze standardowym ekranem).

Wydaje się więc, że grupa docelowa jest dość wąska – osoby często podróżujące wybiorą Aira, profesjonaliści zdecydują się pewnie na większy model, a osoby z ograniczonym budżetem pozostaną przy poprzedniej konstrukcji.

W mojej opinii nowa trzynastka jest wymarzonym drugim komputerem, zwłaszcza takim przeznaczonym do pisania. Gdybym miał ten komputer dla siebie – pisałbym znacznie częściej. I więcej. Nawet odpisywanie na maile przestało być odkładanym w czasie obowiązkiem. Zrobiłbym wiele, żeby częściej obcować z tak ładnym tekstem. Nie jest jednak tak, że po tych kilku dniach spędzonych z MacBookiem Pro „nie mogę już patrzeć na inne ekrany” (mam wrażenie, że jest to najczęściej powtarzany frazes w opisach tego komputera). Nic podobnego.

Co więcej, uważam, że Retina jest tylko miłym, fajnym dodatkiem. Najczęściej gdy decydujemy się na zakup nowego komputera, możemy powiedzieć: „na nowym komputerze będę mógł zrobić X”, czego, w domyśle, na starym komputerze zrobić nie mogliśmy lub robienie tego było niekomfortowe. W przypadku Retiny nie ma niczego takiego. To nie jest taki krok naprzód, jakim była – przykładowo – kolorowa telewizja, port USB czy twarde dyski, pozbawione talerzy, a wydaje mi się, że właśnie tak jest postrzegana w środowisku nerdów (czy wannabe-nerdów).

[solr id="fotoblogia-pl-56801" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/2241,the-new-ipad-czy-moze-byc-przydatnym-narzedziem-dla-fotografa" _mphoto="the-new-ipad-0048-s-5680-a5e32c7.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2482[/block]

Dobrze będzie mieć taki ekran, ale sądzę, że liczba osób, które zmienią swój ubiegłoroczny komputer na wyposażony w ekran Retina, będzie znikoma – głównie dlatego, że sam ekran (poza możliwością ustawienia większego obszaru roboczego) nie niesie za sobą żadnej wymiernej korzyści. Kto nie wierzy, niech przyjrzy się danym sprzedaży iPada 2 po premierze nowego iPada z ekranem Retina (tego trzeciego). Albo niech chociażby wejdzie do Apple Store i porówna kolejki stojące po iPada mini do tych czekających na czwartą generację dużego iPada (który z technologicznego punktu widzenia jest większym krokiem naprzód). Pozostaje też kwestia ceny. Pewnie nie będzie ona przeszkodą dla tych, którzy chcą mieć namiastkę przyszłości na swoim biurku.


__________

Źródło: Fabryka Pikseli

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)