Bliższe i dalsze związki kina i fotografii

Bliższe i dalsze związki kina i fotografii

Fot. Wim Wenders / © wim-wenders.com
Fot. Wim Wenders / © wim-wenders.com
Olga Drenda
25.07.2012 13:00, aktualizacja: 25.07.2012 15:00

Wim Wenders, reżyser „Nieba nad Berlinem” i „Million Dollar Hotel”, jest miłośnikiem fotografii. W jednym z wywiadów powiedział, że w fotografii „najpiękniejszy jest brak montażu i to, że jeden obraz może powiedzieć wszystko”. Wenders zasłynął jako reżyser, a po latach wrócił do fotografii, którą pasjonował się w młodości. Przeważa jednak odwrotny kierunek.

Wim Wenders, reżyser „Nieba nad Berlinem” i „Million Dollar Hotel”, jest miłośnikiem fotografii. W jednym z wywiadów powiedział, że w fotografii „najpiękniejszy jest brak montażu i to, że jeden obraz może powiedzieć wszystko”. Wenders zasłynął jako reżyser, a po latach wrócił do fotografii, którą pasjonował się w młodości. Przeważa jednak odwrotny kierunek.

Wielu twórców krąży między jedną a drugą dziedziną. Fotografowie poszukują w kinie możliwości, jakie daje ruch, a reżyserów pociąga zwięzłość fotografii, o której mówił Wenders.

Najczęściej bywa tak, że to fotografia jest pierwszym krokiem w stronę kina: młodym twórcom pozwala zdobywać pierwsze szlify w pracy z obrazem, a dla uznanych już fotografów film staje się urozmaiceniem i konsekwentnym rozwinięciem tego, co robią na co dzień.

Od fotoreportażu zaczynał wielki Stanley Kubrick. Reżyser „Mechanicznej pomarańczy” jako siedemnastolatek znalazł zatrudnienie w magazynie „Look”, dla którego fotografował polityków i gwiazdy kina, ale również zwyczajnych ludzi przy pracy i sceny z codziennego życia. Zmarły niedawno Ken Russell również zaczynał jako fotograf. Krytyk Sean O'Hagan napisał, że woli jego zdjęcia od filmów, bo pozwalały Russellowi w pełni udowodnić swój talent obserwatora. Film, który jest przecież fikcją, nie umożliwia tego do końca.

Fot. Stanley Kubrick / ©VandM.com
Fot. Stanley Kubrick / ©VandM.com

Często zdarza się tak, że za kamerą staje doświadczony już fotograf. Tak było w przypadku Paula Stranda, który nakręcił m.in. film o codzienności Nowego Jorku - „Manhatta”, czy Elliotta Erwitta i jego „Beauty Knows No Pain”. W latach 80. (złą) sławę zyskał Larry Clark i jego mocno kontrowersyjne sceny z życia amerykańskich nastolatków. Kilkanaście lat później swoje obserwacje przełożył na pełny metraż, kręcąc sławetne „Dzieciaki”.

© Anton Corbijn
© Anton Corbijn

Z fotografii, przez teledysk, do kina drogę przebył Anton Corbijn, którego znakiem firmowym były surowe, czarno-białe portrety muzyków rockowych: Depeche Mode, U2, Joy Division. Z ostatnią z tych grup był szczególnie blisko związany i jej tragicznie zmarłemu liderowi poświęcił swój pierwszy pełnometrażowy film, „Control”. Swoich sił w filmie próbowali m.in. David LaChapelle, Mary Ellen Mark, Ellen von Unwerth.

© David LaChapelle
© David LaChapelle

Wspomniany już Wim Wenders zasłynął początkowo jako reżyser, choć zawsze powtarzał, że to fotografia była jego pierwszą miłością, a jako mały chłopiec nie rozstawał się z Leicą. Ulubionym fotografem Wendersa jest Peter Lindbergh. Często mieli okazję współpracować; sam Lindbergh również postanowił spróbować swoich sił w kinematografii, czego efektem jest film „Models – The Film” z udziałem supermodelek (1991) oraz „Everywhere at Once” (2007), frapująca realizacja z udziałem wspaniałej Jeanne Moreau.

© Peter Lindbergh
© Peter Lindbergh

 

Jednym z najciekawszych filmowców czynnych także w fotografii był zmarły niedawno gwiazdor „Easy Ridera”, aktor i reżyser Dennis Hopper. Jego fotografie, bardzo filmowe w duchu, opowiadają o transformacji Ameryki: od rewolucji lat 60. po marazm późniejszych dekad. Słynny irański reżyser Abbas Kiarostami zwrócił się w stronę fotografii w czasie rewolucji ajatollahów, kiedy nie mógł pracować nad filmami. Wyjechał na prowincję, gdzie dokumentował swoje podróże: drogi, widziane z okna samochodu drzewa. Do dziś są one głównymi tematami jego fotografii.

© Dennis Hopper / Taschen
© Dennis Hopper / Taschen

Wydaje się, że fotografia i kino są bardzo blisko spokrewnione, ale z pewnością wymagają innego sposobu patrzenia, innego rodzaju czujności. Ingmar Bergman powiedział kiedyś o Michelangelo Antonionim, że był świetnym fotografem, ale złym reżyserem, bo nigdy nie nauczył się „myśleć filmowo” i skupiał się na pojedynczych obrazach zamiast na ich płynności.

Wielu z pewnością się nie zgodzi z tym zdaniem, zwłaszcza że znamy przecież przykłady doskonałych filmów, które wręcz opierały się na statycznych kadrach (np. filmy Chrisa Markera). Swoją drogą ciekawe, czy gdyby Antonioni, Kubrick czy Russell nigdy nie zajęli się reżyserią, dzisiaj należeliby do grona największych fotografów w dziejach.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)