Urok fotografii analogowej, czyli kto jeszcze powiększa zdjęcia w ciemni?

Urok fotografii analogowej, czyli kto jeszcze powiększa zdjęcia w ciemni?

Fragment zdjęcia wykonanego na negatywie, powiększonego pod powiększalnikiem i poddanego retuszowi ręcznemu. Więcej informacji o zdjęciu w tekście.
Fragment zdjęcia wykonanego na negatywie, powiększonego pod powiększalnikiem i poddanego retuszowi ręcznemu. Więcej informacji o zdjęciu w tekście.
Źródło zdjęć: © © Tomasz Orłowski
Piotr Kała
14.01.2014 21:40, aktualizacja: 15.01.2014 20:15

Czy w Polsce można jeszcze profesjonalnie powiększyć kolorowe zdjęcia w ciemni? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, trafiłem do Tomasza Orłowskiego ze Studia Art&Lab w Warszawie, który przy okazji opowiedział mi ciekawe historie z czasów fotografii negatywowej i zdradził, jakie są jego pomysły na przetrwanie w cyfrowym świecie fotografii.

Pan Tomasz nie jest starszym panem, który narzeka na cyfrę i zatrzymał się w epoce fotografii analogowej. Ma ponad 50 lat (z czego ponad 30 lat spędził w ciemni), jest energiczny i twardo stąpa po ziemi.

Tomasz Orłowski podczas pracy przy powiększalniku Durst.
Tomasz Orłowski podczas pracy przy powiększalniku Durst.© © PK

Prowadzi firmę, która oferuje cyfrowe wydruki wielkoformatowe, oprawę prac, odbitki i powiększenia cyfrowe, skanowanie czy wynajem studia fotograficznego. Ale poza tym, jak sam mówi, zjadł zęby na fotografii analogowej i ma dużo do powiedzenia w tym temacie. A przede wszystkim chce tę fotografię propagować. I myślę, że wcale nie jest bez szans.

Jak to było kiedyś

Studio Art&Lab znajduje się na terenie Zespołu Szkół Fototechnicznych. Właśnie tę szkołę ponad 30 lat temu ukończył pan Tomasz. To był początek lat osiemdziesiątych, a bohater tego tekstu zatrudnił się w firmie Lecha Grobelnego. Tak, tego Grobelnego - znanego z afery z Bezpieczną Kasą Oszczędności. Wtedy był jeszcze właścicielem sieci zakładów obróbki fotograficznej. Pan Tomasz wspomina, że w tamtym czasie doszło do niecodziennej sytuacji: prywatni przedsiębiorcy współpracowali z państwowym zakładem:

Tomasz Orłowski:

To był schyłek PRL-u, czasy niedoborów, na półkach sklepowych ocet, więc tym bardziej nikt nie przejmował się zaopatrzeniem w materiały potrzebne do obróbki fotograficznej. Pamiętam, jak razem ze znanym fotografem Markiem Wielgusem Grobelny postanowił zebrać dewizy od innych właścicieli zakładów fotograficznych, tzw. prywaciarzy, aby kupić za nie na Zachodzie komponenty do produkcji barwnej emulsji fotograficznej dla państwowego zakładu o nazwie Foton w Bydgoszczy!

Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanych przez ArtLab.
Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanych przez ArtLab.© © Przemek Brożek

Potem na kilkanaście lat pan Tomasz wyjechał do Kanady. Na początku lat 90. pracował między innymi dla kanadyjskiej drużyny hokejowej NHL z Edmonton:

Moje zadanie polegało na asystowaniu oficjalnemu fotografowi drużyny podczas 40 spotkań ligowych w sezonie. Po meczu zajmowałem się wywołaniem filmów i wykonaniem odbitek – wspomina.

Później trafił do najlepszego studia fotograficznego w mieście, posiadającego własne profesjonalnie wyposażone laboratorium. Przez cały dzień trwało tam wykonywanie ręcznych powiększeń na 6 powiększalnikach, retuszowanie barwnych negatywów i oczywiście profesjonalny montaż powiększeń z nałożeniem dwóch różnych warstw lakieru.

Kiedy trafiłem do Kanady i zobaczyłem sprzęt, na jakim pracują tamtejsi technicy, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. U nas w tamtym czasie wciąż królowały Krokusy, a tam najwyższa światowa półka. Na przykład ten włoski Durst – pokazuje na jeden z powiększalników - sprowadziłem go z Kanady do Polski. Pomimo przeszło dwudziestu lat pracy wszystko chodzi tak, jakby właśnie opuścił fabrykę!

Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanego przez ArtLab.
Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanego przez ArtLab.© © Przemek Brożek

Trudny zawód retuszera

Kiedy dziś chcemy wygładzić zmarszczki lub usunąć niedoskonałości skóry osoby ze zdjęcia, możemy zrobić to kilkoma ruchami w Photoshopie. Kiedyś zajmował się tym retuszer. Swoją pracę wykonywał oczywiście ręcznie, czyli za pomocą pędzelków i specjalnie przygotowanych kolorowych tuszy wodnych. Retusz odbywał się na negatywie, aby zniwelować ostre linie na twarzy (zmarszczki lub pozostałe niedogodności), a później bezpośrednio na papierze (zdjęciu). Była to praca wymagająca niezwykłej cierpliwości.

Zdjęcie wykonane na negatywie i powiększone pod powiększalnikiem, następnie poddane retuszowi ręcznemu. Więcej informacji o procesie powstawania tego zdjęcia w tekście.
Zdjęcie wykonane na negatywie i powiększone pod powiększalnikiem, następnie poddane retuszowi ręcznemu. Więcej informacji o procesie powstawania tego zdjęcia w tekście.© © Tomasz Orłowski

Powyższy portret znajomej pana Tomasza został wykonany z myślą o wysłaniu na konkurs fotograficzny w roku 1994. Zdjęcie powstało na negatywie w studio fotograficznym. Po wywołaniu negatyw został wyretuszowany, a następnie wykonano powiększenie pod powiększalnikiem. Następny etap to retusz na papierze. W dalszej kolejności zdjęcie zostało polakierowane specjalnym matowym lakierem do retuszu, a po wyschnięciu wyretuszowane specjalnymi kredkami. Czynności te powtarzano do uzyskania pożądanego efektu. Dzięki temu powstało zdjęcie niepowtarzalne pod każdym względem.

Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanych przez ArtLab.
Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanych przez ArtLab.© © Przemek Brożek

Jak to jest teraz

Dziś, kiedy pytam pana Tomasza, kto odwiedza jego laboratorium, żeby wykonać odbitkę w ciemni, odpowiada, że klientów można podzielić na trzy grupy. Pierwszą są artyści fotograficy, którzy chcą mieć powiększenia wykonane od początku do końca metodą analogową.

Są to zwykłe osoby, które uczyły się fotografii, zanim jeszcze nastała cyfra. Są to więc osoby starsze.

Ale nie brakuje też młodych. To druga grupa osób, które próbują iść pod prąd:

Oni wyrośli w czasach cyfry i świetnie się nią posługują, ale mają już dość pstrykactwa, chcą się wyróżnić, postawić na indywidualność i niepowtarzalność, którą daje praca w ciemni.

Trzecią grupą byliby średnioformatowcy, którzy albo z wyboru fotografują analogami, albo zbierają na cyfrowego Hasselblada. Kiedy pytam pana Tomasza o liczby, o to, ile osób w Polsce regularnie powiększa zdjęcia w ciemni, trochę smutnieje. Z jego szacunków wynika, że może to być kilka tysięcy, włączając w to osoby powiększające zdjęcia w domowych ciemniach. Z kolei rynek zakładów, które takie odbitki wykonują, wygląda z jego szacunków tak:

Pozostało kilkanaście miejsc w Polsce, w których powiększysz kolorowe zdjęcie na powiększalniku, i trochę więcej zakładów do powiększeń czarno-białych. Moje laboratorium jest jednym z niewielu, w których wykonasz ręcznie zrobione powiększenie kolorowe i czarno-białe do formatu 70 x 100 cm.

Próbuję jeszcze dowiedzieć się, jak funkcjonują firmy, które produkują sprzęt ciemniowy:

Większość przestała istnieć – odpowiada krótko pan Tomasz Orłowski. - Na przykład taka maszyna do wywoływania odbitek kolorowych Kreonite nie ma już swojego następcy, unowocześnionej wersji. Na rynku amerykańskim prawa do marki wykupiła pewna firma, która tylko serwisuje już istniejące maszyny. Za to istnieje polska firma, która produkuje świetne LED-owe lampy ciemniowe. Nazywa się Mira.

Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanych przez ArtLab.
Zdjęcie z warsztatów w ciemni organizowanych przez ArtLab.© © Przemek Brożek

W związku z tak dramatyczną sytuacją, w jakiej znalazła się fotografia ciemniowa, pan Tomasz ma pomysł na promowanie pracy w ciemni:

Z przyjemnością przekażę swoją wiedzę chętnym osobom w formie warsztatów, za niewielkie kwoty. Chciałbym też uruchomić tzw. tydzień rezydenta, który polegałby na udostępnieniu stanowiska w ciemni na przykład na tydzień, gdzie taka osoba miałaby wolną rękę w pracy nad własnymi zdjęciami przy moim wsparciu – proponuje pan Tomasz.

W przypadku warsztatów z powiększania w ciemni cena za jedno kilkugodzinne spotkanie wynosiłaby na przykład 30 zł. A cena udostępnienia stanowiska pracy na tydzień to kwota rzędu kilkuset złotych. To i tak wielokrotnie mniej niż zlecenie wykonania odbitek profesjonalnemu zakładowi fotograficznemu.

Zainteresowane osoby odsyłam bezpośrednio do laboratorium na stronie www.studioartlab.pl.

Niewątpliwie zdjęcia wykonane analogowo mają duszę. Każda odbitka jest niepowtarzalna i daje satysfakcję, że ma się kontrolę nad powstawaniem zdjęcia od początku do końca. Pod powiększalnikiem można wyczarować różne cuda. Oczywiście można je równie dobrze stworzyć na ekranie komputera w Photoshopie, do tego taniej, ale obecnie większą wartość (również rynkową) mają odbitki wykonane ręcznie niż w maszynie, taśmowo.

Warto spróbować nauczyć się tej trudnej sztuki, zwłaszcza jeśli wykonuje się fotografię artystyczną, na wystawy, na sprzedaż. Wtedy każda odbitka może stać się dziełem sztuki. Z drugiej strony osoby, które dopiero zaczynają przygodę z fotografią, mogą dzięki pracy w ciemni lepiej zrozumieć proces powstawania zdjęcia. Dlatego może warto czasem zrobić krok do tyłu, sięgnąć do korzeni fotografii i wynieść z tego coś, co pozwoli udoskonalić nasz współczesny warsztat fotograficzny.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)