Rysi skandal w Szwecji - dlaczego fotografowie kłamią?

Rysi skandal w Szwecji - dlaczego fotografowie kłamią?

Zdjęcie Terje Hellesø w zestawieniu z fotografią stockową, która posłużyła za \
Zdjęcie Terje Hellesø w zestawieniu z fotografią stockową, która posłużyła za \
Piotr Dopart
06.09.2011 14:00, aktualizacja: 01.08.2022 14:31

Terje Hellesø, fotograf przyrody wyróżniony tytułem Fotografa Natury Roku 2010 przez Naturvårdsverket (Szwedzką Agencję Ochrony Środowiska) przyznał się do wklejania zwierząt z fotografii stockowych do kilku ze swoich zdjęć. To już kolejna afera w ciągu ostatnich lat, która dowodzi, że pokusa łatwej sławy w niektórych sytuacjach jest po prostu zbyt wielka. Czy jednak sprawa jest tak oczywista?

Sprawa wyszła na jaw, gdy zdjęcie Hellesø zostało skrytykowane przez Gunnara Gloersona, który od 52 lat walczy o ratowanie rysi i nabył w tym czasie dużą wiedzę nt. tych zwierząt. Gloersonowi podejrzane wydało się, że na zdjęciu wykonanym w lipcu pojawił się ryś w futrze charakterystycznym dla okresu zimowego, wątpliwości wzbudziły jednak przede wszystkim deklaracje Hellesø, że w ciągu 9 miesięcy udało mu się zobaczyć 150 osobników. Kłamstwo miało krótkie nogi, bo Gloerson w ciągu swej długiej kariery zdołał zaobserwować tylko... 15 osobników.

Fot. Terje Hellesø
Fot. Terje Hellesø

Pod wpływem fali doniesień o krytyce pod adresem Hellesø, która przetoczyła się przez szwedzkie media, fotograf w końcu przyznał - zdjęcie było w istocie fotomontażem, a źródłem wklejonego rysia okazała się zwykła fotografia stockowa. W efekcie Naturvårdsverket rozważa odebranie fotografowi tytułu uzyskanego za prace z 2010 roku (nagrodzone zdjęcia można zobaczyć tutaj).

Fotografia, z której Hellesø \
Fotografia, z której Hellesø \

Jako podsumowanie historii, PetaPixel złośliwie przypomina słowa Hellesø z maja br.:

My, fotografowie przyrody, nie powinniśmy nigdy zapominać o odpowiedzialności, która na nas spoczywa zarówno pod względem wartości artystycznej, jak i dokumentalnej.

To już kolejny w ostatnich latach skandal związany z manipulowaniem fotografiami. W 2009 roku pokusa sławy i pieniędzy okazała się zbyt silna także dla hiszpańskiego fotografa, José Luisa Rodrígueza, który oskarżony został o wykorzystanie tresowanego wilka do wykonania zdjęcia nagrodzonego w 2009 roku w konkursie Wildlife Photographer of the Year. Choć Rodríguez do samego końca zaprzeczał, że doszło do jakiegokolwiek nadużycia, rada konkursu była nieubłagana i zdyskwalifikowała budzące wątpliwości zdjęcie.

Fot. José Luis Rodríguez
Fot. José Luis Rodríguez

Tego rodzaju historii nie ustrzegł się także najbardziej znany konkurs fotoreporterski na świecie - World Press Photo. W 2010 roku zdyskwalifikowane zostało zdjęcia "Antysport" Stepana Rudika, ukazujące przygotowującego się do "ustawki" (zorganizowanej bójki) młodego człowieka. Piętą Achillesa fotografii okazała się stopa, usunięta przez fotografa jako nieistotny fragment zdjęcia. Sędziowie nie podzielili poglądu Rudika na to co jest "dopuszczalną manipulacją" a co nie, jednak w przeciwieństwie do Rodrígueza Rudik od razu przyznał się do wycięcia i nie podważał decyzji jury; opublikował jedynie oświadczenie, w którym wyjaśnił powody decyzji o photoshopowej "amputacji".

Fot. Stepan Rudik
Fot. Stepan Rudik

Także na rodzimym gruncie mieliśmy swój "fotoskandal", i to jeszcze w 2007 roku. Wtedy to jury konkursu Grand Press Photo zdyskwalifikowało fotoreportera Piotra Skórnickiego, za... klonowanie gołębi. Fotografowana wiata poznańskiego przystanku została pokryta kopiami kilku gołębi, aby wyglądać na bardziej "upstrzoną". Skórnicki wyjaśniał wtedy, że zdjęcie zostało wykonane w 2006 roku i jego oryginał zwyczajnie przepadł, a on sam zapomniał o dokonanej manipulacji przed przesłaniem zdjęcia. Poza dyskwalifikacją z GPP, fotograf został pozbawiony stanowiska szefa działu fotograficznego poznańskiej Gazety Wyborczej, a prasa przeprowadziła niemal jednogłośny ostracyzm fotoreportera, który "okłamał Polaków".

Fot. Piotr Skórnicki
Fot. Piotr Skórnicki

Mając na uwadze te głośne przypadki, co tak naprawdę kieruje fotografami dopuszczającymi się oszustw? Czy jest to tylko nieskrępowana potrzeba prestiżu i pieniędzy? Jeśli tak, to przecież czysty pragmatyzm powinien powstrzymywać fotoreportera od manipulowania rzeczywistością - tego rodzaju wypadki szybko wychodzą przecież na jaw, a w tak hermetycznym środowisku opinia oszusta ciągnie się za fotoreporterem do końca życia. Jedynym wyjaśnieniem może być panujące w środowisku ciche przyzwolenie, a skala niewykrywanych fotokłamstw jest po prostu większa niż się tego spodziewamy.

Kombinowanie kadrowaniem, retuszem, ustawianiem nie musi mieć podłoża w postaci wybujałej ambicji, wystarczy popadnięcie w rutynę. Fotograf dostrzegający irytujące niedociągnięcia może zwyczajnie "tu dokleić, tam uciąć" nie poświęcając temu zbyt wiele myśli, aż do momentu gdy jest już za późno. Dlatego łatwo uwierzyć zapewnieniom Skórnickiego, że ten zapomniał o dokonanej manipulacji; jednak to nie słabą pamięć należy tu winić - tylko znudzenie i utratę pasji do rzetelnego przedstawiania rzeczywistości.

Czy problem jest powszechny? No cóż, zdjęcie "Antysport" mogłoby nie zostać odkryte, gdyby nie dociekliwość sędziów i uważne porównanie RAW-ów z wersjami ostatecznymi. Zwykły "fuks", zbieg okoliczności. A ilu takich "butów Rudika" nie odkryliśmy?

Źródło: PetaPixel

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)