250 tys. złotych i dożywotnia renta. Koniec koszmaru postrzelonego fotoreportera

250 tys. złotych i dożywotnia renta. Koniec koszmaru postrzelonego fotoreportera

fot. BuicksRock / Flickr
fot. BuicksRock / Flickr
P F
25.11.2010 13:00, aktualizacja: 01.08.2022 15:02

Po ponad 8 latach zakończyła się w sądzie sprawa fotoreportera Roberta Sobkowicza, który w 1999 roku w wyniku policyjnej interwencji stracił oko. Komenda Stołeczna Policji ma wypłacić 250 tys. zł zadośćuczynienia oraz pokryć koszty zaległej renty.

W 1999 roku Robert Sobkowicz fotografował dla "Naszego Dziennika" demonstrację pracowników zbrojeniówki z radomskiego Łucznika. Podczas wydarzenia doszło do starć z policją. W powietrzu latały płyty chodnikowe, śruby, znaki drogowe. Siły prewencji odpowiedziały strzałami gumowymi kulami z broni gładkolufowej. Będący w centrum fotoreporter znalazł się na linii ognia. W wyniku nieszczęśliwego wypadku stracił prawe oko.

Nie było szans na uratowanie oka. W włoskiej klinice okulistycznej w Vincenzie wszczepiono mu sztuczną protezę. Operacja kosztowała ponad 80 tys. złotych, zapłacono za nią pieniędzmi pochodzącymi z odszkodowania ZUS  oraz pożyczek i oszczędności samego fotografa. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych sfinansowało jedynie pierwsze wyjazdy do kliniki.

O uznanie winy policji Sobkowicz musiał się starać na drodze sądowej. W 2007 roku, pomimo dużej niechęci prokuratury, Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał rację fotoreporterowi "Naszego Dziennika". Biegli orzekli, że policjanci użyli broni niezgodnie z przepisami, strzelali zza kordonu, zamiast celować w nogi demonstrantów z pierwszej linii. Wniosek o kasację wyroku został oddalony przez Sąd Apelacyjny. Teraz batalia toczyła się o wysokość odszkodowania.

W tym roku Sąd zdecydował, że fotoreporter oprócz odszkodowania 250 tys. złotych otrzymywać będzie rentę w wysokości ok. 5,9 tys. złotych. Zasądzona kwota ma pokryć koszty leczenia oraz straty, jakie poniósł Sobkowicz, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.

Sędzia Agnieszka Jędrzejewska-Jaroszewicz swoją decyzję argumentowała także postawą strony pozwanej - Komendy Stołecznej Policji i MSWiA - czyli próbami uciszenia całej sprawy, nie licząc się z tragedią poszkodowanego. Wyrok nie jest prawomocny, zapowiedziano odwołanie się od niego.

Fotoreporter do dzisiaj pracuje w "Naszym Dzienniku". Pomimo licznych utrudnień nie rezygnuje z pracy, która nadaje sens jego życiu. Wygrane pieniądze przeznaczy na dalsze operacje, leczenie oraz nową protezę.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)