Canon EOS 1200D - budżetowa lustrzanka dla niewymagających [test]

Canon ma obecnie aż osiem linii lustrzanek cyfrowych. Testowany dzisiaj Canon 1200D, będący następcą 1100D, otwiera stawkę. Nie można oczekiwać od niego fajerwerków, ale czy jest wart swojej ceny, szczególnie w czasach, gdy po piętach depczą mu tanie, małe bezlusterkowce? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w poniższym teście.

Ten artykuł ma 6 stron:

Budowa i obsługa
Wykonanie
Canon 1200D został zrobiony z chropowatego plastiku, który jest dość przyjemny w dotyku i nawiązuje do faktury nowych obiektywów japońskiego producenta. Minusem tego rozwiązania jest podatność na zarysowania. Wystarczy przeciągnąć po aparacie paznokciem lub włożyć go do szuflady, a na obudowie pojawią się białe ślady. Na szczęście łatwo je usunąć wilgotną szmatką. Aparat należy do wagi piórkowej w segmencie lustrzanek; korpus waży 435 g, czyli jest cięższy o niespełna 30 g od najmniejszej lustrzanki cyfrowej na świecie - Canona 100D. Niewielki ciężar nie przekłada się jednak na solidność konstrukcji. Odniosłem wrażenie, że trzymam w ręce dość kiepsko wykonany aparat. Na szczęście grip jest dość głęboki, dzięki czemu chwyt jest pewny mimo niezbyt solidnej konstrukcji.
Tylną ścianę w większości zajmuje 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 460 tys. punktów bez obsługi dotyku. Muszę przyznać, że dawno nie miałem do czynienia z aparatem, który miałby tak małą rozdzielczość wyświetlacza, przez co ocena ostrości kadru jest loterią. Na plus należy jednak policzyć bardzo naturalne oddanie barw.
Zobacz również: Wiosenne portrety. Jak zrobić dobre zdjęcia w plenerze?
Wizjer zastosowany w 1200D to typowy układ luster, który ustępuje oczywiście pryzmatowi pentagonalnemu, ale trudno mieć do niego zastrzeżenia. Pokrywa 95% kadru z powiększeniem 0,8x, co jest typowym wynikiem w tej klasie.
Lewą ścianę aparatu zajmuje zaślepka kryjąca gniazda USB, HDMI oraz pilota, a na dole obudowy pod jedną klapką znajduje się akumulator i gniazdo kart SD/SDHC/SDXC. Na jednym ładowaniu akumulatora udało mi się zrobić nieco ponad 500 zdjęć, co jest niezłym wynikiem. Brakuje jednak dokładnego wskaźnika naładowania baterii.

Obsługa
Canony użytkuję od kilku lat i na szczęście zarówno układ przycisków, jak i układ menu tylko delikatnie zmienia się z modelu na model. W końcu po co modyfikować coś, co jest dobre? Na tylnej ścianie znajduje się standardowy zestaw przycisków wraz z 4-kierunkowym nawigatorem, do każdego przycisku przypisana jest odpowiednia funkcja.
W mojej ocenie przyciski są za płaskie i wymaga to przyzwyczajenia. Na górnej ścianie jest koło trybów, obejmujący je włącznik, koło nastaw oraz przycisk podnoszenia lampy błyskowej. Koło trybów na szczęście nie jest wyposażone w blokadę znaną choćby z 60D czy 5D Mark III. Chodzi z odpowiednim skokiem, podobnie jak koło nastaw.

Menu
Canon od dłuższego czasu stosuje bardzo czytelny układ menu. Każda z kategorii zakładek oznaczona jest innym kolorem, a w związku z tym, że jest ich łącznie 10, każda mieści się na jednej stronie. To moim zdaniem jedno z lepszych rozwiązań, z jakimi miałem do czynienia w aparatach. Pozwala na szybsze przechodzenie między opcjami i jest bardziej czytelne. Na plus należy również policzyć dobre tłumaczenie i jasne opisy. Podręczne menu wywołuje się przyciskiem „Q”, a miedzy poszczególnymi opcjami przechodzi się, operując klawiszami kierunkowymi. Wszystko jest intuicyjne i nawet początkujące osoby powinny sobie poradzić z obsługą.


Polecane przez autora:
- Co to jest balans bieli? Podpowiadamy, co musisz wiedzieć [Poradnik]
- Co to jest PASM? Wyjasniamy, czym są tryby P, A, S, M i kiedy ich używać
- Co to jest trójkąt ekspozycji w fotografii i jak go rozumieć? [Poradnik]
Ten artykuł ma 13 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze