Panasonic Lumix FZ-1000 - kompaktowy mistrz uniwersalności [test]

Panasonic wchodzi na nowy rynek zaawansowanych kompaktów z dużą matrycą i wielkim zoomem. Czy argument filmów 4K i dłuższa o 200 mm ogniskowa sprawią, że Panasonic Lumix FZ-1000 powalczy z Sony Cyber-shot RX10?

Ten artykuł ma 6 stron:
Od początku roku rynek fotograficzny wzbogacił się o nowy segment aparatów. Stosunkowo duża matryca w połączeniu z dużym zoomem i dobre właściwości fotograficzne cechują właśnie ten, wcześniej niezapełniony segment. Szlaki przeciera Sony Cyber-shot RX10, który świetnie wypadł w naszym teście. Do konkurentów możemy zaliczyć również Olympusa Stylus-1, który ma mniejszą matrycę (1/1.7”), ale jest dużo mniejszy i w momencie premiery był niemal dwukrotnie tańszy od propozycji Sony.
Budowa i obsługa
Panasonic Lumix FZ-1000 wykonany jest z bardzo dobrej jakości plastiku o chropowatej fakturze przypominającej stop magnezowy. Bardzo głęboki grip pokryty jest gumą i wyposażony jest w odpowiednie wycięcie pod środkowy palec. Tylna część aparatu, na którą trafia kciuk również pokryta jest gumą. Aparat rewelacyjnie leży w dłoni.
Korpus waży 831 gramów, więc z pewnością nie jest to waga piórkowa. Biorąc jednak pod uwagę z jak dużym zakresem ogniskowych mamy do czynienia, całkowicie tłumaczy to taki ciężar. Z resztą trzymając aparat w dłoni, wyraźnie czuć, że to obiektyw gra tu pierwsze skrzypce jeśli chodzi o wagę. Aparat nie należy również do małych. Śmiało można porównywać jego wielkość do amatorskich lustrzanek.
Na tylnej ścianie znajdziemy 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 921 tys. punktów. Zamontowany jest na przegubie, więc można nim dowolnie obracać. Nie jest jednak wyposażony w funkcję dotyku, a szkoda. Panasonic świetnie dopracował swoje ekrany dotykowe, a funkcja zmiany punktów AF, kiedy mamy oko przy wizjerze, a ekran zmienia się w touchpad to jedna z najlepszych rzeczy, z jaką spotkałem się w ostatnich czasach w aparatach. Szkoda, że w FZ-1000 nie zastosowano tej technologii.
Zobacz również: Fotoblogia.pl - największy blog o fotografii w Polsce
Powyżej ekranu znalazł się duży wizjer o rozdzielczości 2,36 mln punktów. Taka rozdzielczość zarezerwowana jest obecnie tylko dla produktów z najwyższej półki, więc tym bardziej cieszy w testowanym aparacie. Wizjer jest mocno zaznaczony i wystaje poza obrys aparatu. To, co trochę denerwuje to, fakt że w kiedy chcemy zrobić zdjęcie delikatnie z dołu, a nie chcemy odchylać ekranu, wizjer zasłania część ekranu. Niemniej jednak nie jest to bardzo denerwujące.
Na tylnej ścianie prócz wspomnianych elementów znajdziemy 3 przyciski funkcyjne, nawigator, przełącznik trybu AF jak również jedno koło nastaw. Jest to jedyne koło nastaw — a szkoda. Mimo, że ma dwie funkcje, które przełączane są poprzez jego wciśnięcie, to drugie koło umieszczone w okolicach spustu migawki, byłoby zdecydowanie lepszym pomysłem. Niemniej jednak rozwiązanie jest wygodne, choć wymaga przyzwyczajenia.
Górną ścianę zajmują przede wszystkim dwie tarcze — jedna służąca do wyboru napędu, druga — trybów. Znajdziemy również kolejne dwa przyciski funkcyjne, przycisk nagrywania wideo oraz spust migawki opleciony przełącznikiem zoomu. Nie zabrakło także gorącej stopki, wbudowanej lampy błyskowej i mikrofonu stereo.
Pod zaślepką na prawej stronie korpusu umieszczono złącza HDMI, AV/USB oraz wężyka spustowego. Na lewej ścianie znalazło się tylko gniazdo jack zewnętrznego mikrofonu. Slot kart pamięci SD/SDHC/SDXC umieszczono wspólnie z miejscem na baterię w dolnej części aparatu.Akumulator wystarcza na zrobienie około 350 zdjęć.
Front korpusu zajmuje pokaźny obiektyw Leica o ekw. ogniskowych 25–400 i jasności f/2.8–4. Z maksymalnej jasności możemy skorzystać tylko w najszerszym położeniu zoomu, następnie obiektyw sukcesywnie ciemnieje. Od 175 mm ma jasność f/4. Szkoda, że maksymalna jasność nie jest utrzymywana dłużej, natomiast i tak, taka jasność obiektywu przy tak dużej rozpiętości ogniskowych zasługuje na uwagę. Na obiektywie znajdziemy również dwa przełączniki — pracy pierścienia (może odpowiadać za zmianę ogniskowej lub ostrości) oraz włącznik stabilizacji.
Obsługa
Panasonic w swoich aparatach z wyższej półki umieszcza mnóstwo przycisków funkcyjnych — sytuacja wygląda bardzo podobnie w modelach GX-7 czy GH-4. W moim przekonaniu to bardzo dobre rozwiązanie - każdy może zaprogramować aparat do własnych preferencji. Wymaga to dłuższego czasu, który musimy poświęcić personalizacji, ale odpłaci się to już po pierwszych zdjęciach. Prócz programowalnych przycisków możemy zaprogramować całe mnóstwo innych funkcji — m.in jak ma być wyświetlany obraz w wizjerze. Nie wgłębiając się w najdrobniejsze szczegóły - FZ-1000 można bardzo indywidualnie spersonalizować, za co należy się duży plus.
Na plus należy policzyć również mnogość zaprogramowanych przez producenta przycisków, tarcz i przełączników. Dzięki temu nie musimy każdorazowo wchodzić do menu. Szczególnie wygodna jest tarcza wyboru napędu i przełącznik trybów AF/MF. Dziwi jednak fakt umieszczenia tylko jednego koła nastaw, o czym pisałem w pierwszej części testu.
Menu
W Panasonicu FZ-1000 znajdziemy menu znane z innych aparatów producenta. Składa się z 5 zakładek, w których znajdziemy od 4 do 8 kart. Jest dobrze przetłumaczone, ale użyto w nim zbyt wielu skrótów. Na plus zasługuje jednak informacja pojawiająca się na górze ekranu, która objaśnia za co odpowiedzialne są poszczególne funkcje. Menu jest dość czytelne, aczkolwiek zdecydowanie wolę rozwiązania Canona i Sony. Mamy również dostęp do menu podręcznego, które jest bardzo czytelne, jednak zajmuje dużą część ekranu.
Ten artykuł ma 14 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze