Bezprzewodowy zawrót głowy
"Wi-Fi" zdaje się jednym ze słów kluczowych targów CES 2012, jeśli weźmie się pod uwagę liczbę nowego sprzętu mogącego pochwalić się obsługą tej technologii. Charakterystyczne jest, że sama technologia bezprzewodowa to konik firm, które celują w mniej wybredny segment rynkowy. Giganci zajmujący się produkcją sprzętu profesjonalnego traktują metody łączności aparatu z peryferiami nieco po macoszemu. Dlaczego? Dobre pytanie.
11.01.2012 | aktual.: 26.07.2022 20:40
Modeli zapewniających łączność bezprzewodową pojawiło się multum, wystarczy wymienić chociażby wyposażony w stosowny moduł superzoom Samsunga. Samsung WB850F wykorzystuje technologię SMART Wi-Fi, która umożliwia bezprzewodowe przesyłanie zdjęć mailem lub dzielenie się nimi w portalach społecznościowych (miłośnicy Facebooka mogą już zacierać ręce). Podobnie jest z nagranymi aparatem filmami, które można udostępniać za pośrednictwem serwisu YouTube.
Nawet jeśli ktoś nie należy do entuzjastów społecznościówek, to przydatną funkcjonalnością zapewnianą przez aparaty z technologią Samsung SMART jest eksport zdjęć do wirtualnego dysku w tzw. chmurze - AllShare Play lub Microsoft SkyDrive. Takie nośniki on-line zapewniają możliwość przeglądania zdjęć w dowolnym miejscu, które ma dostęp do Internetu.
Konstruktorzy aparatu Samsung WB850F zaopatrzyli go również w funkcję GPS, a także dostęp do powiązanej usługi Live Landmark, dzięki której użytkownik może ściągać mapy i wyszukiwać informacje o okolicy. Jak pisze producent w oficjalnym komunikacie:
Cyfrowy kompas informuje o lokalizacji i oblicza, jak daleko znajdujemy się od wybranego punktu docelowego. Za pomocą funkcji MapView można pobrać odpowiednie mapy - aparat jest wtedy niezwykle przydatny przy poznawaniu nowego miasta.
Innym bezprzewodowym modelem wśród CES-owych nowinek jest Kodak EasyShare M750. Kompakt ten wyposażono w przycisk dzielenia się danymi, który eksportuje wyselekcjonowane zdjęcia do wybranej usługi społecznościowej.
Aby to zrobić, użytkownik aparatu nie potrzebuje nawet dostępu do hot-spotu, ponieważ Kodak przygotował kompatybilne aplikacje dla telefonów komórkowych z systemami Android, iOS czy Blackberry, które mogą przejąć rolę modemu i przesłać wybraną fotografię e-mailem lub wrzucić ją na Facebooka bądź na dedykowaną usługę producenta - Kodak Gallery.
Zupełnie odmienne podejście obrała firma Polaroid - jej najnowszy aparat... hmm... fotelefoniczny przenosi kwestie łączności bezprzewodowej w kompakcie dalej niż jakikolwiek inny sprzęt. Ba, dalej niż Lumix Phone, który przecież był w gruncie rzeczy telefonem.
Model Polaroid SC1630 totalnie znosi jakiekolwiek bariery pomiędzy smartfonem a aparatem fotograficznym, wykorzystując dobrodziejstwa Androida, nie zaś autorskiego systemu operacyjnego, jak zrobił to Panasonic. W ten sposób autorzy mają pewność, że funkcjonalności aparatu można będzie rozszerzać w miarę rozwoju OS-a, zamiast zatrzymywać się na etapie funkcji zaimplementowanych na starcie.
Oczywiście, Panasonic trącił lekko temat swoim Lumix Phone 101P, który pojawił się na rynku japońskim w październiku ub. r. i działał pod kontrolą Androida Gingerbread. Przeszedł on jednak kompletnie bezgłośnie z powodu braku promocji i rezygnacji z rozpowszechniania telefonu poza rynkiem azjatyckim.
Polaroid SC1630 wyposażono nie tylko w moduł Wi-Fi, ale też GSM, Bluetooth, zaś oprogramowanie modelu pozwala na dostęp do Android Marketu, a więc do aplikacji usług takich jak chociażby Dropbox. Fakt, że istnieje sprzęt, który idzie w zasygnalizowanym już parę miesięcy temu kierunku, może być wróżbą naprawdę ciekawych czasów dla uczestników rynku konsumenckiej fotografii.
A gdzie w tym wszystkim są rynkowi profesjonaliści? Ano skupiają się przede wszystkim na funkcjach ważnych dla swej głównej grupy docelowej - czyli zawodowych fotografów. Sprawy związane z łącznością bezprzewodową traktują albo podstawowo (implementując rozwiązania hardware'owe, których nie wykorzystuje w pełni firmware aparatu), albo pozostawiają te kwestie zewnętrznym elementom - takim jak karty z technologią Eye-Fi.
Jedną z jaskółek, które być może czynią wiosnę, może być zaprezentowany niedawno Nikon D4, choć jest on wyposażony w interfejs przewodowy - Ethernet. Może to być jednak krok w stronę konstatacji, że pewne grupy profesjonalistów - np. fotoreporterzy i fotografowie sportowi - powitałyby wbudowany moduł bezprzewodowy z wdzięcznością i radością, że nie muszą już zajmować miejsca na Gorącej Stopce masywnym nadajnikiem.
Możliwości są wręcz nieograniczone, w tym automatyczny przesył kolejnych klatek w miarę ich wykonywania, co pozwalałoby agencjom prasowym publikować zdjęcia na bieżąco, w miarę ich napływania, zbliżając formułę relacji prasowej do prawdziwej relacji na żywo, podobnej do telewizyjnej. Dziennikarstwo internetowe mogłoby bez problemu stać się czymś podobnym do tego, co można było zobaczyć w komiksach napisanych przez Warrena Ellisa. Kto zna postać Spidera Jerusalema z pewnością wie, o czym piszę. Narzędzia już zresztą są - Twitter, BLIP, Facebook...
Oczywiście wymagałoby to gruntownej zmiany filozofii stojącej za oprogramowaniem aparatu i oznaczałoby pożegnanie z jedynie słusznym firmware'em i utratą gwarancji za jego nadpisanie. Jestem jednak głęboko przekonany, że to i tak nieuchronne, a opór wobec tego zjawiska jest podobnie celowy, jak opór wobec triumfalnego pochodu fotografii cyfrowej, zostawiającego niestety chemię daleko na rynkowych obrzeżach...