Piotr Andrews: „Robienie zdjęć już nic nie wnosi” [wywiad]

Piotr Andrews: „Robienie zdjęć już nic nie wnosi” [wywiad]14.03.2015 08:00
Irak 2003 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
Piotr Kała

Piotr Andrews opowiada dlaczego, po ponad dwudziestu latach fotografowania konfliktów i wojen w różnych zakątkach świata dla Associated Press i Reuters, postanowił zająć się "spokojniejszą" fotografią.

Pracowałeś w wielu miejscach na świecie, które z nich najlepiej wspominasz?

Najlepiej mi się pracowało w RPA. Trafiłem tam w 1994 roku przed wyborami, które miały zdecydować o wygranej z aparthaidem. Spotkałem tam chłopaków z Bractwa Bang Bang, z którymi się zaprzyjaźniłem i o których wiele się nauczyłem. Poza tym w RPA jest świetny klimat, wino i światło do fotografowania, choć niebezpiecznie. Na ogół starałem się nie angażować, być po którejś ze stron, ale jak byłem w Sarajewie, to poczułem po prostu sympatię do ludzi, którzy stawali się ofiarami snajperów. Natomiast zasadą Associated Press, czy Reutersa było zawsze pokazywanie obu stron konfliktów, aby odbiorca sam mógł ocenić sytuację. Jednak w przypadku Sarajewa ciężko było inaczej.

RPA, 1994 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
RPA, 1994 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

Jak to się stało, że zostałeś fotografem konfliktów?

Punktem wyjścia do tego, kim się stałem, była chęć podróżowania, a to, że akurat fotografowałem wojny, było kwestią przypadku. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, nie czułem potrzeby, czy też misji pokazywania wojny od zawsze. Moja mama pracowała w Centralnej Agencji Fotograficznej i napatrzyła się na takie zdjęcia, a ja jej obiecałem, że tego nie będę robił. I było to akurat w roku, który zdecydował, że jednak wybrałem się w miejsce konfliktowe. Ale zanim to się stało, pracowałem w Kanadzie dla tamtejszych gazet. Przyjazd do Kanady Lecha Wałęsy stał się punktem zwrotnym. Byłem na spotkaniu z nim jako dziennikarz, fotoreporter i wtedy uświadomiłem sobie, że historia dzieje się w Europie. Chciałem pokazywać te zmiany. Po dwóch dniach byłem w Berlinie, kiedy padał mur. Kiedy wróciłem do Kanady, już nie mogłem się odnaleźć, więc to rzuciłem.

RPA, 1994 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
RPA, 1994 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

Wtedy zrozumiałeś, że to jest dla Ciebie?

Okazało się, że pasuję do takiej roboty. Po pierwsze, byłem zawsze w ruchu, byłem tam, gdzie coś się dzieje, a także miałem „odwagę” się nie bać. Starałem się mieć zawsze oczy dookoła głowy, starałem się analitycznie, a nie emocjonalnie podchodzić do zadania, które wykonywałem. Zawsze byłem spięty, ale to pozwoliło mi unikać niebezpiecznych momentów. Poza tym, gdy ofiary są na porządku dziennym, wpisuje się to w krajobraz wojny, widzisz anonimowych ludzi, uodparniasz się. Niektórzy traktują to, jak męską przygodę. Ja nigdy siebie nie określałem jako fotografa wojennego. Ja wtedy po prostu byłem fotografem agencyjnym, newsowym, który dokumentował to, co działo się na świecie. W moim portfolio zobaczysz też zdjęcia sportowe, które były, po prostu, jednym z takich tematów agencyjnych. Poza tym fotografia wojenna jest o tyle „łatwa“, że dużo się dzieje, te obrazy ze swojej natury są inne, niż codzienna rzeczywistość, są mocniejsze. Ale jak ktoś twierdzi, że jest fotografem wojennym, to jest nadętym dupkiem.

Kongo, 1997 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
Kongo, 1997 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

Jak odreagowywałeś te sytuacje z frontu?

Największym wsparciem dla mnie byli moi koledzy po fachu, którzy przez rozmowę pozwalali rozładowywać napięcie, rozstrzygać dylematy. Wyjazdy w egzotyczne miejsca, nurkowanie to był też mój sposób na „oczyszczenie" ciała i umysłu. Nie będę ukrywał, że alkohol też „pomagał“, ale przede wszystkim byliśmy zawodowcami.

Czy da się jakoś dzielić takie życie zawodowe z prywatnym?

Trudno, ale można, czego dowodem jest książka „It’s what I do: A Photographer’s Life of Love and War” Lynsey Addario. Chociaż mnie się nie udało. Dla mnie moją żoną była moja praca. Czy żałuję tego? Nie można żałować tego, co się zrobiło i czego już nie można cofnąć. Czy jeszcze raz wybrałbym taką drogę, znając tego konsekwencje? Nie mam pojęcia. Jeśli bym nie był fotografem, pewnie chciałbym żeglować, co łączy się z podróżowaniem, a znam takich ludzi, którym udaje się z tego utrzymać.

Gruzja, 1992 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
Gruzja, 1992 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

A co się stało, że już nie jeździsz fotografować konflikty?

W 2010 roku mój przyjaciel João Silva z Bang Bang wszedł w Afganistanie na minę i urwało mu nogi. To mną wstrząsnęło, choć już wcześniej przecież moi znajomi tracili życie. Od tamtego czasu zacząłem się bardziej, niż do tej pory, bać, ale próbowałem ten strach zagłuszyć, mówiąc sobie, że to jest przecież moja praca i udało mi się zapomnieć o tym fotografując w Afganistanie wojskowe zespoły medyczne. Kiedy wróciłem do Polski, moi przełożeni powiedzieli mi, że dużo czasu zajmuje mi powrót do rzeczywistości. Potem jeszcze pojechałem do Egiptu, a stamtąd prosto z lotniska pojechałem na Szaserów w Warszawie, do kliniki leczenia stresu bojowego.

Gruzja, 1991 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
Gruzja, 1991 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

Słyszałem, że kiedyś miałeś ambicję ścigania się po nagrody, dlaczego już nie robisz tego i kiedy się to zmieniło?

To było w 1996 roku. Wtedy dostałem nagrodę Pulitzera za zdjęcie z Sarajewa. Chciałem te zdjęcia wysłać też na World Press Photo. Zostawiłem je koledze z prośbą o wysłanie, bo ja byłem w tym czasie na wyjeździe. On tego nie zrobił. Kiedy wróciłem, było już po terminie, a on tłumaczył się, że skradziono mu te zdjęcia. Ale wiem, że nie wysłał ich specjalnie, bo potem mi je oddał. Wtedy dotarło do mnie, że jak nie dostałem nagrody WPP wtedy, to już jej nie dostanę nigdy. Dlatego straciłem do tego serce. Nie chciało mi się już za tym gonić.

Gruzja, 1992 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Anrews/Reuters
Gruzja, 1992 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Anrews/Reuters

Co myślisz o tych młodych fotografach, którzy wybierają się teraz na wojny z aparatami?

Uważam, że teraz robienie takich zdjęć jest bardziej niebezpieczne, niż za moich czasów. Wtedy nasze zdjęcia były jeszcze dostrzegane na świecie. Na przykład dwa dni po publikacji mojego zdjęcia z masakry w Sarajewie, zaczęły się naloty na pozycje Serbów. Można było więc mieć wrażenie, że te zdjęcia czemuś służą. Teraz fotografowie stają się zakładnikami lub giną przez ścięcie głowy. Dziennikarze są postrzegani jako strona konfliktu. Kamizelka z napisem „Press“ już nic nie znaczy. Ludzie są zmęczeni widokiem ofiar niekończących się konfliktów. Robienie zdjęć już nic nie wnosi. Obawiam się, że teraz ci fotografowie chcą po prostu zaistnieć w serwisach społecznościowych.

Afganistan, 2010 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
Afganistan, 2010 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

Jesteś teraz wolnym strzelcem. Jakie zdjęcia robisz?

Wiem, że nie chcę już fotografować zła, nie chcę go szukać. Nie zajmuję się też fotografią newsową. Gdybym miał wybór, chętnie fotografowałbym jakieś egzotyczne ludy, plemiona, społeczności. Ale póki co, najczęściej robię korporacyjne zdjęcia, fotografuję też żołnierzy GROM na ćwiczeniach. Nie miałbym też problemu z fotografowaniem ślubów, bo jestem fotografem, robienie zdjęć to moja praca, a fotografowanie szczęśliwych ludzi to przyjemność.

Kenia, 2008 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters
Kenia, 2008 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Andrews/Reuters

A oglądasz zdjęcia swoich kolegów? Czy oni nadal jeżdżą na wojny?

Staram się być na bieżąco, nie mam telewizora, ale oglądam internetowe wydania BBC, Euronews, Guardiana, zaglądam też na rosyjskie portale, żeby mieć pełniejszy obraz sytuacji. A jeśli chodzi o moich znajomych, myślę, że tak, jak ja, oni też uważają, że jest pewien limit szczęścia, którego nie można przekroczyć. Oni też rezygnują z tej roboty. Swoje już zrobili.

Irak, 2003 rok., Źródło zdjęć: © © Piotr Anrews/Reuters
Irak, 2003 rok.
Źródło zdjęć: © © Piotr Anrews/Reuters

Piotr Kała:

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.