Te zdjęcia stały się symbolem zdrady. Góral złożył hołd okupantowi
– Meine liebe Kameraden (niem. Moi drodzy towarzysze), 20 lat jęczeliśmy pod polskim panowaniem, a teraz wracamy pod skrzydła wielkiego narodu niemieckiego – mówił Wacław Krzeptowski, przedwojenny działacz polityczny na Podhalu, gdy 12 listopada 1939 r. witał w Zakopanem Hansa Franka, generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich. Zdjęcia z tej wizyty stały się wymownym symbolem narodowej zdrady.
Pięć dni wcześniej delegacja górali pod przewodnictwem Krzeptowskiego odwiedziła Franka na Wawelu, wręczając mu złotą ciupagę. Informacja o tej wizycie lotem błyskawicy pojawiła się w polskiej prasie, która określiła ją mianem* haniebnego hołdu krakowskiego*. Pół roku później, 20 kwietnia 1940 r., Krzeptowski ponownie odwiedzi generalnego gubernatora – tym razem z okazji urodzin Adolfa Hitlera.
Goralenvolk, czyli idea "narodu góralskiego"
Po zajęciu kraju przez Niemców Krzeptowski został jednym z liderów tzw. Goralenvolku – projektu, który opierał się na koncepcji, jakoby górale stanowili odrębny naród. Zgodnie z tym założeniem ludność mieszkająca u podnóża Tatr nie miała nic wspólnego z Polską, leczy była pochodzenia germańskiego. Zwolennicy Goralenvolku twierdzili mianowicie, że górale są potomkami Ostrogotów. Idea ta była szczególnie propagowana na Podhalu przez współpracujących z okupantem Henryka Szatkowskiego oraz Witalisa Widera, który był prawdopodobnie agentem Abwehry (niemieckiego wywiadu wojskowego).
Okupanci pozwolili na krzewienie tej koncepcji, licząc na zorganizowaną kolaborację ze strony górali. Narodowi socjaliści próbowali nadać jej nawet pewne ramy naukowe, powołując Instytut Niemieckich Prac na Wschodzie, gdzie działała specjalna sekcja rasy. Zatrudnieni tam "specjaliści" prowadzili badania w Zakopanem i okolicach, starając się wskazać podobieństwa pomiędzy mieszkańcami Karpat a ludnością pochodzenia germańskiego.
Niemcy zwracali uwagę m.in. na elementy ubioru, style w sztuce zakopiańskiej oraz typ budownictwa. Twierdzili, że śpiew ludności Podhala przypomina jodłowanie górali tyrolskich, a niektóre miejscowości mają niemiecko brzmiące nazwy. Zainteresowanie okupanta wzbudzały też popularne w tych stronach krzyżyki niespodziane, przypominające wyglądem swastyki. Oczywiście wiele kwestii zostało uproszczonych dla celów propagandowych, a działania sekcji rasy nie miały nic wspólnego z rzetelnymi badaniami naukowymi.
Krzeptowski, który był nazywany ówcześnie góralskim księciem lub goralenführerem odpowiadał m.in. za akcje agitacyjne oraz spisy ludności. Zachęcał mieszkańców Podhala, by podpisywali specjalne kenkarty z literą "G", oznaczającą przynależność do narodu góralskiego. Szacuje się, że na 150 tys. takich kenkart wydano ich ok. 30 tys. Oznacza to, że podpisał ją co piąty góral. Należy jednak zaznaczyć, że ludność była zastraszana przez kolaborantów konfiskatami majątków i zsyłkami do obozów. Przypuszczalnie wiele osób podpisało się więc pod ideą Goralenvolku, aby uniknąć represji.
Powiesili go na świerku
Wbrew oczekiwaniom okupanta Podhale zdało egzamin z lojalności wobec Polski i większość mieszkańców zdołała oprzeć się obietnicom Krzeptowskiego. Po ponad trzech latach okupacji Fridrich Krüger, Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, stwierdził wprost, że "górale są jak Polacy, a nawet gorsi". Najbardziej wymownym fiaskiem akcji germanizacyjnej była nieudana próba sformowania tzw. Legionu Góralskiego Waffen-SS.
Krzeptowski i jego współpracownicy liczyli, że uda im się zebrać ok. 10 tys. ochotników. Tymczasem zgłosiło się jedynie 300 osób, z czego na szkolenie wojskowe zakwalifikowano 200. Do obozu szkoleniowego dotarło ostatecznie tylko kilkunastu górali. Kilku przyjęto do Waffen-SS, a resztę wysłano na roboty przymusowe do Niemiec.
Należy wspomnieć, że u podnóża gór działał też ruch oporu, w tym m.in. konspiracyjna organizacja o nazwie Konfederacja Tatrzańska. Jej założyciel, Augustyn Suski, mówił, że "honor nakazuje, by Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan". Zapłacił za to najwyższą cenę. Ostatecznie lider Konfederacji Tatrzańskiej został schwytany przez gestapo i wysłany do Auschwitz, gdzie zmarł w 1942 r. z powodu wycieńczenia.
Wkrótce Niemcy postanowili aresztować także samego Krzeptowskiego. Opuszczony przez dawnych mocodawców goralenführer uciekł w góry. Przez pewien czas przebywał na Słowacji, gdzie brał udział w tamtejszym powstaniu. Przypuszcza się, że wrócił na Podhale, gdyż został rozpoznany przez jednego z partyzantów. Na ślad Krzeptowskiego natrafił 20 stycznia 1945 r. oddział AK "Kurniawa". Słowa wypowiedziane wówczas przez upadłego góralskiego księcia przytacza w swoich wspomnieniach dowódca oddziału, por. Tadeusz Studziński.
Żołnierze powiesili Krzeptowskiego na pobliskim świerku. Przed egzekucją lider Goralenvolku spisał testament, w którym przeprosił naród polski za swoje czyny oraz przekazał cały swój majątek oddziałowi Armii Krajowej.