Fuji X100S - S jak solidnie, szybko i świetnie [test]
Fujifilm X100S udowadnia, że mimo iż jest utrzymany w stylu retro, wcale nie utknął w przeszłości. W tym topowym kompakcie zastosowano aż 70 udoskonaleń. Czy wyszło mu to na dobre?
06.08.2013 | aktual.: 26.07.2022 20:11
Wykonanie
Na pierwszy rzut oka Fujifilm X100S praktycznie nie różni się od poprzednika. Jakość wykonania jest równie dobra. Utrzymana w stylu retro obudowa została wykonana głównie ze stopu magnezu. Dużą część aparatu pokryto czarnym tworzywem o przyjemnej, estetycznej fakturze, która z wyglądu przypomina skórę. Nic nie trzeszczy, nie odkleja się.
Fujifilm X100S to model, któremu warto przyjrzeć się dokładniej – nie tylko dlatego, że to sprzęt o pięknym, wysmakowanym wzornictwie. Wprowadzono w nim sporo drobnych, ale istotnych zmian w ergonomii, o których za chwilę.
Tego, co dobre, nie zmienia się za szybko. W Fujifilm X100S znajduje się ten sam jasny, stałoogniskowy obiektyw co w modelu X100 – FUJINON 23mm f/2, (odpowiednik 35 mm), składający się z 8 elementów ułożonych w 6 grupach.
Ekran - pod tym względem bez rewelacji. Z tyłu ulokowano wyświetlacz LCD o przekątnej 2,8 cala i rozdzielczości 460 tys. punktów. Nie jest to może panel kiepskiej jakości, ale też z pewnością nie z najwyższej półki, a w sprzęcie tej klasy powinno się taki ekran montować. To taki sam panel jak w tańszym o ponad połowę kompakcie Fujifilm X20. Za cenę prawie 5000 zł oczekiwałbym ekranu najwyższej klasy, jak u konkurencji. Pozytywnie oceniam natomiast hybrydowy wizjer, który trochę ratuje sytuację. O nim jednak za chwilę.
Skoro tak dokładnie się przyglądamy, to zajrzyjmy pod obudowę. Fuji X100s został wyposażony w matrycę X-Trans CMOS II w formacie APS-C o rozdzielczości 16,3 Mpix, a nie 12,1 Mpix, jak u poprzednika. Inny układ pikseli w tej matrycy umożliwił wyeliminowanie z konstrukcji aparatu filtra dolnoprzepustowego. Teoretycznie zabieg ten powinien pozytywnie wpłynąć na jakość zdjęć - szczegóły powinny być lepiej oddane, a fotografie bardziej klarowne. Nowy sensor współpracuje z procesorem obrazu EXR II, co umożliwia pracę z czułością ISO 200-6400 (rozszerzalna na ISO 100-25600) oraz fotografowanie z prędkością w trybie seryjnym do 6 kl./s. Nie zabrakło też funkcji nagrywania filmów Full HD z prędkością 60 kl./s.
Obsługa
Firma Fujifilm najwyraźniej słucha swoich klientów, którzy co prawda docenili piękną stylistykę, ale narzekali na niektóre aspekty związane z ergonomią modelu X100. W aparacie Fujifilm X100S wyeliminowano chyba większość tych mankamentów.
Po pierwsze – zmieniono układ przełącznika trybów AF. W Fuji X100s można łatwiej przełączyć tryb MF na AF-S, które są na skrajnych pozycjach przełącznika. Pośrodku znajduje się AF-C.
Po drugie – zamieniono miejscami przyciski AF i Drive. To rozwiązanie umożliwia wygodną zmianę punktu ostrości prawą ręką, bez konieczności odrywania oka od wizjera.
Po trzecie – inny kształt ma też przełącznik wizjera, ulokowany z przodu.
Po czwarte - lekko skorygowano nawet tarczę czasów, tryb A został bardziej odsunięty od ustawień czasu. Po piąte, przycisk RAW w prawym dolnym rogu tylnej ścianki aparatu zastąpiono przyciskiem Q. Służy on do uruchamiania skróconego menu Q, o którym więcej za chwilę. Jednak – jak już wspomniałem – największe zmiany zaszły pod obudową.
Fujifilm X100S dobrze leży w dłoni, mimo że grip z przodu jest bardzo delikatny. Wszystkie przyciski znajdują się pod ręką. Wiele funkcji wyciągnięto na zewnątrz i mają one dedykowane przyciski, dzięki czemu do menu nie trzeba zaglądać zbyt często. A jeśli już, to tylko do skróconego.
Minusy, które zauważa się od razu, to zbyt czułe główne pokrętło z tyłu, a także mało komfortowe przełączanie wartości przysłony przy skrajnych wartościach. Podobnie jak w Sony RX1 wypustki są za krótkie.
Menu
Utrzymane w ciemnej kolorystyce główne menu zostało podzielone na 8 kart: 5 z nich dotyczy fotografowania, 3 - ustawień. W każdej karcie znajduje się nie więcej niż 7 parametrów. Dzięki takiemu układowi menu nie ma komplikujących podstron, jest przystępne i logiczne. Nawet dla osoby, która nie fotografowała zbyt długo aparatami tej marki, menu będzie proste i łatwe do opanowania.
Ogromnym usprawnieniem jest też nowe, skrócone Q menu. To rozwiązanie, dobrze znane z aparatów innych marek, w końcu zawitało także do sprzętu Fuji. Po wciśnięciu przycisku Q na ekranie pojawiają się kafelki z najważniejszymi parametrami aparatu. Nie trzeba ich szukać w głównym menu – wszystko jest pod ręką.
[solr id="fotoblogia-pl-75286" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1501,fujifilm-x-m1-pierwsze-wrazenia-i-zdjecia" _mphoto="hands-on-fujifilm-x-m1-w-9a78348.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]3051[/block]
Wykonywanie zdjęć
Fotografowanie aparatem Fujifilm X100S sprawia dużo radości, chociaż nie jest to sprzęt dla każdego. W moich rękach sprawdzał się wyśmienicie. To świetny towarzysz podróży – jest mały, lekki, szybki, a obiektyw nadaje się zarówno do fotografowania krajobrazów, jak i fotografii ulicznej. Fujifilm X100S przypadnie do gustu mieszczuchom, takim jak ja, którzy często podróżują, ale niestety tylko w mieście.
Podczas testów aparat nie przyciągał szczególnie uwagi, chociaż sporo osób pytało, co to za stary model. Ogniskowa o odpowiedniku 35 mm to ceniony przez wielu standard, w sam raz nadający się do reportażu, a coraz bardziej przekonuję się, że również do niektórych portretów. Mrok nie jest mu straszny, ponieważ światło f/2 i niskie szumy na wysokich czułościach sprawiają, że przyzwoite jakościowo zdjęcia da się zrobić w niemal każdych warunkach.
Kolejną rzeczą, za którą pokochałem Fujifilm X100S, jest hybrydowy wizjer – rozwiązanie z założenia prawie idealne, o którym więcej przeczytacie niżej. Podoba mi się pomysł połączenia wizjera optycznego i elektronicznego. Obydwie technologie mają swoje zalety, ale i wady. Gdy są połączone w jednym wizjerze, umiejętny fotograf może skorzystać z zalet obydwu, co w praktyce oznacza także pozbycie się ich wad. Jestem zwolennikiem optycznych wizjerów, jednak w niektórych sytuacjach, np. kiedy potrzebowałem precyzyjnego oddania kadru czy kiedy było ciemno, wybierałem wizjer elektroniczny.
Jest jedna cecha, która łączy mnie z Fujifilm X100S: obydwaj szybko zasypiamy, lubimy sobie pospać i bardzo trudno nas dobudzić. Aby wybudzić ten aparat ze stanu uśpienia, trzeba mocno do końca wcisnąć spust migawki. Dopiero wtedy urządzenie wraca do świata żywych. Niestety, zajmuje mu to zdecydowanie za dużo czasu. Aparat powinien być gotowy od razu, a w praktyce na obudzenie się potrzebuje niewiele mniej czasu niż po włączeniu. Proces wybudzania jest po prostu zbyt wolny, chociaż trwa to trochę krócej niż w przypadku Fujifilm X20.
[solr id="fotoblogia-pl-75540" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1489,leica-m-legenda-i-nowoczesna-technika-w-jednym-test" _mphoto="leica-m17-75540-252x168-45dd0569.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]3052[/block]
Niestety, także w Fujifilm X100S już na samym początku testów spotkałem się z bardzo irytującym problemem związanym z błędem przy numeracji plików. Szerzej sprawę opisywałem przy okazji testu Fujifilm X20.
Kolejnym mankamentem jest źle ustawiona informacja o stanie baterii. Kilka razy zdarzyło się, że spokojnie sobie fotografowałem, myśląc, że mam przynajmniej 1/2 baterii. Aż tu nagle aparat informował mnie o wyładowaniu i po kilku minutach kończył żywot. To element zdecydowanie do poprawy.
Autofokus
Jedną z większych wad Fujifilm X100 był dosyć powolny system AF. W jego następcy, modelu Fujifilm X100S, zastosowano nowy moduł tzw. hybrydowego autofokusu, który jest o wiele szybszy. Polega to na tym, że matryca ma specjalne piksele detekcji fazy, oprócz tego aparat korzysta też z detekcji kontrastu.
Na folderach reklamowych producent chwali się, że przy odpowiednich warunkach urządzenie potrafi poprawnie ustawić ostrość w zaledwie 0,08 s. Aż tak dobrego wyniku nie udało mi się uzyskać, ale i tak X100S radzi sobie bardzo dobrze. Przy dobrym świetle ustawia ostrość w mgnieniu oka, nawet sporo poniżej 0,5 s. Przy słabym oświetleniu AF zwalnia do ok. 1-2 s i od czasu do czasu zdarza mu się nie trafić z ostrością, szczególnie przy poruszających się lub mało kontrastowych obiektach. Ogólnie system AF w Fujifilm X100S działa równie dobrze jak w konkurencyjnych bezlusterkowcach z matrycami APS-C i o niebo szybciej i celniej niż w jego bliskim konkurencie Nikonie Coolpix A. Nie jest jednak aż tak dobrze jak w aparatach systemu Mikro Cztery Trzecie.
Poprawiono też manualne ustawianie ostrości, dodając popularną ostatnio funkcję Focus Peak Highlights, znaną chociażby z Sony NEX-6 czy Leiki M. Wyjaśnienie dla tych, którzy jeszcze nie zetknęli się z tym rozwiązaniem: w praktyce wygląda to tak, że w trybie ręcznego ustawiania ostrości aparat podświetla ostre punkty, co zauważalnie poprawia komfort i szybkość ostrzenia. Kolejnym udoskonaleniem w porównaniu z poprzednikiem jest mniejszy skok pierścienia ostrości, co przekłada się na większą płynność ustawiania ostrości. Szkoda jedynie, że histogram nie działa akurat wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebny – w trybie manualnego ostrzenia.
Wizjer
Podczas testów bardzo dobrze sprawdził się hybrydowy wizjer, który łączy zalety celownika optycznego i elektronicznego. EVF został wykonany w technologii OLED, kryje 100% kadru i ma rozdzielczość 2 360 000 punktów. Wizjer optyczny ma współczynnik powiększenia 0.5 x oraz pole widzenia wynoszące 26 stopni. Jest stosunkowo duży, jasny, a fotografowanie za jego pomocą to duża przyjemność.
Na ekranie wyświetlane są w czytelny sposób podstawowe informacje, takie jak: wartość przysłony, czas, czułość, wartość ekspozycji, stan baterii, liczba zdjęć, a nawet tryby. Widać też jasną, ale nie rozpraszającą ramkę wskazującą rzeczywisty kadr.
Do przełączania trybów pracy wizjera służy zgrabna dźwignia z przodu aparatu – ulokowana akurat w zasięgu palców. Proces przełączania trybów jest sprawny i dosyć szybki, chociaż nie błyskawiczny - aparat potrzebuje ok. 0,5 s. na przełączenie. Tuż przy wizjerze znajduje się czujnik, który może (chociaż nie musi) włączać wizjer elektroniczny (lub podświetlane elementy w wizjerze optycznym) po przyłożeniu aparatu do oka i analogicznie przełączyć na tryb Live View po odsunięciu. Działa to naprawdę dobrze i nie utrudnia fotografowania, jak w niektórych aparatach.
Szybkość i wydajność* *
Fujifilm X100S jest zdecydowanie wydajniejszy od swojego poprzednika. Jest gotowy do fotografowania już po ok. 1 s od uruchomienia, czyli całkiem szybko. Nie zauważyłem też większych opóźnień w pracy menu i podglądu zdjęć.
Nowy procesor umożliwił zwiększenie prędkości zdjęć seryjnych do 6 kl./s. Gdy korzystałem z szybkiej karty Sony SDHC klasy 10 i formatu JPEG, rzeczywiście udało mi się osiągnąć taki wynik. Najciekawsze jest jednak to, że aparat nawet na chwilę nie zwolnił - fotografował z niezmienną prędkością 6 kl./s przez dobre 41 s. Wykonał w tym czasie prawie 250 zdjęć, po czym sam się zatrzymał. Co więcej, zapis fotografii na karcie pamięci zakończył się ok. 2 s po zakończeniu serii i można było je od razu oglądać. Imponujący rezultat.
[solr id="fotoblogia-pl-70186" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1593,nikon-d7100-nowa-jakosc-sredniej-klasy-test" _mphoto="nikon-d7100-test1-70186--e8400fa.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]3053[/block]
Niestety, jeśli wybiera się format RAW, trzeba się liczyć z tym, że seria zdjęć z prędkością 6 kl./s skróci się do 8 zdjęć, po czym bufor się zapycha i aparat zwalnia do ok 0,7 kl./s. Następnie zdjęcia są zapisywane jeszcze przez ok. 10-15 sekund.
Filmy
Fujifilm X100S umożliwia nagrywanie filmów Full HD z prędkością 60 lub 30 kl./s. Nie jest to jednak sprzęt stworzony do filmowania. Nie tylko dlatego, że nigdzie na obudowie nie ma nawet dedykowanego przycisku. X100S kręci filmy lepszej jakości niż jego poprzednik, ale na nagraniach widać efekt mory, brakuje stabilizacji obrazu, doskwiera efekt rolling shutter, a dźwięk z małego mikrofonu pozostawia wiele do życzenia. Jeżeli zależy Wam na filmach, to nie tędy droga.
Jakość zdjęć – szumy
Jakość zdjęć z nowej matrycy jest świetna. Szumów na zdjęciach nie widać do czułości ISO 800. Pierwsze minimalne szumy są dostrzegalne przy ISO 1600, nieznacznie gorzej jest przy ISO 3200. W pełni użyteczna jest też czułość ISO 6400, a szum ma przyjemną strukturę.
Jakość zdjęć – detale
Fujifilm X100S bardzo dobrze radzi sobie z oddaniem detali na zdjęciach. Szczegóły są wyraźne w całym zakresie czułości ISO, jedynie przy ISO 3200 i 6400 delikatnie rozmyte.
Przykładowe zdjęcia
Co nam się podoba
Firma Fuji wykonała kawał dobrej roboty, przygotowując model Fuji X100S. Zachowano klasyczne, piękne wzornictwo, niezłe wykonanie oraz dobry jasny, stałoogniskowy obiektyw FUJINON 23mm f/2 (ekw. 35 mm) z X100. Producent słucha swoich klientów - wyeliminował chyba większość błędów, które miał poprzednik testowanego modelu. Dodano wiele drobnych, ale praktycznych usprawnień w ergonomii, szybki hybrydowy autofokus, lepszy wizjer, wydajniejszy procesor i nowy, 16-megapikselowy sensor X-Trans CMOS II w formacie APS-C bez filtra dolnoprzepustowego, który gwarantuje świetną jakość oraz plastykę zdjęć.
Co nam się nie podoba
Autofokus jest dobry, ale zdarzają się mu wpadki. Projektanci mają więc jeszcze pole do popisu w następcy Fuji X100S. W takim aparacie przydałby się też lepszy ekran LCD oraz pokrętło z tyłu, które działa zdecydowanie zbyt luźno i mało precyzyjnie. Warto skupić się na tarczy ustawiania wartości przysłony, która przy skrajnych parametrach nie jest zbyt komfortowa. Szkoda, że przy minimalnej wartości przysłony czas fotografowania wynosi jedynie 1/1000 s i że czasu na doładowanie baterii jest bardzo mało – komunikat ostrzegawczy pojawia się tuż przed końcem czasu pracy, co nieco zwodzi użytkownika. I to wybudzanie… Fujifilm X100S to straszny śpioch, który potrzebuje nie tylko solidnego wciśnięcia spustu, ale też prawie sekundy na dojście do siebie, nawet po małej drzemce. I na koniec – już tradycyjnie – brakowało mi funkcji Wi-Fi.
Werdykt
Podczas dwutygodniowych testów Fujifilm X100S sprawdził się wyśmienicie. Gdybym miał wybierać aparat tego typu dla siebie na dłużej, jestem prawie pewien, że zdecydowałbym się właśnie na niego – mimo że nie jest pozbawiony wad. Są to jednak mankamenty, z którymi można nauczyć się żyć. Podczas testów aparat miałem zawsze przy sobie, nie tylko dlatego, że musiałem wykonać zdjęcia do testu. Po prostu fotografowanie nim sprawiło mi dużo radości. Moim zdaniem jego najbliżsi rywale się do niego nie umywają. Nikon Coolpix A jest spalony na starcie przez koszmarnie powolny AF, a Sony RX1… wprawdzie ma pełną klatkę i ogólnie to świetny aparat, ale kosztuje dwa razy więcej i nie ma wbudowanego wizjera. Jeśli więc jeszcze nie kupiliście tego aparatu tuż po premierze, to warto to zrobić – nawet za prawie 5000 zł.