Zmiany w Lytro - czy firma cienko przędzie?

Zmiany w Lytro - czy firma cienko przędzie?

Ren Ng (© Eric Cheng / Lytro)
Ren Ng (© Eric Cheng / Lytro)
Piotr Dopart
30.06.2012 13:00, aktualizacja: 26.07.2022 20:30

Założyciel Lytro, Ren Ng, zrezygnował ze stanowiska dyrektora generalnego firmy. Według oficjalnego komunikatu został on mianowany na stanowisko Executive Chairman, a w ramach jego nowych obowiązków będzie mieściła się koncentracja na "wizji produktu, technologii i kierunku strategicznego spółki".

Założyciel Lytro, Ren Ng, zrezygnował ze stanowiska dyrektora generalnego firmy. Według oficjalnego komunikatu został on mianowany na stanowisko Executive Chairman, a w ramach jego nowych obowiązków będzie mieściła się koncentracja na "wizji produktu, technologii i kierunku strategicznego spółki".

Wraz ze zmianami w bieżącej strukturze zarządzającej w Lytro nastąpiła swego rodzaju zamiana ról. Nowym CEO (czy raczej pełniącym obowiązki CEO) został Charles Chi, który do tej pory zajmował stanowisko Executive Chairman. Nazwa aktualnej roli Ng jest trudna do przetłumaczenia na język polski - można w dużym uproszczeniu przyjąć, że oznacza ona "prezesa wykonawczego", czyli coś bliskiego przewodniczącemu zarządu.

Innymi słowy, rola Ng w ekipie Lytro jest mniejsza, jednak nie w tak dużym stopniu, by można było mówić o marginalizacji. Założyciel firmy wciąż będzie miał decydujący głos w sprawach kluczowych, ale nie w kwestiach promocji.

Lytro nie publikuje wyników finansowych, jednak raz na jakiś czas mieliśmy okazję usłyszeć na temat głośnych przedsięwzięć z Light Field Camera w tle. Wygląda jednak na to, że rozgłos tylko w niewielkim stopniu przekładał się na wyniki sprzedażowe. W tym świetle zamiana miejsc z Chi może okazać się strzałem w dziesiątkę - Chi jest marketingowcem z wieloletnim doświadczeniem, który miał okazję prowadzić projekty dla firm takich jak Cisco, czy kanadyjskie oddziały firm Bell i AT&T.

Może się okazać, lecz nie musi, jeśli za produktem nie pójdzie odpowiednie zaplecze technologiczne. Produktowi Lytro można zarzucić wiele rzeczy, przykładowo, marną w porównaniu z tradycyjnymi aparatami ostrość zdjęć, jednak dużo bardziej istotnym zarzutem jest... mnożenie bytów ponad konieczność.

Charles Chi (© Mark Knott / Lytro)
Charles Chi (© Mark Knott / Lytro)

Użytkownicy kompaktów decydują się na ich kupno ze względu na prostotę użytkowania i niewygórowaną cenę. Lytro LFC jest relatywnie drogi, oferuje niską rozdzielczość zdjęć, ale przede wszystkim wymaga dedykowanego oprogramowania do otwarcia obrazów. Pokazanie zdjęć znajomym wymaga uploadu fotografii do zewnętrznej witryny internetowej, co nie tylko może być uciążliwe, ale także budzić wątpliwości w kwestii ewentualnych naruszeń prywatności.

Dla przeciętnego konsumenta bardzo ważne jest, żeby móc przynieść aparat do domu, włączyć komputer i od razu móc podejrzeć galerię - bez konieczności instalowania wtyczek, aplikacji, czy wrzucania czegokolwiek na sieciowe usługi. W tym zakresie Lytro zdecydowanie brakuje możliwości, które mają giganci świata IT.

Gdyby firma Apple w dowolnym momencie zdecydowała się na wprowadzenie własnościowego, zamkniętego formatu, to dzięki ofercie komplementarnych produktów - systemów operacyjnych na wszelkie możliwe platformy i szerokiej oferty aplikacji użytkowych pod własną marką - mogłaby w mgnieniu oka wydać aktualizację wprowadzającą obsługę tegoż formatu "out of the box", z obsługą miniaturek i domyślnym odczytem metadanych EXIF włącznie.

W świetle powyższego, gdy pod koniec stycznia pojawiły się informacje o spotkaniu Steve'a Jobsa z przedstawicielami Lytro, łatwo o domniemania, o co mogło chodzić tej drugiej firmie. Chodziło o pozyskanie potężnego sojusznika i jednocześnie gigantycznej platformy potencjalnych użytkowników. Śmierć Jobsa z pewnością była olbrzymią przeszkodą na drodze do umasowienia produktu Lytro.

Główny zainteresowany nie odpowiedział jeszcze na przesłane pytania dotyczące sprawy kadrowych przetasowań, jednak z informacji już dostępnych wyłania się dość jednoznaczny obraz. Chwila prawdy dla Lytro właśnie nadeszła i firmę czeka prawdopodobnie bądź to mariaż z Apple'em (o ile nie zdecydują się iść własną drogą), Microsoftem, czy w najgorszym wypadku z Google'em, albo i firma i produkt stoczą się w odmęty zapomnienia i rynkowej niszy. Przynajmniej dopóki gdzieś tam w innej firmie nie pojawi się drugi Steve Jobs i nie zrobi z Light Field Camera tego, co "właściwy" Jobs zrobił z HP-owskimi komputerami typu tablet.

Źródło: Lytro

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)