10 lat festiwalu "Burning Man" zamknięte w albumie "Dust to dawn"

10 lat festiwalu "Burning Man" zamknięte w albumie "Dust to dawn"

Co roku na pustyni Black Rock w stanie Nevada na tydzień powstaje tymczasowe miasteczko. A to za sprawą festiwalu Burning Man, którego punktem kulminacyjnym jest spalenie wielkiej kukły. Co roku zjeżdżają się w to miejsce tysiące ludzi, żeby uczestniczyć w różnego rodzaju widowiskach, koncertach i spektaklach teatralnych. Kilka dni temu zakończyła się tegoroczna edycja.
Co roku na pustyni Black Rock w stanie Nevada na tydzień powstaje tymczasowe miasteczko. A to za sprawą festiwalu Burning Man, którego punktem kulminacyjnym jest spalenie wielkiej kukły. Co roku zjeżdżają się w to miejsce tysiące ludzi, żeby uczestniczyć w różnego rodzaju widowiskach, koncertach i spektaklach teatralnych. Kilka dni temu zakończyła się tegoroczna edycja.
Źródło zdjęć: © © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Monika Homan
05.09.2018 06:25, aktualizacja: 05.09.2018 14:22

"Dust to Dawn" to dokumentacja jednego z najbardziej niezwykłych festiwali na świecie, wykonana przez brytyjskiego fotografa Philipa Volkersa. Przez 10 lat uchwycił on wiele wyjątkowych kadrów, które oddają ducha "Burning Mana".

Wszystko zaczęło się 22 czerwca 1986 roku, kiedy Larry Harvey i Jerry James zbudowali 2,5-metrową kukłę w kształcie człowieka i spalili ją na plaży w San Francisco. Wtedy widownia liczyła zaledwie 20 osób. Przyjaciele oblali kukłę benzyną i podpalili, a ponieważ opary benzyny palą się bardzo szybko, kukła zamieniła się w ognista kulę i przyciągnęła innych plażowiczów. Wtedy rozpoczął się spektakl. Jeden z oglądających kukłę widzów stanął ze spodniami na głowie i zaczął grać na niewidzialnej gitarze, śpiewając piosenkę o ogniu. Wkrótce potem śpiewali już wszyscy. Jedna z kobiet podeszła do kukły, a ponieważ wiatr zwiewał płomienie na jedną stronę wyciągnęła dłoń, jakby chciała złapać płonącego człowieka za rękę.
Wszystko zaczęło się 22 czerwca 1986 roku, kiedy Larry Harvey i Jerry James zbudowali 2,5-metrową kukłę w kształcie człowieka i spalili ją na plaży w San Francisco. Wtedy widownia liczyła zaledwie 20 osób. Przyjaciele oblali kukłę benzyną i podpalili, a ponieważ opary benzyny palą się bardzo szybko, kukła zamieniła się w ognista kulę i przyciągnęła innych plażowiczów. Wtedy rozpoczął się spektakl. Jeden z oglądających kukłę widzów stanął ze spodniami na głowie i zaczął grać na niewidzialnej gitarze, śpiewając piosenkę o ogniu. Wkrótce potem śpiewali już wszyscy. Jedna z kobiet podeszła do kukły, a ponieważ wiatr zwiewał płomienie na jedną stronę wyciągnęła dłoń, jakby chciała złapać płonącego człowieka za rękę.© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Od tamtej pory "Burning Man" odbywa się co roku i za każdym razem przyciąga coraz większa liczbę osób. Od 1986 urosły również rozmiary płonącego człowieka. W 1990 roku impreza przeniosła się na pustynie Black Rock, gdzie w 2017 roku przybyło prawie 70 tysięcy ludzi, żeby podziwiać płomienie pochłaniające ponad 30 metrową kukłę.
Od tamtej pory "Burning Man" odbywa się co roku i za każdym razem przyciąga coraz większa liczbę osób. Od 1986 urosły również rozmiary płonącego człowieka. W 1990 roku impreza przeniosła się na pustynie Black Rock, gdzie w 2017 roku przybyło prawie 70 tysięcy ludzi, żeby podziwiać płomienie pochłaniające ponad 30 metrową kukłę.© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Co roku ludzie zjeżdżają się na pustynię, żeby przez tydzień oderwać się od rzeczywistości i spędzić czas w festiwalowej wiosce pełnej barwnych postaci, wymyślnych środków lokomocji i dziwnych konstrukcji, które bardzo często nawiązują do baśni, czy mitologii, przez co kilkudniowe show przybiera formę, w której nie ma podziału na widownię i wykonawców. Założeniem imprezy jest próba stworzenia nowego rodzaju społeczności, która umożliwiałaby każdemu pełną autoekspresję i odnalezienie samego siebie. Uczestnicy wydarzenia pozostawiają w budowli wiadomości, które pod koniec "Burning Mana" palone są wraz z nią samą.
Co roku ludzie zjeżdżają się na pustynię, żeby przez tydzień oderwać się od rzeczywistości i spędzić czas w festiwalowej wiosce pełnej barwnych postaci, wymyślnych środków lokomocji i dziwnych konstrukcji, które bardzo często nawiązują do baśni, czy mitologii, przez co kilkudniowe show przybiera formę, w której nie ma podziału na widownię i wykonawców. Założeniem imprezy jest próba stworzenia nowego rodzaju społeczności, która umożliwiałaby każdemu pełną autoekspresję i odnalezienie samego siebie. Uczestnicy wydarzenia pozostawiają w budowli wiadomości, które pod koniec "Burning Mana" palone są wraz z nią samą.© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Jak każdemu cyklicznemu festiwalowi, zarzuca mu się komercjalizację. Dawniej udział był bezpłatny, w 1996 roku trzeba było zapłacić za wstęp 35 dolarów. Na najnowszą edycję bilety kosztowały od 190 do 1200 dolarów. Nawet twórcy festiwalu, którzy porzucili go kilka lat temu, są zdania, że zrobiły się z niego wakacje dla pracowników największych firm doliny krzemowej.
Jak każdemu cyklicznemu festiwalowi, zarzuca mu się komercjalizację. Dawniej udział był bezpłatny, w 1996 roku trzeba było zapłacić za wstęp 35 dolarów. Na najnowszą edycję bilety kosztowały od 190 do 1200 dolarów. Nawet twórcy festiwalu, którzy porzucili go kilka lat temu, są zdania, że zrobiły się z niego wakacje dla pracowników największych firm doliny krzemowej.© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)

John Law, jeden z pomysłodawców imprezy, opuścił ją, kiedy na pustynię przyjeżdżało 8 tysięcy osób. Teraz o festiwalu mówi jednocześnie z podziwem, ale też ze smutkiem. Na Burning Man zjeżdżają się miliarderzy tacy, jak Elon Musk, Sergey Brin czy Mark Zuckerberg.

  • Burning Man stał się tym, od czego chciałem uciec, jadąc na pustynię. Odgórnie kontrolowanym społeczeństwem, w którym bogatym punkowcom i hipisom usługują ubodzy punkowcy i hipisi - mówi Jon Law.
"Dust do dawn" to album wydany przez brytyjskiego fotografa Philipa Volkersa, który dokumentował "Burning Mana" przez ponad 10 lat. W swojej książce zaprasza do fotograficznej przygody na tym wizualnym placu zabaw. Znajdziecie tam piękne widoki skąpane we wspaniałym świetle, kontrastujące z zabawnymi instalacjami oraz portrety fantastycznych postaci, które bawią się z wyobraźnią czytelnika.
"Dust do dawn" to album wydany przez brytyjskiego fotografa Philipa Volkersa, który dokumentował "Burning Mana" przez ponad 10 lat. W swojej książce zaprasza do fotograficznej przygody na tym wizualnym placu zabaw. Znajdziecie tam piękne widoki skąpane we wspaniałym świetle, kontrastujące z zabawnymi instalacjami oraz portrety fantastycznych postaci, które bawią się z wyobraźnią czytelnika.© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
216-stronicowy album można nabyć na stronie internetowej fotografa za 45 funtów (ponad 200 złotych)
216-stronicowy album można nabyć na stronie internetowej fotografa za 45 funtów (ponad 200 złotych)© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)

Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora.

Obraz
© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Obraz
© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Obraz
© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Obraz
© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Obraz
© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Obraz
© © Philip Volkers / [philipvolkers.com](https://www.philipvolkers.com)
Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)