Dlaczego aplikacje mogą (ale nie muszą) zrodzić przełom w fotografii?

Dlaczego aplikacje mogą (ale nie muszą) zrodzić przełom w fotografii?

Grafika AppCam z wniosku patentowego
Grafika AppCam z wniosku patentowego
Piotr Dopart
13.08.2011 13:30, aktualizacja: 01.08.2022 14:33

Appcam. Tak nazywa się nowy system operacyjny dla aparatów, który rezygnuje ze zwyczajowego "twardego" przypisania przycisków poszczególnym funkcjom. W miejsce przestarzałego(?) zarządzania sprzętem, autorzy oprogramowania proponują regulowanie funkcjonalności przy pomocy rozmaitych aplikacji. Czy pomysł wart jest dłuższego poświęcenia uwagi, czy też to zwykła ciekawostka, jakich wiele?

Appcam, pozwalając na ustawianie najczęściej używanych funkcji na jednym ekranie dzięki gestom na wyświetlaczu dotykowym, na pewno zadowoli miłośników personalizacji. Do każdej funkcji przyporządkowane jest jedno z sześciu mechanicznych pokręteł z możliwością "kliknięcia", co oznacza że w każdym momencie mamy łatwy dostęp do ustawionych przez siebie funkcjonalności aparatu.

Pomysł ma wyeliminować rozbudowane, skomplikowane i powolne w obsłudze menu, oferując wrażenia charakterystyczne raczej dla nietypowego smartfona. Więcej szczegółów można znaleźć w szczegółowym opisie projektu na jego stronie internetowej.

Oczywiście idea "przemeblowania" layoutu jest słuszna i bardzo dobrze zrealizowana - w dobie wstawiania ekranów dotykowych do każdego urządzenia dotychczasowe sposoby sterowania w lustrzankach zdążyły się niesamowicie zestarzeć - jednak dużo ważniejsze mogą być zmiany w samym podejściu do aparatu fotograficznego.

Nowoczesne lustrzanki cyfrowe, choć nie wyglądają na pierwszy rzut oka, są w istocie kompaktowymi, rozbudowanymi i wyspecjalizowanymi w jednym zadaniu komputerami przenośnymi. Upowszechnienie systemu Appcam w świecie DSLR może doprowadzić do prawdziwej rewolucji w dziedzinie pisania własnego oprogramowania na aparaty, być może wzbogacając nasze możliwości w niesłychanie szerokim zakresie.

Głównym problemem i przeszkodą są sami producenci. Sprzęt fotograficzny zawiera niesamowite ilości tzw. technologii zamkniętych - w skrócie oznacza to, że są one opatentowane i objęte prawem autorskim, co blokuje możliwość replikacji, a czasem nawet samego analizowania wnętrza sprzętu w celu zastosowania inżynierii odwrotnej - czyli wydedukowania dlaczego sprzęt działa tak, jak działa. To samo tyczy się zastosowanego oprogramowania.

Zamknięte technologie (a więc np. oprogramowanie) mają swoje wady i zalety - in plus należy liczyć fakt, że stoją zwykle za nimi duże firmy, posiadające ogromny potencjał generowania wielu dopracowanych produktów w relatywnie krótkim czasie. Zwolennicy patentów i praw autorskich argumentują, że w przypadku jawnego autora technologii o dużej renomie, wiadomo kogo pociągnąć do odpowiedzialności jeśli oprogramowanie zawiedzie. Ryzyko utraty renomy ma stanowić zabezpieczenie przed niespełnieniem potrzeb konsumenta.

Z kolei miłośnicy technologii otwartych - czyli tych o jawnych i przejrzystych specyfikacjach, zezwalających na modyfikację i użycie w dowolnym celu - argumentują, że zalety "zamknięcia" są pozorne. Patenty w istocie miałyby ograniczać rozwój technologii, tworzyć monopole i oligopole. Praktyka zaś dowodzi, że firmy rzadko przejmują się końcowym użytkownikiem i przy okazji stworzenia nowego produktu działy prawne pracują pełną parą, aby wypluć umowę licencyjną zabezpieczającą producenta z każdej strony.

Naturalnie obie strony konfliktu podają przykłady mające świadczyć o potędze zamkniętych/otwartych technologii - "patenciarze" przywołują nowe smartfony z iPhonem na czele, "otwarci" zaś podają przykład Linuksa i BSD, darmowych, stabilnych i bezpiecznych systemów operacyjnych, na których "stoi" przytłaczająca większość serwerów internetowych.

Appcam będzie w całym tym galimatiasie najlepszym miernikiem przewagi "otwartości" nad "zamkniętością" lub odwrotnie - wraz z nowym konceptem zyskają zapewne na znaczeniu programiści zajmujący się firmwarem poszczególnych modeli. Spodziewać się można także wysypu chałupniczych aplikacji, a także alternatyw dla samego Appcama - póki co, praktyka pisania alternatywnego oprogramowania dla aparatów jest zjawiskiem raczej niszowym, i to pomimo świetnych niejednokrotnie wyników. Czy doczekamy czasów powszechnych jailbreaków naszych lustrzanek?

Odpowiedź na powyższe pytanie powiązana jest bezpośrednio z inną kwestią - jak zachowają się producenci sprzętu fotograficznego? Czy podążą za modnym ostatnio trendem, którego koronnym przykładem jest otwarty (przynajmniej w dominującej części) smartfonowy Android i przeglądarki Google Chrome oraz Firefox?

Niestety, dotychczasowa praktyka każe raczej sądzić, że pojawią się nowe obostrzenia, zabezpieczenia mające zakonserwować status quo i zyski gigantów. Konsument na osłodę dostanie co najwyżej fotograficzny sklepik z aplikacjami, odblokowującymi np. funkcję HDR w lustrzance - na ingerencję w algorytm kompresji JPG raczej bym nie liczył.

Mimo wszystko, życzę autorom systemu Appcam powodzenia z ich projektem. Pod jednym warunkiem - że wyeliminują możliwość przełączania aplikacji przez przypadek, nosem. Zaparowany wyświetlacz w zimie to jednak wystarczająca frajda jak na mój gust.

Źródło: AppCam

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)