Nikon D5300 - solidny krok naprzód [test]
Gołym okiem nie widać różnicy pomiędzy Nikonem D5300 i jego poprzednikiem. Jednak pozory mylą, bo lustrzanka ma nowy korpus wykonany w technologii podobnej, co Boeing 787 Dreamliner, zmodyfikowaną matrycę bez filtra dolnoprzepustowego, a także nowy ekran LCD i po raz pierwszy w lustrzankach Nikona moduły Wi-Fi oraz GPS. Czy to wystarczy, aby skutecznie odpierać konkurencję bezlusterkowców? Czy warto przesiąść na nowy model z Nikona D5200?
13.12.2013 | aktual.: 16.12.2016 13:00
Wykonanie
Nikon D5300 jest łudząco podobny do swojego poprzednika Nikona D5200, którego Kuba testował w lutym. Z zewnątrz lustrzanki różnią się minimalnie – nowszy korpus ma mniej obłe kształty, odrobinę większy grip oraz trochę więcej miejsca na kciuk z tyłu. Po raz pierwszy w historii lustrzanek tego producenta obudowa została wykonana w technologii monokok (Monocoque), co oznacza monolityczną konstrukcję (jednolity korpus) wykonany z jednolitego materiału (poliwęglanu), który jest swoistym szkieletem konstrukcji nośnej, do którego montuje się pozostałe elementy. Producent skorzystał tu z materiału Sereebo CFRTP wyprodukowanego przez firmę Teijin. Konstrukcja jest na tyle wytrzymała, że wyeliminowano element metalowej obudowy wewnątrz. W efekcie Nikon D5300 jest odrobinę lżejszy od poprzednika - waży 530 g (z baterią i kartą pamięci). Podobny rodzaj tworzywa wykorzystuje się przy budowie bolidów Formuły 1 oraz samolotów Boeing 787 Dreamliner. Jak więc widać (a raczej nie widać gołym okiem), różnice są spore.
Przedni uchwyt oraz mały fragment z tyłu na kciuk są pokryte dosyć twardą, ale przyjemną w dotyku gumą. Aparat dobrze leży w dłoni, grip jest głęboki, konstrukcja nie trzeszczy i jest solidnie spasowana. Na prawej ścianie umieszczono gniazdo kart SD/SDHC/SDXC, a u dołu baterię. Konstrukcja nie jest uszczelniana. Nikon przyzwyczaił nas do wysokiej jakości wykonania, także w amatorskich lustrzankach. W tej klasie Nikon D5300 podtrzymuje dobrą tradycję.
Nowym elementem jest też 3,2-calowy ekran LCD o rozdzielczości 1 037 000 punktów. Podobnie jak w poprzedniku wyświetlacz jest umieszczony na bocznym przegubie, który umożliwia odchylenie go w niemal dowolnym kierunku. Drobnym korektom poddano wizjer, który wprawdzie nadal kryje 95% powierzchni kadru, ale ma powiększenie 0,82x zamiast 0,78x. Dodano też moduły Wi-Fi oraz GPS, które jak wiadomo, konsumują sporo energii. To wymusiło na konstruktorach zastosowanie nowej, wydajniejszej baterii. Aparat zasila akumulator litowo-jonowy EN-EL14a o pojemności 1030 mAh, który powinien wystarczyć na zrobienie do 600 zdjęć, czyli o 100 zdjęć więcej niż EN-EL14 użyty w D5200. Na szczęście, baterie są ze sobą kompatybilne, a to oznacza, że nowy akumulator może zostać wykorzystywany także w poprzednim modelu.
Sercem tej niedużej amatorskiej lustrzanki jest ta sama matryca co w poprzedniku, czyli CMOS APS-C o rozdzielczości 24 Mpix. Sensor został jednak pozbawiony filtra dolnoprzepustowego, dzięki czemu aparat powinien wykonywać bardziej szczegółowe fotografie. Nowością jest też procesor obrazu Expeed 4, który umożliwia pracę z czułością do ISO 12800 (rozszerzalna do ISO 25600), prędkością zdjęć seryjnych do 5 kl./s oraz nagrywanie filmów Full HD (60p/50p/30p/25p/24p). Nikon D5200 oferował maksymalną czułość ISO 6400 z możliwością rozszerzenia do 25600. Widać zatem, że nowy procesor poszerza natywną czułość aparatu o 1 EV. Potężny Expeed 4 ma także sprawić, że aparat lepiej poradzi sobie z oddaniem barw oraz balansem bieli.
Lustrzanka ma ten sam moduł AF co poprzednik: 39-punktowy moduł Nikon Multi-CAM 4800DX z 9 czujnikami krzyżowymi oraz system pomiaru ekspozycji TTL korzystający z 2016-pikselowego czujnika RGB.
Obsługa
Układ przycisków i pokręteł w Nikonie D5300 jest niemal taki sam jak w poprzednim modelu. U góry znajduje się pokrętło trybów, które w nowej lustrzance jest błyszczące, co może utrudniać ustawianie trybów w słoneczne dni. Z tyłu króluje nawigator z przyciskiem OK w środku.
Nie zabrakło też tarczy pod kciukiem. Szkoda, że podobnej nie zastosowano z przodu. Lustrzanka ma stosunkowo niedużo przycisków, co z jednej strony nie przytłacza użytkownika, z drugiej jednak sprawia, że ustawianie niektórych parametrów trwa dłużej. Myślę jednak, że projektantom udało się osiągnąć rozsądny kompromis.
Menu w D5300 jest podobne do tego w D5200. Dodano jedynie funkcje związane z Wi-Fi oraz GPS. Całość jest utrzymana w klasycznym nikonowskim stylu. Na co dzień przydaje się skrócone menu, które uruchamiane jest przyciskiem i. Większość najważniejszych ustawień można zmieniać bez zagłębiania się w główne menu. Szkoda jedynie, że nie można samodzielnie wybrać paramentów wyświetlanych w skróconym menu.
Wykonywanie zdjęć
Nikon D5300 to lustrzanka dla ambitnych entuzjastów fotografii i to właśnie w rękach takich wymagających osób powinna się dobrze sprawdzić. Jak na sprzęt tej klasy daje dużo radości z fotografowania.
Aparat jest bardzo solidnie wykonany, dobrze leży w dłoni. Producent poprawił też uchwyt, który jest odrobinę większy, a z tyłu jest zdecydowanie więcej miejsca na kciuk niż w przypadku poprzednika. Ergonomia stoi na równie wysokim poziomie jak w D5200.
Aparat ma dobry wizjer jak na sprzęt tej klasy. Świetnie sprawuje się też 3-calowy odchylany ekran LCD o wysokiej rozdzielczości. Wyświetlacz jest jasny, kontrastowy i można z niego komfortowo korzystać także w słoneczne dni. Szkoda jedynie, że nie jest to ekran dotykowy. Nie odbiłoby się to na ergonomii, a usprawniło korzystanie z Live view czy przeglądanie zdjęć. W wielu poprzednich amatorskich lustrzankach marki Nikon nie było możliwości sterowania wartością przysłony w trybie podglądu na żywo – czy to podczas fotografowania, czy filmowania. W D5300 na szczęście można dowolnie ustawiać ten ważny parametr w Live view.
Dzięki zastosowaniu nowej technologii budowy obudowy, aparat jest lżejszy od poprzednika o ok. 25 g. To niby niedużo, ale podczas całodniowych wycieczek czy długich spacerów może być odczuwalne. Nikon D5300 jest na tyle lekki, że nie trzeba się obawiać o ból ramienia czy pleców, o ile korzystacie z lekkich obiektywów.
Nowa bateria rzeczywiście umożliwia wykonanie ok. 500-600 zdjęć na jednym cyklu, co jest dobrym wynikiem. Oczywiście, jeśli intensywnie korzystamy z łączności Wi-Fi czy obrabiamy zdjęcia z poziomu aparatu, jej wydajność spada. W zestawie znajduje się też osobna ładowarka, co jak się ostatnio okazuje, wcale nie jest takie oczywiste.
Złego słowa nie mogę też powiedzieć o jakości zdjęć. Fotografie są pełne szczegółów, a kolory nasycone i przyjemne. Aparat nie ma problemów z oddaniem barw ani balansem bieli. Dobrze radzi sobie także z pomiarem światła. Nikon D5300 umożliwia również obróbkę zdjęć, np. stosowanie filtrów, efektów czy kadrowanie. Efekty mogą być wyświetlane w trybie Live View i używane także przy nagrywaniu filmów, chociaż nie ma możliwości zapisu plików RAW z nałożonymi efektami. Szkoda też, że użytkownik jest skazany na RAWy tylko w pełnej rozdzielczości i nie ma możliwości zapisu mniejszych (np. 12 Mpix).
Autofokus
39-punktowy moduł Nikon Multi-CAM 4800DX z 9 czujnikami krzyżowymi sprawuje się równie dobrze jak w innych lustrzankach tego producenta. System pracuje bardzo szybko i celnie. W kiepskich warunkach oświetleniowych zdarzają się błędy, ale i tak jest nieźle.
W Nikonie D5300, podobnie jak w poprzedniku, nie ma tzw. śrubokręta, czyli silnika napędzającego układ AF w starszych obiektywach, które nie mają własnego silnika. Na szczęście producent ma w ofercie sporo nowych szkieł, które są w pełni kompatybilne z D5300. W dniu premiery zaprezentowano nowy obiektyw Nikon AF-S Nikkor 58mm f/1,4G.
Szybkość i wydajność
Lustrzanki marki Nikon słyną z dużej wydajności i Nikon D5300 nie jest w tej dziedzinie wyjątkiem. Duża w tym zasługa nowego, potężnego procesora Expeed 4. Producent zapewnia, że lustrzanka osiąga prędkość zdjęć seryjnych do 5 kl./s.
Testy potwierdziły te dane. W trybie JPEG aparat uzyskuje 5 kl./s bez ograniczeń. Jeśli korzysta się z formatu RAW, potrafi wykonać do 10 zdjęć z deklarowaną prędkością, po czym spada ona do 3 kl./s. W czasie zapisu fotografii aparat nie zacina się, jest w pełni dostępny, za co należy się duży plus.
Wi-Fi
Nikon D5300 został wyposażony w moduł Wi-Fi do łączenia się z urządzeniami mobilnymi. Aby było to możliwe na smartfonie czy tablecie trzeba pobrać aplikację o dziwnej nazwie WMU (Wirless Mobile Utility) z App Store lub Google Play.
Po zainstalowaniu, w aparacie trzeba włączyć moduł Wi-Fi, który udostępnia sieć bezprzewodową z którą trzeba się połączyć z poziomu urządzenia przenośnego. Hasło wpisuje się raz. Po zapamiętaniu sieci, urządzenie będzie się automatycznie łączyć z tą siecią za każdym razem, kiedy będzie dostępna. O ile oczywiście nie jest połączone z inną.
Nikon D5300 & WMU (Wi-Fi)
Aplikacja jest prosta, przejrzysta i działa szybko. Program WMU daje możliwość podglądu na żywo z poziomu urządzenia przenośnego, wybieranie punktu ostrości i wyzwalanie migawki. Zdecydowanie brakuje możliwości w pełni manualnych ustawień. W aplikacji możemy też podejrzeć wszystkie zdjęcia z aparatu oraz przegrać na smartfona czy tablet (w różnych rozmiarach, także oryginalnym).
Filmy
Nikon D5300 umożliwia nagrywanie filmów Full HD z prędkościami 60p/50p/30p/25p/24p oraz dźwiękiem stereo. Jakość nagrań jest na wysokim poziomie. Dźwięk wystarcza do prostych filmów pamiątkowych.
Autofokus w trybie nagrywania filmów pracuje dosyć celnie i z kulturą – nie wykonuje gwałtownych skoków – jednak powoli na tle konkurencji. Po zmianie kadru trzeba odczekać 2-3 s, aby AF nadążył i ustawił poprawną ostrość. W tej kategorii Nikon D5300 wypada dużo gorzej nie tylko od bezlusterkowców systemu Mikro Cztery Trzecie, ale nawet od Canona EOS 70D z systemem Dual Pixel AF.
Szumy
W Nikonie D5300 zastosowano identyczną matrycę, co w modelu D5200 oraz D3200, tylko pozbawioną filtra dolnoprzepustowego, co nie powinno wpływać na szumy. I nie wpływa, co pokazują nie tylko nasze pomiary, ale też wyniki szczegółowych testów DxO. Aparat pod tym względem radzi sobie równie dobrze, co jego poprzednik czy starszy brat z półki niżej.
Oddanie szczegółów
Brak filtra dolnoprzepustowego pozytywnie wpływa na oddanie szczegółów na zdjęciach z Nikona D5300, chociaż nie jest to ogromna różnica, w porównaniu do D5200. Delikatny spadek jakości jest zauważalny dopiero przy ISO 6400 i mocniej przy ISO 12800. Aparat radzi sobie pod tym względem naprawdę bardzo dobrze!
Przykładowe zdjęcia
Więcej zdjęć w pełnej rozdzielczości możecie obejrzeć na naszym profilu na Flickr.com.
Co nam się podoba
Brak filtra dolnoprzepustowego w 24-megapikselowej matrycy w Nikonie D5300 spowodował, że zdjęcia są bardziej szczegółowe. To dobry krok. Cieszy też nowy procesor Expeed 4, który umożliwia poszerzenie natywnej czułości, lepszą obróbkę plików JPEG oraz gwarantuje wyśmienitą wydajność lustrzanki.
Dobrze sprawuje się też moduł Wi-Fi z prostą aplikacją o dziwnej nazwie oraz przydatny w podróżach GPS. Zaletami są również: nowy 3-calowy, odchylany ekran, świetne wykonanie, niska waga i solidny, pewny uchwyt.
Co nam się nie podoba
Nikon D5300 ma być z założenia aparatem dla osób, które chcą zrobić krok do przodu i przejść z kompaktów czy nawet smartfonów do świata lustrzanek. Aby nowy świat nie był radykalnie różny od poprzedniego, japoński producent zastosował między innymi moduły Wi-Fi oraz GPS, które coraz częściej występują w kompaktach i są standardem w smartfonach. Niestety, zapomniał o dodaniu równie szybkiego jak w wyżej wymienianych urządzeniach systemu AF w trybie Live view oraz równie prostego i intuicyjnego w użyciu ekranu dotykowego. Oba są już praktycznie normą, również w bezlusterkowcach oraz nowych amatorskich lustrzankach. Powolne działanie AF jest widoczne także w trybie filmowania. Jeśli chodzi o łączność Wi-Fi, w dedykowanej aplikacji o dziwacznej nazwie WMU (przez co trudno odnaleźć ją w App Store czy Google Play) nie ma możliwości pełnych manualnych ustawień, co jest kolejnym ograniczeniem, które może zaboleć użytkownika w nowym świecie DSLR.
Szkoda też, że chcąc fotografować w formacie RAW, fotograf jest skazany na 24 Mpix i nie może wybrać pliku o mniejszej rozdzielczości czy nakładać efektów także na pliki RAW. Przecież między innymi dlatego wybieramy lustrzankę, a nie aparat kompaktowy czy smartfona, żeby móc korzystać z bogatych możliwości formatu RAW.
Werdykt
Nikon D5300 nie jest z pewnością kopią modelu D5200 z przeklejoną jedną cyfrą, pomimo braku widocznych gołym okiem zmian. Z drugiej strony nie jest też rewolucyjną nowością. To solidne rozwinięcie sprawdzonej konstrukcji, do której dodano trochę nowoczesnych elementów i przydatnych opcji, takich jak Wi-Fi czy GPS. I jako klasyczna lustrzanka dla entuzjasty fotografii Nikon D5300 sprawdzi się świetnie. Robi jeszcze lepsze jakościowo zdjęcia niż poprzednik, ma pewny AF, świetny ekran.
Niestety, kuleje AF w trybie Live view i wideo, brakuje dotykowego ekranu, a Wi-Fi nie oferuje pełnych, manualnych ustawień. To elementy, które są standardem już nie tylko w wielu aparatach kompaktowych, popularnych smartfonach i większości bezlusterkowców, ale nawet w średniej klasy lustrzankach.
Mimo wszystko Nikon D5300 to zdecydowanie jedna z najlepszych lustrzanek w swojej klasie, która wydaje się przerastać Canona EOS 700D w większości kategorii. Nie jestem jednak pewien, czy użytkownik Nikona D5200 powinien przesiadać się na D5300, który ogólnie nie oferuje aż tak znacząco więcej od poprzednika, który nie tylko kosztuje ok. 1/3 mniej, ale nadal jest bardzo udaną konstrukcją, która zadowoli większość użytkowników w tej klasie sprzętu.