Sony A7 - pełnoklatkowy bezlusterkowiec pełen kontrastów [test]
Sony A7 ze swoją pełnoklatkową matrycą o rozdzielczości 24 megapikseli mieści się na dłoni, ale czy jest pełnoprawnym rywalem zagrażającym zaawansowanym lustrzankom o podobnych parametrach?
05.12.2013 | aktual.: 27.09.2016 14:19
Wykonanie
Korpus Sony A7 jest w dużej części wykonany ze stopów magnezu i waży ok. 470 g. Aparat ma pokryty fakturowanym tworzywem sztucznym grip z przodu oraz tyłu. Wykonanie jest solidne; nic nie trzeszczy, a przyciski mają przyjemny skok.
Z tyłu znajduje się ruchomy wyświetlacz LCD o przekątnej 3 cali i rozdzielczości 921 600 punktów oraz wizjer elektroniczny XGA OLED Tru-Finder o rozdzielczości 2 359 296 punktów.
Sony A7 otrzymał pełnoklatowy sensor EXMOR CMOS o rozdzielczości 24 megapikseli. To zaktualizowana matryca znana z Sony A99. Oba aparaty wykorzystują nowy procesor BIONX X, który umożliwia robienie zdjęć seryjnych na poziomie do 5 kl./s, pracę z czułością w zakresie ISO 100-25600 (rozszerzalne do ISO 50 i 51200), nagrywanie filmów Full HD (1920 × 1080 50p/25pi) w formacie AVCHD i MP4, a także eksport czystego sygnału HDMI w celu wyświetlenia na telewizorze 4K czy nagrania na zewnętrznej nagrywarce.
Sony A7 został wyposażony w hybrydowy system ustawiania ostrości Fast Hybrid AF. Na jego matrycy znajdują się czujniki detekcji fazowej oraz kontrastu. W efekcie użytkownik może korzystać z 117 pól bazujących na detekcji fazy oraz 25 pól detekcji kontrastu. Nie mogło też zabraknąć modułów Wi-Fi i NFC oraz stopki Multi-interface, która umożliwia podłączenie zewnętrznych akcesoriów, takich jak lampa błyskowa czy mikrofon.
Obsługa
Sony A7 dobrze i pewnie leży w dłoni, chociaż sam uchwyt mógłby być trochę większy. Plus za przyjemnie wyprofilowane miejsce na kciuk z tyłu.
Czas oraz wartość przysłony ustawia się tarczami przy górnej ściance, a czułość ISO tarczą z tyłu (nawigator). Pierwsze dwie tarcze niedostatecznie wystają poza bryłę korpusu i są trochę za małe, aby w pełni komfortowo z nich korzystać. Palec tak samo jak tarczę odczuwa kanty obudowy, co nie jest ani przyjemne, ani praktyczne. Tarcze w moim odczuciu dają też nieco zbyt duży opór. Jeszcze ciężej pracują tarcze trybów oraz korekty ekspozycji. Tradycyjnie dla Sony tylna tarcza jest trochę za czuła.
Podczas fotografowania denerwuje też kiepski dostęp do ręcznego ustawiania punktów ostrości. Doskwiera to w szczególności przy fotografowaniu różnych scenek, np. w fotoreportażu czy fotografii ulicznej. Wprawdzie w trybie Flexible Spot do wyboru są aż 3 rozmiary punktów (S, M, L), ale niełatwo dotrzeć do miejsca wyboru punktów. Standardowo aby wybrać manualnie punkt ustawiania ostrości, trzeba wcisnąć przycisk C1 ulokowany na górnej ściance, między spustem a tarczą ekspozycji. Jest on zdecydowanie za mały i znajduje się tuż obok dużych, wypukłych elementów, przez co odnalezienie go bez patrzenia nie jest łatwe. Samo ustawienie punktu jest natomiast proste i przyjemne. Można to zrobić nawigatorem z tyłu lub dwiema tarczami. Pierwsza służy do przesuwania punktu w poziomie, a druga w pionie.
Drugie rozwiązanie jest jeszcze gorsze. Trzeba wcisnąć dolny przycisk nawigatora z tyłu aparatu. Na ekranie pojawi się skrócone menu, w którym do wyboru będą 4 tryby punktów ostrości. Środkowym przyciskiem nawigatora można potwierdzić wybór trybu Flexible Spot, a czterema przyciskami nawigatora wybierać punkt mierzenia ostrości. To, niestety, typowe dla Sony. Programowo ustawianie ostrości jest rozwiązane świetnie, jednak wszystko psuje kiepska ergonomia, która utrudnia dostęp do tej funkcji.
Podsumowując: Sony miało dobry pomysł na ergonomię aparatu, a wyszło tak sobie. Wszystkie elementy są w jakimś stopniu niedopracowane. Da się z tym żyć, można się przyzwyczaić, ale kiedy weźmiesz do ręki średniej klasy lustrzankę, poczujesz różnicę.
Menu
Główne menu zostało podzielone na 6 zakładek z ikonami u góry. Można się po nim poruszać zarówno nawigatorem, jak i tarczami. Niestety, menu jest dosyć obszerne i nieco skomplikowane.
Aby dostać się do niektórych funkcji, trzeba się nieźle naklikać. Na szczęście najważniejsze parametry można zmienić w skróconym menu wyświetlanym w formie małych kafelków ułożonych w dwóch rzędach po wciśnięciu przycisku Fn. Tryby podglądu na żywo oraz odtwarzania zdjęć mają też po kilka widoków, które można zmieniać w prosty sposób przyciskiem DISP.
Wykonywanie zdjęć
Fotografowanie aparatem Sony A7 może sprawiać dużo frajdy. To niezwykłe, że projektantom udało się zmieścić tak dużą matrycę w tak niedużym korpusie. Sony A7 ma przecież rozmiary i wagę zbliżoną do Olympusa OM-D E-M5, w którym znajduje się matryca Mikro Cztery Trzecie! Mimo to aparat dobrze leży w dłoni, ma solidny uchwyt i dużo miejsca na kciuk z tyłu. Całość jest naprawdę dobrze wykonana. Sprzęt nie ciąży w torbie ani na ramieniu i można go zabrać ze sobą niemal wszędzie.
Większy rozmiar matrycy niż w aparatach serii NEX wymusił wprowadzenie zupełnie nowych obiektywów. Sony A7 ma mocowanie E i jest kompatybilny ze wszystkimi obiektywami z takim bagnetem, jednak gdy użyje się starszych konstrukcji stworzonych dla matryc APS-C, Sony A7 będzie wykonywać zdjęcia z cropem. Jedynie nowe obiektywy FE pozwolą na wykorzystanie w 100% możliwości pełnoklatkowych matryc. Na razie system szkieł jest ograniczony:
- Carl Zeiss Sonnar T* FE 35 mm f/2,8 ZA
- Carl Zeiss Sonnar T* FE 55 mm f/1,8 ZA
- Carl Zeiss Vario-Tessar T* FE 24 - 70 mm f/4 ZA OSS
- Sony FE 28 - 70 mm F3,5-5,6 OSS
- Sony FE 70 - 200 mm f/4 G OSS
Dużą zaletą Sony A7 jest wbudowany wizjer elektroniczny XGA OLED Tru-Finder o rozdzielczości 2 359 296 punktów. Celownik w Sony A7 jest równie komfortowy i duży jak w chwalonym przeze mnie Olympusie OM-D E-M1. Wizjer dobrze oddaje barwy, jest jasny i kontrastowy, ale ma niestety denerwujące opóźnienia, a w nocy smuży. Podczas imprezy „Kotlina mocy” uczono nas fotografowania samochodów pędzących dolnośląskimi zakrętami. Odniosłem wrażenie, że wbudowany wizjer nie nadążał z wyświetlaniem obrazu - nie tylko w przypadku 560-konnego Porsche 911 Turbo S, ale nawet Škody Octavii RS Kombi.
Dobrze, że Sony A7 ma ruchomy wyświetlacz LCD o przekątnej 3 cali i rozdzielczości 921 600 punktów. Jak na ekran tego typu sprawuje się on świetnie: jest jasny, kontrastowy i bardzo praktyczny. Szkoda tylko, że nie jest dotykowy.
Złego słowa nie mogę też powiedzieć o jakości zdjęć z Sony A7. Fotografie o rozdzielczości 24 Mpix są szczegółowe, mają piękne, naturalne, ale nasycone barwy i w niczym nie ustępują innym topowym matrycom pełnoklatkowym. Sony A7 dobrze radzi sobie także z pomiarem ekspozycji czy oddaniem balansu bieli.
Dużym minusem jest krótki czas pracy baterii. W czasie testów udało mi się wykonać nie więcej niż ok. 200-250 fotografii na jednym ładowaniu, co jest mocno przeciętnym wynikiem. W temperaturze ok. 0 stopni wydajność dodatkowo spada, szczególnie jeśli korzysta się z ekranu i Wi-Fi. Na warsztaty fotograficzne w Kotlinie Kłodzkiej zabrałem na szczęście drugą, zapasową, w pełni naładowaną baterię, ale nie wszyscy koledzy mieli to szczęście. W efekcie niektórzy musieli fotografować bardzo oszczędnie lub tracili tę możliwość po 2-3 godzinach.
To ogromny minus chyba dla każdego fotografa, a w szczególności fotografa podróżnika, który zabiera aparat na całodzienne wyprawy. Bez 2-3 dodatkowych baterii nie ma co liczyć na intensywny dzień zdjęć, zwłaszcza w niskich temperaturach. To nie koniec kłopotów w tej materii. W zestawie handlowym Sony A7 próżno szukać zewnętrznej ładowarki. Baterie trzeba ładować w aparacie podłączonym do komputera przez zwykły kabel USB! To niezwykłe, że japoński koncern każe sobie płacić dodatkowo ok. 300 zł za ładowarkę, która powinna być nieodłącznym elementem aparatu kosztującego prawie 8000 zł. A dla większości fotografów to wydatek niestety konieczny.
Nie od dziś wiadomo, że wiele modeli aparatów marki Sony miało problemy z wydajnością oraz płynnością działania. Liczyłem na to, że Sony A7 odetnie się od nich grubą kreską. Wprawdzie po uruchomieniu aparat pracuje sprawnie - menu działa płynnie, a obrazy wczytują się szybko, ale samo włączenie trwa aż 2-3 s. Wybudzanie zajmuje niewiele mniej czasu, co niezmiernie irytuje i może doprowadzić do utraty ważnego ujęcia. Ja kilka straciłem podczas warsztatów z fotografii samochodowej, ale także nawet podczas zwykłych spacerów po ulicach Wrocławia. Wprawdzie spust reaguje błyskawicznie na nacisk, ale dostrzegalne są delikatne opóźnienia po wybraniu przycisku Fn (otwieranie skróconego menu) oraz przełączaniu podglądu na żywo pomiędzy wizjerem i ekranem i odwrotnie. Zazwyczaj trwa to ok. 1 s.
FILM
Producent zapewnia, że korpus Sony A7 jest uszczelniany. Patrząc na klapkę gniazda karty pamięci oraz zamknięcie komory baterii, mam co do tego spore wątpliwości. Na wspomnianych elementach powinny znaleźć się solidne, gumowe uszczelki, których w Sony A7 po prostu nie ma.
Autofokus
Sony A7 został wyposażony w moduł Fast Hybrid AF, który łączy w sobie czujniki detekcji fazowej oraz kontrastu. Do dyspozycji fotografa jest 117 pól bazujących na detekcji fazy oraz 25 pól detekcji kontrastu. System działa dosyć szybko i celnie w dzień. Ustawienie ostrości zajmuje mu z reguły nie więcej niż 0,5 s. Spokojnie wystarczy do zdjęć reportażowych, ulicznych czy fotografii podróżniczej. W gorszych warunkach oświetleniowych AF radzi sobie już gorzej. Działa dosyć powoli, choć zazwyczaj skutecznie. Czas ustawienia ostrości oscyluje w granicach ok. 2-3 s. AF nie jest tak szybki jak w najlepszych aparatach systemu Mikro Cztery Trzecie, ale to zrozumiałe, zważywszy na dużą różnicę w rozmiarach matryc. System AF w Sony A7 pracuje jednak zdecydowanie lepiej niż w aparacie Sony RX1 oraz odczuwalnie szybciej niż w Sony A7R.
Bezlusterkowiec jest też wyposażony w funkcję focus peaking podświetlającą ostre krawędzie i płaszczyzny. Można ją szybko włączyć i wyłączyć, wciskając przycisk ulokowany tuż przy kciuku, w górnej części tylnej ścianki.
Szybkość
Sony A7 potrafi wykonać do 5 kl./s do 25 zdjęć w serii, po czym prędkość znacząco spada, a pliki RAW są zapisywane przez kilkanaście sekund, nawet w przypadku bardzo szybkiej karty pamięci. W czasie zapisu można wykonywać kolejne zdjęcia, ale nie ma możliwości zmiany ustawień, co jest kolejnym minusem.
To ograniczenie sprawiło, że fotografując w długich seriach pędzące samochody, szybko przełączyłem się na tryb JPEG, w którym Sony A7 radzi sobie o niebo lepiej. Albo inaczej – w ogóle sobie radzi.
Moduł Wi-Fi
Sony A7 został wyposażony w moduł Wi-Fi. Po pobraniu na smartfona czy tablet aplikacji PlayMemories Camera App aparat tworzy sieć bezprzewodową i umożliwia szybkie i proste przesyłanie wszystkich lub wybranych zdjęć z aparatu do urządzenia mobilnego. Aplikacja jest dostępna na systemy iOS oraz Android i działa całkiem sprawnie. Połączenie nie sprawia problemu. Wystarczy włączyć odpowiednią funkcję w aparacie, wybrać na smartfonie sieć Wi-Fi utworzoną przez aparat i wejść w aplikację. Program umożliwia szybkie przeglądanie zdjęć z bezlusterkowca na urządzeniu przenośnym, przegrywanie ich, a także sterowanie aparatem.
Jakość zdjęć - szumy
Jakość zdjęć - oddanie szczegółów
Przykładowe zdjęcia
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w formacie RAW i wywołane bez obróbki na standardowych ustawieniach w programie Adobe Camera RAW 8.3 RC.
Więcej zdjęć w pełnej rozdzielczości możecie obejrzeć na naszym profilu w serwisie Flickr.com.
Co nam się podoba
Największymi plusami Sony A7 są jego kompaktowe rozmiary oraz świetna pełnoklatkowa matryca, która gwarantuje bardzo wysoką jakość zdjęć. Aparat jest też solidnie wykonany, dobrze i pewnie leży w dłoni, ma duży, przejrzysty wizjer, odchylany, jasny ekran LCD z tyłu i trzy tarcze do sterowania, ułatwiające obsługę manualną. Dobrze sprawuje się system hybrydowego AF, pomiaru światła czy balansu bieli. Do plusów należy mimo wszystko zaliczyć cenę tego sprzętu na polskim rynku. W swojej klasie aparatów pełnoklatkowych Sony A7 należy do najtańszych.
Co nam się nie podoba
Sony A7 jest powolny na wielu etapach fotografowania – włącza się i wybudza prawie 3 s. Miewa problemy z buforem przy zapisie dłuższych serii plików RAW. Radość z fotografowania może też psuć źle rozwiązany proces wyboru punktów AF czy za mało wystające tarcze. Wizjer jest wprawdzie duży i imponująco szczegółowy, ale jednak smuży i opóźnia. Bateria wystarcza na wykonanie zaledwie ok. 200-250 zdjęć, w dodatku w zestawie nie ma ładowarki, a jedynie zwykły kabel USB. W nowym bezlusterkowcu znajduje się moduł Wi-Fi, pozwalający na zdalne wyzwalanie, ale zdecydowanie brakuje możliwości pełnych manualnych ustawień aparatu.
Werdykt
Po pierwszym dniu intensywnego fotografowania Sony A7 napisałem, że to prawie świetny aparat. A jak wiadomo, prawie robi dużą różnicę. Sony A7 to aparat pełen skrajności. Z jednej strony ma mnóstwo zalet. Projektanci wykonali kawał dobrej roboty i chwała im za to, że jako pierwsi upakowali w tak małym korpusie pełnoklatkową matrycę. Sony ma bez wątpienia ciekawy pomysł na rozwój sprzętu tej klasy, jednak jak w przypadku wielu innych aparatów tej marki zabrakło dopracowania istotnych elementów.
Nowy bezlusterkowiec jest przede wszystkim powolny na wielu etapach. Niby ergonomia stoi na wysokim poziomie, ale jednak marnie rozwiązano tak podstawowy element jak wybieranie punktów AF. Z drugiej strony, co podkreśla jego kontrastowy charakter, Sony A7 bardzo szybko wysysa energię z baterii. Wystarcza ona na wykonanie zaledwie ok. 200-250 zdjęć. Co więcej, w pudełku nie ma… ładowarki do baterii, co moim zdaniem zakrawa o absurd.
Sony A7 nie poradzi sobie za dobrze w fotografii sportowej, przyrodniczej czy reporterskiej. To dobry sprzęt dla osób, które wykonują krótkie serie zdjęć lub w ogóle tylko pojedyncze, przemyślane strzały. Być może dlatego podczas premiery aparatu wychwalał go pod niebiosa sam Tomasz Tomaszewski. Sony A7 widzę w rękach fotografa ulicznego, pejzażysty, portrecisty czy jako sprzęt na niezbyt zaawansowane wyprawy. Dla osób, które nie pracują pod presją i mają mało czasu, bo z tymi dwoma czynnikami Sony A7 sobie po prostu nie radzi.
Sony A7 według zapewnień producenta miał kosztować ok. 7200 zł i tyle też kosztuje. Testowany bezlusterkowiec jest o kilkaset złotych droższy od „budżetowej” konstrukcji Nikon D610 oraz o ponad 1000 zł droższy od Canona 6D. W niektórych sklepach jego cena równa się nawet cenie Nikona D800. To sporo, ale jeśli zamiast wysokiej wydajności cenisz sobie niską wagę oraz kompaktowe rozmiary, to może warto zainteresować się Sony A7. Jakością zdjęć na pewno nie będziesz zawiedziony. Minusem takiego wyboru może być dosyć ograniczona oferta drogich obiektywów, co jednak zapewne niebawem się zmieni. I znów daje o sobie znać kontrastowy charakter tego sprzętu. Jeśli Twoje potrzeby wpasują się w pozytywną część, będziesz zadowolony. Warto zatem podejmować decyzję o ewentualnym zakupie świadomie.
Osobiście kibicuję Sony przy tym projekcie i mam nadzieję, że wymienione przeze mnie wady są chorobami wieku dziecięcego, które nie powtórzą się w następnym modelu.