Panasonic Lumix GX7 - mistrz personalizacji [test]
Panasonic Lumix GX7 to przedstawiciel bezlusterkowców wyższej klasy, ale o kompaktowych wymiarach. Czy toporny design w połączeniu z dość wysoką ceną pozwolą przebić się przez ogrom ZŁEJ konkurencji?
25.10.2013 | aktual.: 25.10.2013 15:10
Panasonic ma obecnie aż 5 linii bezlusterkowców: GM, GF, G, GX, GH. To dość ryzykowne posunięcie, szczególnie jeśli chce się uniknąć wewnętrznego kanibalizmu produktów. GX7 testowałem na ulicach Berlina. Jak się sprawdził, tego dowiecie się z dalszej części testu.
Budowa i obsługa
Obudowa GX7 to kawał solidnego stopu magnezowego. Niewielki grip pokryty miękką gumą zapewnia wygodne trzymanie aparatu. W kwestii wielkości GX7 ma optymalny stosunek wielkości do wygody użytkowania – nie jest ani za mały, ani za duży. Waży nieco ponad 400 gramów. Sprawia wrażenie bardzo solidnego i świetnie wykonanego.
Stylistyka nie chwyciła mnie za serce, dużo bardziej podobają mi się aparaty Fuji czy Olympusa, ale to oczywiście kwestia umowna – o gustach się nie dyskutuje.
Panasonic nie poskąpił przycisków i wszelkiego rodzaju dodatków na obudowie. I nic dziwnego; mierzy się głównie ze świetnymi Olympusami OM-D E-M5 czy E-P5. Na obudowie znajdują się aż 4 klasyczne przyciski funkcyjne (choć w sumie można zaprogramować ich aż 9, łącznie z klawiszami nawigacyjnymi), dwa koła nastaw, wizjer, lampa błyskowa i stopka lampy. To naprawdę wyczyn zmieścić tyle elementów na górnej ścianie aparatu.
Tylną ścianę w większości pokrywa ruchomy, dotykowy wyświetlacz, na którym skupię się w dalszej części testu, oraz klasyczne przyciski nawigacyjne.
Byłem zawiedziony, kiedy pierwszy raz chciałem otworzyć zaślepkę skrywającą złącza HDMI, USB i pilota. Po pierwsze trzeba odchylić wyświetlacz, żeby ją otworzyć, po drugie - jest gumowa i wygląda marnie przy tak dobrze zrobionym korpusie.
Na dolnej ścianie znajduje się klasyczna zaślepka baterii i kart SD/SDHC/SDXC. Po aparacie tej klasy spodziewałem się, że te dwa elementy będą rozdzielone. Zdecydowanie wolę osobne gniazdo kart.
Skoro o wadach mowa, drażniąca jest również tarcza trybów, na której obrysie zainstalowano włącznik. Tryby przełącza się z dość dużym oporem, ale niemal za każdym razem gdy chciałem zmienić tryb, kręcąc kciukiem tarczą w kierunku wskazówek zegara, wyłączałem aparat.
Wydajność baterii to mocna strona tego urządzenia. Miałem okazję się o tym przekonać, bo aparat dotarł do mnie... bez ładowarki. Zdążyłem go przetestować, zrobić ponad 300 zdjęć, połączyć z iPadem i nagrać kilka klipów, mimo że bateria nie była w pełni naładowana w momencie odbioru paczki od kuriera.
Poza wymieninymi wyżej wadami nie mam zastrzeżeń do ergonomii; mnóstwo przycisków, dwa koła nastaw i dotykowy wyświetlacz – trudno o lepszą konfigurację.
Menu
Menu podzielone jest na 5 kart, każda z nich zawiera od 4 do 8 stron. Czcionka w menu jest nadzwyczaj duża, co w mojej ocenie utrudnia nawigację. Na szczęście nie trzeba do niego często zaglądać, ponieważ 9 programowalnych przycisków robi swoje. Testowy egzemplarz miał anglojęzyczne menu, więc rzecz jasna nie mogę ocenić tłumaczenia.
Wygodne w obsłudze jest menu podręczne. Widać, że Panasonic wysłuchał życzeń fotografów: w standardzie znalazłem wszystkie interesujące mnie funkcje, a dotykowa obsługa znacznie przyspiesza wybór.
Fotografowanie i filmy w praktyce
Jak na bezlusterkowca z wyższej półki przystało, do kadrowania można użyć albo 3-calowego, dotykowego i odchylanego wyświetlacza o rozdzielczości 1.04 mln punktów, albo wizjera.
Wizjer został wykonany w niecodzienny sposób,da się go bowiem odchylić o 90 stopni w górę. Nie jest to nowe rozwiązanie, np. Minolta A1 miała je już ponad 10 lat temu. Przy fotografowaniu to rzeczywiście wygodne i przywołuje wspomnienia z korzystania ze średnioformatowego aparatu z kominkiem. Gdy jednak nosi się aparat na szyi, wizjer sam wędruje do góry, narażając się na uszkodzenie.
Nie mam zastrzeżeń do jego dokładności: 2.76mln punktów zapewnia idealnie ostry obraz. Nie narzekałbym na jego rozmiar, bo nie odbiega od większości konkurentów, ale gdy porównałem go z wizjerem najnowszego OM-D E-M1, miałem wrażenie, że ktoś go zmniejszył. Wizjer w GX7 jest naprawdę rewelacyjny, ale E-M1 jest o krok z przodu.
Podstawowym obiektywem dołączanym do zestawu jest konstrukcja o klasycznym zakresie i światłosile, czyli 14-42mm f/3.5-5.6 wyposażony w stabilizację obrazu. Jakość obrazu jest na przyzwoitym poziomie, podobają mi się również jego kompaktowe wymiary. Nie dziwi mnie jednak, dlaczego Panasonic wyposażył go w osłonę przeciwsłoneczną. Kiedy słońce znajduje się bezpośrednio w kadrze, radzi sobie całkiem nieźle. Jeśli jednak znajdzie się blisko jego krawędzi, skończy się to utratą kontrastu i wielobarwnymi blikami.
Szybkość/autofokus
Aparat jest gotowy do pracy po około sekundzie. To bardzo dobry wynik. Szybkość wykonywania zdjęć seryjnych to 5 kl./s przy zablokowanej ostrości na pierwszej klatce lub 4,3 kl./s przy ciągłym AF. Można również skorzystać z superszybkiego trybu o prędkości 20 kl./s, ale obraz jest kadrowany ze środka kadru, jego podgląd nie jest możliwy. Ten tryb należy traktować jako ciekawostkę. Nie mam zastrzeżeń do zapisu zdjęć, nie spowalnia to działania aparatu.
Autofokus to mocny punkt GX7, zresztą aparaty Mikro 4/3 zawsze słynęły z niezłych układów. W dobrych warunkach oświetleniowych jego działanie jest niemal niezauważalne, błyskawiczne. Kiedy robi się ciemniej, AF rzadko potrzebuje więcej niż sekundę, żeby potwierdzić ostrość. Co ważne, układ działa szybko i celnie. Operowanie ułatwia dotykowy wyświetlacz - za to kolejny plus. Do ostrzenia manualnego przyda się peaking, który wyraźnie podświetla ostre elementy na zdjęciu.
Aparat jako całość działa szybko, choć mam zastrzeżenia do zmiany parametrów. Na ekranie wyświetlana jest wirtualna tarcza nastaw, ale działa ona kiepsko i nie nadąża za obrotem fizycznych tarcz.
Panasonic GX7 został wyposażony w Wi-Fi i NFC. Ten tandem ma zapewnić komunikację z mobilną aplikacją Panasonic Image App. Pierwsze parowanie urządzenia z tabletem bez NFC wiąże się z wpisaniem długiego hasła, ale robi się to tylko raz. Aplikacja działa płynnie, w trybie Live view nie ma odczuwalnych lagów, choć czasami obraz przycina się na ułamek sekundy. Przeglądanie zdjęć z karty aparatu to również czysta przyjemność. Zastrzeżenia mam tylko do manualnego ustawiania ostrości, które działa niepłynnie, niedokładnie i do siły sygnału Wi-Fi. Gdy odszedłem na 3-4 metry, iPad gubił sygnał, a obraz się zamrażał. Niemniej jednak w porównaniu z aplikacją Fuji obsługa jest bardzo wygodna.
Lumix GX7 został wyposażony po raz pierwszy w stabilizację matrycy, która działa tylko wtedy, gdy używa się obiektywów pozbawionych optycznych układów stabilizujących. To dobra wiadomość dla osób korzystających głównie ze stałoogniskowych obiektywów systemu Mikro 4/3.
Panasonic GX7 umożliwia filmowanie w rozdzielczości Full HD przy 50 kl./s Jakość filmów jest świetna, odwzorowanie kolorów i ostrość stoją na bardzo wysokim poziomie. Filmy nie są obarczone drażniącą morą czy efektem rolling shutter. Na uwagę zasługuje płynnie i celnie działający układ AF. Żaden z testowanych przeze mnie wcześniej aparatów nie wyostrzał obrazu z taką naturalnością i celnością. W GX7 można zapomnieć o manualnym ostrzeniu podczas filmowania. Wreszcie! Pomiar światła działa równie płynnie jak autofokus – za to duży plus! Dźwięk nagrywany jest przez stereofoniczny mikrofon niezłej jakości, Panasonic GX7 czerpie ze swojego większego brata GH3 pełnymi garściami – i dobrze!
Jakość zdjęć – szumy
Matryca zastosowana w Panasonicu GX7 to nowa konstrukcja. Ma 16 milionów pikseli i została wykonana w technologii Live MOS, pracuje w czułości ISO 200-25600. Mimo niewielkich wymiarów sensora bardzo dobrze radzi sobie z zaszumieniem. Do wartości ISO 800 szum jest właściwie niewidoczny. Przy ISO 1600 pojawia się pierwsze niegroźne zaszumienie. Od ISO 3200 jednak wyraźnie się nasila, a ISO 12800 należy uznać za ostateczną wartość. ISO 25600 zostało dodane niepotrzebnie, bo zaszumienie jest bardzo mocno widoczne na zdjęciach, co w połączeniu z plamami barwnymi zakłóca odbiór fotografii.
Jakość zdjęć – odwzorowanie szczegółów
Odwzorowanie szczegółów wypada podobnie do zaszumienia. Do wartości ISO 1600 szczegóły są wiernie reprodukowane. ISO 3200 wprowadza już mocną ich degradację, ale obraz pozostaje czytelny. ISO 6400 degraduje również większe szczegóły banknotu, a dwie ostatnie wartości je rozmywają. Przy fotografowaniu szczegółowych przedmiotów nie należy wykraczać poza wartość ISO 1600, a najlepiej trzymać się jeszcze niższych czułości.
Panasonic Lumix GX7 vs Olympus OM-D E-M1
Dostaliśmy od Was wiele maili z prośbami o porównanie jakości obrazu z najnowszym bezlusterkowcem Olympusa OM-D E-M1. Muszę przyznać, że porównując zdjęcia z obydwu aparatów, zacząłem się zastanawiać, czy nie zaimportowałem podwójnie zdjęć z jednego. Do wartości ISO 12800 nie dopatrzyłem się niemal żadnych różnic. Jedynie odwzorowanie szczegółów w Panasonicu GX7 jest nieco lepsze niż w nowym OM-D, ale wynika to raczej z lepszego obiektywu niż lepszej matrycy.
Zauważalne różnice są widoczne dopiero przy ISO 25600. Na zdjęciu z Olympusa OM-D pojawia się wyraźny, purpurowy zafarb. Zdjęcia z Panasonica Lumix GX7 zamieszczone są u góry, a z Olympusa OM-D E-M1 u dołu.
Przykładowe zdjęcia
Zdjęcia zostały wywołane przy standardowych ustawieniach w Adobe Lightroom 5. Więcej fotografii znajdziecie na naszym profilu w serwisie Flickr.
Podsumowanie
Podoba mi się możliwość dostosowania aparatu do użytkownika. Chętnie korzystałem z odchylanego wizjera i Wi-Fi. Na uwagę zasługuje dobra aplikacja mobilna do obsługi aparatu. Co ważne, sprzęt wyposażono w mocny akumulator, który tak naprawdę umożliwił mi przeprowadzenie testu. Kolejny plus za wbudowaną lampę i gorącą stopkę - to niesłychanie rzadkie w tego typu konstrukcjach. Działanie układu AF i pomiaru światła podczas filmowania powinno być wzorem dla innych firm!
W GX7 bardzo drażniące jest umiejscowienie włącznika, powodujące wyłączanie aparatu podczas zmiany trybu fotografowania. Kolejne minusy GX7 to tandetna zaślepka złączy oraz połączenie gniazda kart i baterii. Zmiana parametrów powinna zostać dopracowana, a podnoszony wizjer powinien zostać wyposażony w blokadę podnoszenia, żeby uniknąć jego uszkodzenia podczas noszenia na szyi.
Ostatnią rzeczą, która mi się nie podoba, jest wygląd aparatu, ale to oczywiście kwestia indywidualna, niemająca wpływu na końcową ocenę.
Panasonic Lumix GX7 to świetny, dopracowany aparat. Robi bardzo dobre wrażenie, którego nie są w stanie przyćmić jego wady. Rewelacyjnie zrobiony, bogato wyposażony, stworzony przez fotografów dla fotografów. Jakość zdjęć nie ustępuje tym wykonanym o wiele droższym Olympusem OM-D E-M1, choć nie są to bezpośredni konkurenci. Cieszy mnie to, że Panasonic wreszcie przyłożył się do wzornictwa (patrz Lumix GM1). Być może GX(8?) przejmie wszystkie zalety GX7 i zyska bardziej efektowne opakowanie? Oby!
Cena 4300 zł za korpus z obiektywem oczywiście nie jest niska, ale w zakresie obsługi i jakości zdjęć aparat nie ustępuje lustrzankom ze średniej półki, a po całym dniu noszenia Lumixa na szyi nie odczuwałem żadnych dolegliwości. I za to właśnie uwielbiam bezlusterkowce!