Canon G1X Mark II - aparat pełen sprzeczności [test]

Pierwszy Canon G1X był zaskoczeniem. Wiele osób mówiło wówczas, że tym modelem zakończono serię G (bez X). Tak się jednak nie stało: Canon kontynuuje obydwie serie aparatów. Jak w naszym teście wypadła druga odsłona G1X?

Ten artykuł ma 6 stron:

Muszę przyznać, że to dość dziwny aparat, dla którego trudno znaleźć konkurenta, głównie ze względu na wielkość zastosowanej matrycy. W G1X plasuje się ona między Mikro 4/3 a APS-C, więc konkurencji możemy upatrywać zarówno w kompaktach z dużą matrycą, jak i w większości bezlusterkowców.
Budowa i wykonanie
Canon G1X mark II jest zrobiony z bardzo solidnego stopu magnezowego, a obiektyw wykończono aluminium. W chwycie pomaga dość głęboki, odkręcany grip pokryty gumą i gumowane miejsce na kciuk. Jak na kompakt trzyma się go bardzo dobrze. W porównaniu z poprzednim modelem znacząco zmieniono wygląd. Aparat jest prostszy i z wyglądu nie przypomina już urządzeń z serii G.
Nowy G1X waży 558 gramów wraz z kartą i baterią, więc z pewnością nie jest to waga piórkowa, nawet w porównaniu z aparatami z wymienną optyką. Wątpię natomiast, żeby producentowi zależało na mocnym odchudzeniu sprzętu. G1X mark II to solidna, dobrze wykonana konstrukcja.
Tylną ścianę w większości zajmuje 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1,04 mln punktów. Ekran jest odchylany w dół lub do góry z możliwością wykonania selfie. Wyświetlacze Canona niemal zawsze robią na mnie dobre wrażenie i nie inaczej jest w tym wypadku: wyświetlacz dobrze odwzorowuje barwy, obraz jest ostry, odpowiednio jasny. Aparat można obsługiwać dotykowo, co działa również bardzo dobrze.
G1X mark II jest pozbawiony jakiegokolwiek wizjera. Poprzez obniżenie całego korpusu zabrakło miejsca na rozwiązanie cyfrowe lub lunetkowe, co w moim przekonaniu nie jest zbyt dobrym pomysłem. Aparat kierowany jest raczej do bardziej świadomych użytkowników, którzy z pewnością doceniliby wbudowany wizjer. Jeśli jednak się uprzemy, za 1000 zł możemy dokupić cyfrowy wizjer zapinany na gorącej stopce. Test przeprowadzałem właśnie z nim i nie mam do niego większych zastrzeżeń. Wyposażony w ekran o rozdzielczości 2,36 mln punktów daje szczegółowy obraz, choć wielkością ustępuje czołówce bezlusterkowców. Jego minusem jest dość delikatna konstrukcja, a aparat po jego założeniu do najpiękniejszych z pewnością nie należy.
Obok wyświetlacza znajduje się zestaw standardowych przycisków wraz z kołem nastaw, które pełni jednocześnie funkcję nawigatora. Jest również przycisk funkcyjny i połączenia bezprzewodowego. Wszystkie elementy działają prawidłowo, ale przycisk funkcyjny umieszczono zbyt głęboko, a brak odpowiedniego skoku nie ułatwia korzystania z niego.
Na górnej ścianie jest niewielkie, ale wygodne koło nastaw, włącznik aparatu, spust migawki opleciony przełącznikiem zoomu i przycisk podglądu. Przełącznik podnoszenia lampy błyskowej ulokowano na lewej ścianie, zaraz pod mocowaniem paska, co niestety nie ułatwia jego obsługi. Na prawej ścianie, pod zaślepką, znajduje się gniazdo wężyka spustowego, USB i HDMI. Szkoda, że slot kart pamięci jest pod klapką baterii; każda stopka statywu uniemożliwi wyciągnięcie jednej z tych dwóch rzeczy. Sam akumulator wystarcza na zrobienie około 250 zdjęć, co nie jest złym wynikiem, ale brakuje mu dokładnego wskaźnika naładowania, przez co np. podczas zwiedzania trudno rozplanować zdjęcia.
Na koniec przyjrzymy się dwóm kołom nastaw oplatających obiektyw. Są odpowiednio perforowane i łatwe w obsłudze. To, które znajduje się bliżej korpusu, chodzi z wyczuwalnym skokiem, a drugie płynnie z odpowiednim oporem.
Zobacz również: Canon 7D Mark II - test
Obsługa
Użytkowanie Canona jest spójne z tym, co oferują zaawansowane kompakty japońskiego producenta. Trudno mieć większe zastrzeżenia — nie ma tu innowacyjnych rozwiązań. Nowością są wspomniane dwa pierścienie oplatające obiektyw. To przez nie pozbyto się klasycznego koła nastaw pod palcem wskazującym. Czy było to dobre rozwiązanie? W mojej ocenie nie do końca. G1X mark II zabrałem ze sobą na cały dzień do Berlina, a gdy zwiedzam miasto z aparatem kompaktowym, często obsługuję go jedną ręką. W tym wypadku jest to jak najbardziej możliwe, ale nie da się zmienić żadnego parametru prócz ogniskowej.
Wydaje mi się, że lepszym pomysłem byłaby rezygnacja z jednego z dużych pierścieni na rzecz klasycznego koła nastaw. Minusem w mojej ocenie jest brak sterowania zoomem przy użyciu skokowego pierścienia - można go regulować tylko drugim z nich, przy czym jest się zdanym na wybór jednej z 7 ogniskowych (od 24 do 120 mm, ekw.). Plusem jest jednak możliwość przypisania wielu funkcji do wspomnianych pierścieni, różnych dla poszczególnych trybów. Niemniej jednak do całego rozwiązania trzeba się przyzwyczaić.
Prócz możliwości zaprogramowania pierścieni da się przypisać odpowiednie funkcje do przycisku funkcyjnego i przycisku REC. Można je więc dostosować do swoich potrzeb. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na umieszczenie przynajmniej jeszcze jednego przycisku funkcyjnego.

Menu
Główne menu podzielone jest na 3 karty: ustawienia fotografowania, ustawienia aparatu i karta zarejestrowanych ustawień do ich szybszego wyboru. Szkoda, że producent nie wprowadził menu znanego z obecnych lustrzanek, które jest dużo bardziej czytelne. Pierwsza karta ma prawie 6 stron, więc wyszukiwanie opcji nie należy do najłatwiejszych. Koniecznością jest spersonalizowanie trzeciej karty, aby sprawnie poruszać się po funkcjach. Na szczęście dostępne jest również intuicyjne i czytelne menu podręczne, do którego można dodać najczęściej używane funkcje. Samo menu jest nieźle przetłumaczone, ale jak zwykle zawiera zbyt dużo skrótów, choć na szczęście na dole wyświetlacza są one automatycznie rozszyfrowywane przez dłuższy opis.


Polecane przez autora:
- Co to jest balans bieli? Podpowiadamy, co musisz wiedzieć [Poradnik]
- Co to jest PASM? Wyjasniamy, czym są tryby P, A, S, M i kiedy ich używać
- Co to jest trójkąt ekspozycji w fotografii i jak go rozumieć? [Poradnik]
Ten artykuł ma 7 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze