Sony A6500 - topowy bezlusterkowiec pełen sprzeczności [test]
Firma Sony, zaledwie kilka miesięcy po premierze modelu A6300, zaprezentowała flagowego bezlusterkowca z matrycą APS-C. Czy za 5-osiową stabilizację matrycy, dotykowy ekran i zapowiedzi lepszej wydajności warto dołożyć około 2000 zł?
02.02.2017 | aktual.: 03.02.2017 13:40
Specyfikacja i opis
Nowy bezlusterkowiec Sony nie jest następcą modelu A6300, a jego rozbudowaną wersją. Wiele osób sądziło, że na wzór Nikona i modeli D600 i D610, firma Sony zaledwie kilka miesięcy po premierze A6300 chce wymienić ten model. Jednak tu fakty są inne - A6500 to aparat z bardziej rozwiniętymi funkcjami i usprawnieniami, który jednak jest produkowany równolegle z A6300. Firma nieco zamieszała z oznaczeniami modeli. W pozostałych seriach (np. RX100 czy A7) kolejne ewolucje oznaczane są poprzez dopisek Mark z oznaczeniem kolejnego modelu. Te jednak również produkowane są równolegle. Z kolei w serii A7, prócz kolejnych ewolucji, również oznaczanych dopiskiem Mark, pojawiają się litery oznaczające konkretne przeznaczenie korpusu. Wszystko jest dość mocno zagmatwane, stąd przekonanie, że A6500 zastępuje model A6300. To tyle tytułem wstępu, jeśli chodzi o nomenklaturę i numerację.
Sony A6500 ma być dobrym połączeniem aparatu fotograficznego i filmowego z uwagi na mocno rozwinięte funkcje wideo. Parametry obiecują jednak wiele w kwestiach fotograficznych - to udoskonalony autofokus z 425 punktami detekcji fazy, 11 kl./s, jak również wzmocniony o koprocesor LSI, procesor BIONZ X. Wszystkim tym aspektom przyjrzę się w dalszej części testu.
Konkurentami modelu A6500 mają być przede wszystkim bezlusterkowce pozostałych producentów - Panasonic Lumix GX8, GH4, Fujifilm X-T2 i X-Pro 2, Olympus OM-D E-M1 Mark II i E-M5 Mark II. Cena korpusu to około 6800 zł, co plasuje go pośrodku stawki flagowych bezlusterkowców. Nie jest tanio, ale dziś nikogo już nie dziwi, że zaawansowane aparaty swoje muszą kosztować. Nowy korpus jest o około 2000 zł droższy od niższego modelu A6300 (ok. 4800 zł).
Sony Alpha a6500 | |
---|---|
Producent | Sony |
Data premiery | 2016 |
Rodzaj | Aparat bezlusterkowy |
Bagnet | Sony E |
Maksymalny rozmiar zdjęcia | 6000 x 4000 |
Rozdzielczość matrycy | 24 Mpix |
Typ rozmiaru matrycy | APS-C |
Rozmiar matrycy | 23.5 x 15.6 mm |
Nośniki zapisu | SD |
Rodzaj wizjera | Elektroniczny |
Budowa i wykonanie
Firma Sony idzie utartą ścieżką zaczerpniętą z flagowych modeli NEX, która została przeniesiona na modele serii A6. W porównaniu do poprzedników zmian jest jest niewiele i dostrzeżemy je dopiero przy bliższym zapoznaniu się z aparatem. Inżynierowie postawili na prosty, nowoczesny design. Korpus jest dość niski, a jego charakterystyczną cechą jest umiejscowienie wizjera w lewej części aparatu (podobnie jak w Panasoniku GX8 czy Olympusie PEN-F).
Całość wykonana jest ze stopu magnezu, który został pokryty matowym, eleganckim lakierem. Jak można przeczytać w informacjach producenta, korpus jest częściowo uszczelniony, ale nie jest odporny na zachlapania. Rzeczywiście - nie znajdziemy żadnych uszczelek przy zaślepce złączy czy klapce baterii, a szkoda. Na plus należy jednak policzyć bardzo solidne wykonanie i spasowanie elementów.
Na korpusie znajdziemy niewielkie zmiany w stosunku do poprzedników - nieco głębszy i rzeczywiście wygodniejszy grip pokryty przyjemną w dotyku gumą, lepszą muszlę oczną, która dobrze osłania oczodół przy fotografowaniu w słoneczne dni, a także dodatkowy przycisk funkcyjny, który został przeniesiony bliżej koła trybów.
Aparat dobrze leży w dłoni, a odpowiednie wyprofilowanie uchwytu sprawia, że nie ma problemu z fotografowaniem przy użyciu nieco większych i cięższych obiektywów. Na lewej ścianie aparatu umieszczono szereg złączy - mikrofonu, HDMI oraz micro-USB. Szkoda, że zabrakło złącza słuchawkowego, co miałoby spore uzasadnienie przy tak rozwiniętych możliwościach filmowych. Złącze HDMI oferuje jednak czysty sygnał 4K w próbkowaniu 4:2:2 i głębi 8 bitów. Na dole korpusu, wzorem poprzedników, umieszczono gniazdo baterii oraz slot kart pamięci SD. Jestem przyzwyczajony, że w wyższych modelach karty umieszcza się pod osobną klapką na prawej ścianie aparatu, ale tu Sony wychodzi obronną ręką - klapka nie zahacza nawet o sporą stopkę statywu.
Zastosowany akumulator to NP-FW50 znany m.in. z serii A7 i poprzedników serii A6. Jego pojemność to 1020 mAh, co przekłada się na możliwość zrobienia około 300 zdjęć. W praktyce, bardzo dużo zależy od tego, jak eksploatujemy aparat. Raz udało mi się zrobić 400 zdjęć, innym razem niespełna 200 (na mrozie). Według mnie producent powinien pomyśleć o przygotowaniu nowego ogniwa. Praktyka pokazuje (na przykładzie modelu A7 II), że tak wiele zaawansowanych funkcji przekłada się na duże zużycie energii, a tym samym małą wydajność baterii. Na plus należy jednak policzyć bardzo dokładny wskaźnik naładowania baterii. Z kolei na minus - brak normalnej ładowarki, w którą wkładamy akumulator. Producent dostarcza aparat z ładowarką USB, przez którą ładujemy cały aparat, a tym samym unieruchamiamy go na pewien czas. Z drugiej strony to rozwiązanie ma swoje zalety - w plenerze możemy naładować go z powerbanku. Tak czy inaczej uważam, że przy takiej cenie w pudełku powinniśmy znaleźć klasyczną ładowarkę.
Podobnie jak w pozostałych bezlusterkowcach umieszczono tu ekran w proporcjach 16:9, który dobrze licuje z całym korpusem i zamocowany jest na solidnym przegubie. Odchylany jest o około 100 stopni ku górze i 45 w dół. Jego innym aspektom przyjrzę się w dalszej części testu.
Aparat z akumulatorem i kartą pamięci waży 453 gramy, więc jak na tę klasę sprzętu to naprawdę niewiele.
Ergonomia i obsługa
Z aparatami Sony mam do czynienia od dłuższego czasu. W stosunku do poprzedników układ przycisków pozostał niemal niezmieniony. Tak jak wspomniałem wcześniej, dodano jeden przycisk funkcyjny, który umieszczono obok koła trybów. Sam korpus nie obfituje w przyciski i przełączniki, ale ma naprawdę bogate możliwości personalizacji. Zacznijmy od przyjrzenia się poszczególnym elementom sterującym.
Na górnej ścianie aparatu umieszczono spust migawki, który oplata włącznik. Obok znajdziemy wspomniane dwa przyciski funkcyjne, koło trybów, które obsługujemy kciukiem (nie wystaje poza krawędź obudowy) oraz jedno koło nastaw. Szkoda, że wzorem serii A7 zabrakło tarczy nastaw pod spustem migawki.
Na tylnej ścianie umieszczono 3-calowy, panoramiczny, odchylany ekran o rozdzielczości 921 600 punktów, który wreszcie otrzymał funkcję dotyku, choć jest ona ograniczona jedynie do ustawiania punktów AF i wpisywania hasła do routera przy łączeniu przez Wi-Fi. Producent zastosował jednak ciekawą technologię, którą znajdziemy w systemie Mikro Cztery Trzecie. Przy fotografowaniu z użyciem wizjera ekran może zmienić się w panel dotykowy, na którym wybieramy umiejscowienie punktu AF. Dodatkowo mamy możliwość wyboru, jaka część ekranu ma być aktywna do wyboru punktów AF. Niestety, ekran jest dość ciemny i ma kiepskie powłoki antyodblaskowe, więc praca w pełnym słońcu nie należy do przyjemnych.
Obok umieszczono standardowy zestaw przycisków wraz z 4-kierunkowym nawigatorem, który pełni funkcję drugiego koła nastaw. Co ważne, funkcje większości przycisków można zaprogramować. Aparaty Sony mają jedne z najbardziej rozbudowanych możliwości personalizacji aparatów, a do każdego z 10 przycisków na obudowie można przypisać jedną z ponad 60 funkcji.
Znając specyfikę poprzednich modeli, przed rozpoczęciem korzystania z aparatu zdecydowanie polecam spędzić kilkadziesiąt minut na dostosowanie aparatu do własnych potrzeb. Z mojego punktu widzenia zaprogramowane przez producenta funkcje niezbyt dobrze pokrywają się z potrzebami fotografów. Dodatkowo, pod przyciskiem Fn znajdziemy w pełni konfigurowalne menu podręczne, któremu przyjrzę się w dalszej części testu.
Gdy pracujemy z aparatem dłuższy czas, nieco denerwujące jest dość głębokie osadzenie przycisków - zbyt mało wystają z obudowy. Szczególnie przyciski C1 i C2 w górnej części oraz przycisk otwierający lampę błyskową. W Sony A7 II zostało to lepiej rozwiązane.
Szkoda, że we flagowym aparacie z matrycą APS-C firma Sony nie zastosowała nieco większej liczby elementów sterujących. Zabrakło dedykowanego koła do zmiany kompensacji ekspozycji i jeszcze jednego koła nastaw - tu za wzór znów będę przywoływał model A7 II. Do zmiany kompensacji ekspozycji możemy stosować jedno z kół nastaw bez konieczności aktywowania tej funkcji przyciskiem, ale należy brać pod uwagę, że niewielki opór tylnego koła nastaw zespolonego z nawigatorem będzie skutkował zmianą parametrów podczas chodzenia z aparatem na szyi. Podczas użytkowania Sony A7 II początkowo miałem do tego koła przypisaną zmianę ISO, ale po godzinnym spacerze po Londynie zorientowałem się, że wszystkie zdjęcia w środku dnia robiłem przy ISO 2500, a następnie po wejściu do muzeum ISO zmieniło się na 50. W przypadku Sony A6500 sytuacja wygląda podobnie, więc tylne koło lepiej zaprogramować tak, aby było aktywne dopiero po włączeniu żądanej funkcji.
W lewej części korpusu producent umieścił duży wizjer o przekątnej 1 cm i rozdzielczości 2,36 mln punktów i z powiększeniem 1,07 x. Dodatkowo jego odświeżanie może wynosić nawet 120 kl./s. Jest duży, wyraźny i bardzo szczegółowy. Wielkością przypomina ten zastosowany w A7 II, przy czym lepiej oddaje barwy. Nowa muszla oczna dobrze osłania go od warunków zewnętrznych. Dobra robota.
Przyglądając się dalej obsłudze Sony A6500, z jednej strony wiele rzeczy mogę pochwalić (jak choćby możliwości personalizacji), ale z drugiej strony było w aparacie kilka rzeczy, które mocno mnie irytowały. Zmiany niektórych parametrów, np. ISO czy napędu, wiążą się z wysunięciem listwy w lewej części ekranu i animacją przechodzenia przez kolejne wartości. To dość znacząco spowalnia obsługę. O ile animację zmiany czasu naświetlania i przysłony można wyłączyć, to przy zmianie ISO jest ona wyświetlana za każdym razem. Co ciekawe, w A7 II zmiana ISO nie jest połączona z żadną animacją i działa to zdecydowanie szybciej.
Kolejną, nieco dziwną rzeczą jest podejście do zmiany punktów AF za pomocą przycisków. Tu znów posłużę się analogią z A7 II. Wybierając pojedynczy punkt w A7 II, zmiany jego położenia dokonuję wciskając jeden przycisk, po czym od razu przechodzę do zmiany położenia punktu. Niestety w A6500 nie ma takiej funkcji, więc chcąc zmienić położenie punktu, należy uaktywnić wybór stref, potwierdzić wybór elastycznego punktu i dopiero zmieniać jego położenie. Tak więc każdorazowa zmiana punktu AF jest dość niewygodna. Celowo w tym miejscu przywołuję porównanie do modelu A7 II, bo producent doskonale wie, jak zrobić, żeby obsługa była wygodniejsza, a jednak nie stosuje tych rozwiązań w A6500. Szkoda.
Menu
W stosunku do poprzednich modeli firma Sony zdecydowała się przeprojektować menu. Główne karty umieszczone są w górnej części ekranu, a poszczególne opcje poniżej. W każdej z kart znajdziemy informację o liczbie zakładek, natomiast obok zobaczymy, czego dotyczą funkcje umieszczone w danej karcie. To dobre posunięcie. Dodatkowo zastosowano tu różne kolory, przez co menu stało się bardziej czytelne. Mam jednak zastrzeżenia do rozmieszczenia poszczególnych opcji. W menu filmowym zabrakło mi asystenta gamma czy zmiany profilu obrazu, które w moim odczuciu są funkcjami stosowanymi tylko przy filmowaniu. Zmianę profilu znajdziemy w karcie obróbki obrazu, natomiast asystenta wyświetlania gamma- w ogólnych ustawieniach aparatu. Według mnie brakuje w tym konsekwencji.
Tu jednak z pomocą przychodzi menu podręczne, aktywowane przyciskiem Fn. Składa się z 12 pozycji, które możemy zaprogramować w dowolny sposób. Menu podręczne zajmuje jedynie niewielką część ekranu, przez co nie przeszkadza przy fotografowaniu. Ja skonfigurowałem je w ten sposób, żeby mieć szybki dostęp do profili obrazu i asystenta wyświetlania gamma.
Fotografowanie i filmy w praktyce
Testy Sony A6500 przeprowadzałem głównie we Wrocławiu podczas zimowych spacerów. Niestety, nie zbiegły się one z żadnym dalszym wyjazdem. To jednak nie przeszkodziło dokładnie przetestować aparatu w różnych warunkach. Jako posiadacz Sony A7 II mam mocny punkt odniesienia w stosunku do innych modeli japońskiego producenta.
Fotografowanie Sony A6500 jest przyjemne, choć, jak wspomniałem w poprzednich rozdziałach testu, nadal jest sporo aspektów, które można byłoby poprawić. Firma Sony wie, jak to zrobić, co pokazują pozostałe modele. Należy jednak pamiętać, że do komfortowego używania aparatów Sony przyda się sporo praktyki i różnych konfiguracji poszczególnych przycisków. Kiedy aparat będzie skonfigurowany „pod nas”, odpłaci się sprawnym działaniem i wygodną obsługą.
Wydajność i szybkość
Aparaty Sony nigdy nie należały do najszybszych, szczególnie jeśli mówimy o włączaniu i wybudzaniu. Pierwsze zdjęcie po włączeniu aparatu zrobimy po około 2-4 sekundach. Jeśli aparat włączamy pierwszy raz po wymianie baterii, czas ten wydłuży się do 7-8 sekund. To naprawdę długo, a przez to może umknąć nam niejedna ciekawa sytuacja. Wybudzenie trwa około 2 sekundy. Poza tym aparat działa raczej płynnie. Przycięcia pojawiały się przy zmianie trybów filmowania, ale nie jest to funkcja, z której będziemy korzystali na co dzień. To, co jednak nieco drażniło, to dość długi czas po zrobieniu zdjęcia, wyświetleniu podglądu, kiedy wciskałem do połowy spust migawki, żeby ukryć podgląd i dalej fotografować.
Za działanie aparatu i obróbkę obrazu odpowiada procesor BIONZ X z koprocesorem LSI, co miało przełożyć się na szybsze działanie. Rzeczywiście, w stosunku do poprzedników sprzed 2-3 lat, aparat działa naprawdę szybko. Po zrobieniu serii zdjęć, podczas ich zapisu na kartę pamięci możemy zmieniać funkcje aparatu, przeglądać zapisane dotąd zdjęcia i fotografować, ale nie możemy wejść do menu. Dobrze, że aparat nie zamiera na dłuższy czas, tak jak miało to miejsce np. w przypadku modelu A77 II.
Maksymalna szybkość zdjęć seryjnych to 11 kl./s z ciągłym autofokusem i pomiarem światła. Aparat zapisuje około 100 zdjęć w serii RAW+JPG, co jest świetnym wynikiem. Dla porównania, model A6300 zapisuje ich pięciokrotnie mniej. Opróżnienie bufora zajmuje niewiele ponad minutę, przy czym po opróżnieniu go np. do połowy, można dalej fotografować do jego pełnego zapełnienia. Niemniej jednak zgrywanie nieco ponad jednej klatki na sekundę jest już średnim wynikiem, choć mówimy tu o sporych 14-bitowych plikach RAW o rozdzielczości 24 megapikseli. Tu firma Sony zrobiła naprawdę duży postęp, głównie za sprawą dodania koprocesora LSI. Testy przeprowadzałem przy wykorzystaniu karty Lexar Professional SDHC UHS-II 300MB/s 32 GB.
Aparat oferuje pracę z elektroniczną migawką, co pozwoli robić zdjęcia bezgłośnie, ale szkoda, że jej czas ograniczony jest do 1/4000 s. Konkurenci oferują nawet 1/32000 s, co jest przydatne szczególnie przy fotografowaniu z użyciem bardzo jasnych szkieł. Dodatkowo, fotografując z użyciem elektronicznej migawki, mocno widoczny jest efekt rolling shutter przy fotografowaniu poruszających się obiektów lub panoramowaniu. Czas synchronizacji z lampami błyskowymi to 1/160 s.
Autofokus
Autofokus w nowych aparatach Sony to obecnie jeden z najbardziej zaawansowanych układów na rynku. 4D focus pracuje na zasadzie synchronizacji detekcji kontrastu i 425 punktów detekcji fazy rozłożonych na całej powierzchni kadru. W trybie pojedynczym autofokus działa rzeczywiście szybko i dokładnie, czasem przejeżdżając delikatnie za fotografowany obiekt, po czym wraca i poprawnie potwierdza ostrość na obiekcie.
Prawdziwa magia zaczyna działać, kiedy przejdziemy do ustawień autofokusu ciągłego, który dobrze dobiera obiekty i na bieżąco podświetla wykorzystywane punkty detekcji fazy. Algorytm bardzo dobrze interpretuje scenę i śledzi na bieżąco obiekty. W trybie wykrywania twarzy lub samego oka ostrość ustawiana jest na bieżąco i fotografując nawet z maksymalną prędkością, nietrafione zdjęcia należą do rzadkości. W tym miejscu należą się naprawdę duże brawa dla producenta, bo w tym aspekcie A6500 nie ustępuje znacząco flagowym lustrzankom i przewyższa wielu konkurentów. Dobra robota!
Na minus, jako całości, należy policzyć trudności w zmianie punktu AF przy korzystaniu z przycisków, natomiast na plus - wybór punktów dotykiem, również podczas fotografowania z użyciem wizjera.
Łączność
Sony A6500 wyposażono w moduły Wi-Fi, Bluetooth i NFC. Poprzez Wi-Fi możemy zgrywać zdjęcia na smartfon jak i na komputer. Poprzez aplikację „inteligenty pilot” możemy sterować aparatem z poziomu smartfona. Niestety, zainstalowana w aparacie wersja aplikacji umożliwia jedynie zmianę parametrów korekty ekspozycji, pozostałe parametry musimy zmieniać ręcznie, na aparacie. Przed aktualizacją oprogramowania funkcjonalność appki Play Memories ogranicza się do wyzwalania migawki. Testy wykonywałem na smartfonie iPhone 7 Plus z aparatami Sony A6500 i A7 II.
Dodatkowo mamy możliwość pobrania aplikacji bezpośrednio ze sklepu Sony. Dzięki nim możemy np. robić Time-lapse’y, malować światłem z podglądem na żywo czy fotografować ruch gwiazd. Aplikacje są jednak płatne - od 22 do 42 zł.
Stabilizacja
Wreszcie do aparatów z matrycą APS-C trafiła stabilizacja matrycy znana z drugiej odsłony serii A7. To 5-osiowy układ stabilizujący sensor. Producent określa jej wydajność na 5 EV. Podczas korzystania z obiektywów wyposażonych w stabilizację, ma działać na zasadzie synchronizacji układów. Podczas testów miałem do dyspozycji jedynie stabilizowane szkła, więc na takich przeprowadziłem testy, a konkretnie na 35 mm f/1.8, który daje ekwiwalent ogniskowej ok. 50 mm. Podczas studyjnych testów robiłem serie 5 zdjęć, wydłużając za każdym razem czas naświetlania o 1 działkę. Test uważam za zaliczony, jeśli 3 na 5 zdjęć jest ostrych. 3 na 5 ostrych zdjęć udało mi się zrobić do czasu 1/6 sekundy, więc sprawność układu określam jako 3 EV.
Podczas filmowania w 4K drgania rąk są nieźle redukowane, choć obraz nie jest tak stabilny jak np. z aparatów Olympusa. Należy jednak pamiętać, że mniejsza matryca systemu Mikro Cztery Trzecie jest łatwiejsza to stabilizacji. Mimo stabilnego trzymania A6500 z podłączonym Zeissem Batis 85 mm f/1.8 ze stabilizacją optyczną, drgania są widoczne, ale układ nie zrywa obrazu w nieoczekiwany sposób. Efekt potęguje mocny efekt rolling shutter, który wyraźnie rozciąga części obrazu.
Filmy
Aparaty Sony, obok Panasonika, wprowadzają najbardziej zaawansowane funkcje filmowe do swoich korpusów. Przez wielu A6500 odbierany jest jako aparat filmowy ze względu na szereg funkcji oraz bogate możliwości. Więcej na temat funkcji filmowych w A6500 opowiada Amadeusz Andrzejewski z Videodslr, który niebawem opublikuje też test filmowy tego aparatu. Tymczasem ja również wtrącę swoje 3 grosze.
Aparat nagrywa w rozdzielczości 4K w kodeku XAVCS z bitrate na poziomie 100 lub 60 Mb/s. Liczba klatek na sekundę to odpowiednio: 30, 25 i 24. W rozdzielczości Full HD możemy filmować do 120 kl./s z bitrate 100 lub 60 Mb/s. To naprawdę świetne wyniki. Dodatkowo, aparat odczytuje obraz z całej matrycy, a następnie skaluje całość do rozdzielczości 4K, co przekłada się na wysoką szczegółowość i brak cropa.
W modelu A6500 zastosowano szereg profesjonalnych funkcji zaczerpniętych z drogich kamer. Między innymi dlatego wiele osób decyduje się na zakup A6300 lub A6500 typowo do filmowania. Nie zabrakło dobrego focus peakingu, zebry czy zaawansowanych trybów S-Log, które sprawiają, że obraz wygląda bardzo surowo, ale świetnie nadaje się do późniejszej postprodukcji. Co ważne, zastosowano tu również funkcję Gamma Assist, która sprawia, że po włączeniu profilu S-Log, aparat sztucznie generuje podgląd z odpowiednim kontrastem i nasyceniem, ale zapisany na karcie plik, pozostaje surowy. Mnogość opcji w dostosowywaniu profili potrafi przyprawić o zawrót głowy. Należy jednak pamiętać, że profile S-Log działają dopiero od ISO 800, więc po przełączeniu w tryb zdjęciowy, powinniśmy je wyłączyć. Jeśli nie mamy dobrze skonfigurowanego menu podręcznego lub przycisków funkcyjnych, za każdym razem będzie nas czekała długa droga przez menu.
Autofokus sprawnie działa podczas filmowania na bieżąco, przeostrzając plany. Mamy możliwość ustawienia jego czułości, choć według mnie w każdym z nich bywa nieco zbyt nerwowy, jednak nie zdarza mu się rozostrzać obrazu i wracać z ostrością na obiekt.
Warto wspomnieć o stabilizacji obrazu, która działa również podczas filmowania. Jej działanie jest najbardziej widoczne przy stabilnych ujęciach, choć obraz nie jest idealnie wystabilizowany. Najmocniej widać delikatne drgania, choć i tak jest lepiej niż bez stabilizacji. Stabilizacja raczej nie sprawdza się w momencie, gdy chodzimy z aparatem, a różnica między włączoną, a wyłączoną jest raczej znikoma. Aparat testowałem tylko z dość długimi obiektywami - 35 mm f/1.8 i 85 mm f/1.8, więc ciężko jest mi powiedzieć, jak wygląda sytuacja z szerszym obiektywem.
Sony A6500 - test funkcji wideo
Największą bolączką A6500 jest bardzo widoczny efekt rolling shutter, który doskwierał niemal przy każdym ujęciu. Podczas chodu wyraźna była „galaretkowatość” obrazu, a przy przejazdach kamerą, linie wyraźnie się kładły. Ten efekt będzie znacznie mniej widoczny w rozdzielczości Full HD i z krótszymi szkłami, ale chcąc nagrywać dynamiczne akcje w 4K z dłuższym obiektywem, musimy pogodzić się z zepsutymi ujęciami. Widać, że odczyt danych z całej matrycy zajmuje zbyt dużo czasu i niestety przekłada się to na bardzo duży efekt rolling shutter, a szkoda.
Na zdecydowany plus należy policzyć jakość i szczegółowość. Nawet przy wyższych czułościach szum nie doskwiera, a raczej ma przyjemną, drobną fakturę. Obraz z profilami S-Log ma naprawdę szeroką rozpiętość tonalną i bardzo dobrze poddaje się postprodukcji. Co ważne, w internecie możemy znaleźć wiele gotowych LUT-ów do profili S-Log, więc nawet nie mając zbyt dużej wiedzy na temat postprodukcji, łatwo nadamy filmowy wygląd naszym klipom.
Co ważne, producent zadbał o czyste wyjście HDMI z próbkowaniem 4:2:2 i 8-bitową głębią. Z punktu widzenia wykorzystania A6500 jako aparatu do nagrywania np. krótkich wywiadów. Szkoda, że nie zastosowano gniazda słuchawek, a jedynie mikrofonu.
Obecnie firma Sony oferuje najbardziej zaawansowane rozwiązania w swoich aparatach pod kątem filmowania. Obraz jest naprawdę wysokiej jakości, ale wielka szkoda, że A6500 tak słabo radzi sobie z efektem rolling shutter.
Jakość zdjęć
W Sony A6500 zastosowano sensor APS-C typu EXMOS CMOS o rozdzielczości 24 megapikseli. Pracuje z natywną czułością ISO 100-25600 z możliwością rozszerzenia do 51200. Całość obsługuje procesor BIONZ X z koprocesorem LSI.
Jakość obrazu jest naprawdę dobra. Pierwsze zaszumienie widać od ISO 800, ale do wartości ISO 3200 obraz jest w pełni używalny. Dopiero ISO 6400 wprowadza mocniejsze zaszumienie, ale nadal można korzystać z tej czułości, o ile zdjęcie jest dobrze naświetlone. ISO 12800 i 25600 mocno degradują jakość obrazu, a 51200 według mnie zostało dodane nieco na siłę. Przy dwóch najwyższych czułościach widzimy również zafarby w ciemniejszych partiach. Aby osiągać obrazy wysokiej jakości, najlepiej pracować w zakresie ISO 100-6400.
Jakość zdjęć z Sony A6500 jest typowa dla podobnych konstrukcji z matrycą APS-C, czyli bardzo dobra. Zarówno poziom szumów, jak i szczegółowość zdjęć zasługują na pochwałę. Jeśli dodamy do tego jasny obiektyw i niezłą stabilizację, w wielu sytuacjach możemy zapomnieć o statywie. W tej kwestii firma Sony stanęła na wysokości zadania.
Szumy
Detale
Szumy w praktyce
Co drzemie w plikach RAW?
W celu pokazania, co można wyciągnąć z plików RAW, przygotowałem kilka zdjęć, w których w Adobe Lightroom ustawiłem suwak highlights na -100, a shadows na +100. Pozostałe parametry nie były zmienione. Jak widać, możliwości odzyskiwania szczegółów są na niezłym poziomie, szczególnie jeśli chodzi o odzyskiwanie informacji z cieni.
Zdjęcia przykładowe
Zdjęcia zostały zrobione w formacie RAW, następnie wywołane w Adobe Lightroom CC przy standardowych ustawieniach. Wykorzystane obiektywy - Sony DT 35 mm f/1.8 OSS, Zeiss Batis 85 mm f/1.8.
Co nam się podoba
Sony A6500 wyróżnia przede wszystkim rewelacyjny system AF, szczególnie w trybie ciągłym, pojemny bufor i wysoka prędkość wykonywania zdjęć seryjnych. Na uwagę zasługuje również dobra jakość wykonania, duży i dokładny wizjer, a także wygodny grip. Nie sposób nie wspomnieć o bardzo bogatych możliwościach personalizacji - właściwie każdy przycisk na obudowie możemy przypisać do naszych potrzeb, podobnie jak całe menu podręczne.
Na uwagę zasługuje również tryb filmowy, który nie ustępuje możliwościami temu, znanemu z topowego A7S II (prócz jakości obrazu na wysokich czułościach). Oczywiście nie zabrakło 4K, natomiast w Full HD możemy nagrywać nawet z prędkością 120 kl./s. Firma Sony nie zapomniała również o płaskich profilach S-Log, zebrze, peakingu, jak również czystym wyjściu HDMI z próbkowaniem 4:2:2, 8 Bit.
Na plus należy policzyć także stabilizację obrazu, która co prawda nie jest najlepsza na rynku, ale dość skutecznie tłumi drgania rąk.
Na koniec zostawiłem dobrą jakość zdjęć. Co prawda nie wyróżnia się szczególnie na tle konkurentów, ale nie pozostaje również w tyle. Jest po prostu dobrze.
Co nam się nie podoba
Seria A6 mocno rozwinęła się od pierwszego modelu, co plasuje model A6500 znacznie wyżej niż A6000, który kosztował ponad dwukrotnie mniej. Brak zmian w korpusie wymusiło pewne kompromisy, więc szkoda, że nie znajdziemy gniazda słuchawkowego, a slot kart nadal znajduje się na dolnej części obudowy. To, co denerwowało mnie przez cały czas trwania testu, to brak możliwości łatwej zmiany położenia punktu AF przy pracy przyciskami, nie dotykiem. Jednak doskonale wiem, że firma Sony potrafi to zrobić lepiej, bo jednocześnie fotografowałem Sony A7 II, gdzie zostało to lepiej rozwiązane. Szkoda również, że w modelu A6500 nie poprawiono znacząco szybkości włączania i wybudzania, a szczególnie czas włączenia po wymianie akumulatora zasługuje na krytykę - to ponad 7 sekund. Mimo zastosowania koprocesora LSI, zgrywanie całej serii zdjęć z bufora na kartę trwa naprawdę długo - to ponad minuta.
Na minus należy także policzyć animacje spowalniające obsługę - np. przy zmianie ISO. Co ważne, firma w modelu A7 II pokazuje, że potrafi to zrobić lepiej, a jednak nie stosuje lepszych rozwiązań w nowszym (i droższym) modelu.
Dodatkowo obsługa niektórych funkcji jest dość trudna i wymaga wiele uwagi. Dla przykładu - chcąc nagrywać wideo z S-Log3, musimy włączyć tę funkcję w menu obróbki obrazu (nie w menu filmu), a następnie po przejściu do fotografowania - wyłączyć tę funkcję, bo w przeciwnym razie aparat będzie pracował na ISO 800 lub wyższym. Menu, mimo że zmieniło nieco swój układ i stylistykę, nadal jest dość nielogiczne.
Największym rozczarowaniem, z mojego punktu widzenia, okazał się efekt rolling shutter przy nagrywaniu 4K, który jest naprawdę zauważalny. Jeśli chcemy filmować jakiekolwiek bardziej dynamiczne akcje, musimy decydować się na zapis Full HD - przy 4K wszystko zaczyna się kłaść, pływać i nieprzyjemnie drżeć. Szkoda, bo to mogłaby być jedna z największych zalet A6500. Ostatni minus należy się za niezbyt jasny ekran i kiepskie powłoki antyrefleksyjne.
Werdykt
Sony A6500 to z pewnością bardzo dobry aparat. W stosunku do pierwszego modelu - A6000 zmieniło się naprawdę dużo, mimo zastosowania niemal identycznego korpusu. Znacząco ulepszono autofokus, który jest obecnie jednym z najlepszych układów na rynku, do tego aparat oferuje świetną szybkość zdjęć seryjnych wraz z ciągłym, bardzo dokładnym autofokusem. Na uwagę zasługuje również pojemny bufor i brak zawieszania się aparatu podczas jego opróżniania. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, jakby tak kompaktowy korpus nieco ograniczał możliwości drzemiące w środku.
Podobne wrażenie mam, jeśli chodzi o działanie całego aparatu - a podczas testu często sięgałem po A7 II, aby sprawdzić, czy tam niektóre rzeczy rozwiązane są podobnie. W A7 II nie ma żadnych animacji przy zmianie ISO, w A6500 są, co skutecznie wydłuża obsługę. W A7 II mogę szybko zmienić położenie punktu AF przyciskami, w A6500 już nie. To takie detale, których nie wyczytamy w specyfikacji, a które skutecznie będą nas denerwowały w codziennym fotografowaniu. Podobnie z menu - mimo że każda z kart ma swój tytuł, to niektóre funkcje znajdują się w innym miejscu, niż można byłoby się spodziewać. I nie piszę tego jako użytkownik, który wziął aparat Sony pierwszy raz w ręce, a jako posiadacz A7 II od ponad roku.
Z mojego punktu widzenia to aparat pełen sprzeczności - z jednej strony, naprawdę rewelacyjny, z drugiej, często denerwujący. Na pewno pojawi się pytanie - czy warto dopłacić do A6500 około 2000 zł w stosunku do A6300? Powiem krótko - jeśli chcesz fotografować długie serie i rzadziej nosić ze sobą statyw - tak. Jeśli nie potrzebujesz 100 zdjęć w pełnej prędkości i stabilizacji w korpusie, A6300 w pełni cię zadowoli.