Canon PowerShot G3X - sprawdzone rozwiązania w nowym wydaniu [test]

Jesienią zeszłego roku Canon dołączył do popularnego segmentu kompaktów premium wyposażonych w 1-calową matrycę. W modelu PowerShot G3X producent zastosował ten sam sensor, ale połączył go 25-krotnym zoomem. Jak sprawdza się takie połączenie?

Ten artykuł ma 5 stron:
Trend matryc jednocalowych zapoczątkował Nikon w bezlusterkowcach serii One, następnie Sony wykorzystało tej wielkości sensory w aparatach serii RX (100 i 10). Niedługo potem po sensor tej wielkości sięgnął Panasonic w modelu FZ-1000, natomiast Canon wykorzystał go dopiero w modelu G7X, który konkurować ma głównie z kolejnymi ewolucjami Sony RX100. Canon jednak nie miał konkurenta dla Sony RX10 i wspomnianego Panasonica, czyli aparatów ze względnie dużą matrycą i pokaźnym zoomem.
Konkurenci do tematu podeszli w różny sposób — Sony w modelu RX10 Mark II oferuje zoom 24–200 ze stałym światłem f/2.8, Panasonic 24–400 mm f/2.8–4, natomiast Canon PowerShot G3X 24–600 mm f/2.8–5.6. Widać prostą analogię, co kolejne 200 mm obiektywy ciemnieją o 1 EV.
Osobiście jestem bardzo pozytywnie nastawiony do tego typu konstrukcji, bo 1-calowe matryce oferują obraz naprawdę dobrej jakości, a w połączeniu z jasnym obiektywem aparaty potrafią ładnie rozmyć tło. To odpowiedni sprzęt dla osób, które oczekują dobrej jakości aparatu o dużym, jasnym zoomie, a możliwość wymiany obiektywów nie jest priorytetem. Między innymi dlatego testowany przeze mnie Panasonic FZ-1000 otrzymał tak dobrą ocenę.
Budowa i obsługa
Kiedy wyciągałem testowy egzemplarz z pudełka, muszę przyznać, że zdziwiłem się, iż G3X jest tak duży. Wielkością przypomina model EOS-M3, przy czym jest bardziej kanciasty. Do tego dochodzi sporych rozmiarów obiektyw, który po włączeniu dodatkowo wysuwa się z tubusu. Z pewnością nie jest to sprzęt dla kogoś, kto oczekuje kieszonkowych rozmiarów. Waga również daje się we znaki - z akumulatorem i kartą pamięci waży 733 gramy, czyli tyle co spory bezlusterkowiec. Wykonany jest z twardego, solidnego tworzywa, miejscami pokrytego dość twardą gumą. Korpus jest bardzo prosto zaprojektowany — bez wielu zaokrągleń czy wyprofilowań. W zasadzie przypomina prosty sześcian z doklejonym gripem i obiektywem. Niemniej jednak dobrze leży w dłoni, choć jego stylistyka jest dyskusyjna.
Producent chwali się odpornością na kurz i wodę. O ile przy gnieździe baterii i karty rzeczywiście znajduje się niewielka uszczelka, a gniazdo mikrofonu i słuchawek jest gumowe, o tyle klapka kryjąca złącza HDMI, USB i wężyka spustowego uszczelnień nie ma. Nie wsadzałem aparatu pod wodę, więc ciężko jest mi zweryfikować zapewnienia producenta.
Na górnej ścianie aparatu znajdziemy lampę błyskową, gorącą stopkę, koło trybów, włącznik, koło nastaw, tarczę kompensacji ekspozycji, przycisk nagrywania filmów, a także spust migawki, opleciony dźwignią zoomu. Koło trybów i kompensacji ekspozycji są perforowane, co ma ułatwić ich obracanie, ale obydwa działają z dość dużym oporem. O ile w przypadku koła trybów taki opór jest uzasadniony, o tyle druga tarcza powinna obracać się z mniejszym oporem. Chcąc zastosować kompensację ekspozycji podczas filmowania, zawsze będzie się to wiązało z poruszeniem obrazu.
Na tylnej ścianie znajdziemy duży, dotykowy ekran o przekątnej 3.2 cala. Wyświetlacz wyposażony jest w funkcję dotyku, a jego rozdzielczość to aż 1,62 mln. punktów. Zamontowany jest na przegubie, który umożliwia obrócenie go o 180 stopni do góry i 45 stopni w dół. Konstrukcja jest solidnie wykonana i dobrze licuje z korpusem.
Nad ekranem umieszczono przycisk parowania aparatu z urządzeniami mobilnymi, natomiast po prawej stronie od ekranu znajdziemy przycisk funkcyjny, przyciski wyboru pola AF i blokady ekspozycji, 4-kierunkowy nawigator, który jednocześnie jest kołem nastaw, a także zestaw standardowych przycisków. W odróżnieniu od kół na górnej cześć korpusu, tylna tarcza obraca się ze zbyt małym oporem. Dodatkowe dwa przyciski umieszczono na obiektywie. Odpowiadają one za ręczne ustawianie ostrości i chwilowe skrócenie ogniskowej, aby łatwiej było namierzyć interesujący obiekt.
Dodatkowo mamy możliwość zaprogramowania pierścienia obiektywu do zmiany poszczególnych funkcji. W korpusie zamontowano dodatkowo filtr ND, ponieważ najkrótszy czas otwarcia migawki wynosi 1/2000 sekundy. Dzięki filtrowi ekspozycja zostaje ograniczona o 3 EV, co przyda się w słoneczne dni.
Pierwsze zetkniecie z aparatem było nieco niepokojące, ponieważ kiedy G3X jest wyłączony, soczewki odpowiadające za stabilizację luźno poruszają się w obiektywie, przez co ma się wrażenie, że coś jest nie tak. Po włączeniu aparatu sytuacja wraca do normy i już nic nie grzechocze w korpusie. Szkoda, że mimo tak dużego korpusu, Canon nie zdecydował się na umieszczenie wizjera elektronicznego. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w EOSie M3. Inni producenci instalują wizjery w znacznie mniejszych aparatach (np. Sony RX-100 IV, Panasonic GM5), nie wspominając o bezpośrednich konkurentach. Kupno zewnętrznego wizjera to wydatek około 1100 zł.
Minusem jest również umieszczenie slotu kart pamięci pod wspólną klapką z akumulatorem, na dolnej ścianie aparatu. Mając tak duży zoom, często będziemy korzystać ze statywu, a każda wymiana karty będzie wiązała się z odkręcaniem szybkozłączki.
Plus należy się za gniazdo mikrofonu i słuchawek. Zazwyczaj to drugie jest pomijane przez producentów, chociaż podczas filmowania np. wywiadów bardzo się przydaje.
Obsługa
Obsługa G3X jest intuicyjna, choć warto spędzić z aparatem kilkadziesiąt minut i dostosować go do swoich potrzeb. Wiele elementów sterujących ułatwia szybką zmianę parametrów, choć mam zastrzeżenia do pracy poszczególnych kół, o czym pisałem wcześniej. Prócz licznych elementów sterujących, parametry możemy zmieniać przy pomocy dotyku. Wyświetlacz chętnie reaguje na wszystkie polecenia, a jego obsługa nie odbiega od pracy z wysokiej klasy smartfonem.
Dodatkowo mamy możliwość zaprogramowania wszystkich trzech kół nastaw (łącznie z pierścieniem na obiektywie) oraz czterech przycisków. Co ważne, poszczególne funkcje możemy rozdzielić między tryby P/A/S/M, tak więc możliwości własnej konfiguracji sprzętu są naprawdę bogate. Za to duży plus.
Menu
Układ menu jest spójny z nowymi aparatami Canona. W głównym menu znajdziemy trzy główne zakładki — ustawienia fotografowania, ustawienia aparatu i kartę, gdzie możemy dodać najczęściej używane funkcje. Menu obsługujemy zarówno przyciskami, jak i dotykowo. Dodatkowo mamy możliwość skorzystania z menu podręcznego, które wyświetla się na krawędziach ekranu. W nim znajdziemy najpotrzebniejsze w codziennym fotografowaniu funkcje (samowyzwalacz, jakość obrazu, filtr ND itd.).
Ten artykuł ma 9 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze