Kozi Wierch, niespodziewany halny i sprzęt, który mógł runąć w przepaść

Kozi Wierch, niespodziewany halny i sprzęt, który mógł runąć w przepaść

Kozi Wierch, niespodziewany halny i sprzęt, który mógł runąć w przepaść
Źródło zdjęć: © © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)
Piotr Czerski
22.02.2019 14:09, aktualizacja: 07.03.2019 15:28

Historia ta miała miejsce w zamierzchłych czasach, kiedy normą były 12-megapikselowe matryce, a Photoshop egzystował jedynie w wersji pudełkowej. Do dziś jednak doskonale pamiętam to, co się wówczas wydarzyło.

Warunki w górach obserwowałem od kilku dni na kamerkach. Dzień w dzień były kolorowe zachody słońca, których widok zaczynał już u mnie wywoływać głęboką frustrację. W końcu nadszedł upragniony weekend, a ja mogłem wreszcie coś zaplanować w nadziei, że to wszystko jeszcze się utrzyma. Za cel obrałem sobie Kozi Wierch, który wydawał się do zdobycia w warunkach zimy. Potrzebowałem jeszcze partnera na tyle odważnego (albo raczej szalonego), który zdecydowałby się na taką eskapadę, a następnie powrót po zmroku. W końcu udało mi się namówić Tomka, mojego towarzysza z wypraw w Dolomity.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

Plan był teoretycznie prosty - wymarsz ze schroniska ok. godz. 13 tak, aby dotrzeć na szczyt godzinę przed zachodem. Wystarczająco aby znaleźć dobre miejsce, rozłożyć sprzęt i spokojnie przygotować się na to, co może się wydarzyć. Ale, jak to często bywa, w trakcie realizacji coś musiało pójść nie tak. Wybraliśmy zimowy wariant szlaku, który jest szybki i bezpieczny przy dużej pokrywie śniegu. Tego ostatniego nie było jednak za wiele i raz po raz utykaliśmy w luźnym niewidocznym piargu, tuż pod jego cienką warstwą. Było to bardzo męczące, w dodatku groziło kontuzją, trzeba było więc koncentrować się dosłownie na każdym kroku.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

Na szczyt docieramy wykończeni takim podejściem, w dodatku zaledwie kilka minut przed zachodem. Za to widoki wprost nieziemskie. Temperatura - jakieś -15 stopni, ale ta odczuwalna była dużo niższa. Na razie rozgrzani wspinaczką oraz tym, co się wokół nas dzieje nie zwracamy na to uwagi, chcąc jak najszybciej zabrać się do robienia zdjęć.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

Do naszej dyspozycji jest bardzo mało miejsca na wierzchołku. Ja znajduję coś dosłownie metr od przepaści, obok skały o dziwnym kształcie. Wiatr jest tak mocny, że rozkładam tylko jedną sekcję statywu, cały czas muszę więc pracować na kolanach. W dodatku zmuszony jestem dociskać całość do podłoża, żeby wyszły mi ostre zdjęcia i żeby ta cała konstrukcja za chwilę nie runęła w przepaść.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

Pierwsze zdjęcia nie są udane. Zauroczeni tym, co wokół nas się działo robiliśmy jedną fotę za drugą, chcąc jak najwięcej zarejestrować zanim ten spektakl się zakończy. Należało jednak bardziej skupić się na kompozycji, no ale i na to w końcu przyszedł czas.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

Zimno bardzo szybko daje nam się we znaki. Pomimo solidnego ubrania zaczynam się cały trząść. W dodatku muszę mieć na sobie cienkie rękawiczki, żeby jakoś obsługiwać aparat, od razu więc sztywnieją mi z zimna palce. Aż dziw, że przy tym wszystkim wyszły mi poprawne zdjęcia. Kiedy słońce zachodzi za horyzont robi się tajemniczo, żeby nie powiedzieć groźnie. Czasy ekspozycji wydłużają się do ok. sekundy, co przy takim wietrze stanowi nie lada wyzwanie.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

W końcu kiedy zapada zmrok podejmujemy decyzję o odwrocie. Szybko pakujemy sprzęt i kierujemy się do zejścia. Dopiero teraz pojawia się strach i wątpliwości w rodzaju: “jak ja teraz stąd zejdę?”, “po cholerę się tu w ogóle wdrapywałem?”. Czyż nie lepiej było zostać w przytulnym schronisku popijając grzańca i rozmawiając o niczym? Ale nie ma wyjścia, trzeba się jakoś przełamać. Początek zejścia jest bardzo stromy. Trzeba iść przodem do stoku wbijając czekan w podłoże i ostrożnie stawiając każdy krok. Robi się coraz ciemniej. Po kilkunastu minutach takiego schodzenia teren w końcu się wypłaszcza. Po godzinie udaje nam się dotrzeć na dno doliny, a następnie bezpiecznie do schroniska. Uff, tym razem się udało.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)

Po powrocie do domu zabieram się za obróbkę. Okazuje się trudna. Żeby nie prześwietlić nieba musiałem stosować dość krótkie czasy ekspozycji, więc dół czyli góry były słabo naświetlone. Efektem tego był wszechobecny szum i niebieski zafarb, które okazały się trudne do usunięcia z zachowaniem wszystkich istotnych szczegółów zdjęcia. Jak zwykle w takich przypadkach końcowy efekt został osiągnięty na skutek pewnego kompromisu. Uważam jednak, że pomimo nie najlepszego sprzętu i ekstremalnych warunków zdjęcia z tej szalonej wyprawy nadal się bronią. Chyba udało mi się utrwalić w nich ten klimat, gdyż nawet po latach, kiedy na nie patrzę wciąż żywe są emocje, których dane mi było wtedy doświadczyć.

Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)
Obraz
© © Piotr Czerski / [Facebook](https://www.facebook.com/PiotrCzerskiFotografia245342729256840/)
Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)