Marcin Walko podróżuje po świecie i zbiera fotograficzne pamiątki swoich przygód
"Siłą dobrej fotografii jest idea którą sobie wypracujemy, w którą wierzymy i dla której potem tworzymy – bez względu na to czy jest to portret, pejzaż, abstrakcja, kreacja czy fotografia konceptualna. (...) Idea ma być twoje i nie może być miałka. Tyle" - mówi Marcin Walko fotograf krajobrazowy. Zobaczcie, jakie jeszcze rady oraz historie ma dla was.
Była to inicjatywa trochę wiotka - zwykła rejestracja. Może też bez większego pomyślunku. Robiłem zdjęcia drzewom i uciekającym sarnom, których potem na odbitce trudno było się dopatrzeć, bo były tak daleko. Ale był też fajny czas średniego formatu. Biegałem po mieście, po sklepach – wszędzie, gdzie jakkolwiek mogłem kogoś zaczepić, bo go znałem, bo był kolegą lub koleżanką z pracy osoby, do której przyszedłem i robiłem portrety; kolegom na rybach, zwykłe sceny rodem z rodzinnych albumów, ale tak chyba najłatwiej -zapisywać lub zacząć od tego, co jest najbliżej.
Ważne było wówczas rzemiosło, praca w ciemni, samodzielne wywoływanie i robienie odbitek - tych wszystkich próbek, naświetlania po kawałku pasków światłoczułego papieru, bo przecież całej formatki szkoda.
Ogólnie cała historia z fotografią czarno-białą wykształciła u mnie nieco lepsze poczucie estetyki, odrzut od zabawy i przekłamywania barwą. Wyjazdy w góry determinowały zabieranie ze sobą aparatu i pierwsze wrażenia wizualne pociągnęły za sobą studiowanie śladów historii fotografii -głównie pejzażu, krajobrazu górskiego i pod każdą postacią. Oczywiście w dobie internetu pierwsze zderzenie z pracami Ansela Adamsa, Edwarda Westona czy chociażby to, co przed nimi robił Carleton Watkins, wywarło tak ogromne wrażenie, że pomimo uprawiania różnej fotografii większość klatek zapełniały landszafty.
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo to samo miejsce w różnych warunkach atmosferycznych, czy chociażby obserwacja z innym nastrojem będzie budowała inne wrażenie. Góry zawsze są inwazją dla zmysłów - ostre wyodrębnione od siebie szczyty, jakieś skalne przeciski, pomieszane międzychmurnym światłem.
Największe wrażenie wywołują we mnie Bałkany, bo są daleko, bo nie są dla mnie tak łatwo dostępne - trzeba poświęcić kilkanaście godzin na podróż samochodem. Jest jeszcze Rumunia, o której mówię jak samograj, do której mi najbliżej, bo czuje się jakbym jechał za miasto, a jednak niemalże odczuwam dziecięcy zachwyt, że jestem za granicą - inna waluta, produkty w sklepach nie są te same…
Jeśli przygodą nazwać przeszukiwanie samochodu przez wojsko z psami to tak, kilka ich zapadło w pamięć wyjątkowo. To było podczas powrotu z Bośni, akurat czas budowy tego ogrodzenia pomiędzy Unią Europejską, a krajami które do niej nie należą. W wiadomościach pokazywali ten ludzki exodus, natarcie imigrantów i wtedy na granicy serbsko-węgierskiej serbska celniczka kazała jechać przez te kilka metrów ziemi niczyjej. Usłyszałem jak Węgier pyta tej kobiety: ”Skąd?”, na co ona odpowiedziała "Bosnia, terrorist" - niby z uśmiechem, przekąsem, niby zażartowała. A jednak przy następnej budce, sprawdzili moje auto dość gruntownie - od torby z aparatem, przez opukiwanie tapicerki, wyciąganie gratów z bagażnika, do tego jeszcze kilka pytań w towarzystwie celników i wojskowych z długą bronią i psami - na tym koniec.
W takich sytuacjach sam zaczynasz się zastanawiać czy z tobą i bagażem wszystko w porządku. Paradoksalnie chciałem wybrać najmniejszą granicę, być może najmniej uczęszczaną, po pierwsze - żeby zobaczyć więcej, po drugie, żeby przejechać szybciej. Nie sprawdziło się ani jedno ani drugie.
Odkąd wyposażyłem się w cyfrowe lustro, nie rozstaję się z nim. Podobały mi się analogowe portrety w kwadratach, które robiłem, jednak nie podoba mi się taka orientacja przedstawiając pejzaż.
Ostatnio za sprawą dwojga ważnych dla mnie osób, wręcz mistrzów - Michała Drozda i Alicji Reczek - znowu doceniam wartość i unikatowość negatywu. Tym samym - teraz zabierając cyfrę, równolegle robię zdjęcia analogiem albo nawet dwoma - starym 6x9 oraz zwykłym 35 mm. Wywołanie negatywów będzie dla mnie kolejny fascynującym odkryciem bez względu na efekt. Ta ciekawość zobaczenia tego na innym doskonałym materiale motywuje mnie, by kiedyś wrócić w te miejsca z wielkim formatem.
Chyba najważniejszą radą będzie – czytać, co robili najlepsi na świecie i w kraju. Potem podglądać i skoncentrować się na tym, co podoba nam się najbardziej, a na samym końcu samemu robić.
Poznanie historii fotografii już kształtuje w pewien sposób pożądanie, widzenie w takim, a nie innym kierunku, bo coś nam się spodoba, coś odrzucimy twierdząc, że to wyidealizowane. Jeśli ktoś już decyduje się na krajobraz to poszukiwanie takich miejsc, których jeszcze nikt nie widział, czyli sztampowe hasło "pokazywać to, czego inni bez nas nie mogliby zobaczyć".
Siłą dobrej fotografii jest idea którą sobie wypracujemy, w którą wierzymy i dla której potem tworzymy – bez względu na to czy jest to portret, pejzaż, abstrakcja, kreacja czy fotografia konceptualna. To ma już mniejsze znaczenie. Idea ma być twoje i nie może być miałka. Tyle" - mówi Marcin Walko, fotograf krajobrazowy.