Olympus Stylus Tough TG2 – twardy zawodnik [test]
Olympus Stylus Tough TG-2 trafił do mnie na dzień przed wyjazdem do Portugalii. Cel był prosty: przetestować go w warunkach, do jakich został stworzony.
Budowa i obsługa
Olympus TG-2 trafił do mnie po serii testów w innych redakcjach, o czym świadczyły ślady na obudowie i brak na niej czerwonego pierścienia. Nic dziwnego – z tym aparatem nikt nie obchodzi się jak z jajkiem, raczej jak z workiem kartofli.
Obudowa zrobiona jest z solidnego metalu i wzmocnionego plastiku. Producent zapewnia, że wytrzyma ona nacisk 100 kg i zanurzenie do 15 m. Podoba mi się, że mimo pancernego charakteru aparat nie jest nieelegancki i nie wygląda jak żywcem wyjęty z pola bitwy. Z powodzeniem można korzystać z niego nie tylko podczas plażowania czy wspinaczki, posłuży również do codziennych zdjęć. Całość konstrukcji jest szczelna dzięki odpowiednim uszczelkom i zabezpieczeniom przed otwarciem. Szkoda, że blokady na klapkach nie są trochę większe, bo czasem niełatwo otworzyć zaślepki, ale nie utrudnia to pracy.
Mimo braku wyraźnie zaznaczonego gripu nie ma problemu z trzymaniem aparatu nawet mokrymi rękami pokrytymi olejkiem do opalania.
Z tyłu obudowy umieszczono większość przycisków, które są niewielkie, ale znacząco wystają, dzięki czemu ich obsługa jest wygodna. Zastrzeżenia mam jednak do koła trybów, które dość ciężko się obraca.
Z przodu obudowy znajduje się obiektyw o 4-krotnym zoomie (ekw. 25-100mm) i jasności f/2-4.9. Do tego można podłączyć konwertery (rybie oko i tele x1,7), zdejmując pierścień. Nad obiektywem ulokowano lampę błyskową i diodę LED, która ma umożliwić filmowanie w ciemniejszych miejscach.
Pod zaślepkami są gniazda baterii, kart SD/SDHC/SDXC z obsługą EyeFi, gniazdo akcesoriów i HDMI. Obudowa jest naprawdę dobrze zrobiona – musi być, w końcu to główna zaleta tego aparatu.
Do minusów trzeba zaliczyć jasność wyświetlacza – w pełnym słońcu kadrowanie sprawia trudności mimo maksymalnego poziomu jasności ustawionego w menu.
Menu
Menu jest bardzo podobne do tego z bezlusterkowców Olympusa, ale wydaje mi się bardziej przejrzyste. Do tego utrzymane jest w stylistyce serii Tough. Menu podręczne również jest proste w obsłudze i przystępne dla użytkownika. Drażni jednak przeglądanie zdjęć. Nie ma możliwości szybkiego przeskoczenia o kilka pozycji. Trzeba robić to pojedynczo.
Zdjęcia
Jak już wspomniałem, obsługę aparatu utrudnia zbyt ciemny wyświetlacz. Jednak kiedy znajdziemy się w cieniu, odpłaci się dobrą dokładnością (610 tys. punktów) i niezłym odwzorowaniem barw. Ekran jest oczywiście nieruchomy (żeby go nie urwać) i pozbawiony funkcji dotyku.
Zastosowany obiektyw ma uniwersalny ekwiwalent ogniskowych: od szerokiego kąta do średniego tele. Do tego jasność na poziomie f/2.0 (przy szerokim kącie) to naprawdę dobry wynik. Obiektyw oczywiście nie wystaje poza obrys obudowy, więc zmiana ogniskowej zachodzi w jej wnętrzu. Kolejnym miłym zaskoczeniem jest tryb makro. Większość kompaktów ma makro od 1 czy 3 cm, ale nie spotkałem się z aparatem, który ostrzyłby od 1 cm przy ekw. 100 mm. Dzięki temu można fotografować bardzo małe przedmioty czy żyjątka. Mnie udało się sfotografować malutkiego kraba, który wypełnił cały kadr. Do tego jest dwuosiowa stabilizacja matrycy. Za to Olympus dostaje dużego plusa!
W Olympusie TG-2 znajduje się akumulator umożliwiający zrobienie około 200 zdjęć. Nie jestem zachwycony tym wynikiem. Po każdym powrocie z plaży Tough trafiał do ładowania. Szkoda, że producent nie wyposażył go w klasyczną ładowarkę, która umożliwiałaby naładowanie kilku akumulatorów bez unieruchamiania aparatu.
TG-2 nie ma trybu manualnego – na początku byłem nieco rozczarowany, ale po dłuższym użytkowaniu nie brakowało mi go. To nie jest aparat do ambitnej fotografii – bardziej do dynamicznych pamiątek. Jest możliwość zmiany przysłony (w trzech stopniach) oraz robienia zdjęć nocnych, ale we wszystkim wyręcza nas elektronika. Co ważne – robi to dobrze, więc nie ma potrzeby ingerowania w nią.
Funkcje dodatkowe/idea
Olympusa TG-2 nie można porównywać jeden do jednego z innymi aparatami kompaktowymi.
Jego podstawową funkcją jest zapewnienie wytrzymałości w ekstremalnych warunkach. Co prawda plażowanie czy wbieganie do oceanu trudno uznać za wybitnie ekstremalne, ale żaden klasyczny aparat tego nie wytrzyma. Do tego TG-2 ma jeszcze jedną bardzo ważną zaletę - daje komfort psychiczny. Gdy zabieramy zwykły aparat na plażę, za wszelką cenę chronimy go przed piachem czy wodą. Toughem natomiast rzucałem po plaży, wrzucałem go do oceanu - i nic. Mało tego, zawsze lądował między mokrymi, pobrudzonymi piachem ręcznikami.
Po przyjściu z plaży wkładałem go na 10 minut do dzbanka ze słodką wody i był jak nowy.
W urządzeniu zamontowano odbiornik GPS, kompas i manometr. GPS świetnie sprawdza się przy geotagowaniu zdjęć. Dzięki temu wiem dokładnie, gdzie zrobiłem daną fotografię. Ma również opcję śledzenia ścieżki, co jednak odbija się na pracy baterii, która nie jest zbyt mocna.
W TG-2 nie umieszczono odbiornika Wi-Fi, ale jest pełne wsparcie dla kart Eye-Fi. Myślę, że Wi-Fi zagości w TG-3. W końcu Olympus musi zostawić sobie pole do popisu przy kolejnych aparatach.
Prócz czysto hardware’owych dodatków zastosowano szereg scen do fotografowania pod wodą, w powietrzu i kto wie gdzie jeszcze. Nie jestem zwolennikiem tych wszystkich dodatków, ale pod wodą rzeczywiście aparat lepiej radzi sobie z doborem balansu bieli. To ważne, bo nie ma możliwości zapisu plików RAW.
Szybkość/autofokus
Olympus TG-2 to prawdziwy sprinter w kwestii ustawiania ostrości. W Portugalii miałem ze sobą trzy aparaty: testowego TG-2, Canona 5D mark II i Nikona Coolpix A. Dwa ostatnie nie słyną z systemu AF, zaś ten zastosowany w Olympusie bije na głowę wszystkie testowane przeze mnie wcześniej aparaty. Najdłużej zajmuje mu ustawienie ostrości w trybie supermacro, ale Coolpix A w takim czasie ustawia ostrość na dobrze oświetlonej scenie krajobrazu.
Owszem – są to skrajnie różne aparaty, a ustawienie ostrości przy małej matrycy jest łatwiejsze, niemniej jednak TG-2 robi to świetnie - szybko i celnie. W momencie wciśnięcia spustu migawki do połowy ostrość ustawiana jest w okamgnieniu.
W zdjęciach seryjnych Olympus również nie kuleje – 5 kl./s w sekwencji do 25 zdjęć i 15 kl./s, jeśli obniżymy rozdzielczość zdjęć do 3 megapikseli. Aparat nie musi mieć superszybkiego procesora, bo pracuje na 12-megapikselowych JPG-ach, ale trudno narzekać na taki wynik.
Nie mam również zastrzeżeń do pracy urządzenia. Nie udało mi się go zamrozić, zapychając bufor lub włączając zbyt wiele opcji naraz. Jedyne, z czym TG-2 sobie nie radzi, to przewijanie zrobionych zdjęć, o czym pisałem w pierwszej części testu.
Filmy
TG-2 nagrywa filmy w rozdzielczości Full HD i HD przy 30 kl./s oraz 640 x 480 przy 120 kl./s i 320 x 240 przy 240 kl./s. Szkoda, że nie ma trybu HD 60 kl./s. Filmy HD zapisywane są w formacie MOV, a filmy HS w formacie AVI. Szkoda, bo systemowy iMovie i Premiere Elements nie radzą sobie z otwieraniem plików AVI.
Wideo jest niezłej jakości, choć daleko jej do tej znanej z lustrzanek. Ekspozycja podczas przybliżania i oddalania trochę skacze, ale efekt rolling shutter jest mało widoczny. Dźwięk jednak cechuje się kiepską jakością – najprawdopodobniej z uwagi na wodoszczelność konstrukcji.
Filmy HS świetnie nadają się do tego, aby uwiecznić skoki do basenu czy oceanu. Dla mnie to świetna zabawa i mnóstwo śmiechu podczas oglądania.
Olympus TG-2 test wideo
Jakość zdjęć – szumy
W Olympusie TG-2 zainstalowano 12-megapikselowy sensor BSI CMOS w rozmiarze 1/2.3 cala. Pracuje on w zakresie ISO 100 do 6400. Niestety, w aparacie jest mocny algorytm odszumiający. Do ISO 400 zaszumienie jest prawie niezauważalne. Przy wartościach ISO 800 i 1600 wyraźnie widać poszarpane brzegi prostych krawędzi. Dwie ostatnie wartości są już bardzo mocno poszarpane, a kolory wyblakłe. Dzieje się tak, kiedy matryca produkuje dużo szumu kolorowego, a oprogramowanie aparatu, usuwając zaszumienie, zmniejsza nasycenie całego zdjęcia. Szkoda, że Olympus nie zastosował matrycy 1/1.7 cala, choć to zapewne wpłynęłoby na jego cenę. Ogólnie jakość zdjęć jest niezła, lepsza niż w kompaktach o rozdzielczości 16 czy 18 megapikseli, ale porównanie z bezlusterkowcami czy kompaktami o matrycach 1/1.7 cala nie ma sensu – Olympus wypada dużo gorzej.
Jakość zdjęć – odwzorowanie szczegółów
Odwzorowanie szczegółów to dziedzina, której nie lubią małe matryce 1/2.3 cala. Od ISO 100 do 400 szczegóły są w miarę nieźle reprodukowane, ale tylko w odniesieniu do konkurencji o podobnych parametrach. ISO 800 i 1600 pozbawiają zdjęć średniej wielkości szczegółów na banknocie 50 zł. Dwie ostatnie wartości robią z fotografii cyfrową papkę, do tego bez nasycenia. Najlepiej pracować z aparatem do ISO 400; jeśli zajdzie taka konieczność, można pokusić się o wartości ISO 800 i 1600. Ostatnie dwie wartości należy jednak traktować jako ciekawostkę, bo odwzorowanie szczegółów i barw jest już skrajnie niskie. We znaki dają się też szumy.
Przykładowe zdjęcia
Wszystkie zdjęcia zrobiłem w trybie automatycznym i trybie zapisu fine jpg. Nie zostały w żaden sposób obrobione w komputerze.
Podsumowanie
Co mi się podoba
Podoba mi się przede wszystkim idea aparatu pancernego. Domyślam się, że za to samo chwaliłbym tego typu aparat każdej innej firmy, ale to naprawdę duża wygoda. Poza tym wbieganie ze sprzętem do oceanu czy skakanie do basenu sprawia niemałą frajdę. Cieszę się, że Olympus nie zdecydował się na umieszczenie 18-megapikselowego sensora, co odbiłoby się na jakości zdjęć – tu mamy w miarę niezły kompromis między wielkością matrycy a jej rozdzielczością. Kolejny plus aparat dostaje za dobry obiektyw z funkcją supermacro i znakomitym systemem AF. Ogólnie Olympus TG2 bardzo przypadł mi do gustu.
Co mi się nie podoba
Największą wadą tego aparatu jest zbyt ciemny wyświetlacz, który utrudnia kadrowanie w słoneczne dni. Kolejne minusy to niezbyt wygodne koło trybów i kiepska bateria. Myślę, że Olympus powinien popracować też nad kontrolą ekspozycji przy filmowaniu – w filmach HD, niestety, widać wyraźne skoki. Wbudowane Wi-Fi również by nie zaszkodziło.
Werdykt
Olympus wykonał kawał dobrej roboty. TG-2 to z pewnością aparat godny polecenia. Co prawda zdjęcia z niego nie są tak ładne jak z bezlusterkowców czy lustrzanek, ale w niczym nie ustępuje kompaktom ze średniej półki z matrycą o tych samych rozmiarach. Fotografowanie TG-2 na portugalskim wybrzeżu wspominam bardzo miło. To właśnie on niemal codziennie wędrował ze mną na plażę, potem do miasta. Do tego brak topornego wyglądu zapewnia mu uniwersalność.
Cena około 1400 zł nie jest niska, ale aparat z pewnością jest wart tych pieniędzy. Niezła jakość zdjęć w połączeniu z uniwersalnością tego sprzętu sprawia, że mogę go polecić każdemu – nie tylko amatorowi sportów ekstremalnych, ale przede wszystkim osobom, które dużo podróżują, a nie chcą co chwilę chuchać i dmuchać na swoje cacko. TG-2 to przepełniony testosteronem kompakt, który zdecydowanie woli zapach benzyny i kąpiel w oceanie niż polerowanie ściereczką i czyszczenie pędzelkiem. Jestem na tak!