3 × S, czyli pozytywne spowalniacze - obiektyw stałoogniskowy [część II]
Mniej, ale lepiej, czyli, jak mniejszą liczbę zdjęć przełożyć na wyższą ich jakość. Tego dotyczy ten krótki cykl artykułów, a skupiam się przede wszystkim na sprzęcie, który umożliwia czy wręcz wymusza, zwolnienie tempa fotografowania. Opisałem już rolę statywu w tym spowalnianiu, a teraz czas na drugie „S”.
07.08.2016 | aktual.: 26.07.2022 18:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stałka
Powszechnie mówi się, że „stałka jest lepsza od zooma”. Wiadomo, zdjęcia ze stałek prezentują wyższą rozdzielczość, niż z optyki zmiennoogniskowej. To oczywiście nie zawsze prawda – wystarczy spojrzeć na wyniki jasnych stałek na brzegach kadru przy całkiem otwartej przysłonie. Ale już przymknięte do poziomu typowego maksymalnego otworu względnego zoomów, praktycznie zawsze wygrywają. Nie tylko rozdzielczością, ale też słabszym winietowaniem, mniejszą dystorsją, lepiej skorygowanymi wadami obrazu w postaci komy, astygmatyzmu, aberracji chromatycznych. Niemal zawsze strefy nieostrości zdjęć wyprodukowanych przez stałki wyglądają ładniej, niż te z zoomów. A jeśli wykorzystywać będziemy największe otwory względne, te niedostępne zoomom, możemy ograniczyć głębię ostrości, precyzyjniej wydobywając z kadru to, co najważniejsze. Co oczywiście wcale jeszcze nie znaczy, że mniejsza głębia ostrości z zasady jest lepsza od większej głębi ostrości. Idąc dalej: skoro wystarczająco dobre efekty uzyskujemy przy mniej (niż w zoomach) przymkniętej przysłonie, warto to wykorzystać. Choćby używając niższych czułości matrycy albo krótszych czasów naświetlania. W obu aspektach zyskujemy na jakości obrazu.
Tyle sprawy techniczne – ważne, ale ja nie o nich chciałem, bo według mnie one wcale nie są najważniejsze.
Chodzi mi o różnice w filozofii fotografowania zoomami i stałkami. Pomyślny chwilę, jak to wygląda w przypadku zooma. Mamy w ręku aparat, widzimy ciekawą scenę, więc zatrzymujemy się (albo i nie), podnosimy aparat do oka, dopasowujemy zoomem kadr i robimy zdjęcie. Dokładnie takie, jak chcieliśmy. Jeden ruch palców na pierścieniu obiektywu i już jest dobrze. Zadowoleni? Oczywiście! Ale zauważmy, że to było zdjęcie zaledwie takie, jak chcieliśmy zrobić. Że to wcale nie odbyło się idealnie, a jedynie szybko. Zobaczyłem, przekręciłem, strzeliłem – ciekawe, jak to jest po łacinie? Pół sekundy i mam zdjęcie. Nawet całkiem dobre zdjęcie.
A jak to jest, gdy na aparacie mamy stałkę? Rzadko zdarza się, że żądany kadr obejmujemy dokładnie z tego miejsca, z którego spostrzegliśmy ciekawą scenę. Musimy więc się ruszyć krok albo i pięć, by zobaczyć w celowniku dokładnie to, co chcemy. Ale skoro już zbliżyliśmy się albo oddaliliśmy i zmarnowaliśmy cennych kilka sekund, to co szkodzi jeszcze przesunąć się trochę w bok, by kadr był ciekawszy. A może ująć go trochę inaczej, wejść na tamten kamień/schodek/krzesło? Nie, lepiej będzie zmienić obiektyw 35 mm na 50 mm, bo to przecież tylko chwila, a zgubimy niepotrzebne tło. O, i teraz czekamy na tamtą chmurkę, żeby złagodzić światło.
Zauważmy, w ten sposób zamiast pstryknąć zdjęcie tego, co nam wpadło w oko, my je stworzyliśmy. Zmieniając kadr, perspektywę, oświetlenie. A przecież można było jeszcze rozstawić statyw, na aparat założyć flesz lub użyć filtra połówkowego. Wszystko po to, by zrobić ciekawsze, dobrze dopracowane zdjęcie. Czy zoomem nie można pracować w ten sposób? Jasne, że można, ale do tego trzeba mieć sporo samozaparcia, bo niełatwo jest celowo utrudniać sobie pracę. A stałoogniskowy obiektyw, podobnie jak statyw, ma za zadanie zatrzymać nas w biegu. Zatrzymać niby tylko dla konieczności skadrowania, ale w rzeczywistości dla możliwości przemyślenia, jak by to zdjęcie zrobić lepiej.
3 × S, czyli pozytywne spowalniacze:
- [url=http://foto-nieobiektywny.fotoblogia.pl/9191,3-s-czyli-pozytywne-spowalniacze-czesc-i][b]Statyw fotograficzny [część I][/b][/url]