"W fotografii chodzi o pokazanie jakiejś niewidocznej na co dzień, emocjonalnej prawdy" - mówi Gregor Laubsch
Chociaż w życiu zajmował się wieloma dziedzinami – jego największą pasją, której pozostał wierny jest fotografia. Dla fotografa najważniejsze są światło i model – jego indywidualność, zatrzymanie chwili. Poznajcie prace Gregora Laubscha.
Marcin Watemborski: Jesteś fotografem portretowym, specjalizującym się w opowieści o ludziach, nie pokazywaniu tylko ich wyglądu. Jak rozpoczęło się budowanie tej pasji?
Gregor Laubsch:- Od dziecka mam do czynienia z fotografią. Zaraził mnie nią mój tato, który również fotografował. O tym, jak zaczynałem mówi jeden z rozdziałów a moim autorskim albumie - „Mgnienie oka”.
Na pewno chętnie do niego zajrzę, a tymczasem mógłbyś powiedzieć, jakie są Twoje dążenia w fotografii? Czego szukasz?
- Cały czas szukam, choć w tej chwili moje poszukiwania opierają się na subtelnościach. Wypracowałem swój styl, który jest rozpoznawalny i stał się swoistą marką. Nie spodziewam się radykalnych zmian na mojej drodze fotograficznej ale jak wiadomo - jest to ścieżka mocno nieprzewidywalna i pełna niespodzianek.
Mówiąc o subtelnościach w fotografii – co czujesz podczas robienia zdjęć?
- Nie wiem jak mam to rozumieć. Z jednej strony dosłownie, czyli kocham fotografię i w tej chwili trudno o coś, co dostarczałoby mi więcej emocji. Traktując pytanie nieco bardziej filozoficznie – bez uczuć nie ma fotografii i nie chodzi tu tylko o porozumienie i nić sympatii między modelem, a fotografującym - a o pokazanie jakiejś niewidocznej na co dzień, emocjonalnej prawdy. Skupiłem się w swojej fotografii na portrecie, sięgam również po akt – są to dwa najbardziej przesycone emocjami tematy i dwa najtrudniejsze do fotografowania.
Jeśli co dnia stawiasz sobie poprzeczkę coraz wyżej, to co daje Ci fotografia?
- Łatwiej mówić o tym, co odbiera. Odbiera anonimowość, prawo do prywatności. Odbiera poczucie bezpieczeństwa, bo każdy kto zyskuje choć cień popularności, czy rozpoznawalności (szczególnie w Internecie) staje się celem nieuków, leni, zazdrośników lub zwyczajnie trolli.
Gorzej mają tylko ci, którzy poza rozpoznawalnością mają z fotografii wyższe od przeciętnych zarobki. Fotografia zabiera też masę czasu i energii ale jest to poświęcenie całkowicie akceptowalne, biorąc pod uwagę satysfakcję z własnego rozwoju i jakości swojej pracy. Mnie fotografia, jej tworzenie ale i prezentowanie choćby w formie wystaw czy autorskiego albumu daje po prostu dużą frajdę.
Przyjemność z fotografowania to piekielnie istotna kwestia w przypadku każdego z nas. Zapewne nie moglibyśmy się rozwijać w sztuce uwieczniania osobowości ludzi, gdybyśmy nie odczuwali z tego jakiejś satysfakcji.
Skąd czerpiesz inspiracje?
- Moimi inspiracjami są wielcy świata fotografii i twarze zwykłych ludzi. Nic ponadto.
Czy to właśnie fascynacja „zwyczajnością” skłoniła Cię do uprawiania portretu?
- Zajmowałem się grafiką i malarstwem jednak fotografia, jak do tej pory, najdłużej się ze mną nie rozstaje. Jest mimo wszystko mniej czasochłonna i mniej kosztowna od pozostałych dziedzin, daje też możliwość pracy z ludźmi i wykorzystywania wiedzy zdobytej podczas mojej przygody malarsko-graficznej.
Jak byś określił swój styl pracy?
- Lubię prostotę, dlatego nie szukam złożonych stylizacji i głównie pracuję w studio. W ostatnim czasie nadrabiam zaległości obróbkowe, więc nieco zwolniłem z bieżącymi projektami, jednak niezmiennie oscylują one wokół portretu i aktu. Jest też kilka tematów, które dla odbiorcy mogą być nie lada zaskoczenie, ale na ich publikację jeszcze nie pora.
Wykorzystujesz w swoich pracach sprzęt cyfrowy oraz analogowy. Czym dokładnie fotografujesz?
- Od jakiegoś czasu moja „stajnia” ciągle rośnie. Ktoś, kto raz wpadnie w te sidła nie będzie w stanie tak łatwo się wyplotąć, szczególnie w przypadku fotografii analogowej.
Plastyka obrazu wychodzącego z małego obrazka ma się nijak do średniego formatu. Kompozycja kadru prostokątnego nie jest do przełożenia na kwadrat. Tak samo - jak dany aparat leży w ręce.
Moim podstawowym aparatem jest niezmiennie Roleiflex SL66, Rolleiflex F/2,8 ale używam też Pentaxa 67 i Hasselblada; Plaubela Makin 6x6, Mamiyi Universal. Wykorzystuję też aparaty Polaroida, a czasem w ruch idzie Leica M5. W sumie tych używanych mam kilkanaście. Do tego dochodzi Nikon D700 i Fuji X10.
Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora.