Agata Grzybowska opowiada, jak powstało Zdjęcie Roku BZ WBK Press Foto 2015
Agata Grzybowska, fotografka „Gazety Wyborczej“ opowiada o okolicznościach powstania Zdjęcia Roku, które wykonała w pierwszych godzinach swojego pobytu na Majdanie.
25.04.2015 | aktual.: 26.07.2022 19:37
Czy spodziewałaś się takiego werdyktu jury?
Z pewnością nie. Właściwie to miało mnie tu nie być. Kiedy dzwonili do mnie organizatorzy zapraszając na Galę (nie wspominając o tej nagrodzie), powiedziałam, że tego dnia nie będzie mnie w kraju. Oni jednak nalegali, żebym zmieniła plany. Teraz dopiero wiem dlaczego. A już jutro (rozmawiamy w czwartek - przyp. red.) wracam na Wschód Ukrainy.
Jak znalazłaś się na Majdanie?
Wtedy to był już mój czwarty wyjazd na Majdan. Pierwszy raz pojechałam tam w końcu listopada. Wtedy mój szef po prostu do mnie zadzwonił, że mam jechać i z dnia na dzień się tam znalazłam.
A jak wyglądał ten dzień, kiedy zrobiłaś to zdjęcie?
To był tzw. Czarny Czwartek, czyli dzień, kiedy zginęło najwięcej ludzi na Majdanie. A dla mnie to był pierwszy dzień po dwutygodniowej przerwie w pobycie tam. Kiedy przyleciałam do Kijowa, żadna taksówka nie chciała zabrać mnie tam, musiałam przekupić jednego z nich. Więc właściwie te najgorsze wydarzenia mnie ominęły. Kiedy w końcu znalazłam się na Majdanie, ludzie byli po prostu zmęczeni. To zdjęcie zrobiłam na ulicy Instytuckiej i pokazuje ono właśnie chwilę odpoczynku demonstrantów.
A czy poznałaś bohaterów tego zdjęcia?
Nie. Okoliczności były takie, że oni byli w kompletnie innym świecie, w szoku, przed chwilą widzieli śmierć swoich towarzyszy. Nie miałam prawa im przeszkadzać. Po prostu rejestrowałam wszystko co działo się dookoła.
Czy na miejscu spotkałaś wielu fotografów z Polski?
Razem z nagrodzonymi na tym konkursie Simoną Supino i Jakubem Szymczukiem (ale też innymi fotografami) wynajmowaliśmy razem mieszkanie, które mieściło się kilkadziesiąt metrów od Majdanu.
Miałaś też wsparcie ze strony redakcji?
Wtedy, na Majdanie, miałam totalne wsparcie. Za każdym razem to oni mnie wysyłali, kupili kask, wtedy miałam też z redakcji kamizelkę i mnie ubezpieczali. Do tego dzwonili do mnie, czy czegoś nie potrzebuję i czy mam wszystko. A teraz, jak jeżdżę to został mi nawyk informowania ich, bo wierzę że to oni będą mogli mnie najszybciej wyciągnąć w razie kłopotów.
A miałaś jakieś niebezpieczne sytuacje podczas pracy na Majdanie?
Kule nie świstały mi około głowy, ale były niebezpieczne chwile. Jestem mała osobą. Kiedy znajduję się w tłumie, to mam problem, bo tłum może mnie łatwo zadeptać. Tak samo mam problem, żeby wdrapać się na wysokie ogrodzenie podczas ucieczki. Na Majdanie podobało mi się, że w takich ekstremalnych sytuacjach rodzi się pewna ludzka solidarność i odpowiedzialność za innych, nawet obcych ludzi. Kiedy tłum uciekał przed berkutowcami, a ja wraz z nim i trafiliśmy na mur, to pamiętam na przykład, że ktoś mnie wciągnął i pomógł ze sprzętem.
Dlaczego zajmujesz się tak niebezpiecznym rodzajem fotografii?
Interesują mnie ci ludzie. Uważam, że trzeba opowiadać ich historie. Wierzę, że dzięki naszej pracy pomagamy im i ich sprawie. Podoba mi się podejście Maćka Moskwy (podwójnego laureata tegorocznej edycji i autora Zdjęcia Roku 2014 - przyp red.), który poza samym zdjęciem, zna imiona i historie bohaterów swoich zdjęć, potrafi łapać kontakt z ludźmi i powiedzieć o nich więcej, niż pokazuje samo zdjęcie. W końcu zdjęcie jest tylko środkiem do spotkania z innymi ludźmi. Więc na ogół w tak ekstremalnych sytuacjach staram się być jak najbliżej moich bohaterów.