Amerykańscy fotoreporterzy zostali zobligowani do usunięcia zdjęć z protestów na Kapitolu
Reporterzy nie mają łatwego życia. Co rusz muszą walczyć o swoje prawo do relacjonowania wydarzeń. Tym razem do pogwałcenia ich praw doszło w kolebce demokracji, czyli Stanach Zjednoczonych.
W miniony wtorek fotoreporterzy z kilku dużych amerykańskich gazet starali się zrobić materiał z protestów na Kapitolu. Prawie 100 osób, które demonstrowały przeciwko tzw. Trumpcare, zostało aresztowanych. Podczas aresztowania reporterzy nie mogli wykonywać zdjęć, ponieważ policja zabroniła im tego, używając chwytliwego hasła - miejsce zbrodni ("crime scene").
Reporterzy z takich redakcji jak "Daily Beast", "Huffington Post", "New York Post" czy "Washington Post" wrzucili na Twittera informacje o naruszeniu ich prawa do relacjonowania wydarzeń:
Według organizacji American Civil Liberties Union (ACLU) policja nie ma prawa do kasowania zdjęć bez nakazu. Nie mogą tego robić w żadnym wypadku, a jeżeli to robią, mogą zostać oskarżeni o naruszenie przepisów.
Według Common Dreams nie ma też prawa, które zabrania mediom relacjonowania z miejsca zbrodni.
Przypomina to trochę sytuację z końca zeszłego roku, kiedy także dziennikarze w Polsce nie mogli relacjonować bieżących wydarzeń w Sejmie, ponieważ marszałek, Marek Kuchciński, zakazał im wstępu do Sejmu do odwołania. Jak widać, silniejszy ma rację i nawet w dojrzalszych demokracjach są problemy ze swobodną pracą mediów. Miejmy jednak nadzieję, że chociaż w Stanach ta sprawa odbije się większych echem.