Panasonic Lumix FZ82 – jak Legoland długi i szeroki [test]
Długo (i szeroko) ostrzyłem sobie zęby na test tego Panasonika. Długo, bo to w końcu aż 1200 (małoobrazkowych) milimetrów ogniskowej na jednym końcu zooma, a szeroko, bo na drugim jest ich zaledwie 20. Innego, tak szerokiego kompaktu, nie ma na rynku. Panasonika FZ82 miał pokonać Nikon DL18-50, ale umarł przed swoim urodzeniem. Aparat wciąż więc jest rekordzistą, a że sezon na kompakty z superzoomami się zbliża - to dobra pora na test.
20 mm – jasne, to pozycja na szczycie. Ale już 1200 mm nie jest żadną rewelacją, bo Canon, Nikon i Sony mogą poszczycić się bardziej wyciągniętymi obiektywami. Oczywiście pamiętam, Panasonic czuje na plecach oddech Canona SX60 z zoomem 21-1350 mm.
Panasonic FZ82 jest następcą Lumixa FZ72, wyposażonego w ten sam obiektyw, ale już z matrycą o ciut niższej rozdzielczości, a przy tym nie BSI-CMOS, a "zwykłym” CMOSem. U poprzednika niższe są też rozdzielczości EVF-u i ekranu, któremu brakuje obsługi dotykiem. Lumixowi FZ72 brakuje też ciągłego autofokusa DFD. Uboższy jest również o elektroniczną migawkę potrafiącą odmierzyć 1/16000 s, a jego mechaniczna "sięga” zaledwie 1/2000 s. To istotny problem przy fotografowaniu obiektów w ruchu najdłuższymi ogniskowymi oraz w sytuacjach, gdy przy silnym świetle zależy nam na korzystaniu z w pełni otwartej przysłony. FZ82 jest bogatszy o filmy 4K i ich panasonikową otoczkę, czyli tryby 4K Photo: serie zdjęć w kilku odmianach oraz funkcję Post Focus. Zamiast zdalnego wyzwalania migawki wężykiem, w FZ82 robimy to za pomocą smartfona łączącego się z aparatem dzięki WiFi. Trzy i pół roku między premierami obu modeli, więc zmian jest naprawdę sporo i to istotnych. Jeśli przyszła wam chęć zakupu schodzącego z rynku poprzednika kosztującego o 500 zł mniej, porzućcie tę myśl.
Uważam, że zestaw cech FZ82 zdecydowanie bardziej kusi. Wyciągnąłem Lumixa z polskiego Panasonica i zabrałem na wycieczkę do duńskiego Legolandu i szeroko pojętych okolic, czyli odwiedzanych po drodze miast. Stąd na zdjęciach testowych zobaczycie też Gniezno, Szczecin, Lubekę, duńskie Ribe oraz zoo-safari w Givskud.
Jak się tym Lumixem fotografowało? Ogólnie to dobrze, ale szczególnie, to tylko tak sobie. Pierwszą rzeczą, która mnie w nim od samego początku niemiło zaskoczyła, był brak automatycznego przełączania wizjer ↔ ekran. Rozumiem, że to aparat z niższej p ółki niż FZ300 czy też FZ2000, ale żeby aż tak obcinać funkcje? Nie wystarczyło, że ekran jest nieruchomy?
Niemniej już jakość obrazu na nim, dotykowa obsługa oraz jakość obrazu w elektronicznym wizjerze, nie dają żadnych podstaw do narzekań.
Drugi denerwujący drobiazg dotyczy klikalnego pokrętła. Od dawna lubię i doceniam to rozwiązanie, pozwalające jednym palcem obsługiwać dwie funkcje. Problemem FZ82 jest nieco zbyt duży opór ruchu tego pokrętła. To w połączeniu z niedużą średnicą i drobnym ząbkowaniem skutkuje koniecznością dość silnego przyciśnięcia, by je obrócić. A stąd już kroczek do nieumyślnego przełączenia obsługiwanej funkcji. W żadnych z dotychczas używanych Lumixów (a trochę ich było) nie spotkałem się z tym problemem.
Trzecia rzecz, która sprawiała mi trochę kłopotów – choć przyznaję, głównie podczas testowania, a nie zwykłego fotografowania – to niska precyzja doboru ogniskowej. Niby obrotowa dźwigienka zooma wokół spustu zapewnia dwie prędkości zmiany ogniskowej, ale to są prędkości średnia i duża, a brakuje małej. W efekcie drobnych korekt trzeba dokonywać króciutkimi muśnięciami. Mało to wygodne.
Na koniec stała bolączka wielu podobnych aparatów: mała odległość gniazda statywu od klapki komory baterii i karty pamięci. Co prawda podczas zdjęć testowych niewiele korzystałem ze statywu, lecz pod aparatem miałem przykręconą płytkę od Capture Pro PeakDesign. Każda wymiana karty czy akumulatora wymagała odkręcenia płytki.
Dobra, koniec narzekań, bo to wszystko, co opisałem, nie stwarzało jakichś istotnych trudności przy fotografowaniu. Po prostu trzeba było opanować pewne myki. Jednak większość obsługi Lumixa FZ82 żadnych myków już nie wymagała. Była to jak zwykle logiczna i komfortowa współpraca aparatu z fotografem. O wysokiej jakości obrazu w wizjerze i na ekranie już wspomniałem. Cieszy – mnie w każdym razie – obsługa niemal wszystkich funkcji palcami prawej dłoni.
Po lewej mamy tylko przycisk włączania flesza, więc lewej dłoni w zasadzie nie wyjmujemy spod obiektywu. Znaczną część przycisków można zdefiniować po swojemu, a nawigatorowi przypisać bezpośrednie sterowanie położeniem pola AF. Oczywiście można to robić też dotykowo na ekranie. Gdy pole mamy oznaczone na ekranie / w wizjerze możemy bardzo szybko i wygodnie – typowo dla Panasoników – zmieniać jego wielkość tylnym pokrętłem. Podręczne menu o zawartości do 10 funkcji możemy skomponować sami i obsługiwać klasycznie lub dotykowo. Gdy doliczymy pięć definiowalnych przycisków ekranowych, orientujemy się, że nie ma na świecie fotografa, któremu brakowałoby szybkiego dostępu do wszystkich potrzebnych trybów. Mam na myśli fotografa, a nie marudę psioczącą na brak przedniego pokrętła sterującego lub pierścienia zooma / ostrości na obiektywie. Wiem, mogą się one przydawać, ale nie żądajmy ich obecności w aparacie przeznaczonym dla amatora.
Gama funkcji Lumixa FZ82 to panasonikowa klasyka. Ogólnie rzecz biorąc, jest ich mnóstwo. Szczególnie zadziwia bogactwo trybów i stylów barw. Trafiamy na nie już w programach tematycznych – czerń-biel, programy "żywnościowy” i "deserowy”. Są też dostępne z pokrętła automatyk, bądź z ekranu dotykowego, filtry, czyli efekty wizualne (sepia, różne wersje czerni-bieli, wysoka dynamika, cross, miniatura….). Wszystkie one mają możliwość regulacji jakiegoś aspektu swego działania. Niestety zawsze tylko jednego, dobranego arbitralnie przez twórców Lumixa. W sepii chętnie widziałbym dobór jej odcienia, ale nie, trafiam na regulację kontrastu. Gdzie indziej przydałoby się podregulować kontrast, lecz możemy tylko zmienić nasycenie kolorów. Dobre choć to, że w popularnej i lubianej Dramatycznej tonacji (po panasonikowemu "Mocny obraz") można dobrać intensywność tego efektu.
Trzecim miejscem doboru barw są style barw (Standard, Żywe barwy, Naturalne etc.), również z opcjami regulacji kontrastu i nasycenia, choć odcienia już nie. Poza trybem monochromatycznym, gdzie możemy też dodać efekty działania filtrów znanych z fotografii czarno-białej. Możliwości jest więc sporo, a warto je poznać i wypraktykować, gdyż z pozoru podobne działania, ale uruchamiane z różnych miejsc, dają nieco inne efekty.
Jeśli nie pomyślimy o tych korektach przed naciśnięciem spustu migawki, to oczywiście pozostaje zabawa RAWem. Możemy to zrobić nawet z poziomu aparatu, choć akurat pod względem zabawy kolorami możliwości są tu ograniczone do kilku trybów barw. Nasycenie i kontrast też da się tu zmienić. W innych aspektach nie jest źle, gdyż możemy aktywować funkcje "inteligentnej” dynamiki i rozdzielczości, popracować nad kształtem krzywej naświetlana, dobrać poziom odszumiania i wyostrzenia obrazu.
O filmach już dwa słowa napisałem, ale trochę rozwinę temat, bo wiadomo, że Panasonic filmowaniem stoi, a Lumixy kupuje się często nawet bardziej pod kątem rejestracji wideo niż zdjęć. Podstawową rozdzielczością jest 4K, konkretnie 3840 × 2160 pikseli. Rejestrować możemy maksymalnie 30 kl./s przy 100 Mb/s w formacie MP4. W Full HD możemy mieć 60 kl./s albo nawet 100 kl./s przeznaczone do późniejszego odtwarzania w zwolnionym tempie.
Do 4K formalnie trzeba korzystać z kart o szybkości zapisu U3, lecz podczas testu nie miałem żadnych problemów przy używaniu U1. Znacznie bardziej przeszkadzało mi ograniczenie maksymalnego kąta widzenia podczas filmowania w 4K. Rzecz wynika oczywiście z wykorzystania dla rejestracji filmu w tej rozdzielczości tylko środkowego 8-megapikselowego obszaru matrycy. Stąd, z rekordowych 20 mm obiektywu, pozostaje zaledwie 28 mm. Mnie jednak bardziej przeszkadzało co innego - nagłe ograniczenie tego kąta widzenia przy starcie filmowania, z trybu fotografowania. Planuje sobie człowiek kadr, ale gdy wciśnie przycisk filmowania, to nie dość, że mu się 4:3 zmienia w 16:9, to jeszcze wskakuje ten crop 20 mm → 28 mm. Dlatego zalecałbym, gdy to możliwe, przed rozpoczęciem rejestracji wideo, przełączyć pokrętło trybów naświetlania na filmowanie. Wymagających więcej od zapisywanego dźwięku muszę zasmucić - brak gniazda mikrofonu i słuchawek.
Poza tym zwróciłbym jeszcze uwagę na zdjęcia seryjne. Aparat niby amatorski, ale możliwości ma spore. Przy 10 kl./s potrafi zarejestrować jednym ciągiem ponad 12 RAW-ów. Problemem jest ich zapis, który trwa i trwa. Żeby skrócić go do mniej niż kilkunastu sekund, zaopatrzmy się w jakąś szybszą kartę pamięci. Ale jeśli możemy poczekać z kolejną długą serią, to i wolniejsza karta wystarczy. FZ82 podczas zapisu zdjęć nie blokuje żadnej ze swoich funkcji. Można dokonywać zmian ustawień aparatu, a w miarę opróżniania bufora robić następne zdjęcia. Zamiast wspomnianych 14 RAW-ów, możemy jedną serią zarejestrować ponad 60 najcięższych JPEG-ów. Co prawda instrukcja obsługi twierdzi, że przy 10 kl./s może być ich tylko 40, a przy 6 kl./s - 80, ale mój egzemplarz Lumixa chyba o tym nie wiedział, bo przy obu prędkościach tchu starczało mu na 65-70 zdjęć – w zależności od szybkości karty pamięci.
Zresztą podczas testu częściej korzystałem z 6 kl./s, gdyż (w odróżnieniu od 10 kl./s) miałem tu pełne Live View, czyli bieżący podgląd kadru pomiędzy kolejnymi ekspozycjami. Dzięki temu łatwiej było fotografować obiekty w ruchu, choćby podczas sprawdzania, jak tam się miewa ciągły autofokus DFD. Wyszło, że miewa się świetnie, ciągłe ostrzenie odbywa się tak sprawnie jak w poprzednich Panasonikach korzystających z tego systemu. W każdym razie podczas fotografowania, ponieważ przy filmowaniu wykazuje wyraźne opóźnienie, gdy szybko zoomujemy. Norma, zresztą nie tylko dla Depth From Defocus. O tym, że pojedynczy autofokus działa szybko i bezbłędnie chyba nie muszę wspominać. Pisząc to zdanie, próbowałem sobie przypomnieć sytuacje, gdy AFS Lumixa FZ82 zawiódł mnie, ale mi się nie udało. Nawet praca przy najdłuższych ogniskowych nie wyróżniała się na minus. Panasonic wykonał tu kawał dobrej roboty.
Skoro już przeszedłem do opisywania działania aparatu - muszę wspomnieć o istotnej sprawie. Egzemplarz Lumixa FZ82, który dostałem do testu, miał wgrany niefinalny firmware. To niestety niechlubna tradycja Panasonika, zresztą nie tylko polskiego. Wyglądało na to, że jakiś czas temu zerwano z nią, ale okazuje się, że nie.
Czy oprogramowanie miało jakiś negatywny wpływ na wyniki testu? W aspektach już opisanych, sądząc po wynikach, raczej nie. Jednak - co będzie dalej? Uprzedzę fakty - już mniej różowo. A istotnym problemem jest trudność w ocenie czy kupując aparat w sklepie, trafimy na te same parametry obrazu, czy może inne? Czy i gdzie nastąpi poprawa, a gdzie spadek jakości? Tak, spadek, bo finalny soft może, choć nie musi, oznaczać nie poprawę w całym zakresie działania, a inne rozłożenie priorytetów i akcentów. Na przykład podwyższenie szczegółowości zdjęć kosztem wzrostu szumów. Albo spadek poziomu szumów kosztem wolniejszego zapisu.
Nie ma co gdybać - opiszę, co wydobyłem z egzemplarza, który miałem w rękach. Dynamika – bez rewelacji, to w końcu matryca 1 / 2,3 cala, ale i tak przyzwoicie. Cudów spodziewać się nie można, trzeba wyczuć, gdzie należy poświęcić światła, gdzie cienie, a gdzie warto popracować nad RAWem. Funkcje wspomagające, czyli iC ("inteligentny kontrast”) i wyłącznie automatyczny HDR niewiele pomagają. Niewiele, ponieważ HDR działa bardzo delikatnie, a iC nieobliczalnie. Podczas testu nie potrafiłem przewidzieć czy w danej sytuacji będzie miał ochotę ratować tylko głębokie cienie, tylko najwyższe światła, czy też jedno i drugie.
A w trudnych oświetleniowo sytuacjach zupełnie nie pomagał matrycowy pomiar światła tego Lumixa. Zresztą w łatwych też nie. Po prostu regularnie wymagał używania korekcji ekspozycji na minus. Nie przesadziłbym zbytnio pisząc, że można by na stałe ustawić -2/3 EV. Na pewno byłoby to rozwiązanie – statystycznie – lepsze niż fotografowanie bez używania korekcji.
Kolory oddawane są raczej delikatnie. Przy domyślnych ustawieniach nie liczmy na zaskoczenie kolorami, nawet jeśli w oryginale są one mocne. Na zdjęciach raz bywają one takie jak trzeba, ale czasem wypadają blado. Dosłownie. Pomaga wówczas skorzystanie z trybu (stylu) żywych kolorów, ale czasem i to za mało. Wówczas można jeszcze dodatkowo podciągnąć nasycenie kolorów albo od razu użyć filtra Ekspresyjnego. To niemal gwarantuje, że kolory będą intensywne. Czasem jednak aż za bardzo, więc dla bezpieczeństwa można w zapasie mieć RAW-a lub skorzystać z opcji zapisu zdjęcia z filtrem i bez niego.