Aparat kompaktowy - a na co to komu?

W dobie cyfryzacji i miniaturyzacji wszystkiego, aparat kompaktowy mieści się nawet w wąskiej kieszeni. Ale czy aktualnie produkowane konstrukcje zaspokajają potrzeby fotografów?

Aparat kompaktowy - a na co to komu?
Michał Massa Mąsior

10.03.2015 | aktual.: 26.07.2022 19:40

Kodak Brownie

Kodak modelem Brownie dał Ameryce, a potem także większej części świata, małe i bardzo uproszczone urządzenie wykonujące zdjęcia. Hasło „ty pstrykasz, my robimy resztę” spowodowało, że zdjęcia przestały być domeną  jedynie profesjonalistów noszących za sobą wielkie drewniane skrzynki i nieporęczne statywy. Podobnie, jak na przełomie XX i XXI wieku digitalizacja wprowadzała wielkie zmiany w fotografii, Kodak modelem Brownie zmieniał świat na samym początku XX w.

The History of the Kodak Brownie

Wraz z wprowadzeniem miniaturyzacji i automatyzacji do sprzętu fotograficznego, w latach siedemdziesiątych popularne stały się małe, automatyczne aparaty fotograficzne. I nie chodzi mi tutaj o wypisywanie historii związanych z rozwojem aparatów kompaktowych, ale o fakt, że profesjonaliści także zakochali się w aparatach o kieszonkowych wymiarach. Co prawda nie od początku małe, poręczne kamery były uznawane w biznesie. Eugene Smith za używanie Leiki, która z późniejszym kompaktem miała tyle wspólnego co Porsche ze Smartem, został wyrzucony z Newsweeka.  Kiedy jednak dotarło do wszystkich, że im mniejsze, tym bardziej kieszonkowe i poręczne, wielu profesjonalistów zaczęło korzystać z kompaktów jako aparatów „na wszelki wypadek”. Dowodem tego było mnóstwo absolutnie fantastycznych konstrukcji takich jak Nikon 35-Ti, Contax t3, Leica CM czy Ricoh GR. Nie mogły to być sprzęty tzw. pierwszej potrzeby, bo z racji swoich uproszczeń i braku wymiennej optyki nie równały się komfortem pracy i jakością obrazu z lustrzankami małoobrazkowymi czy średnimi i wielkimi formatami różnych konstrukcji. Ich kieszonkowość jednak powodowała, że można było mieć aparat zawsze ze sobą.

Czym był kompakt dla fotografa kiedyś?

W dobie fotografii analogowej lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych aparat kompaktowy utrzymywał format 35mm, czyli format klatki 24x36mm. Zatem jego miniaturyzacja ograniczona była do pewnego nieprzekraczalnego rozmiaru. Owszem, były próby zmniejszania materiału światłoczułego, można było obserwować różne rozwiązania. Np. aparat Minox, produkowany wcześniej do zadań wywiadowczych, trafił nawet do ogólnej sprzedaży.  W drugiej połowie lat 90. po raz pierwszy próbowano wprowadzić format APS jako rozwinięcie i uproszczenie fotografii amatorskiej. Fotograf i wtedy i dzisiaj potrzebował jednak rozdzielczości. Z tego powodu skupiam się jednak na klasycznym formacie. Profesjonaliści wybierali najprostsze rozwiązania kompaktowe. Wyzbywali się zbyt zaawansowanej automatyki, silniczków zoomujących i wszelkich tzw. „wodotrysków” stosowanych, by ułatwić życie amatorom. Aparat miał być mały i wygodny. Im więcej możliwości manualnych ustawień, tym lepiej. To pozwalało zawsze zrobić zdjęcie. W Polsce w latach 90. najpopularniejszym sprzętem „na wszelki wypadek” był Olympus Mju i Mju II. Ten drugi cechował się obiektywem 35mm o jasności f/1:2.8 oraz możliwością punktowego pomiaru światła. Całość wyglądała wręcz prostacko, ale efekt zdjęciowy był na bardzo wysokim poziomie.

MINOX - The Legend Lives On!

Czym dla profesjonalisty jest kompakt dzisiaj?

Cyfrowe aparaty kompaktowe do niedawna wyposażane były jedynie w sensory o bardzo małych rozmiarach. Niby miniaturyzacja to postęp, ale w nowoczesnej fotografii dalej nie umiemy oszukać analogowej części, jaką jest szkło. To ono przekazuje na cyfrowy nośnik odwzorowanie obrazu. Im mniejszy mamy sensor, tym trudniej jest wyprodukować obiektyw wysokiej jakości. Nie jestem znawcą w sprawach technologicznych, jednak pewnym jest, że mały obiektyw nie da takiej jakości obrazu, jak duże, wysokiej jakości szkło. Stąd, aparat kompaktowy o małych wymiarach matryc będzie przez większość profesjonalistów odrzucany. Od kilku lat jednak mamy do czynienia ze zwiększaniem matryc w kompaktach. Nowy Ricoh GR czy Nikon Coolpix A są stosunkowo niewielkimi konstrukcjami wyposażonymi w sensory formatu APS. Sony, jako jedyny producent do tej pory, zdecydowało się na upakowanie dużej matrycy do kompaktu. Wyszło im to świetnie, choć trzeba przyznać, że RX1 gabarytowo w pełni kompaktowy nie jest. Cel producentów jest moim zdaniem dobry, ale trudno określić, kiedy zaczną między sobą konkurować o profesjonalnego klienta. Drodzy producenci, kiedy już pomyślicie o nas, nie zapomnijcie proszę o wizjerze!

Obraz
© ©Michał Massa Mąsior

Amatorowi kompakt zaczyna być do niczego

Bo amator powoli przesiada się na smartfony. Czy zawsze będę wracał do pytania o najlepszy aparat fotograficzny? Tak, bo nic nie zastąpi kamery, którą mamy ze sobą. Telefony nie są może stworzone do fotografowania, bo ich poręczność fotograficzna równa jest ergonomii skrzyni biegów w Jelczu, ale mamy je zawsze pod ręką. Stąd amator powoli porzuca aparaty kompaktowe na rzecz smartfonów, które jednak z każdym modelem wyposażane są w coraz lepsze przetworniki obrazu, ich procesory mają tak wysokie możliwości obliczeniowe, że bezpośrednio po zrobieniu zdjęcia możemy je poddać szybkiej obróbce i wstawić do właściwego portalu społecznościowego. Wygląda na to, że amator nie potrzebuje więcej. Zatem na co mu kompakt? Jakość obrazu zwykle nie przewyższa wiele tej dostępnej z iPhone’a, Samsunga Galaxy czy innego Sony Xperia, a nosić trzeba.

Przyznam szczerze, że nawet walor estetyczny tzw. zaawansowanych kompaktów z dużym zoomem nie przemawia za ich zakupem.  Oczywiście to moja subiektywna opinia, ale kiedy widzę dużego faceta z kompaktem wyposażonym w superzoom stojącego jak słup w jednym miejscu, zamiast podejść, ruszyć tyłek i poszukać kadru, to staram się poszukać wzrokiem piękniejszej płci, albo skupiam się na atrakcyjnych elementach architektury. To działa terapeutycznie.

A profesjonaliści i smartfony?

Jasnym jest, że publikowano już nawet okładki ze zdjęciami wykonanymi telefonem. Bo co zrobić, kiedy wiesz że to ten moment, a masz przy sobie tylko telefon? Zdarzają się też tacy, którzy z premedytacją przesiedli się na urządzenia smart. Dla mnie w fotografowaniu kłopotliwa jest dotykowa obsługa iphone’a podczas fotografowania. Używam go raczej w formie notatnika fotograficznego, czy też narzędzia do szybkiej publikacji. Ale kto wie? Może i to się zmieni kiedyś?

Pro Photographer, Cheap Camera Challenge (#2 Hermann Lee)

Czy z kompaktami jest tak zupełnie źle?

Dostrzegam kilka ciekawych rozwiązań kompaktowych. Np. od kilku lat większość firm produkuje uszczelnione konstrukcje, wstrząsoodporne, z którymi można uprawiać sporty ekstremalne. To świetny pomysł, ale chętnie widziałbym takie rozwiązanie także wyposażone w dużą matrycę. Oczywiście mogę sobie kupić obudowę podwodną do bezlusterkowca albo do mojej lustrzanki. Ale kiedy nie jestem nurkiem, czy nie wystarczy mi np. Pentax  WG 3 czy Olympus Tough w wersji Full Frame, albo choćby APS-C?

Obraz
© ©Michał Massa Mąsior

Co dalej z kompaktami?

Producenci już chyba wyczuli trend. Pojawia się coraz więcej selfie sticków dedykowanych do konkretnych smartfonów. Oprócz tego „kompakciarze" powoli przenoszą się na action camy. Nietrudno już spotkać turystę z GoPro przypiętym do klatki piersiowej albo przymocowanym do głowy. Widziałem już też takich, którzy mieli po dwie sztuki na sobie. My fotografowie powoli wyrabiamy producentom trzeci trend - kompakty z dużym sensorem obrazu. I o takich chętnie będę czytał w nowościach. Niby ich istnienie odrobinę kłóci się z ideą małych bezlusterkowców, ale myślę, że jest taka potrzeba, żeby w kieszeni prawej był telefon, a w lewej wysokiej klasy aparat o małych gabarytach, dużej matrycy, niezłym szkle i WIZJERZE! Być może w przyszłości uda się te dwa urządzenia połączyć w jedno, ale póki co nie oszukujmy się - to wykracza nawet poza wyobrażenie o prawdziwych transformersach.

street performer in new orlens transformer

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)