Asus ZenBook Pro UX501 - jak sprawdził się w pracy fotografa?
Jak mogliście zobaczyć w ostatnich wideoporadnikach, od jakiegoś czasu korzystam z komputera ASUS, a konkretnie z ZenBooka PRO. Dziś podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat tego sprzętu.
13.10.2015 | aktual.: 26.07.2022 19:29
Znacie mnie nie od dziś i wiecie, że na co dzień używam sprzętu Apple. Wchodząc w ten ekosystem, ciężko z niego wyjść, poza tym naprawdę cenię sobie ten sprzęt. Nie wgłębiając się w szczegóły, niedawno otrzymałem od naszego fotoblogiowego partnera komputer, który testowałem w codziennej pracy.
ZenBook PRO, który do mnie trafił ma naprawdę wykręcone parametry - procesor i7 2,6 GHz z boostem do 3,6 GHz, 16GB pamięci RAM, dysk SSD 512 GB z zapisem/odczytem do 1400 Mbps, kartę graficzną 2GB, a także 15,6 calowy, matowy ekran UHD pokrywający 100% sRGB.
Muszę przyznać, że nigdy nie byłem wielkim fanem komputerów. Sprzęt miał po prostu działać, a moja ingerencja w ustawienia ograniczać się do minimum. Czytając jednak specyfikację, trzeba przyznać, że robi wrażenie. Na komputery z Windowsem „obraziłem się” po przygodzie z przeciętnym HP, który po odpaleniu Photoshopa grzał się niemiłosiernie, a w połowie pracy lubił się po prostu wyłączyć. Wtedy zapadła decyzja o zmianie sprzętu na Apple. Od tamtego czasu kontakt z Windowsem był sporadyczny.
Po otrzymaniu ZenBooka postanowiłem na jakiś czas przesiąść się na ASUSa - nie tylko na potrzeby nagrywania wideoporadników, ale również w codziennej pracy. Muszę przyznać, że początek pracy z nowym sprzętem nie był różowy - okna zamykają się z innej strony, nie ma docka, nie ma moich touchpadowych gestów - było ciężko.
Na szczęście bez żadnego problemu pobrałem aplikacje, bez których nie mógłbym się obejść - czyli przede wszystkim Lightrooma, Photoshopa i Capture One. Mimo że wiele osób narzeka na dystrybucję Creative Cloud, to w moim przypadku sprawdziło się świetnie - nie ma znaczenia czy pracuję na Windowsie czy Maku - wszystko działa jak trzeba. Doskonale pamiętam jak spędziłem pół godziny na infolinii Adobe dowiadując się jak przepisać licencję z Windowsa na Maka. Obecnie problem nie istnieje.
Podczas testów ZenBooka robiłem jedno zlecenie fotografii wnętrz dla dużej sieci restauracji. Moja praca wygląda tak, że wieczorem robimy pierwszą część sesji, która ma pokazać wnętrze po zmroku. Natomiast jeszcze przed otwarciem pracujemy nad zdjęciami, pokazującymi tą samą przestrzeń za dnia. Czasem bywa tak, że zdjęcia nocne powstają o 4 nad ranem, a dzienne zaraz po wschodzie słońca. Dużo zależy od konkretnego zlecenia. Co najważniejsze - często zdarza się, że pracujemy tuż przed oficjalnym otwarciem restauracji, a zaraz po ostatnich porannych zdjęciach muszę usiąść do komputera, wybrać odpowiednie ujęcia i obrobić je jeszcze na miejscu.
Do tej pory obrabiałem je na 13” MacBooku Pro Retina, i5 2,4 GHz, 8GB RAM i 128 GB dyskiem SSD. Po sesji zdjęcia jednak trafiały na dysk HDD USB 3.0, który już tak szybki jak SSD nie jest. To, co mnie drażniło, ale byłem do tego przyzwyczajony - to 13” błyszcząca matryca. O ile po oprofilowaniu kolory są ok, o tyle liczne punkty świetlne w restauracji odbijają się w ekranie. Radziłem sobie z tym używając czarnej walizki Broncolora, w której na co dzień wożę generator i głowicę, ale świetnie sprawdza się jako kaptur dla mojego komputera.
Na ostatnią sesję w Warszawie wziąłem ze sobą właśnie ZenBooka Pro i mimo mojego braku przekonania do Windowsa, praca na nim była naprawdę komfortowa. Przede wszystkim matowy ekran, który świetnie radzi sobie z odbiciami, a na dodatek jest większy i ma większą rozdzielczość, zapewniły bardziej komfortową pracę. Torba Broncolora tym razem została w bagażniku. Do tego, zdjęcia zgrywałem bezpośrednio na dysk SSD, który jest nieporównywalnie szybszy od HDD. Kolejny plus - znacznie szybsze łączenie zdjęć do HDR w Lightroomie. O ile komputery oparte o OS X działają szybciej, o tyle podczas zaawansowanych edycji, parametry ZenBooka Pro pokazały pazur. Niestety zdjęcia nie zostały jeszcze nigdzie opublikowane, więc również ja nie mogę do końca pokazać jak wyglądała praca podczas sesji.
Na co dzień obrabiam moje zdjęcia na 27” monitorze, do którego dołączony jest 23” ekran pomocniczy i praca z takim zestawem jest naprawdę komfortowa. Niestety mając tylko laptopa, obróbka czegokolwiek na 13” już tak wygodna nie jest. Oczywiście - są MacBooki 15”, natomiast w mojej pracy miałem jedynie porównanie do mojego 13”. Na uwagę zasługuje ekran 15,6” który jest matowy, ale także obsługuje 100% przestrzeni sRGB. Porównując to do prawdziwych monitorów o krytycznym znaczeniu barwy, dane nie powalają, ale jak na ekran laptopa - ciężko o coś lepszego. Dodatkowo, rozdzielczość UHD pozwala na zmniejszenie interfejsu tak, aby zajmował jedynie niewielką część ekranu.
W pracy redakcyjnej również się przydał. Jeszcze do niedawna pracowaliśmy głównie zdalnie, najczęściej pracowałem na komputerze stacjonarnym. W ostatnim czasie gros pracy wykonujemy w naszym biurze w centrum Wrocławia. Tu znowu 15” kontra 13” daje się we znaki - oczywiście komputer jest większy i trochę cięższy, ale przeniesienie go z samochodu do biura nie jest specjalnie wyczerpujące, a komfort jest znacznie większy. Tu oczywiście trzeba myśleć o priorytetach - niektórzy będą potrzebowali bardziej, inni mniej mobilnego komputera. Tak czy inaczej, decydując się na pojedynczą jednostkę, 15” wydaje się lepszym pomysłem.
ZenBooka wziąłem ze sobą również na warsztaty fotograficzne, które miałem okazję prowadzić w ostatnich dniach. O ile w przypadku puszczania prezentacji sprawdziłby się 10 letni komputer, o tyle w momencie gdy usiedliśmy do obróbki zdjęć, które przynieśliśmy z pleneru, szybkość komputera ma duże znaczenie. Używałem m.in rozmycia powierzchniowego, czy łączenia zdjęć w panoramy i HDR’y, co skutecznie obciąża procesor i RAM. Po warsztatach zrobiłem prosty eksperyment - ile zajmie mojemu MacBookowi i ZenBookowi nałożenie rozmycia powierzchniowego na zdjecie 50 Mpx o wartości promienia 20 i progu 40. ZenBook wyrobił się w 1 minutę 32 sekundy, natomiast MacBook w 3 minuty 56 sekund. Oczywiście porównanie nie jest do końca uczciwe - w końcu ZenBook ma znacznie mocniejsze parametry, ale dobrze pokazuje różnice w mocy obliczeniowej. Dzięki temu na warsztatach nie musieliśmy przez 4 minuty śledzić paska postępu.
Jak w ogólnym rozrachunku sprawdził się ZenBook PRO? Nadspodziewanie dobrze, mimo że do komputera z Windowsem podchodziłem jak do jeża. Jak się okazało Windows już nie gryzie, szczególnie po aktualizacji do wersji 10, którą zrobiłem dopiero w ostatnich dniach testu. Co mnie drażniło? Przypominajki o aktualizacjach, komunikaty antywirusa i okienka z pytaniem czy na pewno chcę otworzyć ten plik itd, a także brak gestów w touchpadzie. Mimo że pewnie nie przesiądę się w najbliższym czasie z powrotem na Windowsa, to jednak ZenBook pokazał, że praca bez nadgryzionego jabłka wcale nie jest gorsza.