Bart Pogoda opowiada, czemu nie jest blogerem, tylko "One Man Show" [wywiad]
Prekursor fotoblogowania w Polsce opowiada, dlaczego częściej kręci filmy, niż robi zdjęcia, jaki aparat ma zawsze przy sobie i czemu na świecie nie ma już miejsc "miłych" do fotografowania.
Podróżnik, fotograf, bloger… Czy któraś z tych pasji jest Ci bardziej bliska? Czy też traktujesz je nierozłącznie?
Pasje są nierozłącznie związane z życiem zawodowym i prywatnym; przenikają się nawzajem.
Podróżnik - chyba już nie bardziej niż większość ludzi. Kiedyś rzeczywiście pół roku byłem poza domem, z reguły w tańszych do przeżycia miejscach niż Warszawa (Azja, Indie, Ameryka Łacińska). Czasy i sytuacje życiowe zmieniają się i teraz oczywiście, że często jestem w drodze, dużo latam, ale na krócej i częściej do pracy, wykonując zlecenia reklamowe.
Fotograf? I filmowiec, i montażysta, i kolorysta - trochę "one man show". (śmiech) Trzeba się dostosować do sytuacji.
Bloger? Nie wiem - no tak, publikuję na moim blogu - ale nie nazwałbym się już blogerem - ot, wordpress zamontowany na stronie www, który służy jako narzędzie.
Kiedy zdałeś sobie sprawę, że fotografia to jest to, czym chcesz się zajmować?
W 2001 lub 2002. Prawdopodobnie podczas pierwszej długiej jednorocznej podróży lądem z Rio do NYC. Oczywiście było chyba troszkę łatwiej, fotografia cyfrowa dopiero startowała. Po pracy na zmywaku w Kolorado kupiłem pierwszą swoją lustrzankę (Canon 60d). Od lata 2002 zacząłem chodzić po redakcjach warszawskich magazynów, agencji, tygodników. Kombinacja bezpośredni email wzięty ze stopki oraz wbitka z ulicy. Zaskoczyło "Zwierciadło". „Newsweek” zrobił wywiad, pojawiły się propozycje pracy "za darmo" ( śmiech) - nie było tak źle. Oczywiście prowadziłem i rozwijałem dalej bloga. Dużo się uczyłem.
Pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie?
Świadomie czy nieświadomie zrobione? Jak byłem mały pewnie zrobiłem Smeną ojca jakieś fotki. Ale świadomie w 1994 roku prawdopodobnie Prakticą podczas wycieczki do lasu. Pierwszy czarno-biały film Kodak Academy. A świadomy materiał? Zastała mnie powódź 07.07.97 w Kłodzku. Robiłem taki "aftermath" jak już woda zeszła. Nie wiem gdzie te zdjęcia teraz są.
Wykonujemy coraz więcej fotografii, kupujemy coraz lepsze aparaty. Świat też stał się mniejszy i możemy pojechać prawie wszędzie. A jednak ta magia fotografii zanika. Czy zgodzisz się ze mną?
Nie wiem o jakiej magii mówisz - co chwilę widzimy coś magicznego i niesamowitego w sieci - fotografia ewoluuje - pojawiają się nowe techniki, obrazek ruchomy ma coraz większe znaczenie. Może kiedyś dawno temu "jarałem się" czarno-białymi odbitkami, klasykami w stylu Cartier-Bressona czy Magnum.
Pomimo nowszych i lepszych aparatów zawodowi fotografowie wracają z powrotem do kliszy. Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?
Hm... ja myślę, że nie wracają. Oczywiście wielki format ma sens. Ma sens jechanie w step mongolski bez cyfry, tylko z Mamiya 7 i workiem filmów. Bez prądu. Bez kompa. Z notatnikiem. Analogowo. To jest magiczne, bo nie tracisz czasu na gorączkowe poszukiwanie prądu, żeby podładować i zrzucić zdjęcia. Z drugiej strony te nowoczesne lustrzanki, plus oprogramowanie zamienia doskonałe cyfrowe pliki w analogowe klimatyczne zdjęcia. I to jest fakt. Wykonując fotografie na kliszy i tak wcześniej, czy później zamieniasz ją na fotografię cyfrową i wykorzystujesz te same programy, aby te zdjęcia obrobić. Aparaty to tylko narzędzia - ważny jest efekt.
Amerykański fotograf Minor White powiedział kiedyś, że "rutynowo fotografuje w myśli wszystko, co widzi". Czy Ty również tak masz?
WSZYSTKO? Oh nie, w życiu! (śmiech) Ale sporo i na co dzień zawsze mam aparat pod ręką - z reguły ten w iPhonie albo Canona 5D Mark III z 50 mm f/1.2.
Ludzie podczas podróży za bardzo skupiają się na fotografowaniu, a za mało na przeżywaniu. Czasami zamiast po prostu usiąść i rozkoszować się widokiem, zatracają się w fotografii. A jak Ty sobie z tym radzisz? Opracowałeś jakiś "złoty środek"?
Nie mam złotego środka - albo inaczej - nie skupiam się za bardzo na procesie robienia zdjęć. Lubię chodzić, oglądać, siedzieć i pić kawę obserwując okolice. Łazić po lesie i rozmawiać ze swoją żoną, rzucać piłkę psu i robić 15-20 km dziennie w fajnych miejscówkach, nie myśląc zupełnie o fotografii, jednocześnie wykonując całą masę zdjęć. Ograniczam się świadomie wtedy mając jeden aparat, jedno szkło, parę baterii i kart CF. Nigdy nie jest mi ciężko, nie muszę przejmować się torbą pełną wielkich obiektywów, lamp błyskowych etc. Rozkoszuję się miejscem i zdjęcia robią się poniekąd same. Zazwyczaj pracuję bardzo szybko, podobnie też w prywatnej fotografii - szybko kadruję, łapię moment i idę dalej.
Czy są sytuacje, w których nie wyciągnąłbyś aparatu?
Może inaczej - czy są sytuacje w których aparat bym schował? (śmiech) Sporo. W takich sytuacjach gdy ewidentnie przeszkadzam drugiemu człowiekowi - wyrosłem z robienia zdjęć na "chama" – tzn. nie jestem już prawdziwym street photographerem. (śmiech)
Zawsze masz przy sobie aparat?
Lustrzankę albo telefon mam zawsze - i jestem bardzo zadowolony z aparatu w iPhone 5 i wyżej - naprawdę daje radę.
Uczęszczałeś do ITF – Instytutu Twórczej Fotografii w Opavie. Czy polecasz młodym adeptom fotografii szkoły o profilach fotograficznych, a może lepiej po prostu wziąć aparat w dłoń i próbować… aż do skutku?
I to, i to. Warto spróbować szkoły - jeżeli nie wyjdzie to nie wyjdzie. Aż do skutku.
Objechałeś kawał świata. Czy są miejsca szczególnie "miłe" fotografom? A których miejsc fotograf powinien się wystrzegać?
Nie wiem - aparat albo zęby można stracić i w Polsce, i w Indiach, i na Islandii. Nie ma już miejsc "miłych" - wszyscy wszędzie robią zdjęcia - każdy turysta ma aparat, który nie różni się właściwie od sprzętu profesjonalisty.
Z powodu dużej konkurencji oraz zmian fotografowie muszą być bardziej "elastyczni" i otwarci na nowe formy przekazu. Ty również oprócz fotografii tworzysz videocasty i nagrywasz filmy. Jak odnajdujesz się w tej nowej dziedzinie?
Trochę przypadkowo się stało, że straciłem sprzęt Nikona (włam z kradzieżą). Było trzeba kupić nowy aparat, więc poszedłem w kierunku Canona (drugi raz zmieniłem system). Canon 5D Mark III nagrywa świetne filmy, a teraz dzięki Magic Lanter możesz robić filmy w formacie RAW. Krok po kroku zacząłem robić coraz więcej filmów - pojawiły się propozycje, abym stworzył filmy typu "making of", czyli jak się robi reklamę czy film. Spodobało się. Potem krok po kroku robiłem coraz lepsze filmy, teledyski, małe reklamy.
Czy filmowanie jest z Twojej strony odpowiedzią na potrzeby rynku, a może fotografowanie już nieco Cię znużyło?
Spoglądając na ostatnie 2 lata - 40% prac fotografia, reszta film. Takie jest zapotrzebowanie na rynku.
Czy inaczej patrzy się na świat przez pryzmat operatora kamery, niż jako fotograf?
Nie jestem tylko operatorem. Z reguły zatrudniają mnie jako twórcę filmu od początku do końca - czyli sporządzam scenopis, "treatment", pracuje jako reżyser i operator równocześnie. Bardzo często pracuję sam, rzadziej z asystentem. Z reguły na małych kamerach (Canon 5D MK III, Canon C300 czy Red). Potem montuję, znajduję muzykę oraz koloruję film. Są to małe produkcje - w większości do internetu.
Co robiłbyś w życiu, gdybyś nie zajmował się fotografią? Zastanawiałeś się nad tym kiedyś?
Byłem też przewodnikiem wycieczek zagranicznych. Pracowałem w agencji reklamowej. A teraz zajmuję się filmem.
Dziękuję za rozmowę.
Zaproszenie do znajomych
© Bart Pogoda "Zaproszenie do znajomych". Film dla PCK.
Więcej zdjęć Barta na jego oficjalnej stronie bartpogoda.com oraz na blogu bartpogoda.net
Filmy Barta do zobaczenia na Vimeo: bartpogoda