Canon 2000D to maluch, którego da się lubić [test]
29.06.2018 12:51, aktual.: 29.06.2018 14:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Canon EOS 2000D to mała lustrzanka dla początkujących fotografów. Firma określa ten model jako łatwy i intuicyjny w obsłudze. Trudno się z tym nie zgodzić. Przetestowałam najnowszą czterocyfrówkę Canona.
Pod koniec lutego 2018 miała miejsce premiera dwóch lustrzanek Canona dla początkujących fotografów. Jedna z nich - Canon EOS 2000D trafiła w moje ręce.
Pierwsze wrażenie jakie robi ta mała lustrzanka zaraz po wyjęciu z pudełka nie jest najlepsze. Plastikowy, lekki korpus bardziej przypomina zabawkę niż pełnoprawny cyfrowy aparat. Tę lekkość i poręczność doceniłam dopiero później, kiedy wyszłam z nim na spacer i nie czułam go na szyi. To miła odmiana, kiedy na co dzień pracuje się z ciężkimi "cegłówkami".
Canon EOS 2000D jest bezpośrednim następcą Canona EOS 1300D. Na pierwszy rzut oka nie różnią się zbyt wiele. Przyciski i pokrętła znajdują się w tym samym miejscu. Jedyne różnice pojawiają się na górnej ścianie i są subtelne. Znajdziemy tu pokrętło wyboru trybów fotografowania, które w 2000D jest szare, a w 1300D klasycznie czarne. Poza tym, znalazło się też miejsce na przycisk spustu migawki, pokrętło sterujące, przycisk otwierający lampę błyskową i przełącznik do włączania i wyłączania aparatu - wszystko w takim samym ułożeniu jak w 1300D.
To, na co warto zwrócić uwagę, kiedy jesteśmy przy górnej ścianie, to brak jednego pinu w gorącej stopce. Powoduje to, że aparat nie wyzwoli, nawet manualnie, innej lampy, niż te z mocowaniem do Canona. Nie muszą być to co prawda lampy marki Canon, ale ich stopka musi być właśnie do Canonów dedykowana. Aby się upewnić podłączyłam lampę Quadralite Strobos 60 - działa.
Na tylnej ścianie, w porównaniu do 1300D nie zmieniło się nic. Znajdziemy tu ten sam, trzycalowy wyświetlacz, wybierak kierunkowy, który w połączeniu z górnym pokrętłem odpowiedzialny jest też za zmiany podstawowych nastaw, przyciski do przeglądania zdjęć, włączania menu, life view oraz diodę wifi i wskazującą na to, że aparat jest zajęty. Rozkład przycisków jest bardzo prosty i intuicyjny, a ich wykonanie nie najgorsze, choć klikają się dość głośno.
Z boku aparatu, pod gumową klapką o wątpliwej żywotności, znajdziemy trzy porty: mini HDMI, mini USB oraz wyjście na wężyk spustowy.
Istotna różnica pojawia się, kiedy porównamy matryce tych dwóch aparatów. 2000D wyposażono w sensor APS-C CMOS o rozdzielczości 24.1 megapiksela, a w starszym modelu mieliśmy do czynienia z matrycą 18-megapikselową. Nie zmienił się procesor - w dalszym ciągu jest to DIGIC 4+. Jeśli chodzi o różnice pomiędzy tymi aparatami to by było na tyle.
W praktyce 2000D sprawdza się dobrze. Podczas normalnego, codziennego użytkowania działa szybko i płynnie. To, co mi najbardziej przeszkadza, to mała liczba pól autofokusa. Jest ich 9, z czego tylko środkowy jest krzyżowy. Dla kompletnego laika może wystarczy, jednak ja czułam się mocno ograniczona podczas budowania kompozycji. Autofokus działa dobrze, jest celny i szybki. W tej kwestii nie mam zastrzeżeń.
Ostrzenie przy włączonym trybie life view pozostawia za to wiele do życzenia. Jak w innych lustrzankach tej klasy nie działa to dobrze - autofokus się gubi, ostrzy długo i niedokładnie, zwłaszcza przy słabszym oświetleniu.
Niezmiennie od 10 lat, aparaty z czterocyfrowej serii Canona pozwalają na fotografowanie z prędkością 3 kl./s. Tak samo jest w 2000D, Najwyraźniej firma uznała, że początkujący użytkownik nie potrzebuje więcej.
Akumulator o pojemności 860 mAh według producenta pozwala na wykonanie 500 zdęć. Choć nie sprawdzałam tego dokładnie, faktycznie jedno naładowanie wystarczy na długo. Podczas kilkugodzinnego spaceru nie spadła nawet jedna kreska baterii.
Aparat pozwala na nagrywanie filmów w jakości Full HD (1920x1080) w 25 i 24 kl./s lub 60 kl./s w rozdzielczości 1280x720 pikseli.
2000D oferuje nam 9 trybów automatycznych: inteligentna scena auto, bez lampy, twórcze auto oraz 6 scenicznych. Każdy z nich oferuje dodatkowe ustawienia, dopasowane do danego trybu, jak na przykład balans bieli, temperatura barwowa czy zdjęcia seryjne. Są one wyświetlane na ekranie po wybraniu odpowiedniego trybu, a dostęp dno nich jest szybki i intuicyjny.
Poza nimi, standardowo możemy wybrać tryby półautomatyczne lub manualny. Tu ustawienia możemy wygodnie zmieniać za pomocą pokrętła i przycisków na tylnej ścianie, lub po prostu wchodząc w szybkie menu.
Dodatkowo, możemy wybierać spośród 7 stylów obrazu: automatyczny, standard, portrety, krajobrazy, neutralny, dokładny, monochromatyczny oraz trzy programowalne style użytkownika, w których mamy wpływ na ostrość, kontrast, nasycenie oraz tonację. Dzięki temu, nawet pracując w trybie automatycznym mamy wpływ na ostateczny efekt.
Model 2000D pracuje w zakresie ISO 100-6400 oraz Hi. Oczywiście na wyższych czułościach -od ISO 1600 - szumy są zauważalne, ale jak na aparat tej klasy, uważam że ich poziom jest całkiem niezły.
Aparat wyposażony jest w moduł Wi-Fi i NFC dzięki którym można łączyć się ze smartfonem lub komputerem, albo drukować zdjęcia bezpośrednio z aparatu. Aby połączyć się ze smartfonem należy zainstalować aplikację Camera Connect, która dostępna jest na Androida i iOS. Pozwala ona na przesyłanie zdjęć oraz bezprzewodowe sterowanie aparatem. Żeby wydrukować zdjęcia z drukarek Canona nie potrzeba nam żadnego dodatkowego oprogramowania.
Szkoda, tylko, że producent nie wyposażył aparatu w dotykowy wyświetlacz, który trafił by w gusta tych osób, które chcą przenieść się z fotografii smartfonowej. Chociaż z drugiej strony obsługa aparatu jest na tyle prosta, że dodanie dotykowego wyświetlacza mogłoby tylko niepotrzebnie podnieść jego cenę, nie wpływając znacząco na funkcjonalność.
Nie spodziewałam się tego, ale Canon 2000D pozostawił po sobie dobre wrażenie. Jego obsługa jest łatwa i przyjemna, do tego aparat jest mały i lekki. Jakość zdjęć nie zaskakuje, ale chyba nie musi. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że aparat jest kierowany do początkujących fotografów, myślę, że spełni on ich oczekiwania. Ma działać i robić zdjęcia - działa sprawnie, a zdjęcia powstają. Myślę, że jest to aparat, który pozwoli rozwinąć skrzydła nie jednemu fotograficznemu żółtodziobowi.
Jego niezbyt wygórowana cena - około 1700 zł - utwierdza mnie w przekonaniu, że znajdzie on swoich zwolenników. Może się on również sprawdzić, jako aparat do zadań specjalnych, kiedy nie chcemy zniszczyć lepszego korpusu w trudnych warunkach, lub na przykład jako aparat do foto budki.