Canon G1X Mark II - aparat pełen sprzeczności [test]
Pierwszy Canon G1X był zaskoczeniem. Wiele osób mówiło wówczas, że tym modelem zakończono serię G (bez X). Tak się jednak nie stało: Canon kontynuuje obydwie serie aparatów. Jak w naszym teście wypadła druga odsłona G1X?
06.06.2014 | aktual.: 10.01.2015 22:29
Muszę przyznać, że to dość dziwny aparat, dla którego trudno znaleźć konkurenta, głównie ze względu na wielkość zastosowanej matrycy. W G1X plasuje się ona między Mikro 4/3 a APS-C, więc konkurencji możemy upatrywać zarówno w kompaktach z dużą matrycą, jak i w większości bezlusterkowców.
Budowa i wykonanie
Canon G1X mark II jest zrobiony z bardzo solidnego stopu magnezowego, a obiektyw wykończono aluminium. W chwycie pomaga dość głęboki, odkręcany grip pokryty gumą i gumowane miejsce na kciuk. Jak na kompakt trzyma się go bardzo dobrze. W porównaniu z poprzednim modelem znacząco zmieniono wygląd. Aparat jest prostszy i z wyglądu nie przypomina już urządzeń z serii G.
Nowy G1X waży 558 gramów wraz z kartą i baterią, więc z pewnością nie jest to waga piórkowa, nawet w porównaniu z aparatami z wymienną optyką. Wątpię natomiast, żeby producentowi zależało na mocnym odchudzeniu sprzętu. G1X mark II to solidna, dobrze wykonana konstrukcja.
Tylną ścianę w większości zajmuje 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1,04 mln punktów. Ekran jest odchylany w dół lub do góry z możliwością wykonania selfie. Wyświetlacze Canona niemal zawsze robią na mnie dobre wrażenie i nie inaczej jest w tym wypadku: wyświetlacz dobrze odwzorowuje barwy, obraz jest ostry, odpowiednio jasny. Aparat można obsługiwać dotykowo, co działa również bardzo dobrze.
G1X mark II jest pozbawiony jakiegokolwiek wizjera. Poprzez obniżenie całego korpusu zabrakło miejsca na rozwiązanie cyfrowe lub lunetkowe, co w moim przekonaniu nie jest zbyt dobrym pomysłem. Aparat kierowany jest raczej do bardziej świadomych użytkowników, którzy z pewnością doceniliby wbudowany wizjer. Jeśli jednak się uprzemy, za 1000 zł możemy dokupić cyfrowy wizjer zapinany na gorącej stopce. Test przeprowadzałem właśnie z nim i nie mam do niego większych zastrzeżeń. Wyposażony w ekran o rozdzielczości 2,36 mln punktów daje szczegółowy obraz, choć wielkością ustępuje czołówce bezlusterkowców. Jego minusem jest dość delikatna konstrukcja, a aparat po jego założeniu do najpiękniejszych z pewnością nie należy.
Obok wyświetlacza znajduje się zestaw standardowych przycisków wraz z kołem nastaw, które pełni jednocześnie funkcję nawigatora. Jest również przycisk funkcyjny i połączenia bezprzewodowego. Wszystkie elementy działają prawidłowo, ale przycisk funkcyjny umieszczono zbyt głęboko, a brak odpowiedniego skoku nie ułatwia korzystania z niego.
Na górnej ścianie jest niewielkie, ale wygodne koło nastaw, włącznik aparatu, spust migawki opleciony przełącznikiem zoomu i przycisk podglądu. Przełącznik podnoszenia lampy błyskowej ulokowano na lewej ścianie, zaraz pod mocowaniem paska, co niestety nie ułatwia jego obsługi. Na prawej ścianie, pod zaślepką, znajduje się gniazdo wężyka spustowego, USB i HDMI. Szkoda, że slot kart pamięci jest pod klapką baterii; każda stopka statywu uniemożliwi wyciągnięcie jednej z tych dwóch rzeczy. Sam akumulator wystarcza na zrobienie około 250 zdjęć, co nie jest złym wynikiem, ale brakuje mu dokładnego wskaźnika naładowania, przez co np. podczas zwiedzania trudno rozplanować zdjęcia.
Na koniec przyjrzymy się dwóm kołom nastaw oplatających obiektyw. Są odpowiednio perforowane i łatwe w obsłudze. To, które znajduje się bliżej korpusu, chodzi z wyczuwalnym skokiem, a drugie płynnie z odpowiednim oporem.
Obsługa
Użytkowanie Canona jest spójne z tym, co oferują zaawansowane kompakty japońskiego producenta. Trudno mieć większe zastrzeżenia - nie ma tu innowacyjnych rozwiązań. Nowością są wspomniane dwa pierścienie oplatające obiektyw. To przez nie pozbyto się klasycznego koła nastaw pod palcem wskazującym. Czy było to dobre rozwiązanie? W mojej ocenie nie do końca. G1X mark II zabrałem ze sobą na cały dzień do Berlina, a gdy zwiedzam miasto z aparatem kompaktowym, często obsługuję go jedną ręką. W tym wypadku jest to jak najbardziej możliwe, ale nie da się zmienić żadnego parametru prócz ogniskowej.
Wydaje mi się, że lepszym pomysłem byłaby rezygnacja z jednego z dużych pierścieni na rzecz klasycznego koła nastaw. Minusem w mojej ocenie jest brak sterowania zoomem przy użyciu skokowego pierścienia - można go regulować tylko drugim z nich, przy czym jest się zdanym na wybór jednej z 7 ogniskowych (od 24 do 120 mm, ekw.). Plusem jest jednak możliwość przypisania wielu funkcji do wspomnianych pierścieni, różnych dla poszczególnych trybów. Niemniej jednak do całego rozwiązania trzeba się przyzwyczaić.
Prócz możliwości zaprogramowania pierścieni da się przypisać odpowiednie funkcje do przycisku funkcyjnego i przycisku REC. Można je więc dostosować do swoich potrzeb. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na umieszczenie przynajmniej jeszcze jednego przycisku funkcyjnego.
Menu
Główne menu podzielone jest na 3 karty: ustawienia fotografowania, ustawienia aparatu i karta zarejestrowanych ustawień do ich szybszego wyboru. Szkoda, że producent nie wprowadził menu znanego z obecnych lustrzanek, które jest dużo bardziej czytelne. Pierwsza karta ma prawie 6 stron, więc wyszukiwanie opcji nie należy do najłatwiejszych. Koniecznością jest spersonalizowanie trzeciej karty, aby sprawnie poruszać się po funkcjach. Na szczęście dostępne jest również intuicyjne i czytelne menu podręczne, do którego można dodać najczęściej używane funkcje. Samo menu jest nieźle przetłumaczone, ale jak zwykle zawiera zbyt dużo skrótów, choć na szczęście na dole wyświetlacza są one automatycznie rozszyfrowywane przez dłuższy opis.
Fotografowanie w praktyce
Jak robi się zdjęcia nowym Canonem? Właściwie tak samo jak każdym innym kompaktem Canona z wyższej półki. Mimo że pod względem parametrów bliżej mu do bezlusterkowców, brak w nim tej zrywności, szybkości reakcji.
W porównaniu z poprzednikiem całkowicie zmieniono obiektyw. Teraz pokrywa on zakres 24-120 mm (wcześniej 28-120) i charakteryzuje się jasnością f/2-3.9 (poprzednik - f/2.8-5.8). Niestety, maksymalną jasność osiąga tylko przy ekw. 24 mm. Jeden skok zoomu (do 28 mm) sprawia, że ciemnieje o 1EV. Niemniej jednak jak na tak niewielką konstrukcję, która musi obsłużyć naprawdę spory sensor, trudno mu cokolwiek zarzucić - jest dość jasny i ma bardzo uniwersalny zakres ogniskowych. Do tego wyposażony jest w wydajną stabilizację.
Autofokus
Układ autofokusu działa na zasadzie detekcji kontrastu, ale w porównaniu z poprzednikiem ma więcej obszarów ostrości (31 vs. 9) i jego działanie jest zadowalająco szybkie. Nie jest to co prawda prędkość znana z Olympusa E-M1 czy Sony A6000, ale układ działa szybko i celnie. Przy gorszych warunkach oświetleniowych wspomaga się z diodą doświetlającą, co pozytywnie przekłada się na szybkość.
Szybkość i wydajność
Za pracę aparatu i przetwarzanie obrazu odpowiada procesor Digic 6. Do samej szybkości działania aparatu nie mam zastrzeżeń, ale zdjęcia seryjne z pewnością nie są domeną G1X mark II. Producent deklaruje prędkości 5.2 kl./s z zamrożonym AF i 3 kl./s przy włączonym autofokusie. Te dane są zgodne z rzeczywistością, ale tylko w przypadku trybu JPG. Ustawiając tryb RAW, uzyskamy prędkość nieznacznie przekraczającą 1 kl./s.
Co ważne, opóźnienie migawki nawet po zablokowaniu ostrości trwa dłuższą chwilę. Zauważyłem to podczas robienia zdjęć modelce, która miała zrobić krok do przodu. Fotografując równolegle Canonem 5D mark III, naciskałem spust migawki w momencie, gdy modelka już kończyła krok. W G1X mark II musiałem wyzwalać migawkę, kiedy modelka zaczynała robić krok, aby uchwycić jego koniec. Podobnie pracuje większość kompaktów i ten niestety nie jest wyjątkiem. Na plus zasługuje jednak szybkie uruchamianie się aparatu, które trwa niespełna 2 s.
Funkcje dodatkowe
Canon wyposażył swój nowy kompakt w Wi-Fi i NFC. Nie mam żadnego telefonu z NFC, ale parowanie urządzeń jest bardzo łatwe. Na plus należy policzyć, że można połączyć ze sobą urządzenia przez router, a nie bezpośrednio. Sama aplikacja też jest dość przyjemna w obsłudze, choć nie da się sterować nastawami manualnymi.
Wi-Fi testowałem na iPhonie 4s i iPadzie 3. generacji i niestety za każdym razem po zrobieniu zdjęcia lub zmianie ogniskowej aparat i aplikacja się zawieszały, uniemożliwiając dalszą pracę. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, i mam nadzieję, że zostanie to błyskawicznie naprawione. Szkoda płacić za coś, co nie działa.
Filmy
G1X mark II filmuje w rozdzielczości Full HD z prędkością 30 k./s, a zapisywane pliki mają rozszerzenie MOV. Niestety, nie da się zastosować ustawień manualnych. Zaletami są możliwość sterowania zoomem (co odbywa się bardzo płynnie) i dość sprawnie działający autofokus.
Minusów jest jednak znacznie więcej. Przede wszystkim jakość obrazu. Kiedy pierwszy raz włączyłem nagranie z G1X mark II, pomyślałem, że coś źle ustawiłem. Okazuje się jednak, że właśnie tak wyglądają filmy z G1X mark II. Od razu rzucają się bardzo dziwne artefakty i mora, które zabijają jakość nagrania. Wszystkie linie w kadrze są bardzo poszarpane i wyglądają kiepsko. Przeglądając stronę Canona, natknąłem się na film promocyjny produktu, który kręcony był w Porto. Doskonale widać na nim, jak artefakty zabijają jakość nagrania.
Nie wiem, na ile to wina sprzętu, a na ile oprogramowania, ale coś takiego nie powinno mieć miejsca, szczególnie w produkcie premium.
Canon G1X mark II - test funkcji wideo
Jakość zdjęć - szumy
W Canonie G1X mark II zastosowano sensor o rozdzielczości 13 megapikseli, który obsługuje wspomniany procesor Digic 6. Co ciekawe, aparat może pracować przy proporcjach obrazu 4:3 i 3:2 dzięki większemu polu obrazowemu. Matryca pracuje w zakresie ISO od 100 do 12800.
Jeśli spojrzeć na wyniki DxO Mark, niestety jest ona daleko za matrycami bezlusterkowców (58 punktów). Dla porównania bezlusterkowce w podobnej cenie osiągają znacznie lepsze rezultaty (Olympus E-M10 - 72 punkty, Panasonic GX7 - 70 punktów, a Sony A6000 aż 82 punkty).
Do ISO 800 szum nie doskwiera. Kolejne dwie czułości są już wyraźnie zaszumione, ale nadal użyteczne. Największy skok widać po włączeniu ISO 6400: pojawiają się plamy kolorystyczne, a obraz jest wyraźnie zaszumiony. Ostatnią czułość dodano niestety na wyrost.
Jakość zdjęć - oddanie szczegółów
Oddanie szczegółów wygląda podobnie jak zaszumienie. Do ISO 800 zdjęcia są odpowiednio szczegółowe. Dwie wyższe wartości degradują mniejsze szczegóły, a kolejne mocno rozmywają nawet większe detale na zdjęciu.
Zdjęcia testowe
Wszystkie zdjęcia wykonane zostały w trybie RAW przy proporcji boków 3:2, następnie wywołane w Adobe Lightroom 5.4 przy standardowych ustawieniach. Więcej zdjęć znajdziecie na naszym profilu w serwisie Flickr.
Co nam się podoba
Canon G1X mark II to przede wszystkim bardzo dobrze wykonany aparat. Świetne materiały, które są bardzo dobrze spasowane, dają wrażenie solidności konstrukcji. Podoba mi się odchylany wyświetlacz, który dobrze reaguje na dotyk, a obraz jest bardzo dobrej jakości. Na plus zasługuje również obiektyw, który w połączeniu z dużą matrycą pozwala uzyskać przyjemne rozmycie.
Co nam się nie podoba
Dostając G1X mark II do testów, spodziewałem się bardziej dopracowanego produktu pod kątem funkcjonalności. Pomijając fakt dwóch pierścieni, które mogą się podobać, jestem zawiedziony trybem seryjnym i reakcją na wciśnięcie przycisku migawki. Minus należy się za bardzo słabe funkcje filmowe i brak złącza mikrofonu. Wizjer jest sprawą dyskusyjną, ale w mojej ocenie w tego typu produkcie powinien być w aparacie lub przynajmniej w pudełku razem z nim. Wadą jest również niedziałająca (przynajmniej w testowanym egzemplarzu) funkcja Wi-Fi, która zawiesza aplikacje mobilne i aparat.
Werdykt
Canon G1X mark II to dość dziwny aparat. Niby to kompakt, ale o noszeniu go w kieszeni można zapomnieć. Tak duży sensor wpływa na wielkość całej konstrukcji, ale przekłada się jednocześnie na lepszą jakość zdjęć i większe możliwości rozmywania tła. Jeśli porównać jakość zdjęć z aparatami kompaktowymi, G1X mark II jest rzeczywiście lepszy. Z drugiej strony sensor jest większy niż w całej rodzinie m4/3, a wypada gorzej od wszystkich współczesnych aparatów tego systemu, nie wspominając o aparatach z matrycą APS-C.
Dochodzimy do ceny, która obecnie wynosi ponad 3500 zł. Za wizjer trzeba dopłacić ponad 1000 zł. W mojej ocenie to dużo, szczególnie że aparat nie jest wybitny, a Canon zaliczył kilka poważnych wpadek. Wydaje mi się, że G1X mark II skierowany jest głównie do osób, które są zdecydowane na aparat bez wymiennej optyki, pozwalający uzyskać przyjemne dla oka zdjęcia, i którym dodatkowo zależy na uniwersalnym zoomie. W tej dziedzinie Canon ma przewagę, bo żaden producent nie oferuje przystępnego cenowo zoomu o niezłej jasności i dużej rozpiętości ogniskowych. W tym wypadku największym konkurentem może być Fuji X-M1 lub X-E1 z obiektywem 18-55/2.8-4.
Nie sądzę, aby Canon G1X mark II podbił rynek. Nie jest to aparat, w którym się zakochałem, a uczucia chłodzą dodatkowo liczne mankamenty i cena…