Carl Zeiss Sonnar T* FE 55 mm f/1,8 ZA - test obiektywu
Kupno aparatu fotograficznego z 36-megapikselową matrycą, musi rodzić obawy co do jakości obiektywu, który tworzyć będzie na niej obrazy. Musi być to obiektyw bardzo dobry, bo w przeciwnym razie matryca obnaży jego niedoskonałości. Typowym standardem marki Zeiss jest Planar. Obiektyw o prostej budowie i dobrych parametrach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy dowiedziałem się, że Sony z firmą Carl Zeiss, zaplanowało produkcję dwóch Sonnarów do pełnoklatkowych modeli serii A7. Sonnar 2,8 35 E i Sonnar 1,5 55 E. Dlaczego nazwa Sonnar wywołała u mnie uśmiech?
Kilka nazw obiektywów, pochodzących z fabryki Carl Zeiss, każdy miłośnik fotografii zna, lub o nich słyszał. Tessar, Planar, Sonnar to produkty najbardziej popularne. Biogon, Distagon, Flektogon, Biotar czy Hologon, nieco mniej. Nie o wszystkich, rzecz jasna pragnę napisać. Skoncentrujmy się na okolicznościach powstania obiektywu Sonnar. Powstał jako najmłodszy po obiektywach Planar (1896) i Tessar (1902).
Zaprojektował go Dr. Ludwig Bertele, a w 1929 roku został opatentowany, jako obiektyw o dużej jasności. Nazwa Sonnar była wypadkową nazwy miejscowości Sontheim (posiadająca w herbie słońce), w której znajdowała się fabryka (jeszcze nie był to Zeiss Ikon) i określenia „słoneczny” - Sonne. W sumie Pan Bertele, przez kilkanaście lat zaprojektował kilkanaście Sonnarów, o ogniskowych od 50 do 300 milimetrów, w tym sławny Olympia Sonnar z 1936 roku - obiektyw o ogniskowej 180 mm i świetle 2,8! Obiektyw ten zademonstrował światu nieprawdopodobną, jak na tamte czasy jakość i piękne rozmycie obszarów nieostrych. Aby nie przynudzać, dodam jedynie, że każdy Sonnar, dzięki swojej budowie posiada, pewne, szczególne właściwości. Jego budowa (w pierwszych projektach to 6 elementów w 3 grupach i jasność 2,0), przyczyniała się co prawda do powstawania aberracji (później starano się eliminować to zjawisko i powstała konstrukcja złożona z 7 elementów w trzech grupach, o jasności 1,5), ale poprzez zmniejszoną ilość stycznych szkło-powietrze, zyskiwał na kontraście i zmniejszał odblaski (w stosunku do Tessar
a czy Planar`a).
Tu dochodzimy do sedna. Konstrukcja optyczna, tego obiektywu, dla najkrótszych dla niego ogniskowych (35 i 50 mm), wymusza duże zbliżenie ostatniej soczewki do powierzchni światłoczułej. Jest więc to, typowy obiektyw przeznaczony do kamer, nie będących lustrzankami. Powstał w końcu jako szkło, dla dalmierzowego Contaxa. Jedynie dłuższe ogniskowe (135, 180, 200, 250, 200 mm) mogły być projektowane do lustrzanek. Jednym z moich ulubionych szkieł jest Carl Zeiss Sonnar 1,8 135 do systemu Alpha, ale słynne enerdowskie Sonnar`y 180 mm, również posiadały opinię obiektywów bardzo dobrych.
O dojrzałości inżynierów projektujących szkła dla serii 7, świadczy fakt ponownego wykorzystania Sonnar`a, w sytuacji, gdy to tylko było możliwe (czytaj - gdy usunięto lustro).
Oczywiście, obliczony na nowo obiektyw, posiada elementy asferyczne, poprawiające jakość obrazu w całym polu i sporo odbiega od swych pierwowzorów, ale to ciągle Sonnar. Wykorzystanie dobrego projektu sprzed lat i stworzenie w oparciu o niego standardu, to bardo przemyślany krok. Sonnar tworzy piękne rozmycia, jest obiektywem kontrastowym i ostrym. Wsparty najnowszymi technologiami, takimi jak soczewki asferyczne i powłoki T Star, obiecuje bardzo wiele. Zwłaszcza przy jasności 1,5. Jeśli się zastanowić, to większość standardów na rynku, opartych jest o wywodzącego się z obiektywu Gausa - Planara. Sony jest wyjątkiem. Jaki jest w istocie, najnowszy Sonnar?
Zauważyłem, że ostatnio brakuje mi w opisach sprzętu (zwłaszcza na zachodnich stronach), „intymnych doznań”. Tego „czegoś” co może o sprzęcie napisać osoba już nim fotografująca.
Tak - naprawdę to właśnie przeczytaliście. Nie zwariowałem jednak. W internecie znajdziemy doskonałe testy obiektywów. Testy, których autorzy poddawali badany obiektyw iście laboratoryjnym sprawdzianom. Takie właśnie materiały bardzo sobie cenimy - gdyż dają pojęcie o jakości danego obiektywu. Dają także podstawę do porównań na tle innych konstrukcji. Nie dają jednak, chociaż w przybliżeniu odpowiedzi na pytanie - czy to obiektyw dla mnie? Tak naprawdę nikt nie da Wam takiej odpowiedzi, ale może przybliżyć Was do jej znalezienia. Przypomina mi to czasami testy sprzętu audio. Pomiary laboratoryjne wypadają świetnie. Jeśli ktoś potrafi analizować wymyślne wykresy pasm przenoszenia i zniekształceń czy napięć, to w dodatku dowie się jak dany sprzęt wypada na tle innych (także odpowiednio „pomierzonych”). Dopiero jednak odsłuch, może przynieść zachwyt lub negację. „Prawdziwych” doznań z obcowania z danym sprzętem nic nie zastąpi. Dlatego uważam, że w świecie, gdzie niezbyt często zdarza się nam móc po fotografować próbnie danym obiektywem, opinia realnego użytkownika może być najlepszą wskazówką.
Obiektyw Sonnar 1,8 55 został zrecenzowany między innymi przez portal Fotopolis. Znajdziecie tam dużo informacji, zdjęcia przykładowe itd. Ja skoncentruję się na opisie tego obiektywu okiem praktyka.
Budowa mechaniczna
Bardzo solidna. Nie taka, jaką znamy z obiektywów Zeiss ZM czy Leica M, gdzie mosiądz określa wagę, a manualne pierścienie przysłony i ostrości wyznaczają jakość samą w sobie. Podobne do tych wrażenia czekają zapewne na nabywców manualnych konstrukcji Loxia do systemu Sony E. Tu mamy metalową obudowę, metalowy pierścień ustawiania ostrości oraz częściowo metalową osłonę przeciwsłoneczną. Całość o wymiarach 64,4 x 70,5 mm i wadze 281 gram. Tu zatrzymajmy się na chwilę. Obiektyw AF-S Nikkor 50 mm f/1,8 G ma rozmiary 73 × 52,5 i wagę 190 gram. Sonnar waży o 91 gram więcej, chociaż Nikkor jest wizualnie wyraźnie „grubszy” poprzez większą średnicę i krótszą obudowę, a odpowiednik Canon`a - obiektyw Canon EF 50mm f/1.8 II jest bardzo zbliżony do Nikkora chociaż o 60 gram lżejszym (68,2 x 41 mm, 130 gram), a tym samym o 151 gram lżejszym od Sonnara.
Testowany obiektyw na tle konkurencji wypada „dziwnie”, przez swój stosunek długości ( do średnicy. Jest nietypową konstrukcją, która odstaje wyraźnie od wymienionych klasyków, ale to dlatego, że optycznie jest Sonnarem. Jest cięższy od nich, ale wizualnie wygląda na smuklejszy i lżejszy. Po wzięciu go do ręki, czujemy słuszną masę profesjonalnej konstrukcji. Obiektyw jest metalowy, nie ma na im właściwie, żadnych ozdobników. Jedynie małe przetłoczenie zwiększające nieco średnicę i logo Zeiss. Pierścień ostrości również metalowy, precyzyjnie frezowany. Porusza się luźniej niż konstrukcje manualne, ale z wystarczającym oporem. To, że w obiektywach Zeiss`a dla Sony nie używa się gumy jest wielką zaletą. To właśnie elementy gumowe obiektywów najszybciej tracą świeży wygląd. Osłona przeciwsłoneczna, mocowana bagnetowo jest wykonana z metalu, ale jej mocowanie i obrys zewnętrzny z tworzywa. Zakładając ją, czujemy masę i chłód metalu i zauważamy, że obiektyw staję się bardzo długi. Nie przypomina żadnej standardowej pięćdziesiątki. Obiektyw jest uszczelniony i wykonany bardzo precyzyjnie. Ulubionym miejscem, które lubię oceniać zastanawiając się nad kupnem obiektywu, jest między innymi wykończenie obudowy z tyłu konstrukcji. Otoczenie bagnetu, styków elektroniki i nade wszystko prostokątny otwór osłaniający tylną soczewkę, są na najwyższym poziomie i świadczą o bardzo świadomym zaprojektowaniu całości.
Średnica gwintu filtra 49 mm to standard w świecie bezlusterkowców, ale w zestawieniu ze średnicą 58 mm Nikkora wydaje się maleńka. Taką średnicę miały kiedyś filtry do manualnych analogów. Niestety wadą jest zastosowanie bagnetowej osłony, ponieważ utrudnia ona korzystanie z filtra polaryzacyjnego (co jest wadą bardzo dużej ilości współczesnych obiektywów). Tu muszę dodać, że coś zamierzam z tym zrobić w najbliższym czasie, ale to dopiero gdy uda mi się nabyć stosowne filtry.
Podsumowując - poza (co prawda dobrze dopasowaną) osłoną przeciwsłoneczną, która jednak nie pozwala wygodnie korzystać z filtrów polaryzacyjnych, uważam budowę tego obiektywu za wzorową. Nie dziwi mnie to ze względu na producenta i inne, wcześniejsze konstrukcje, które wykonał dla Sony. Na tle konkurencji może stanowić wzór i inne systemy mogłyby się zainspirować jego budową, co z pewnością znalazłoby uznanie nabywców. Niestety konkurencja ze świata lustrzanek musi opierać się na bazie obiektywów nawiązujących do konstrukcji Gaussa. Mała odległość ostatniej soczewki od płaszczyzny matrycy, uniemożliwia stosowanie podobnego układu optycznego w lustrzankach. Nie ma tu oczywiście zbędnych luzów. Wszystko jest dobrze spasowane i osadzone.
Założenie tego obiektywu na korpus metalowej A7R, daje poczucie stworzenia profesjonalnego narzędzia gotowego do pracy. Wspaniały zestaw.
Budowa optyczna
Siedem soczewek w pięciu grupach. To zmodyfikowany i obliczony na nowo Sonnar. Nietypowa budowa przejawia się w dwóch aspektach. Po pierwsze przednia soczewka. W ostatnim dziesięcioleciu zaobserwowałem pojawianie się konstrukcji optycznych (pierwsza była chyba Leica), które jako pierwszy element wykorzystywały wklęsłą soczewkę.
Tu mamy do czynienia także z tego typu konstrukcją. To dziwne - ale skoro odpłaca się nam bardzo wysoką korekcją wad optycznych - to dobrze. Drugim, wartym zainteresowania aspektem jest przysłona, umieszczona bliżej pierwszego zespołu soczewek, co powoduje, że bardzo wyraźnie widzimy listki przysłony. Wręcz stają się one cechą charakterystyczną tego obiektywu i nie można go pomylić z żadnym innym. Listków przysłony mamy tu 9, co skutkuje bardzo kształtnymi plamami rozmytych świateł. Co ciekawe - po odłączeniu obiektywu od aparatu - listki zawsze przymykają się. Obiektyw „w stanie spoczynku” bardzo ładnie eksponuje mechanizm przesłony. Od układu optycznego Sonnara otrzymujemy w obrazie bardzo aksamitny, zupełnie uspokojony bokeh, co wpływa na odbiór całego obrazu. Przednia soczewka oczywiście pozostaje nieruchoma podczas ogniskowania. Na zakończenie dodam, że powłoki T Star - patent Carla Zeissa - sprawiają, że praca całego układu pod światło jest rewelacyjna i bardzo odporna na refleksy i spadek kontrastu.
Poniżej zwykła fotografia, którą zrobiłem podczas pisania tego artykułu. Zdjęcie z ręki, przysłona 1,8.
Nastawianie ostrości
W trybie AF - odbywa się całkowicie bezszmerowo. Nie jest rejestrowane nawet przez mikrofon kamery podczas nagrań video! Odbywa się szybko i precyzyjnie - chociaż to, mocno zależy od wybranego w kamerze zakresu pracy czujnika AF. Zakres ruchu realizowany przez silnik wydaje się bardzo krótki. Nastawianie manualne ostrości jest rozwiązane bardzo efektownie. Pierścień obraca się o 360 stopni i można nim kręcić cały czas, ale przejście na manualne ostrzenie powoduje, że obiektyw nagle zmienia przełożenie, a tym samym wydłuża drogę elementów optycznych. Aby bez silnika nastawić ostrość musimy nieco dłużej niż zwykle kręcić pierścieniem nastawiana ostrości. Genialne.
Poniżej fotografia wykonana w ciemnym pomieszczeniu, przy słabym świetle i bardzo niskim kontraście.
Jakość obrazu
Tu nie będę się rozwodził. Dla mnie jest referencyjna w klasie ogniskowych 50 mm. Jest to obiektyw lepszy od Planarów 1,4 50 i 2 50 Makro. Dużo fotografowałem Planarem 1,4 50 ZE i Planarem 2 50 Macro ZE z Canonem EOS 5D mk II i III. Wspominam te obiektywy dlatego, że są optycznie lepsze od opisywanych budżetówek Canona i Nikona, ale są także lepsze od konstrukcji o świetle 1,4 tychże firm. Przesiadłem się z Canona EF 1,2 50 na Planara ponieważ i od tej „Elki” był lepszy. Nie znam jedynie AF-S Nikkora 1,4 58 - tu się nie wypowiem. Myślę, że Sonnar mógłby konkurować z obiektywami Leica M oraz z Otusem i może Sigmą ART.
Tak naprawdę, to ten obiektyw może konkurować pod względem jakości z Planarem 2 50 Macro (oczywiście nie we wszystkich odległościach przedmiotowych), ale jest od niego lepszy.
Cenowo jest droższy trzykrotnie od konstrukcji 1,4 i sześciokrotnie od 1,8 - więc to, że jest lepszy nie dziwi. Kosztuje dwa razy więcej niż Planar 1,4 50 ZE i tyle samo co Planar 2 50 Macro. Jest tańszy od Otusa i obiektywów Leica M, więc pewnie gorszy (wbrew pozorom, cena większości obiektywów - jest na szczęście - wprost proporcjonalna do jakości).
Co mnie najbardziej przekonuje do tego obiektywu? Perfekcyjna ostrość, której nic nie potrafię zarzucić. W praktyce przysłonę dobieram jedynie dla uzyskania zadanej głębi ostrości, a nie wzrostu jakości fotografii. Praca na otwartej przysłonie nie pogarsza jakości obrazu w większym stopniu (czytaj. na tyle aby nie nadawał się do komercyjnego zastosowania), a przymknięcie do 2 lub 2,2 daje już bardzo wysoką - by nie rzec - maksymalną jakość.
Ważnym aspektem jakości jest plastyka obrazu. Zwłaszcza na otwartej przysłonie. Wizualna kultura nieostrego planu, pięknie podkreśla właściwy obiekt. Nieostrości są jedwabiste… Zobaczcie sami.
Jedno jest pewne. W zestawieniu z korpusem A7R, to referencyjne szkło. Może stanowić wzór dla innych obiektywów. Warte każdej wydanej złotówki - chociaż wydaje się, że wiele tychże trzeba wydać, aby go nabyć. Fotografując nim wiem, że uzyskam satysfakcjonujący mnie rezultat. A to najważniejsze. Wspaniałe narzędzie pracy. Bardzo gorąco polecam!
Na koniec deser - przykłady fotografii dla różnych przysłon. Kolejno: 1,8/2,2/2,5/4/5,6/8. Zwróćcie uwagę, na elementy ostre w danej fotografii - tam była nastawiona ostrość. To co ostre jest bardzo ostre na każdej fotografii. Wraz z przymykaniem przysłony głębia wzrasta, ale ostrość cały czas jest bardzo duża. Pliki są nieobrobione (ekspozycja). Powstały w niekorzystnych warunkach (mały kontrast, ciemno, pod światło). Oto jak pracuje ten Sonnar.
Przysłona 1,8
Przysłona 2,2
Przysłona 2,5
Przysłona 4
Przysłona 5,6
Przysłona 8
Fotografie zrealizowano w salonie AD Loving Home.