Czego można się nauczyć, fotografując na końcu świata?

Czego można się nauczyć, fotografując na końcu świata?

Ekipa telewizyjna w czasie drogi do wioski plemienia Mentawai. © Paweł Łączny
Ekipa telewizyjna w czasie drogi do wioski plemienia Mentawai. © Paweł Łączny
Paweł Łączny
22.03.2013 10:00, aktualizacja: 26.07.2022 20:18

Przez znaczną część 2012 roku pracowałem nad dokumentacją powstawania programu „Kobieta na krańcu świata” prowadzonym przez Martynę Wojciechowską. Fajne zlecenie i bardzo ważne doświadczenie, skrajnie różne warunki pracy: od parnej dżungli Indonezji po wietrzne stepy Kirgistanu. Opowiem Wam, czego nauczyłem się w trakcie tych wypraw.

Przez znaczną część 2012 roku pracowałem nad dokumentacją powstawania programu „Kobieta na krańcu świata” prowadzonym przez Martynę Wojciechowską. Fajne zlecenie i bardzo ważne doświadczenie, skrajnie różne warunki pracy: od parnej dżungli Indonezji po wietrzne stepy Kirgistanu. Opowiem Wam, czego nauczyłem się w trakcie tych wypraw.

Zlecenie

Elementy mojego zlecenia były następujące:

  • fotografowanie Martyny w każdej możliwej chwili wyjazdu, zarówno podczas kręcenia na planie, jak i przerw (jak to dokładnie wyglądało, opiszę później);
  • dokumentacja powstawania programu (czyli cały plan zdjęciowy);
  • sesja komercyjna usługi roamingowej sponsora;
  • Martyna z krajobrazem charakterystycznym dla konkretnego kraju.
  • reportaż, czyli to, co dla mnie najważniejsze.

Praca fotografa na dynamicznym planie zdjęciowym do łatwych nie należy. Trzeba znaleźć sobie miejsce między dwoma operatorami, upewnić się, który operuje szerokim, a który wąskim kątem (trzymamy się tego, który używa szerokiego kąta; on się najczęściej porusza i to jemu, jeśli nie będziesz uważać, możesz wejść w ujęcie i wszystko popsuć). Ważne również, by ustalić z operatorem dźwięku, w których momentach można zrobić zdjęcie, żeby dźwięk migawki nie zlewał się z innymi, ważniejszymi dźwiękami.

Plan zdjęciowy na stepach Kirgistanu. © Paweł Łączny
Plan zdjęciowy na stepach Kirgistanu. © Paweł Łączny

Jeżeli to wszystko jest już jako tako poukładane, dogadaj się z prowadzącym program, by po skończeniu rozmowy z bohaterami czy w czasie ujęć bez rozmowy była możliwość zrobienia dwóch, trzech ujęć. W praniu wygląda to tak, że operatorzy szybko ustawiają plan, fotograf wciska się między nich, Martyna uzgadnia szczegóły z ekipą i wszystko się zaczyna. Ujecie, dubel, zdjęcie, ujecie, zdjęcie, dubel, zmiana planu - i znów to samo.

Często zdjęcia trwały od wschodu do zachodu słońca, w różnych miejscach: w pomieszczeniach, na dworze, w rikszy, na dachu, w samolocie, w dżungli; wszędzie trzeba było pamiętać o tym, by współpraca szła możliwie gładko. Czasem źle się ustawiłem, czasem byłem spóźniony, czasem ktoś mi wszedł, czasem ja wszedłem komuś w ujęcie. Mimo presji czasu i krańcowego zmęczenia ekipy nigdy nie doszło do poważnych spięć, zazwyczaj każdemu udawało się wypełnić swoje zadanie.

Kilkugodzinny rejs to również doskonała okazja, żeby zrobić kilka ujęć. © Paweł Łączny
Kilkugodzinny rejs to również doskonała okazja, żeby zrobić kilka ujęć. © Paweł Łączny

Miałem również na uwadze, że pierwszeństwo w poruszaniu się, zmienianiu planu i zrobieniu ujęcia należało prawie zawsze do operatorów kamer. Jeśli trafi się Wam podobne zlecenie, musicie pamiętać o ustaleniu takich rzeczy, żeby później nie dochodziło do spięć. Z drugiej strony każdy jest tam po to, żeby wykonać swoją pracę, więc jeśli ktoś komuś wejdzie w ujęcie, to nic takiego. Ważne, by mieć oczy dookoła głowy i po prostu uważać.

Sprzęt

Gdy na planie nie ma praktycznie czasu na nic poza ujęciami, istotne jest, żeby sprzęt był zawsze w pogotowiu. Pisząc, że nie ma czasu na nic, mam również na myśli pracę z obiektywami stałoogniskowymi. Z początku próbowałem używać jednego korpusu z trzema obiektywami, jednak nie zdawało to egzaminu. Zasugerowano mi, żebym wykorzystywał dwa korpusy: Canon 5D Mark II z obiektywem 24-70 mm f/2.8 oraz Canon 50D z 70-200 mm f/4.0. Dzięki temu mogłem w ciągu kilku sekund udokumentować całą scenę, zrobić portrety i na koniec, nie ruszając się z miejsca (najczęściej nie było gdzie), sfotografować detale.

Operator też musi być blisko. Maciek uwiecznia moment, w którym szaman rąbie drewno Sorgo. Drewno to jest źródłem „mąki”, z której kobiety wyrabiają podstawowy przysmak Indian Mentawai. © Paweł Łączny
Operator też musi być blisko. Maciek uwiecznia moment, w którym szaman rąbie drewno Sorgo. Drewno to jest źródłem „mąki”, z której kobiety wyrabiają podstawowy przysmak Indian Mentawai. © Paweł Łączny

Jakość używanych szkieł i możliwość wchodzenia na wysokie czułości bez znacznych strat jakości często ratowały mi skórę. Zdarzały się też sytuacje, gdy czasu było trochę więcej, można było wówczas pokombinować ze światłem. Wspomagałem się wtedy fleszem, najczęściej odbitym pod lekkim kątem od czegoś za mną.

Podczas każdego wyjazdu musiałem znaleźć czas na to, żeby zrobić zdjęcia dla sponsora, czyli z tabletem i telefonem komórkowym. W praktyce ta część zlecenia nie różniła się prawie niczym od sesji z modelką w plenerze. Tak więc do opisanego już zestawu korpusu i obiektywów dołączyłem transmiterki (dwa odbiorniki, jeden nadajnik), statyw na lampę, blendę i na wszelki wypadek kabelek do lampy, gdyby transmitery padły. To wszystko dało się zgrabnie upchnąć do torby i lekkiego plecaka.

Prawie zawsze w czasie realizacji sesji z pomocą przychodzili mi operatorzy, za co im serdecznie dziękuję. Gdy tempo pracy jest naprawdę szybkie, pomoc ekipy bywa decydująca.

Co kraj, to.... warunki

Warunki, w których przychodzi nam pracować, są różne, często nie do przewidzenia, najgorsze zaś są te zmienne. Na to wpływu nie mamy, dlatego warto się przygotować na możliwie dużo scenariuszy.

Mentawai, plemię Indian na wyspie Siberut, zachodnia Indonezja

Dżungla, bardzo wysoka wilgotność i dużo brudu. Choć Canon Mark II nie jest tak świetnie przystosowany do pracy w trudnych warunkach jak aparaty z serii 1D, to mój dał radę. Nie ukrywam, że obawiałem się o jego kondycję, ale ani razu nie miałem z nim problemu. Gdy doskwiera jedynie wilgoć, należy pamiętać o częstym sprawdzaniu, jak się ma obiektyw, często czyścić go szmatką. Choć zdjęcia „zaparowane” mają klimat, trzeba pamiętać o preferencjach zleceniodawcy.

Sadzawka, w której kobiety łowią małe rybki i skorupiaki. Błoto do kolan, woda do pasa. © Paweł Łączny
Sadzawka, w której kobiety łowią małe rybki i skorupiaki. Błoto do kolan, woda do pasa. © Paweł Łączny

Szmatka zapewne stanie się twoją najlepszą przyjaciółką, gdy przyjdzie ci pracować w dżungli. Jej dobrym kompanem może się stać powietrze pod ciśnieniem, które w warunkach wszędobylskiego brudu jest istotne. Zanim jednak użyjesz powietrza, sprawdź działanie.

Będąc w tak niedostępnych miejscach jak środek dżungli, trzeba dbać o ładowanie baterii. Gdy byliśmy w wiosce Mentawai, mieliśmy ten komfort, że targaliśmy ze sobą agregat prądotwórczy. Jeśli już uda się go uruchomić, trzeba pamiętać o tym, żeby ładować, co się da. Nawet jeśli akumulatory pokazują, że są prawie naładowane, należy mieć na uwadze, że gdy wilgoć sięga 100%, baterie wydają się mieć połowę swojej wydolności. Ważne więc, by mieć listwę z bezpiecznikiem, do której można podłączyć ładowarkę do akumulatorów, do baterii od lampy czy też laptopa.

Błoto do kolan, woda do pasa.
Błoto do kolan, woda do pasa.

Tam gdzie równik, tam nagłe i mocne opady deszczu. Zawsze mam więc w torbie pelerynę dla siebie i aparatu. Gdy już przestanie padać, trzeba od razu zdjąć pokrowiec ze sprzętu, gdyż jego obecność po deszczu może potęgować parowanie aparatu i obiektywów.

Nepal i żywa bogini z aparatem w dłoniach

No właśnie, jak miałem zrobić zdjęcie, gdy nastoletnia bogini, która praktycznie nigdy nie okazuje emocji, o uśmiechu nie wspominając, nagle wzięła w ręce mój aparat? Oglądając siebie na zdjęciach, pozwoliła sobie na uśmiech, zapominając na chwilę, jaką sprawuje rolę w społeczeństwie. Sam miałem kilka sekund zaćmienia, myślałem: jak ja mam to sfotografować, skoro ona ma mój aparat w rękach?

Kumari pozwala sobie na delikatny uśmiech, oglądając samą siebie na moich zdjęciach. © Paweł Łączny
Kumari pozwala sobie na delikatny uśmiech, oglądając samą siebie na moich zdjęciach. © Paweł Łączny

Za chwilę sam się z siebie śmiałem, biegnąc po drugi korpus z długim szkłem. Dzięki temu powstało rzadkie zdjęcie, na którym Kumari (nepalska bogini) pozwala sobie na lekki uśmiech.

RytuałyTaniec ptakaW czasie wyjazdów miałem okazję dokumentować różnego typu rytuały. Najmilej wspominam chyba ten z wyspy Siberut: pięknie przystrojeni szamani wykonywali rytualny taniec ptaka. Dynamicznie tupiąc i śpiewając, byli bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania. Było ciemno, wiec musiałem się wspomóc lampą błyskową. Uznałem, że najlepiej oddam klimat tej chwili, jeżeli ustawię długi czas naświetlania, zaś cały proces zakończę lekkim błyskiem flesza. Dzięki temu zabiegowi uzyskałem ostre postacie tańczących i rozmazane tło, czyli efekt oddający dynamikę tańca.Śmierć zwierzęcia
Choć dla niektórych są to ciężkie chwile, zarzynanie zwierząt jest ważnym elementem życia niektórych kultur. © Paweł Łączny
Choć dla niektórych są to ciężkie chwile, zarzynanie zwierząt jest ważnym elementem życia niektórych kultur. © Paweł Łączny

I choć najchętniej uwolniłbym prosiaka, by nadal chrumkał, wyjadając resztki, musiałem to po prostu zaakceptować. W czasie wszystkich wyjazdów cztery razy byłem świadkiem podobnych scen. Mężczyźni, którzy to robili, potrafili szybciej uśmiercić zwierzę, za co im w głębi duszy dziękowałem.

Haki w ciele

W pamięć zapadł mi również koncert, w którym brała udział jedna z bohaterek programu, Maria, znana jako kobieta wampir. Wbijanie komuś haków w ciało, żeby następnie go podwiesić przy aplauzie publiki i podnoszącej emocje trash metalowej kapeli, zapada w pamięć. Nie mogłem korzystać z flesza, wiec starając się w tym zgiełku uchwycić sedno, fotografowałem stałoogniskowym obiektywem 35 mm. Chciałem pokazać plecy bohaterki i wystające z nich haki, a w tle wesoły tłum.

Ustawiaj się tak, żeby nie ominęła cię akcja i żeby pokazać najważniejszy moment wieczoru © Paweł Łączny
Ustawiaj się tak, żeby nie ominęła cię akcja i żeby pokazać najważniejszy moment wieczoru © Paweł Łączny

Podwieszenie nie trwało zbyt długo, dlatego zawczasu musiałem ustawić się między operatorami, perkusją, kablami i stołem, na którym dokonano zabiegu. Jeśli jest na to czas, trzeba znaleźć sobie miejsce wcześniej i podpytać, gdzie można się poruszać, gdy akcja się już zacznie.

Varanasi i rytualne palenie zwłok

Z tym był największy problem, rzadko udaje się bowiem podejść na tyle blisko, by móc odpowiednio to sfotografować. Wszystko zależy od tego, jak obeznany z tematem, ludźmi oraz panującymi zasadami jest tłumacz. Pamiętajcie, że ludzie na Ghatach, gdzie dokonuje się kremacji, ostro sprzeciwiają się robieniu zdjęć; wiele razy zdarzały się pobicia, sprzęt lądował w wodach Gangesu. Kwestia delikatna i trzeba to uszanować, nie wolno robić nic na siłę.

Kremacja na brzegu Gangesu. Przed rozpoczęciem zdjęć zalecam uzyskanie zgody, ponieważ fotografowanie bez wcześniejszych konsultacji może mieć przykre konsekwencje. © Paweł Łączny
Kremacja na brzegu Gangesu. Przed rozpoczęciem zdjęć zalecam uzyskanie zgody, ponieważ fotografowanie bez wcześniejszych konsultacji może mieć przykre konsekwencje. © Paweł Łączny

Nasz przewodnik świetnie znał temat, wiedział, kto „dowodzi” kastą nietykalnych, którzy zajmują się kremacją. Zarówno dla mnie, jak i operatora ważne było to, by podejść jak najbliżej. Trochę to kosztowało, ale zgodę dostaliśmy. Tłum przestał na nas krzyczeć, wszyscy się rozstąpili, mogliśmy podejść tak blisko, aż gorąco stosu stało się nieznośne. Spędziliśmy tam jakieś trzy-cztery minuty. Pamiętajcie: w przypadku kremacji kasty nietykalnych są de facto mafią, która w pełni opanowała biznes związany z kremacją, od drewna na opal po ceny za rytuał.

Nasz przewodnik to wiedział, wiedział też, kto dowodzi na tej Ghacie, znał cenę gwarantującą nam bezpieczne wykonanie pracy. Pamiętajcie również, że choć cały proces stał się biznesem, trzeba uszanować to miejsce i ludzi biorących w nim udział. Często osoby próbują zrobić zdjęcia z wody, podpływając możliwie blisko. Nie ma to jednak większego sensu: tłum będzie wygrażał, rzucał, czym się da, nie ma szansy, aby znaleźć się wystarczająco blisko. Chyba że zależy Wam na ogólnym, szerokim kadrze ukazującym to miejsce kompleksowo.

Zamążpójście

Miałem też okazję sfotografować moment, w którym młodej Kirgizce zarzucono chustę na głowę. Oznacza to, że matka zgadza się na zamążpójście córki. Od momentu zarzucenia chusty dziewczyna nie może już nigdy pojawić się publicznie bez nakrycia głowy. Scena była pokazem na potrzeby reportażu telewizyjnego. Wszystko działo się szybko, na szczęście nikt nic w trakcie nie mówił, więc mogłem fotografować od samego początku.

Zarzucenie chusty na głowę młodej Kirgizki rozpoczyna nowy etap w jej życiu © Paweł Łączny
Zarzucenie chusty na głowę młodej Kirgizki rozpoczyna nowy etap w jej życiu © Paweł Łączny

Miało to miejsce w jurcie, wiec było dość ciemno. Od razu postawiłem na długi czas naświetlania, licząc, że uda mi się ukazać ostrą twarz dziewczyny oraz opadającą na nią chustę, czyli jedną z ważniejszych chwil w jej życiu. Trwało to dosłownie dwie-trzy sekundy. Zrobiłem dwa zdjęcia i musiałem opuścić jurtę, by nie przeszkadzać operatorom. Powstała wówczas jedna z moich ulubionych fotografii wykonanych w trakcie wszystkich wyjazdów.

A za oknem...Miej aparat zawsze przy sobie
Meksykański wulkan, pieszczotliwie zwany Popo, widziany z okna samolotu. © Paweł Łączny
Meksykański wulkan, pieszczotliwie zwany Popo, widziany z okna samolotu. © Paweł Łączny

Faktycznie, z lewej strony w odległości kilkunastu kilometrów trwała erupcja wulkanu. Pilot zgrabnie przeleciał łukiem, ja zrobiłem kilka zdjęć, a pasażer siedzący obok opowiedział mi historię wulkanu Popocatépetl. Mówił też o skutkach trwającej od maja 2012 roku erupcji.

Eks-Kumari rzuca ostatnie spojrzenie, odjeżdżając do pracy. Wyciskajcie z materiału, ile się da. Niech aparat do końca spoczywa na ramieniu. © Paweł Łączny
Eks-Kumari rzuca ostatnie spojrzenie, odjeżdżając do pracy. Wyciskajcie z materiału, ile się da. Niech aparat do końca spoczywa na ramieniu. © Paweł Łączny

Innym razem, gdy fotografowałem ostatnie chwile spędzone z byłą królewską Kumari, biegłem za nią wąskimi uliczkami Katmandu, by uwiecznić moment, gdy odjeżdża do pracy skuterkiem. Opłaciło się: w ostatniej sekundzie Kumari się obejrzała, a ja już tam czekałem.

Ostatnie siły

Miej na uwadze, że praca fotografa, szczególnie na wyjazdach, kiedy liczy się każda godzina, wymaga dużo poświęceń i samozaparcia. Takie zlecenia to wyzwania i podołanie im daje satysfakcję. Pamiętaj: gdy masz już dość, postaraj się wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił i skupienia - często to jedyny raz, gdy będziesz w jakimś miejscu, więc warto dać z siebie wszystko, by jak najlepiej wykonać swoją pracę. Czas na odpoczynek będzie wieczorem, chyba że interesuje cię miasto nocą...

Naciesz się miejscem

Gdy jesteś na zdjęciach w jakimś miejscu po raz pierwszy, znajdź choć kilka minut na kontemplację tego, co się wokół dzieje. Naciesz się miejscem, będąc tam, a nie dopiero po powrocie do domu. Sam się tego uczę. Choć dynamika pracy nie zawsze pozwala na to, żeby doświadczyć zapachów, smaków i atmosfery miejsca, w którym przyszło mi pracować.

Bądź twardy

Podczas wyjazdów zdarzają się chwile zarówno piękne, jak i te, których wolelibyśmy uniknąć. W Kirgistanie zgrywałem zdjęcia do późnej nocy, musiałem się przenieść do jurty „technicznej”, gdzie trzymaliśmy wszystkie ładowarki i agregat prądotwórczy. Podłączyłem wszystko do ładowania, zgrywałem zdjęcia na laptopa i dwa dyski zewnętrzne, ja zaś czekałem, żeby mieć pewność, że wszystko idzie dobrze. Nie czułem, że spaliny z agregatu zalatują do jurty, trochę śmierdziało, jak w korku ulicznym, nic specjalnego. Sprawa skończyła się tak, że przez resztę nocy i jeszcze o wschodzie wymiotowałem jak kot. Czułem się fatalnie, nie miałem ochoty się ruszać, odkopywać spod ciężkich kirgizkich kołder. Z pomocą przyszła wygazowana cola i ostre, zimne powietrze.

Nowe doświadczenia to zaleta tej pracy - w tym wypadku jeszcze ciepłe mleko od półdzikiej klaczy. © Paweł Łączny
Nowe doświadczenia to zaleta tej pracy - w tym wypadku jeszcze ciepłe mleko od półdzikiej klaczy. © Paweł Łączny

Wyjazdy te były najbardziej intensywnym okresem w mojej pracy, dziesiątki godzin w samolotach, na lotniskach, promach czy busikach dowożących nas do bohaterek programu. Praca od wschodu słońca do późnej nocy, czasem po kilka tygodni non stop. Bardzo gorąco, bardzo parno lub bardzo zimno, fizyczna harówka, szczególnie dla operatorów targających ciężkie kamery. Ale o to między innymi chodzi. Jeśli coś przychodzi zbyt łatwo, nie smakuje jak coś, co nas dużo kosztowało.

Cała ekipa na werandzie umy, czyli tradycyjnego domu Indian Mentawai. © Paweł Łączny
Cała ekipa na werandzie umy, czyli tradycyjnego domu Indian Mentawai. © Paweł Łączny

Nasza ekipa składała się z siedmiu osób: prowadzącej i szefowej, czyli Martyny, dwóch operatorów kamer, operatora dźwięku, przewodnika, producentki i mnie.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)