Czemu Canon i Nikon nie chcą zarabiać na ZŁU

Serwis Bloomberg zauważa z pewnym zaniepokojeniem, że Canon i Nikon stracili łącznie już 35% udziałów w rynku fotograficznym, a dalszy spadek jest nieuchronny, jeśli firmy te wciąż będą zwlekać z wejściem na rynek bezlusterkowców z wymienną optyką. Czy są jakieś racjonalne przesłanki, które skłaniają do wstrzymania się z wskoczeniem w nową niszę?

Sony NEX
Sony NEX
Piotr Dopart

Serwis Bloomberg zauważa z pewnym zaniepokojeniem, że Canon i Nikon stracili łącznie już 35% udziałów w rynku fotograficznym, a dalszy spadek jest nieuchronny, jeśli firmy te wciąż będą zwlekać z wejściem na rynek bezlusterkowców z wymienną optyką. Czy są jakieś racjonalne przesłanki, które skłaniają do wstrzymania się z wskoczeniem w nową niszę?

Niesłychany sukces produktów Sony z segmentu EVIL kazałby sądzić, że nie ma lepszego czasu na wejście na ten rynek przez produkty z logo Canon i Nikon, jednak obaj giganci konsekwentnie oddalają ten moment. Dlatego też w pierwszym odruchu nie dziwi komentarz autora wspomnianego tekstu, że mogą oni tracić szansę na uczestnictwo w "największym przełomie od czasu śmierci kliszy".

Tymczasem prawda może być zdecydowanie bardziej skomplikowana. Przy założeniu, że wszystkie decyzje dominujących firm na rynku podejmowane są wskutek zimnej biznesowej kalkulacji, trzeba uznać, iż postawa Canona i Nikona musi wynikać z ich wewnętrznych analiz. W czasach zagrożenia kolejnym kryzysem gospodarczym, wejście w nowy segment to kolosalne koszty, i to podjęte w imię czego? Minimalizowania strat udziału w rynku fotograficznym?

Choć żonglerka procentami może być naprawdę widowiskowa na pierwszy rzut oka, to magia liczb zaczyna nieco przygasać, gdy uświadomimy sobie, że gospodarka jest grą o sumie niezerowej - to, że Sony "rośnie" nie oznacza z automatu, że Canonowi i Nikonowi "maleje". Dlatego obie te firmy nie mają powodu aby zmieniać swoje podejście do bezlusterkowców, aktualnie porównywalne chyba tylko z ruszaniem martwej żaby patykiem. Obaj giganci siedzą twardo w swoich segmentach, a realizacja jakichkolwiek planów względem EVIL może zająć im jeszcze długi czas, choć zapewne fani marek będą trwać w stanie niepocieszenia. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że Nikon mając praktycznie gotowy aparat nowej generacji wciąż zwleka z pokazaniem go odbiorcom.

Mimo alarmistycznego tonu tekstu, sam magazyn przyznaje, że zysk Canona ze sprzedaży lustrzanek osiągnął w zeszłym roku poziom 1,5 miliarda dolarów, czyli czterokrotność zysku ze sprzedaży kompaktów. Proporcje rozkładają się podobnie w wynikach Nikona.

Kto więc traci na zwłoce? Tylko i wyłącznie ta część konsumentów, która korzysta z bezlusterkowców - mając ograniczony wybór, a więc ograniczoną konkurencję cenową. Czy to problem Canona i Nikona? Nie sądzę. Przecież choćby nie wiadomo jak późno weszli na nowy rynek, i tak ich produkty zostaną wykupione na pniu, nawet jeśli nie będą grzeszyć jakością - ot, magia marki.

Źródło: Bloomberg

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)