Czy fotografia jest Twoim powołaniem?
22.07.2016 10:18, aktual.: 23.08.2016 15:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Każdy w życiu ma swojego konika. Jedni znajdują swoje spełnienie w grze na gitarze, inni uprawiają sporty ekstremalne, a jeszcze inni szukają „tego czegoś” w sztukach wizualnych. Zastanawialiście się kiedyś nad tym czy akurat fotografia jest waszym powołaniem? Ja przyznam, że wielokrotnie zadawałem sobie to pytanie.
Obejrzałem ostatnio jeden z odcinków show Chase'a Jarvisa, w którym mówi odnośnie powołania i życiowego celu. Na podstawie tego zacząłem zastanawiać się – jak to wyglądało u mnie i doszedłem do wniosku, że to wszystko to wielki przypadek.
Find Your Calling in Career & Life | Chase Jarvis RAW
W ciągu naszego życia próbujemy różnych rzeczy – czy to z czystej pasji, czy to z chęci zarobku – wiadomo, trzeba odnaleźć się w życiu i na rynku pracy. Jeśli uda nam się połączyć te dwie rzeczy – jesteśmy w raju, bo przecież „człowiek, który pracuje, robiąc to, co kocha – nie przepracował w życiu ani dnia”. I taka jest, proszę państwa, prawda.
Fakt jest taki, że kiedy zaczynałem z fotografią – nie myślałem o niej w ogóle jak o moim przyszłym zawodzie. Nie chciałem być zarobkowym fotografem. Zaczęło się przypadkiem – był rok 2006, mój tato pracował w tamtym czasie jako rzeczoznawca szkód drogowych i potrzebował aparatu cyfrowego do dokumentacji zdarzeń. Jak wracał z pracy, podbierałem mu aparat i nosiłem go wszędzie ze sobą – oczywiście nie obeszło się bez kontrolnego o-p-r, bo to przecież narzędzie jego pracy. Jasne... jakbym wtedy o tym w ogóle myślał. Fotografia pochłonęła mnie bez końca. Dokumentowałem wszystko, co robiłem – ludzi, zdarzenia, chwile spędzone nad wodą – wszystko. Nie był to czas wielkiej ekspansji mediów społecznościowych – nikt nie myślał o Facebooku czy innych platformach. [instagram]Instagramie[/instagram]
Wtedy, gdy miałem te 16 lat (tak, jestem dzieciakiem, mam 26 lat... prawie), miałem super plany – chciałem najpierw zostać chemikiem, później biochemikiem, aż skończyło się na chęci studiowania zootechniki. No właśnie – skończyło się na chęci. Miałem już zadeklarowane przedmioty maturalne – oczywiście była tam biologia. Mniej więcej w połowie ostatniego semestru liceum stwierdziłem, że nie chcę tego robić, że naprawdę kocham fotografię i zdecydowałem się wbrew moim rodzicom pójść na studia, które miały wdzięczną nazwę: „Dziennikarstwo i komunikacja społeczna: media cyfrowe i komunikacja elektroniczna” i to jeszcze na dodatek zaoczne, na prywatnej uczelni. Cóż – trzeba było coś zrobić z tym fantem – podłapałem szybko jakąś pierwszą lepszą pracę (w „restauracji pod złotymi łukami” - wiecie, bez reklam) tylko po to, by opłacić studia. Pracowałem w tygodniu, studiowałem w weekendy a w międzyczasie fotografowałem. Och tak, na dodatek - swoją pierwszą lustrzankę dostałem na 18-stkę. Do dzisiaj pamiętam minę mojej ukochanej mamy (wiem, że to czytasz!), ponieważ nie miała pojęcia o tym prezencie, tato wszystko załatwił.
Dzięki konsekwencji w działaniu i wciąż rozwijającej się pasji zacząłem współpracować z organizatorami imprez, m.in. z redakcjami Alternation Music Magazine i Batcave.pl i zanim się obejrzałem, stałem przed moimi największymi idolami rockowymi. Z czasem dostałem się jako stażysta do jednego portalu studenckiego, gdzie później dostałem pracę i siedziałem tam przez kolejne prawie 3 lata. W międzyczasie skończyłem studia pierwszego stopnia i poszedłem na magisterkę z „Fotografii w Multimediach” - to tam poznałem Borysa i kilku innych fotografów, którzy, nie ukrywam, strasznie mnie denerwowali swoim podejściem. Słyszałem w kółko, że „na fotografii w Polsce nie da się zarobić” - no cóż, potwierdziło się to później. Ale nie zniechęciło mnie to – dalej konsekwentnie dążyłem do realizowania swoich ambicji, stawiając próg coraz wyżej i wyżej.
Dla fotografowania poświęciłem również dużą część życia prywatnego – czy to skomplikowane relacje, znajomi, czy życie towarzyskie – żyłem od koncertu do koncertu, od sesji do sesji. I jakoś się to zakręciło. Nigdy nie myślałem, że fotografowanie czy pisanie o zdjęciach, jest moim powołaniem – szczerze mówiąc od czasów gimnazjum nienawidziłem pisania, miałem polonistkę, która męczyła nas czterema wypracowaniami tygodniowo, tragedia.
Obecnie uważam, że fotografowanie jest sensem mojego życia. Nie wyobrażam sobie tego, że miałbym przestać robić zdjęcia. To, co czuję podczas fotografowania jest niesamowite – nie istnieje dla mnie wtedy świat. Ale też nigdy nie miałem ciśnienia na to, by zostać zawodowcem. A nie, przepraszam, był taki okres, ale szybko minął, kiedy poczułem frustrację związaną z zarabianiem na zdjęciach. Wtedy zdecydowałem, że będę robił zdjęcia tylko dla siebie, nie oglądając się na nikogo i na nic, bo przecież zarabiać mogę na czym innym. O dziwo, wtedy właśnie zaczęły pojawiać się zlecenia.
Moja rada dla wszystkich, którzy myślą, że fotografia jest od trzaskania hajsu – zwolnijcie. Przede wszystkim musicie poczuć to w sobie, wiedzieć, że was to kręci i tworzyć z potrzeby i chęci kreatywnego wyrażania samego siebie. Jeśli jesteście skoncentrowani tylko na pieniądzach – nic to nie da. Szybko zaczniecie odczuwać frustrację, zgorzkniejecie, a wasze zdjęcia zaczną się stawać coraz gorsze, bo nie będzie w nich tej magii, co na początku.
Najważniejsze jest to, by znaleźć to, co się (po)kocha i być konsekwentnym w działaniu – reszta przyjdzie z czasem.