Canon EOS R5 i Canon EOS R6 w naszych rękach. Dają radę?

Canon EOS R5 oraz R6 to dugo wyczekiwane i zdecydowanie najciekawsze premiery tego producenta od długiego czasu. Parametry wyglądają spektakularnie, a oczy całego świata są skierowane ku nowym bezlusterkowcom Canona. Czy te aparaty zasługują na taką uwagę i czy sprostają pokładanym w nich nadziejom?

Miałem okazję przetestować wersję testową Canona EOS R5 oraz wersję finalną modelu R6. Poniższy film nie stanowi jeszcze finalnego i dogłębnego testu, ale zawiera kilka ciekawych informacji na dosłownie i w przenośni gorące tematy. Udało mi się przetestować śledzenie autofocusa, jakość nagrań wideo, stabilizację obrazu oraz co najważniejsze dzielę się szczegółowymi danymi dotyczącymi przegrzewania się aparatu.

Ważną aktualizacją do powyższego filmu jest temat chłodzenia aparatu. Otóż na przykład przy nagrywaniu 8K w 30 klatkach na sekundę aparat po przegraniu wyłączy się po ok. 20 minutach. Musimy wtedy odczekać dziesięć 10, żeby móc nagrywać przez kolejne 3 minuty lub 20 minut, aby dostać dodatkowe 8 minut nagrywania.

Mam mocne podejrzenia, że 8K mało kogo tak naprawdę interesuje, ale 4K w 60 klatkach na sekundę możemy nagrywać przez 25 minut w temperaturze zewnętrznej ok. 23 stopni Celsjusza, potem aparat się wyłączy. Następnie po odczekaniu 10 minut dostaniemy kolejne 10 minut nagrywania.

Trzeba przyznać, że dla wielu filmowców może to stanowić spory problem. Szczególnie dla tych pracujących w ciepłym klimatach i przez dłuższy czas, czyli na przykład fotografów ślubnych ta sytuacja może powstrzymać od zakupu. Wszystko wskazuje na to, że głównym powodem takiej sytuacji, jest mocne uszczelnienie aparatu i brak systemu chłodzącego takiego jak na przykład w modelu Panasonic LUMIX S1H.