Drodzy sprzedawcy sprzętu, traktujcie nas poważnie!
Chcesz/musisz - niepotrzebne skreślić - wydać kilka, kilkanaście, a nawet czasem kilkadziesiąt tysięcy na sprzęt fotograficzny, a sprzedawca piętrzy przed Tobą problemy? Zdarzyła Ci się taka sytuacja? Zastanawiam się, dlaczego kiedy kupujemy np. komputer albo samochód, sprzedawca o nas zabiega. W przypadku sprzętu fotograficznego, często zdarza się, że klient bardziej chce kupić, niż salon sprzedać…
Profesjonalny fotograf w dobie galopującego postępu technologicznego jest w pewnym sensie skazany na kupowanie. Wielki szacunek dla tych, którym nowinki techniczne, mnogość usprawnień oraz zwykła potrzeba nie grzebią w kieszeniach. Jednak chcąc ułatwić sobie pracę, większość z nas sięga co jakiś czas po nowe aparaty, obiektywy, komputery, dyski, karty pamięci i wiele innych gadżetów. Każdy zakup profesjonalnego sprzętu to pewien proces. Wydanie kilku, kilkunastu czy czasem nawet kilkudziesięciu tysięcy poprzedzone jest najpierw identyfikacją braków w sprzęcie lub w jego możliwościach. Następnie szerokie poszukiwanie. Testy, hands on preview, cyferki, potem doszukiwanie się opinii znawców, porównania, pytania na forach internetowych, opinia kolegów po fachu czy nawet próżne serie klipów „unboxing”. Wielokrotne przeliczanie pieniędzy w głowie, aż wreszcie pada sakramentalne TAK - nie pojadę w tym roku na wakacje, trochę pojeżdżę rowerem, zamiast lać paliwo do auta, ograniczę wieczorne wyjścia do jednego w tygodniu i jakoś to będzie:) Jeszcze szybki przegląd sklepów w okolicy, kto ma na stanie sprzęt, bo bardzo ważne są także wrażenia organoleptyczne, dotyk, macanie, zaznajomienie się z ergonomią i…
Idziemy do sklepu
Nie wiem, jak to jest u Was, ale w moim przypadku proces kupowania zwykle generuje te same problemy. Sprzedawca słysząc zapytanie o konkretny aparat lekko się usztywnia, a jego ruchy się spowalniają. Wyciąga z gabloty sprzęt, poszukując uprzednio właściwego do niej kluczyka. Stawia delikatnie na ladzie, pozwala dotknąć. Bateria zwykle rozładowana, a jeśli akurat mi się poszczęści i tak nie jest, to czasem pada prośba o nierobienie zdjęć. Przypomina mi się wówczas słynne powiedzenie tenisisty Johna McEnroe „You cannot be serious!”.
John McEnroe - You Cannot Be Serious
Zdarzyło mi się już, że sprzedawca powiedział „Wie pan, jak będzie pan tak na serio zainteresowany, to wtedy jedno, dwa zdjęcia pozwolę zrobić, żeby mi klient nie powiedział potem, że mu sprzedajemy używany sprzęt”. Poważnie? Ale ja jestem zainteresowany, przyniosłem nawet swoją kartę pamięci i komputer, bo wiem że państwo będąc sklepem fotograficznym, nie macie na stanie kilku roboczych kart pamięci, z których mógłby skorzystać klient. Koszt dla was żaden, a nie trzeba powtarzać „nie da się” 10 razy dziennie. Sklepy wielkopowierzchniowe mają się jeszcze gorzej, bo często trudno znaleźć właściwego sprzedawcę. Każdy kolejny odsyła do kolegi, który co prawda gdzieś przed chwilą był, ale chodząc alejkami między czajnikami, prostownicami do włosów i car audio zrobił sobie przerwę na krótki flirt z hostessą od filtrów do wody.
Bardzo proszę, by fachowi i dobrzy sprzedawcy nie brali tego do siebie. To nie o was! To także nie o profesjonalnie obsługujących sklepach fotograficznych, jakie miałem okazję odwiedzić, choć jest ich niestety coraz mniej. Zastanawia mnie, dlaczego tak jest?
Wojna cenowa
W niektórych sklepach nie można nawet zapłacić kartą. Powodem tego jest fatalna polityka cenowa. Sklepy internetowe prześcigają się w megaofertach, okazuje się w pewnym momencie, że marża sklepu na aparacie fotograficznym za 12000 zł to np. 100 zł. Koło się zamyka, bo ten sam sklep, chcąc się utrzymać, musi wejść na rynek tanich ofert internetowych. A kupowanie profesjonalnego sprzętu foto przez internet, a już w szczególności obiektywów, bywa bardzo ryzykowne. Musisz dotknąć, przestrzelić, sprawdzić. Teoretycznie firmy internetowe wychodzą naprzeciw klientowi i pozwalają mu odesłać sprzęt bez dodatkowych kosztów. Jednak, czy chce Ci się rozmawiać ze sformatowaną infolinią, pakować, umawiać z kurierem, czekać, aż wrócą pieniądze na konto, potem przelewać je raz jeszcze na inne, do innego sklepu i tak w nieskończoność? Ja zdecydowanie wolę to załatwić jedną wizytą w sklepie, sprawdzianem sprzętu i uściskiem dłoni.
Promocje i sklepy sieciowe
„Fantastyczna oferta”, „cenowy zawrót głowy”, „zbijanie cen”, „tylko do końca tygodnia”. Wracamy do sieciowego sklepu wielkopowierzchniowego, w którym zaproponowali cenę niższą od najniższych ofert ceneo i znowu poszukujemy sprzedawcy. Teraz jest już zajęty obsługiwaniem podobnych nam, przyciągniętych przez trąbiącą zewsząd reklamę. Sprzedaż przypomina tym razem zakup ziemniaków. Bo niby możesz dotknąć, chwycić aparat pokazowy z przyklejonym do niego półmetrowym kablem ograniczającym Twoje ruchy do minimum, ale ani go nie przestrzelisz, ani nie wyjdziesz na zewnątrz, ani nawet nie otrzymasz od sprzedawcy odpowiedzi na żadne z nurtujących Cię pytań, bo zwyczajnie ich nie zna. A jego zadaniem jest sprzedać 100 sztuk do końca tygodnia, zatem stara się to robić jak najsprawniej, bez zbędnych ceregieli.
Jakość obsługi
Jeszcze 10-15 lat temu można było trafić do sklepów i komisów, w których pracowali fachowcy, pasjonaci, specjaliści. Dzisiaj o takie cuda coraz trudniej. Darem niebios jest w miarę obiektywnie patrzący na sprzęt sprzedawca, który umie postawić się po drugiej stronie lady i odpowiedzieć na nurtujące Cię pytania. Testy i opinia to jedno, drugie to praktyka. Ile razy zdarzyło się, że o sprzęcie cały świat pisał w samych superlatywach, a jakoś zapominano napisać o istotnych jego wadach? Siła reklamy, marketingu i opłacania testów. Poza tym nieraz trudno się odnaleźć w gąszczu informacji płynących z internetu.
Koszty
Zatrudnienie fachowca jest zapewne droższe, niż tzw. „studenta”. Jego świat często ogranicza się do „melanżu” („student” w żargonie z mojego środowiska to młody człowiek zainteresowany zarabianiem pieniędzy, przy minimalnym wkładzie własnym) i szkoda mu czasu na szersze zainteresowanie tematem. W zasadzie za te marne pieniądze, które dostaje to się nie opłaca, a na kilka drinków ze znajomymi wystarczy.
Przedstawicielstwa marek fotograficznych i garnitury
Niektóre marki fotograficzne lokalnie prowadzone są przez firmy kompletnie nie mające pojęcia o fotografii. Ktoś powie - nie znamy się? To zatrudnimy kogoś, kto się zna i po sprawie. Nie tak to jednak działa. Często już wchodząc na stronę polskiego przedstawicielstwa pewnych marek można zobaczyć, jak mało liczy się dla nich fotograf i jego zadowolenie z produktu, a jak bardzo cyferki na koncie poprzedzone wynikiem sprzedaży. I tak np. mało która marka dysponuje sprawnie i profesjonalnie działającym serwisem gwarancyjnym. Udało Ci się kupić wymarzony sprzęt? To się ciesz, bo teraz w razie usterki będziesz przechodził gehennę, czekał na aparat tygodniami i prosił się o sprawną naprawę.
Podejście do klienta
Zdarzyła mi się taka sytuacja, kiedy podchodziłem do zakupu dość prestiżowego sprzętu. Napisałem do najbliższego mi przedstawiciela mail z prośbą o możliwość obejrzenia interesującego mnie zestawu. Ten odpisał po kilku dniach, był zainteresowany sprzedaniem mi go, ale niespecjalnie zademonstrowaniem. Być może wymagałoby to od niego trochę więcej zachodu. Na podobną wiadomość wysłaną do zagranicznego przedstawiciela, odpowiedź otrzymałem w ciągu kilku godzin, a kiedy parę tygodni później pojawiłem się w umówionym terminie w salonie, czekał już na mnie odłożony towar. Sprzedawca poświęcił ponad godzinę na rozwianie wszelkich moich wątpliwości, skasował i odprowadził mnie z uśmiechem do drzwi. Być może to próżne z mojej strony, ale dzięki takiemu potraktowaniu z pewnością wielokrotne jeszcze odwiedzę salon po kolejne zakupy.
Specjalnie nie podaję marek i miejsc. Nie chcę, by ktoś z mojego powodu czuł się źle. Niezaprzeczalnym jest, że są w naszym pięknym kraju miejsca, gdzie obsługa stoi na najwyższym poziomie, nie ma ich jednak zbyt wiele. Stąd ten tekst.
Obiektywnie patrząc, temat jest ciężki. Nie każdy sklep ma do dyspozycji wszystkie modele aparatów w formie demo, bo ilość sprzedawanych sztuk nie pozwala na to przedstawicielom handlowym. Rynek jest przez to dość trudny, wszyscy szukamy atrakcyjnych ofert cenowych. Dotarliśmy przez to do ściany, bo te ceny trudno obniżyć, a sklepom z nich wyżyć. Tęsknimy do poziomu cen azjatyckich czy amerykańskich. Ale w przypadku tych pierwszych mowa o znacznie większym rynku, a w USA już nie jest tak tanio ze względu na cenę dolara, poza tym kwoty podawane są bez podatku i cła. Dodatkowo często towar sprowadzany ze Stanów czy Azji pozbawiony jest gwarancji europejskiej.
Zatrudnianie fachowców albo przeszkolenie żółtodziobów jest kosztowne. Wszyscy próbują tzw. „zbędne” koszty ciąć. W efekcie mamy to, co mamy i narzekamy na to. tzn. w tym wypadku ja zrzędzę, choć wydaje mi się, że nie jestem jedyny. W samym moim rodzinnym Krakowie trudno o fachowe miejsce. I nawet te, które mnie wydają się być w porządku, nie mają dobrej opinii u innych.
Myślę jednak, że w dość prosty sposób można odrobinę ten temat poprawić. Może wystarczą chęci i pasja, a nie jedynie liczenie słupków?
Pozdrawiam serdecznie wszystkich sprzedawców, dla których aparat fotograficzny jest czymś przynajmniej tak ważnym, jak pomidor z poniższego klipu.