Dzień z życia fotografa (nie)ślubnego

Dzień z życia fotografa (nie)ślubnego

Dzień z życia fotografa (nie)ślubnego
Źródło zdjęć: © © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)
Monika Homan
25.05.2018 12:56, aktualizacja: 26.05.2018 16:52

Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda dzień ślubu z perspektywy fotografa? Nieczęsto robię zdjęcia na uroczystości zaślubin, ale dziś podzielę się z wami swoimi doświadczeniami. Oto, jak wyglądała uroczystość moich przyjaciół, widziana przez wizjer aparatu.

Jakiś czas temu dwoje moich przyjaciół poprosiło mnie o sfotografowanie uroczystości ich zaślubin. Nie jestem zwolenniczką tego typu rozwiązań. Na weselach znajomych wolę się bawić, niż pracować. W tym przypadku zrobiłam jednak wyjątek. Kiedy usłyszałam: "Nie wyobrażam sobie, żeby na moim ślubie był jakiś inny fotograf", nie miałam już wyboru. Ustaliliśmy szczegóły – miałam fotografować do północy, a później bawić się do rana. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mówię.

Dziś chcę się z wami podzielić moimi doświadczeniami. Być może ktoś z was też zostanie poproszony o zdjęcia ślubne i jakaś rada okaże się pomocna.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Zanim weźmiesz aparat do ręki, musisz się nagimnastykować

"Dzień ślubu" zaczyna się dla fotografa przynajmniej dzień wcześniej. Jeśli uroczystość odbywa się w kościele, to przygotowania warto zacząć już kilka miesięcy przed. Żeby móc fotografować podczas uroczystości liturgicznych, potrzebna jest specjalna zgoda od biskupa. Aby ją zdobyć, należy przejść odpowiedni kurs, który organizowany jest przez poszczególne kurie. Warto zainteresować się tym wcześniej, bo odbywają się one zwykle raz na kwartał (tak przynajmniej jest w Kurii Wrocławskiej). Cena takiego kursu nie jest zbyt wysoka – ja zapłaciłam 250 zł za bezterminową akredytację. Jeśli ksiądz wyrazi zgodę, możecie fotografować bez takiej legitymacji – robiłam tak zanim ją uzyskałam. Jednak trzeba to koniecznie ustalić przed ślubem.

Kiedy formalności są załatwione, zaczynamy pracę. Jak wspomniałam wcześniej - nie zaczyna się ona w dniu ślubu. Nie lubię zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, sprzęt przygotowałam dzień przed ceremonią, czyli w dniu wyjazdu. Reportaż miał być kompleksowy – od przygotowań po wesele, więc sprzęt musiał być uniwersalny. Poza oczywistymi rzeczami, takimi jak: naładowanie akumulatorów (wielu) i przygotowanie kart pamięci (równie wielu), trzeba było zdecydować, co ze sobą zabrać. Ponieważ była nas dwójka (przy takich okazjach zwykle fotografuję w tandemie z moim chłopakiem), trzeba było też podzielić się sprzętem.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Sprzęt

Zabraliśmy ze sobą 4 korpusy, dwa główne oraz dwa zapasowe: Canon EOS 5D Mark III, Canon EOS 6D Mark II, Canon EOS 6D oraz Canon EOS 80D. Do 5D zamocowałam obiektyw Canon EF 35 mm f/1.4 i wcale nie zamierzałam go odpinać. To zdecydowanie mój ulubiony ze szklarni Canona, w dodatku świetnie się sprawdza przy reportażu. Kolejny obiektyw to chyba najbardziej uniwersalne szkło, jakie powstało, czyli Canon EF 24-70 mm f/2.8. Do bliższych kadrów wybraliśmy mój drugi ulubiony obiektyw, którego nie mogło zabraknąć na liście, czyli Canon EF 70-200 mm f/2.8. Żeby zrobić zdjęcia detali takich, jak obrączki, zabraliśmy Canona EF-S 60 mm f/2.8 Macro. Ponieważ jest to obiektyw pod matrycę APS-C, w naszym zestawie znalazło się body Canon EOS 80D. W zapasie wylądował jeszcze obiektyw Canon EF 50 mm f/1.4 – tak na wszelki wypadek.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Jak widzicie - całkiem sporo tego sprzętu jak na jeden ślub. Oczywiście to jeszcze nie wszystko! Trzeba było jeszcze czymś błyskać, więc zabraliśmy dwie lampy Canon Speedlite 600EX-RT – po jednej na głowę. Jeśli lampy, to i zestawy akumulatorków… wymieniać można bez końca. Całe szczęście, zaniesieniem tego zestawu do samochodu zajęła się męska połowa naszego duetu.

Na miejsce dotarliśmy po 23:00. Mieliśmy ten komfort, że para młoda zapewniła nam nocleg w miejscu wesela. W dodatku ślub odbywał się 30 metrów dalej!

Tuż przed

Zanim sprawy nabiorą pędu, warto zadbać o organizację czasu. Dowiedzieliśmy się, jaki jest harmonogram i ustaliśmy plan działania. Pamiętajcie, że zawsze trzeba mieć jakiś plan - chociażby tylko po to, żeby legł w gruzach i żebyście mogli improwizować.

Dzień fotografa ślubnego zaczęliśmy od śniadania. Koniecznie zjedzcie porządne śniadanie – na kolejny posiłek możecie długo nie znaleźć czasu. Rano wydawało nam się, że na wszystko mamy jeszcze go mnóstwo. Szybko zmieniliśmy zdanie. Po śniadaniu podkradłam świadkowi obrączki, z sali weselnej zabrałam kilka dekoracji i wzięłam się za fotografowanie detali, czekając, aż obsługa pozwoli nam sfotografować przystrojoną salę – te zdjęcia trzeba wykonać jeszcze zanim młodzi zaczną przygotowania.

Gdzieś w międzyczasie próbowaliśmy złapać księdza, żeby zamienić z nim dwa zdania i się przedstawić. Zawsze warto to zrobić, by uniknąć później niepotrzebnych spięć. Można też ustalić z nim, na co możemy sobie pozwolić podczas ceremonii.

Z gośćmi, którzy pojawiali się powoli na miejscu, też wypadało się przywitać i zamienić dwa zdania. W większości byli to dla nas obcy ludzie. Założyliśmy, że jeśli nawiążemy z nimi jakąś relację, będą dla nas bardziej życzliwi, a co za tym idzie, będą się uśmiechali przed obiektywem.

W kolejnym międzyczasie (wszystko w dniu ślubu odbywa się w międzyczasie), trzeba było zobaczyć, jak wygląda kościół, jakie jest w nim światło, którędy można wejść na balkon. Całe szczęście nie trzeba było daleko jechać.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Od momentu, w którym para młoda zaczyna się ubierać, czas zaczyna biegnąć szybciej. Jeśli już o czasie mowa – gdy fotografujecie jakiekolwiek wydarzenie używając więcej niż jednego korpusu, pamiętajcie żeby zsynchronizować godzinę na wszystkich aparatach. My tego nie zrobiliśmy i teraz mamy niezły bałagan do ogarnięcia.

Czas start!

Czas, w którym panna młoda zakłada suknię, a pan młody garnitur, jest momentem, w którym możesz zapomnieć o chwili wytchnienia. Zaczyna się fotograficzny maraton. Ślub planowany był na 16:00. Plany, jak się okazuje, mogą się zmienić. Dotarła do nas informacja, że młodzi muszą być 15 minut wcześniej, żeby podpisać dokumenty. Panika i chaos. Jeden kwadrans robi naprawdę dużą różnicę. Czasu było coraz mniej i trzeba było już zaczynać błogosławieństwo, ale rodzice jeszcze nie dotarli. Panna młoda była bliska płaczu. Pocieszam ją, jako przyjaciółka, a jako fotograf myślałam tylko o tym, że rozmaże jej się makijaż i będę musiała wszystko retuszować.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Rodzice przyjeżdżają, błogosławieństwo odbywa się w pośpiechu. Mieliśmy dosłownie dwie minuty na zrobienie zdjęć. Później pędem pobiegliśmy do kościoła, robiąc zdjęcia z wejścia. Przy ceremonii można było już trochę zwolnić. W końcu wystarczyło złapać "tylko" kilka dobrych ujęć pary młodej, kilka zdjęć świadków, rodziców, gości, kościoła i księdza. Zanim się obejrzeliśmy, musieliśmy już stać przy ołtarzu i uchwycić moment samych zaślubin. Wiecie - zakładanie obrączek, ślubowanie i pierwszy pocałunek, bez których nie byłoby ślubu. To chyba najbardziej stresujący moment dla fotografa – wszystko trwa tylko chwilę i wiesz, że nie będzie powtórek.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Pod koniec mszy zaczął mi już dokuczać ból nóg. Mimo wygodnych butów - cały dzień byłam na nogach. Buty w taki dzień to podstawa, ale nie należy też zapominać o reszcie stroju. Wykonując zdjęcia podczas jakiejkolwiek ceremonii, trzeba wyglądać przyzwoicie. Wyobrażacie sobie sytuację, w której na wasz ślub przychodzi fotograf w rozciągniętym podkoszulku, wytartych szortach, sandałach i towarzyszy wam przez cały najważniejszy dzień w życiu? Elegancki strój jest obowiązkiem fotografa ślubnego.

Po zakończeniu mszy, szybko ewakuowałam się z kościoła, żeby zająć pozycję do fotografowania sceny, kiedy młodzi z niego wychodzą. Rzecz jasna, światło na zewnątrz jest zupełnie inne, niż w środku i warto dać sobie chwilę na zmianę parametrów i zajęcie odpowiedniej pozycji. Można też poprosić gości, żeby odpowiednio się ustawili. Młodzi wychodzą, sypią się jednogroszówki, a z tub raz za razem wystrzeliwuje konfetti. Robię zdjęcie za zdjęciem, ale pan młody, przy każdym wystrzale obraca się do mnie tyłem.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

W drodze na salę weselną postanowiliśmy zrobić grupowe zdjęcie. Uznałam, że kiedy goście zasiądą już do stołów, trudno będzie zmobilizować wszystkich do wyjścia na zewnątrz. Zdjęcia grupowe to kolejne wyzwanie. Przydają się tu umiejętności organizacyjne. Szybko trzeba ustawić kilkudziesięcioosobowy tłum tak, żeby każdego było widać. W tej chwili trzeba być stanowczym i skupić na sobie uwagę. Na szczęście goście byli grzeczni i szybko pozwoliłam im iść na obiad.

Obiad - chwila wytchnienia dla fotografa. Wesele to inna bajka

Obiad to czas, kiedy mogłam w końcu usiąść i chwilę odpocząć. Nikt przecież nie lubi, kiedy robi mu się zdjęcia przy jedzeniu. Zanim goście skończyli posiłek, zdążyłam wyznaczyć z DJ-em czas na zdjęcia z rodziną. Te najlepiej zrobić na początku zabawy, kiedy wszyscy są jeszcze, co tu owijać w bawełnę, trzeźwi. Jeśli fotografów jest dwóch, trzeba koniecznie poinstruować gości, na którego mają patrzeć. Unikniemy wtedy sytuacji, kiedy na zdjęciu każdy patrzy w inna stronę.

Przez cały czas należy kontrolować poziom naładowania akumulatorów i ilość miejsca na kartach. Załóżcie, że te zawsze kończą się w najbardziej kluczowych momentach – na przykład podczas pierwszego tańca. Dlatego nie warto czekać z wymianą do samego końca. Tracimy wtedy czas, w którym moglibyśmy zrobić kilka dobrych ujęć.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Sala weselna rzadko kiedy jest miejscem, w którym są wymarzone warunki do fotografowania. Kolorowe, silne światła, dym i półmrok nie ułatwiały nam zadania. Pamiętajcie, że ktoś zawsze tym oświetleniem steruje i kiedy jest jakiś ważny moment, można poprosić o zmianę światła. W czasie, kiedy na salę wjechał tort i nowożeńcy mieli zabrać się za jego krojenie, cała sala podświetlona była intensywnym, zielonym światłem. Dla fotografa to katastrofa. Szybko poprosiliśmy o zmianę i zdjęcia zostały uratowane.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Fotografowanie zabaw gości weselnych było dla mnie przyjemnością. Pomimo fizycznego zmęczenia, bólu w krzyżu od ciężaru aparatu, odcisków na prawym kciuku (też tak macie?) od jego podtrzymywania i potwornego bólu nóg, muszę przyznać, że na weselu bawiłam się świetnie. Goście tańczyli ze sobą, a ja wirowałam wokół nich z aparatem.

Jeszcze tylko oczepiny i fajrant

Czas szybko zleciał, nastał czas oczepin, czyli ostatniego punktu w naszym fotograficznym rozkładzie. Te były zwięzłe i krótkie. Swoją drogą - funkcja fotografa jest świetną wymówka, żeby nie musieć próbować złapać welonu. Po oczepinach mogliśmy już odłożyć aparaty i dołączyć do zabawy. Dalsze fotografowanie pozbawione było zresztą sensu. Nie trzeba ukrywać, że na weselu leje się wódka, a goście po północy są pod jej wpływem. Zdjęcia i tak nie będą korzystne.

Obraz
© © MH / [Tutenhoman](https://www.facebook.com/tutenhoman/)

Napisałam, że mogliśmy dołączyć do zabawy? Miałam na myśli, że mogliśmy wrócić do pokoju i wykończeni położyć się spać.

Jeśli kiedykolwiek usłyszycie od kogoś, że fotograf ślubny ma łatwą i przyjemną pracę, możecie śmiało wybuchnąć śmiechem. Przyjemna to ona może jest, ale z pewnością nie łatwa. Szacunek dla fotografów, którzy zajmują się tym na co dzień.

Praca nie kończy się po uroczystości

Tak samo, jak praca fotografa nie zaczyna się w dniu ślubu, tak w tym dniu się nie kończy. Wróciliśmy do domu z 80 gigabajtami zdjęć, które wymagają edycji. Nie jestem zwolennikiem oddawania nowożeńcom tysięcy zdjęć z wesela, które obejrzą raz i nie będą mieli ochoty do nich wracać, bo przebrnięcie przez setki zdjęć cioć i wujków będzie bardziej męczące niż przyjemne.

Zdecydowanie wolę je dokładniej wyselekcjonować i oddać im zdjęcia, które będą esencją z dnia, w którym stali się mężem i żoną. Ta praca jeszcze przede mną. Tak samo jak ślubna sesja. Nie zamierzam się śpieszyć. Wydaje mi się, że warto trochę poczekać z oddaniem zdjęć z takich uroczystości. Kto będzie pamiętał, co działo się na weselu pół roku temu? A przecież zdjęcia są od tego, żeby przywoływać wspomnienia.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)