Elwira Kruszelnicka mówi o anonimowości człowieka w przestrzeni miejskiej
Rozmawialiśmy z naszą czytelniczką – fotografką Elwirą Kruszelnicką, na temat jej materiału „Anonymous heroes”. To dążenie do poznania znaczenia człowieka w otaczającym nas świecie, co jest znacznie utrudnione przez globalizację i pragnienie pozostania w cieniu.
Elwira Kruszelnicka: Myśl o tym projekcie pojawiła się już w trakcie jego realizacji. Wtedy jeszcze nieświadomej. Przejrzałam kilka swoich zdjęć ulicznych i zwróciłam uwagę na to, że mają wspólny mianownik, coś uniwersalnego. Poczułam pewną anonimowość człowieka w miejskiej przestrzeni publicznej. Potem zaczęłam przyglądać się jej bardziej świadomie.
Duża przestrzeń miejska i szybkie tempo życia sprawiają, że w mieście z dnia na dzień stajemy się dużo bardziej anonimowi. Miasto jest coraz bardziej obce naturze człowieka i chociaż próbujemy to nadrobić – czujemy się wyobcowani.
Bohaterowie moich zdjęć są oddzieleni od gwaru i zgiełku. Bez względu na to, czy gdzieś się spieszą, czy zatrzymują w zadumie. Sprawiają przez to wrażenie osamotnionych. Choć niekoniecznie muszą się tak czuć. Być może oddzielając się w swojej bezimienności, znajdywali drogę do siebie.
Żyjąc w przestrzeni miejskiej łatwo można doświadczyć nadmiaru bodźców oraz wrażeń, a anonimowość na ulicy, bulwarze, czy plaży daje szansę na zrównoważenie wewnętrznych przeżyć. Jest formą odpoczynku.
Patrząc na napotkanych ludzi przez pryzmat anonimowości, chciałam odwrócić uwagę odbiorcy od indywidualizmu rozumianego jako uczucia i gesty. Osobiste sprawy konkretnej jednostki są interesujące, ale też szybko przemijają.
Codziennie mijamy na ulicach wielu podobnie zamyślonych ludzi, którzy gdzieś pędzą lub zatrzymują się w zadumie. Dzięki kontekstom wizualnym i niejako podglądactwu – czy to w kałuży, czy w odbiciu szyby – można lepiej dostrzec te chwile.
Od jakiegoś czasu czuję, że wszystkie zrobione przeze mnie zdjęcia, opowieści fotograficzne, czy projekty dotykają czegoś we mnie. Uczę się akceptacji tego, co przynosi mi życie. Staram się dostrzegać emocjonalne reakcje mojego ego i panować nad nimi. Czuję, że ten cykl nie jest przypadkiem.
Do bohaterów podchodziłam dyskretnie, nie nawiązywałam z nimi później żadnej relacji oprócz tej fotograficznej. Mimo tego – za każdym razem czułam wdzięczność względem tego, że pojawili się w konkretnym miejscu i konkretnym czasie.
To ta ich cicha bezimienność...
Projekt powstaje od kilku lat i czuję, że może się nie skończyć. To moja indywidualna praca nad sobą – nad moim ego, a je trzeba kształtować cały czas.
Chciałabym kiedyś zaprezentować ten projekt w formie druku, na wystawie, ale nie myślałam o tym jeszcze bardziej konkretnie.
W przypadku fotografii ulicznej, jak i każdej innej – zauważyłam, że ważna jest umiejętność wewnętrznego zwolnienia. Po to, by widzieć więcej. Kiedy przestaniemy gonić za kadrami, one zaczynają się dziać wokół nas – jesteśmy w centrum tego zamieszania.
Fotografia uliczna jest szczególnie zaskakująca, ale wymaga pokory i cierpliwości. Czasem zatrzymuję się w jakimś miejscu, czekam i obserwuję to, co się dzieje.