Fotograf odwiedził zawodowych szefów kuchni w ich domach
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wszyscy znamy szefów kuchni pokroju Gordona Ramseya czy Wojciecha Amaro jako surowych, zdecydowanych gości, którzy nie przebierają w środkach prowadząc własne restauracje. Ich domowe życie i gotowanie dla najbliższych to kompletnie co innego. Rozmawialiśmy z Benem Sassani, który odwiedził kilku szefów, na temat tego – jacy są jego bohaterowie.
Ben Sassani: Robię zdjęcia od 8 lat. Zaczynałem w czasie, kiedy moja żona była w ciąży z naszym pierworodnym. Chciałem mieć jego świetne zdjęcia, by on mógł je zobaczyć, kiedy będzie starszy. Po kilku miesiącach przyjaciel zaproponował mi, bym pomógł mu przy ślubie. I tak to się zaczęło, jeśli chodzi o interesy.
Najważniejsze dla mnie jest złapanie chwili. Nie jestem zwolennikiem nie wiadomo jak bardzo pozowanych zdjęć i wymuszania tych momentów. Staram się ująć je takimi, jakimi są – z prawdziwymi reakcjami oraz emocjami i opowiedzieć historię najlepiej, jak potrafię.
Szczerze? Jedyną rzeczą, która przechodzi mi przez myśl jest wcelowanie z ostrością w punkt, w który chcę trafić – zawsze staram się być we właściwym miejscu, we właściwej chwili i mieć odpowiednie spojrzenie na osobę, którą fotografuję. Dzięki fotografii cyfrowej możesz popełniać mnóstwo błędów, zanim złapiesz „to” ujęcie. Kiedy obrazek z aparatu odpowiada Twoim oczekiwaniom – po prostu wiesz, że jest tak, jak powinno być.
„Shoot My Ches” to projekt, który zrodził się z pomysłu mojego przyjaciela i klienta zarazem. Miał pomysł, żeby zrobić książkę z tego, co mają szefowie kuchni w swoich lodówkach. Rozmawialiśmy o tym, ale nigdy nie mieliśmy szansy tego zrealizować. Niestety zmarł 9 miesięcy po tym, jak rozmawialiśmy o projekcie i zostawił mnie z pomysłem, który musiałem zrealizować.
Po rozmowie z kilkoma znajomymi, którzy robią w branży gastronomicznej, wyszedłem z pomysłem fotografowania szefów kuchni w ich domach – patrząc co gotują i jak spędzają czas poza restauracją – ze swoimi rodzinami i przyjaciółmi. Następnym krokiem było znalezienie moich bohaterów... kompletnie nie wiedziałem w tamtym czasie, jak się za to zabrać.
Szczęśliwie się złożyło, że jedna z moich klientek ślubnych poprosiła mnie o sfotografowanie tego, jak gotuje. Zamiast zapłaty, umówiłem się z nią na to, że weźmie udział w moim projekcie fotograficznym. Niestety nie wypaliło.
Minęły dwa lata, a ja dalej koncentrowałem się na robieniu ślubów oraz wychowywaniu dzieci, kiedy bliska przyjaciółka przypomniała mi o projekcie a nawet zasugerowała to, że jej przyjaciel, który jest szefem kuchni chętnie weźmie udział. Problem polegał na tym, że miał się on właśnie przeprowadzać, wyprowadził się już z dawnego mieszkania i nie miał miejsca do gotowania.
Zrobiliśmy sesję zdjęciową w domu jego wujka razem z jego narzeczoną. Kiedy opublikowałem te zdjęcia, odezwało się do mnie kilkoro ludzi, w tym znajoma fotografka ślubna, która poleciła mi swojego brata, który był głównym szefem kuchni w jednej z lokalnych restauracji z sushi.
Dopiero kiedy opublikowałem te zdjęcia, zorientowałem się jak uznanym kucharzem był mój bohater. Zaczęli odzywać się do mnie ludzie z całego Houston. Dzięki niemu poznałem całkiem sporo osób i należy mu się spora uwaga na moim blogu.
Moim celem jest wydanie książki, nad którą obecnie pracuje. Zrobiłem 31 sesji zdjęciowych. Chciałbym również rozszerzyć projekt na inne miasta Stanów Zjednoczonych i pokazać, jak wygląda życie szefów kuchni ich fanom oraz znajomym.
90% mojego sprzętu to Nikon. Moim głównym apratem jest D810, a D3s oraz D700 są zapasowymi. Przeważnie używam 2 obiektywów – 35 mm f/1.4 oraz 85 mm f/1.4. Do zdjęć „lodówkowych” używałem rybiego oka Nikona – 16 mm. Wykorzystuję również Tamrona 90mm 1:1 Macro do oddania szczegółów fotografowanego jedzenia.
Jako mój osobisty aparat sprawdza się Fujifilm X-T1 z obiektywem 23 mm f/1.4. Świetny aparat do codziennych zdjęć i wędrówek. Jest lekki i daje radę jako aparat typu „point and shoot”.